środa, 30 listopada 2011

'W odbiciu" - Jakub Małecki


Karol Bryl to facet jakich wielu - jest budowlańcem chwilowa na bezrobociu, mieszka w niewielkim mieście. Ma małe mieszkanko, kredyt we frankach, kilku ulubionych kumpli, liczne hobby.
W pewnym momencie świat wokół Karola zaczyna ulegać entropii. W jego mieście mnożą się akty przemocy, kłopoty ze zdrowiem, zdrady, wypadki samochodowe. Początkowo większość tych wydarzeń wydaje się mieć jakiś związek ze śmiercią starszego człowieka zamordowanego przez dwójkę lumpów, ale zaraza zaczyna zataczać coraz szersze kręgi.
Wyraźnie w rzeczywistości nastąpiło jakieś pęknięcie, przez które wydostają się na świat ciemne siły. Czy komuś uda się zasklepić to pęknięcie i uratować świat? I czy Karol da radę naprawić swoje życie, które także zaczęło się gwałtownie sypać?
Książka Jakuba Małeckiego jest niezwykłą mieszanką. Zmysł obserwacyjny autora czyni z niej świetna powieść obyczajową, wyczuciem groteski dorównuje Etgarowi Keretowi. Zauważyłam też pewne pokrewieństwo z nurtem S-F (nieprzypadkowe, jak się okazuje autor zaczynał swoją pisarską przygodę od fantastyki). Największą zaletą jest jednak próba sformułowania reguł rządzących światem i zwrócenie uwagi na to, jak krucha jest jego równowaga. I jak często się okazuje, że wolność, oznacza dla ludzi wolność czynienia zła.
Tytuł pokazuje też niejednoznaczność naszej rzeczywistości - może rządzą nią pewne prawa, ale równie dobrze, może być to tylko odbicie naszych snów.
Ciekawa to wizja i uważam, że warto się z nią zapoznać. Jeśli nawet nie zmusi do myślenia, to na pewno zapewni kilka wieczorów rozrywki na wysokim poziomie.

poniedziałek, 28 listopada 2011

"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" - Mario Vargas Llosa


Jestem pewnie jedną z ostatnich osób w ksiażkowej blogosferze, która jeszcze nie czytała Szelmostw, więc zastanawiam się, czy w ogóle zamieszczać choćby kilka zdań streszczenia?

Ricardo i Niegrzeczna Dziewczynka (jej prawdziwe imię poznamy dopiero pod koniec książki), spotykają się pewnego upalnego lata na początku lat 50-tych jako nastolatki. Przez kolejne lata Dziewczynka będzie się pojawiać w życiu Ricarda w różnych okolicznościach (Paryż, Londyn, Tokio, Madryt) i wcieleniach (poczynając od kubańskiej rewolucjonistki kończąc na kochance japońskiego mafioza).
Na pozór układ jest taki, ze zakochany Ricardo raz po raz ratuje Dziewczynke z tarapatów, ona natomiast poświęca mu trochę swojego czasu, następnie znika. Gdy przyjrzymy się bliżej okaże się, że para wykorzystuje się nawzajem, a środkiem płatniczym, towarem, kijem i marchewką jednocześnie jest tu seks.
Bohaterowie nie wydawali mi się specjalnie sympatyczni, później z Dziewczynką jakoś się oswoiłam, niedojrzały Ricardo ciągle budził moją irytację.

Fabuła początkowo irytuje niewielkim stopniem prawdopodobieństwa. Tak jak jestem w stanie uwierzyć w perypetie Niegrzecznej Dziewczynki, tak fakt, że co chwila wpada na Ricarda (w różnych częściach świata) wygląda już mniej wiarygodnie. Wygląda mi to na grę z konwencją powieści łotrzykowskiej. Bohaterka jest takim Odyseuszem czy też Sindbadem w spódnicy - pojawia się w czyimś życiu, namiesza, a następnie musi salwować się ucieczką. I tak wielokrotnie.
Czym jeszcze są "Szelmostwa..." poza zabawą z literacką tradycją? Tropów dostarcza jeden z wątków pobocznych mianowicie - historia Peru. Dowiadujemy się o kolejnych etapach demokratyzacji, nowych przywódcach (z prawicy lub lewicy), wielkich nadziejach na dobrobyt, które kończą się zazwyczaj grabieżą obywateli... Z drugiej strony mamy Niegrzeczną Dziewczynkę, jej kolejnych facetów, którzy mają zapewnić jej stabilizację finansową i/lub uczuciową, zamiast tego każdy epizod kończy się spektakularną katastofą, stratami finansowymi oraz uszczerbkami na zdrowiu i psychice. Na szczęście ma swojego niezawodnego Ricardo, który przez krótka chwilę pozwoli jej się zregenerować, zanim rzuci się w ramiona kolejnego Ukochanego (Przywódcy).
W tym momencie niezrozumiałe przywiązanie Ricarda zaczęło mi coś przypominać:

"nie pytaj mnie dlaczego jestem z nią nie pytaj mnie dlaczego z inną nie nie pytaj mnie dlaczego myślę że... że nie ma dla mnie innych miejsc"

Pełen tekst "Nie pytaj o Polskę" Grzegorza Ciechowskiego tutaj.

Grafika ze strony gozamos.com.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Z pamiętnika przypadkowego czytelnika ("Głos Lema")


Z pamiętnika przypadkowego czytelnika

Dzień 1

Jacek Dukaj - Wstęp

Zimne poty - to było pierwsze wrażenie, gdy zaczęłam kartkować wyjęty z solidnie zabezpieczonej paczki od Powergraphu "Głos Lema". Przyznam, że dość nonszalancko zamówiłam tę książkę, spodziewając się garści wspominków i ciekawostek biograficznych. Zamiast tego - tom zawiera 12 opowiadań pisarzy SF młodszego pokolenia inspirowanych twórczością Lema. Nie chodzi tylko o to, że z Lemem miałam kontakt dość dawno i moja znajomość autora mocno wywietrzała. Wg. autora wstępu - Jacka Dukaja, Lem jest dla młodszego czytelnika takim samym dinozaurem jak Żeromski (rzekomo z powodu szkolnej traumy, po przedwczesnej lekturze "Bajek robotów". Celem projektu było wypróbowanie literackiej metody Lema we współczesnych czasach. Na czym ta metoda polega? Na fabularyzacji aktualnych koncepcji naukowych. Przyznam, że jestem w stanie lekkiej paniki. Chodzić będzie zapewne o nauki ścisłe, a to po prostu nie jest mój świat.

Dzień 2

Krzysztof Piskorski - 13 interwałów Iorri

Przyznam szczerze, że za pierwsze opowiadanie zabrałam się po kilkudniowej przerwie. Pierwsza próba ataku na na o"13 interwałów Iorri" zakończyła się niepowodzeniem. Katalog terminów fizycznych, chemicznych i komputerowych sprawił, ze z obrzydzeniem odniosłam książkę z powrotem na półkę. Drugie podejście zakończyło się umiarkowanym sukcesem. Historia o konflikcie życia i cyberżycia (czyli informacji), z elementami metafizyki, umieszczona w scenerii stygnącego wszechświata nie dość, że mnie wciągnęła, to jeszcze okazała się bogata w filozoficzne konotacje.

Dzień 3

Rafał W. Orkan - Księcia Kordiana księżycowych przypadków część pierwsza i najprawdopodobniej ostatnia

Tym razem urocza historyjka o XVIII-wiecznym (chyba) księciu, który postanawia zwiedzić Księżyc. Okazuje się on nie tylko zamieszkały, ale także targany nacjonalizmami, szowinizmami a do tego terrorem politycznej poprawności. Obiecujący początek, który potem zmienia się w niemal publicystyczny komentarz do rzeczywistości.

Wawrzyniec Podrzucki - Zakres widzialny

Rzecz o pewnej planecie, która robi w konia jej eksploratorów. Czyli ironiczny mini traktat na temat granic poznania i zawodności "szkiełka i oka". Po ciężkiej przeprawie, którą zafundowało mi pierwsze opowiadanie, to nie sprawia żadnej trudności. Choć satysfakcja.. jakby mniejsza:).

Dzień 4

Andrzej Miszczak - Poryw

Ludzie i androidy. Co w zasadzie ich różni? Historia "buntu robotów" w klimacie "Obcego " z przewrotną puentą.
Przy okazji- dzieci są zafascynowane okładką - z hamletyzującym robotem. Bardzo pasuje do treści tego właśnie opowiadania.

Dzień 5

Alex Guetsche - Lalka

Motto z lemowym cytatem szybko naprowadza nas na trop - znowu będzie o androidach. Tym razem androidem jest atrakcyjna dziewczyna, a całe opowiadanie jest historią międzygatunkowej fascynacji. Ciekawostka jest sceneria - Związek Radziecki, który nie upadł i jego księżycowa kolonia. A androidy, jak się okazuje, maję tendencję do fascynacji komunizmem. Ciekawe, czy przed '89 opowiadanie nie stałoby się wielkim hitem wydawanym w milionowych nakładach;).

Dzień 6
Joanna Skalska - Płomieniem jestem ja

Znów międzygatunkowa fascynacja - tym razem człowiek i kosmitka. Akcja rozgrywa się prawie współcześnie - na ziemi ląduje statek, na pokładzie którego jest jedynie rodząca kobieta. O dziwo genetycznie identyczna z mieszkańcami Ziemi. Czy badaczom uda się rozplątać ten rebus? Nawet fajne, tylko nie wiem, czy zrozumiałam puentę.

Janusz Cyran - Słońce Król

Rzecz na pozór dzieje się na dworze Ludwika XIV. Drobne szczegóły wskazują na to, że być może z tym Wersalem jest coś nie tak., przypomina raczej rekonstrukcję. Opowiadanie przypomina surrealistyczny obraz - nie poznamy wyjaśnienia zagadki, ale będzie można się porozkoszować niepowtarzalną atmosferą. Mam wrażenie, że to opowiadanie jak dotąd podoba mi się najbardziej.

Wojciech Orliński - Stanlemian

Mam wrażenie, że dotychczasowe opowiadanie eksploatowały tematykę, która od lat leżała odłogiem. Kosmos, androidy, sztuczna inteligencja.
Tymczasem Orliński wziął na warsztat rzeczywistość wirtualną, czyli coś eksploatowanego w tej chwili dużo mocniej, podparł to cytatami z "Summy technologiae", dorzucił płomienną deklarację, żeby pamiętać, że Lem jest Polakiem. Czy aby na pewno świat powinien o tym pamiętać? Może dla globalnego odświeżenia marki "Lem" należałoby raczej ukryć ten wstydliwy fakt jak najgłębiej?

Dzień 7

Rafał Kosik - Telefon

Mąż Kingi Bednarz ginie w katastrofie samolotowej. Chociaż rzekomo nikt nie przeżył Kinga zaczyna odbierać telefony z których niezbicie wynika, że jej mąż żyje, tyle, że zanim wróci musi się "ogarnąć i załatwić kilka spraw". Jednak czas oczekiwania na powrót wciąż się przedłuża...
Rewelacja. wprawdzie nie wiem, ile "Telefon" ma wspólnego z Lemem, ale sam broni się świetnie, żadnej metafizyki, za to świetnie stopniowane napięcie i wiarygodne wyjaśnienie. Myślę, że nawet to opowiadanie mogłoby być niezłym materiałem na film:).

Dzień 8

Paweł Paliński - Blask

Opowieść o fizycznej przemianie pewnego faceta w inną formę życia. Niestety zauważyłam, że cechą wielu opowiadań z "Głosu Lema" są niedopowiedzenia. Tutaj sprawiły one, że nie bardzo wiem o co chodzi. Może to tak naprawdę zapis szaleństwa, a może i nie:).

Filip Haka - Opowieści kosmobotyczne Dominika Vidmara

Nowatorska forma- opowiadanie zostało skonstruowane jako leksykon postaci fikcyjnej książki. Cała masa odniesień do Lema i teorii literatury niestety mnie pokonały. Właśnie wynoszą mnie na noszach.

Jakub Nowak - Rychu

Rychu jest amerykańskim pisarzem SF, balansującym na krawędzi psychozy. Łyka psychotropy i koresponduje z FBI na temat pewnego twórcy zza żelaznej kurtyny - Stanisława Lema. Jego zdaniem Lem jest tak naprawdę grupą ludzi, a cele literackiego desantu Lema na Zachodzie, wydają mu się nader podejrzane. Nie chce spoilerować, ale tu zagadka - kim jest Rychu?

Dzień 9
Pora podsumować.
Zazwyczaj nie czytam SF. Czytałam jej sporo jako nastolatka, potem po prostu przepalił mi się moduł odpowiedzialny za odbiór tego rodzaju literatury. Jakoś nie jestem w stanie czytać, czegoś, co jest ewidentnie WYMYŚLONE. Oczywiście dużo przy tym tracę. Prognozy przyszłości, naukowe teorie, rozwijanie wyobraźni... Niestety trudno mi było wyłapać wszystkie nawiązania i tropy literackie, ocenić jaki "procent Lema" jest w każdym opowiadaniu, ale bawiłam się naprawdę nieźle. Po przeczytaniu całości moje top 3 wygląda następująco:
1. Telefon (no tak, tu jest najmniej SF, a najwięcej rzeczywistości)
2. Słońce król (niepokojące klimaty rodem z Greenawaya mają jednak nieodparty urok)
3. 13 interwałów Iorri (najtrudniejsze z przeczytanych, jednak przemyślane i z wyraźną myślą przewodnią)
Gdyby ktoś miał ochotę przeczytać recenzję kogoś, kto nie jest całkowitym fantastycznym abnegatem, zapraszam tutaj.




piątek, 18 listopada 2011

"Cicho, we śnie" - Donna Leon



Donna Leon jest autorką serii kryminałów osadzonych w Wenecji. Jej główny bohater - commissario Brunetti, jest pewnie jednym z ciekawszych literackich detektywów - smakoszem i erudytą z ciekawym życiem rodzinnym.
Oprócz kryminalnej intrygi autorka zazwyczaj umieszcza w swoich książkach sporą garść krytyki społecznej. Z pasją opisuje stosunki mafijne, nepotyzm, biurokrację, przez co zapewne naraża się wielu osobom. Pewnie dlatego nie zgadza się, aby jej powieści, napisane po angielsku, były wydawane za jej życia po włosku. Nie chce, aby jej poglądy miały wpływ na jej włoskie życie.

Szczerze mówiąc, po lekturze "Cicho..." wcale nie dziwię się takiej decyzji, publikacja tej książki mogła wywoła szczękościsk u wielu włoskich czytelników.

Tym razem Guido Brunetti walczy ze stugłową hydrą paraliżującą życie Włoch - czyli z kościołem katolickim. Intryga kryminalna to śledztwo w sprawie serii tajemniczych zgonów staruszków z katolickiego domu opieki. Do tego mamy potyczki z katechetą uczącym jego nastoletnie dzieci. Wisienką na torcie jest tajne (i złowrogie) stowarzyszenie, którego macki sięgają aż Watykanu.

Obraz instytucji kościelnych, który się wyłania z tej książki jest nader niesympatyczny i ... jednostronny. Za tę nudną jednostronność, niczym z faktów i mitów, obniżyłam ocenę:).

Natomiast plusem jest trafny i ciekawy opis problemów rodzinnych.
Obydwoje z małżonków Brunetti są antyklerykałami, przy czym żona- Paola, jest wojująca ateistką, sam Brunetti jest w fazie między całkowitym sceptycyzmem a resztkami przywiązania do religii jako do rytuału. Mimo to posyłają swoje dzieci na religię, aby ... poznały własne dziedzictwo kulturalne. Motywacja to nader wątła, która szybko się rozwieje, nie tyle z powodu kłopotów z katechetą, co przez fakt, że Brunetti zacznie dokładniej zgłębiać pisma wczesnochrześcijańskich Ojców Kościoła, i odkryje, że byli stadem nietolerancyjnych obskurantów.
Zaciekawił mnie ten opis. Ilu bowiem rodziców posyła dzieci na religię wbrew własnym przekonaniom (głównie zapewne z powodu uwarunkowań rodzinnych), jednocześnie tłumiąc w sobie coraz większą frustrację. I jak na takiej mieszance wybuchowej wychodzą dzieci?

wtorek, 15 listopada 2011

"Hołota" - J.I. Kraszewski



Przepis na powieść obyczajową a la JIK jest prosty. Weź pozytywną bohaterkę, koniecznie dziewczę jednocześnie cnotliwe i przedsiębiorcze, dorzuć do tego młodego, biednego zakochanego w niej pozytywistę, dodaj jedną życzliwą im osobę ze starszego pokolenia. Żeby romans wypalił i zaowocował matrimonium, niezbędne jet dosypanie garści pieniążków, w postaci niespodziewanego spadku, bądź innego rodzaju donacji.
Żeby natomiast całość nie była nudna, konieczne jest rzucenie pary bohaterów w nieprzyjazne im środowisko złożone z galerii malowniczych typów wiejskich/miejskich bądź zagranicznych (niepotrzebne skreślić).
Prawie zapomniałam - obowiązkowym składnikiem jest również happy end.

Pod tym względem "Hołota"- powieść obyczajowa napisana w latach 70-tych, której akcja rozgrywa się w latach 50-tych XIX wieku na podlaskiej prowincji i w Warszawie, bardziej przypomina nie inne książki z taśmy produkcyjnej Kraszewskiego, a dzieła pozytywistów, na czele z Orzeszkową.

Mamy bowiem tutaj bohaterów pozytywnych - rodzinę Zarzeckich, ale nie są oni bynajmniej pozbawieni wad. Główną jest chyba brak siły przebicia (choć starszemu pokoleniu doskwiera także alkoholizm i przesadna bigoteria). Ponieważ JIK zrezygnował tym razem z ręki Opatrzności, która w kluczowym momencie sypnie grosiwem, Zarzeccy szybko zderzą się z bezdusznym i okrutnym systemem kapitalistycznym w wydaniu XIX wiecznym, książka zaś podryfuje w kierunku ... krytyki społecznej.

Czasem zdarza mi się czytać literaturę w wydaniach z lat 50-tych , podczytuję sobie wówczas marksistowskie wstępniaki. Nie zawsze było łatwo poloniście czasu stalinowskiego znaleźć sceny , gdzie JIK- i Marks mogliby sobie podać rękę. Muszę koniecznie znaleźć wydanie "Hołoty" z tamtego czasu, myślę, że w jej przypadku redaktorzy nie mieliby problemu z ideologiczną analizą dzieła:).

Źródlo zdjęcia: allegro

środa, 9 listopada 2011

"Święto kozła" - Mario Vargas Llosa

Traktat o dyktaturze i meandrach polityki chyba nie jest wymarzoną lekturą na jesienne wieczory. Niestety, moje nieodwracalne skrzywienie w kierunku takich ciężkich tematów połączone z sympatią do zeszłorocznego noblisty, sprawiło, że kilka wieczorów podczytywałam sobie opisy tortur, upokorzeń, krzywdy ludzkiej, jak również urazów psychicznych wywołanych przez wyżej wymienione.
"Święto Kozła" to analiza dyktatury od strony psychologicznej (tak, tak) przeprowadzona na przykładzie dominikańskiego reżimu Trujillo (1930-1961).
Autor opisuje jego ostatnie dni z wielu punktów widzenia - samego dyktatora, jego współpracowników, uczestników spisku na jego życie a także pewnej 14-latki (można się domyślac, że los nie potraktuje jej zbyt łaskawie).
Dla mnie był to katalog postaw jakie ludzie przyjmują wobec reżimu, jak również psychologicznych zniszczeń i uszkodzeń, które on wywołuje. Proste zapędzenie ludzi w kierat wywołałoby bunt, ale kombinacja kija i marchewki, połączona z okresami niełaski wywołuje zbawienną dla przetrwania systemu mieszankę przywiązania i strachu.
Byłoby przesada stwierdzić, że wszyscy byli uwikłani i ponosili odpowiedzialność, ale na pewno "umoczone" były warstwy wyższe. Choćby zachowanie własności wymagało czasem niezłej ekwilibrystyki z własnym sumieniem. A jednak niektórym udawało się wygrzebać z degrengolady, innych łamano na zawsze (najlepiej widać to w zachowaniach spiskowców, byli tacy, którzy ginęli z godnością, inni potrafili na zimno pokierować sytuacją, a zdarzali się tacy, którzy nie wytrzymywali psychicznie buntu przeciw dyktatorowi - tak głęboko zakorzeniła się w nich mieszanka strachu i lojalności).
Vargas Llosa trafnie odczytuje tez rolę "tłumu", niestety zazwyczaj bierną i wtórna wobec działań tych, którym chciało się schylić i wziąć władzę. Trudno mi powiedzieć, czy ta bierność to cecha typowa społeczeństw postkolonialnych?
Co i kto tak naprawdę decyduje o zmianach politycznych? Grupy interesów, także te zewnętrzne. Reżim Trujillo padł w momencie, gdy nie było innej możliwości dla USA wyjścia z twarzą z nałożonych uprzednio sankcji ekonomicznych. Wcześniej opozycja mogła co najwyżej tłuc głową w ścianę, ewentualnie spełniać rolę karmy dla rekinów (jedna z popularniejszych metod egzekucji).
Kto jest najbardziej narażony u schyłku dyktatury? Dyktator. Czynniki decydujące - czyli zazwyczaj warstwy dysponijące siłą ekonomiczną w danym społeczeństwie i zainteresowane wielkie mocarstwa są przygotowane na to, że reżim bedzie się reprodukował w złagodzonej formie (przy pomocy ludzi z drugiego szeregu), ale zawsze musi odejść ten, kto był znakiem firmowym dyktatury (co widac choćby na ostatnim przykładzie Kadaffiego). Czym jest w tej sytuacji demaokracja? Obawiam się, że wielkim złudzeniem i przysłowiowym opium dla ludu.
Książka MVL tym razem napisana jest prostym, niemal reporterskim stylem, który podkreśla wagę tematu. Jeśli ktoś zdecyduje się z nią zmierzyć - przed przeczytaniem warto rzucić okiem na podstawowe informacje o Dominikanie i jej najnowszej historii, nawet na Wikipedii.
Tradycyjnie polecam:)

poniedziałek, 7 listopada 2011

"Odraza" - Laszlo Nemeth

"Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt...". Słowa tej piosenki świetnie pasują pewnie do każdej kobiety , ale wyjątkowo dobrze do Nelli Kartasz, bohaterki powieści Nemetha. Na pierwszy rzut oka to dziewczyna dumna i wyniosła, czytelnik prędko zorientuje się, że nie brak jej autoironii i złośliwego poczucia humoru. Nieco więcej czasu zajmie mu ustalenie, że jest ona też obarczona jakimś defektem, który sprawia, że kontakt fizyczny z drugim człowiekiem jest dla niej cierpieniem.
Na swoje nieszczęście Nelli jest atrakcyjną kobietą, przez co zwraca na siebie uwagę dwóch braci Takaro. Ją samą pociąga stonowany Imre, niestety - większą siłą przebicia wykaże się drugi z braci Sandor: przylepa, gaduła, ekstrawertyk... Słowem postac z najgorszych koszmarów dla "niedotykalskiej" dziewczyny. Na dodatek konkurent jest bardzo zakochany w Nelli i gotowy na wszystko, żeby przebić jej rezerwę, którą on uważa za mur obojętności.
Gdy po śmierci ojca dziewczyny niedobrana para weźmie ślub, stanie się to początkiem wojny pozycyjnej. Z jednej strony Sandor, naiwnie liczący, że jego uczucie zwycięży wszelkie przeciwności. Z drugiej strony Nelli i powoli narastająca w niej ODRAZA, kosmaty pająkopodobny potwór, który przeobrazi tę zdystansowaną osobę w szalejącą furię.
Akcja ksiażki rozkręca się bardzo powoli, autor przeprowadza nas przez wiele sytuacji, będących udziałem bohaterów, możemy być świadkiem ich ciągle zmieniającej się relacji. W końcu bohaterka dociera do odkrycia prawdy o sobie - a nie będzie to prawda wyzwalająca.
Jednocześnie Nemeth świetnie naszkicował tło - węgierską prowincję z lat Wielkiego Kryzysu.
Ta powieść psychologiczna wydaje się inna niż wszystkie, zmusza do zaangażowania i przemyślenia różnych zachowań.
Mimo, że temat jest ciężki, autor sprytnie ułatwił nam lekturę. Narracja jest pierwszoosobowa, a bohaterka ze swoim ciętym humorem przypomina nieco przedwojenną Bridget Jones.
Polecam wizytę w bibliotece bądź antykwariacie w poszukiwaniu tej książki:).

W bibliotece może być zresztą trudno - ostatnio zauważyłam, że likwiduje się książki nieco starsze i łatwo trafić tylko na lektury szkolne, nowości bądź czytadła:(.


Inna recenzja ksiażki:
- Na wschód- Blog o Europie Środkowo-Wschodniej

środa, 2 listopada 2011

"Tu będę w słońcu i w cieniu" - Christian Kracht

W dawnych czasach, jeszcze chyba nawet przedinternetowych, często sięgałam po wszelkiej maści fantastykę (wiem, że trudno w to uwierzyć patrząc na zawartość mojego bloga). Moim ulubionym podgatunkiem były wówczas historie alternatywne, zwłaszcza w wykonaniu Polaków. Rodzimi autorzy mieli bowiem tendencję do wyszukiwania węzłowych punktów w historii, po przejściu których nasze dzieje mogły potoczyć się lepiej. Można powiedzieć, że uprawiali współczesną wersję krzepienia serc. Zresztą ten trend nadal ma się dobrze, wystarczy wspomnieć serię "Zwrotnice czasu".
Nieco inaczej wyglądało to w przypadku autorów zachodnich. Zamiast masować ego swoich czytelników, woleli raczej ich straszyć i ostrzegać. Nie inaczej jest z Christianem Krachtem. Współczesna Szwajcaria ze swoimi bankami, mocną walutą i czekoladą Milka, wydaje nam się krajem mlekiem i miodem płynącym. Kracht postanowił jednak wytrącić swoich rodaków z błogiego zadowolenia i pokazać im alternatywną ścieżkę, której uniknęli tylko dlatego, że... w 1917 Lenin zdecydował się wrócić do Rosji.
Ścieżka ta wygląda absolutnie makabrycznie. Szwajcaria nie jest Szwajcarią a Szwajcarską Republiką Radziecką, znajduje się od prawie stu lat w stanie wojny ze wszystkimi (geopolityczna mapa świata też zresztą wygląda nieco inaczej - czołowym mocarstwem azjatyckim jest np. Korea Pólnocna, Rosja zaś jest niezamieszkana i skażona). Większość ludności obecnie jednego z bogatszych krajów świata to analfabeci, żyjący może nie w epoce kamienia łupanego, ale szybko w jej kierunku zmierzający, gdyż cywilizacja, zamiast się rozwijać, ulega systematycznej degradacji. Pamięć zbiorowości opiera się wyłącznie na przekazach ustnych, często mało wiarygodnych, gdyż rodzinne więzi uległy rozbiciu. Mamy do czynienia także z katastrofą demograficzną (trudno, żeby było inaczej po tylu latach wojny), która prowadzi do masowego sprowadzania ludzi z afrykańskich kolonii.
Początkowo wydawało mi się niemożliwe, żeby jeden Lenin, który ostatecznie plątał się po Europie Zachodniej przez ponad 20 lat i mało kogo interesował, mógł doprowadzić do takich zniszczeń tylko dlatego, że pokręcił się po świecie jeszcze kilka lat dłużej.
Tak naprawdę nie wiemy dokładnie, co doprowadziło do tego, że alternatywna rzeczywistość wygląda tak a nie inaczej. Ostatecznie skoro historia opiera się na przekazach ustnych i podlega manipulacji, to siłą rzeczy nie znamy wszystkich faktów. Skąd na przykład wzięło się skażenie w Rosji? Czy było skutkiem wojny, czy może jej początkiem? Czy na pewno akcja książki dzieje się współcześnie, czy też może z rachuby czasu zniknęło kilkadziesiąt lat i rzecz ma miejsce np. w 2050, a "zwrotnica czasu", po której wszystkie kolejne wydarzenia prowadzą do upadku ma miejsce właśnie... dzisiaj?

Christian Kracht swoją oniryczną prozą próbuje wybudzić sytych Europejczyków ze stanu sennego zadowolenia. Historia niekoniecznie musiała się dla nas potoczyć korzystnie i nie ma żadnej gwarancji, że będzie w ten sposób toczyć się dalej.

Polecam miłośnikom eksperymentów literackich i katastroficznych wizji:).