
Zacznę od pytania pomocniczego: czy byliście już kiedyś we Lwowie? A jeśli tak, to ile razy?
Ci, którzy byli, zapewne powrócą tam jeszcze nie raz, tych, którzy nie byli, uprasza się o jak najszybsze nadrobienie tego niedopatrzenia. Jedni i drudzy mogą się tam wybrać wirtualnie dzięki "Dziennikowi Serafiny".
Porządną recenzję znajdziecie (lub może już czytaliście) u Lirael, tu tylko garść wrażeń. Rzecz dzieje się wprawdzie w roku 1876, ale bohaterka, osiemnastoletnia Serafina, jest dziewczyną na wskroś współczesną. Jej ideały dałyby się streścić w trzech słowach- "Fura, skóra i komóra", choć w wersji XIX-wiecznej brzmiało to jednak bardziej imponująco:
"Kareta, sześć koni, liberia... pałac na wsi...piękne zimowe pomieszkanie we Lwowie..Lato u wód...żadnych śmiesznych oszczędności co do stroju. Co kobieta warta, jeśli ubrać się nie może?"[1]
Jest też wyznawczynią życiowej odmiany feminizmu i piewczynią związków otwartych:
"Zupełna swoboda...(przyszły mąż)zazdrosnym być nie powinien, bo to jest śmieszne..."[2].
Co więcej, wyznając takie zasady jest też spadkobierczynią wielu polskich kobiet, które myślały podobnie (choć najwyraźniej daleko im było do ideału przysłowiowej "Matki Polki"):
"Ale przecie i ciocia i mama tak dobrze to rozumieją jak i ja, bom te zasady wzięła od nich. Wymagać ode mnie nie mogą, ażebym została męczennicą..."[3]
Osiemnastolatka porzuca pensję i z impetem wchodzi w życie. Z impetem tym większym, że dodatkową siłę nadają mu jej rodzice, którzy w sukcesie życiowym córki widzą możliwość realizacji własnych planów i ambicji. Jak potoczą się dalsze losy Serafiny? zachęcam do sprawdzenia.
To moje pierwsze spotkanie z Kraszewskim, ale, podobnie jak u Lirael, okazało się ono kompletnym zaskoczniem. Książka napisana jest z humorem i lekkością, i czyta się po prostu błyskawicznie. Mimo, że temat aż prosi się o dawkę dydaktyzmu - Kraszewski go unika i wyraźnie sympatyzuje z bohaterką. Książka celowała najwyraźniej w segment popularny - brak tu rozważań o społeczeństwie, moralności czy Bogu, których nie szczędzili Prus czy Sienkiewicz. Mimo wszystko - to jednak wyższa literacka półka niż współczesne czytadła. Polecam gorąco:).
****
I jeszcze uwaga techniczna- niestety nie mogę zostawiać komentarzy na blogach tych z Was, którzy mają włączona weryfikację obrazkową (wyjątkami są ci, którzy mają ustawione komentarze w formie wyskakującego okienka). Przyczyną może być jakieś genialne ulepszenie bloggera dotyczące tej funkcji, a lekarstwem zapewne zainstalowanie nowej przeglądarki. Ponieważ nie mogę tego zrobić na komputerze z którego korzystam, bardzo proszę o cierpliwość:). To, że nie komentuję, nie oznacza, że nie zaglądam:).
[1,2,3] Dziennik Serafiny, J.I.Kraszewski, Zrzeszenie Księgarstwa, Warszawa, 1987