środa, 13 listopada 2013

Pamiętnik - Paweł Jasienica


Najpierw trochę chronologii. Lata 60-te wydawały się dla Pawła Jasienicy czasem żniw, przede wszystkim dzięki wielkiemu sukcesowi cyklu o dziejach Polski przedrozbiorowej. W nieco mniej burzliwych czasach zapewne teraz przyszłaby pora na pisanie kolejnych książek i zbieranie hołdów. Niestety, zamiast tego na którymś szczeblu czerwonej hierarchii ogłoszono czerwony alert. W 1965 na spotkaniach autorskich historyka zaczęła bywać przystojna i błyskotliwa Nena O'Bretenny. W 1969 została jego żoną, w latach 90-tych zaś okazało się, że zawarła znajomość z pisarzem, a potem stworzyła z nim związek od początku do końca z inspiracji SB. Słowem - Jasienica dołączył do Majakowskiego, Brechta, Bułhakowa i pewnie paru innych literatów, którzy mieli okazję przetestować na własnej skórze scenariusz: "szpieg w moim łóżku".
Na flance twórczej też nie było wesoło - od 1968 historyka objęto zakazem publikacji, do tego krążyły nieciekawe, puszczane przez SB plotki o jego niechlubnej roli w AK.
W styczniu 1970 udręczony Jasienica zaczął więc spisywać swoje pamiętniki. Już wtedy najprawdopodobniej był chory - w maju ujawniła się u niego ciężka postać raka płuc, która ostatecznie zabrała go z tego świata w sierpniu.
Zdążył więc zarejestrować jedynie swoje wspomnienia z dzieciństwa (w wojennej oraz rewolucyjnej Rosji) oraz za czasu studiów, gdzie przyjażnił się między innymi z Czesławem Miłoszem, niestety - akurat o Miłoszu napisać dużo nie zdążył, mamy za to pogłębione portrety komunistów  - Henryka Dembińskiego i Stefana Jędrychowskiego.
I tyle.
Resztę książki wypełniają rozważania polityczno - historiozoficzne, które może są ciekawe jako obraz stanu ducha autora. Po prostu bije z nich smutek. Prawie zaś nie ma tu wspomnień prywatnych. Pierwsza żona autora np. pojawia się tylko na zdjęciach. Ciekawe, czy Jasienica, który pisał, iż nie czuje się panem swojej szuflady, uprawiał autocenzurę, aby nie urazić Neny?
Odniosłam wrażenie, że materiał był zbyt szczupły, aby poddać go redakcyjnej obróbce i nadać mu ciekawszy kształt.
Szkoda, gdyż jak napisał we wstępie Władysław Bartoszewski - Jasienica był perfekcjonistą. Zdarzało mu się poprawiać ksiażki już wydane, nigdy nie skierował do druku czegoś, co nie przeszło przez jego wewnętrzne sito. Pamiętniki w takim kształcie, w jakim się ukazały, zapewne by przez nie nie przeszły. Dla mnie o bardziej dokument z trudnych czasów niż literatura.

A o inwigilacji Pawła Jasienicy nieco więcej w "Obławie"  Joanny Siedleckiej.



czwartek, 7 listopada 2013

Biez wodki / Bez dachu - Aleksander Topolski


Wspomnienia łagrowe różnej maści to lektury wprawdzie ważne i słuszne, ale zazwyczaj sprawiają mało przyjemności. Kupuję kolejne i ustawiam je w rządku na półce na kilkuletnią karencję,   pochłaniając tymczasem  kolejne czytadła. Cóż, czytanie to dla mnie nader często czysty eskapizm:).
Gdy w końcu zabiorę się za taką poważną książkę, zazwyczaj piłuję ją jakieś 3 miesiące. Oczywiście – niemal zawsze lektura kończy się satysfakcją, dostarcza przemyśleń i cały bilans wychodzi na plus. Tyle, że następuje to nieprędko.
Tymczasem oba tomy wspomnień Aleksandra Topolskiego łyknęłam w ciągu kilku dni. Dlaczego tak się stało?
Po pierwsze – same przypadki Topolskiego na szczęście nie były najbardziej hardcorową wersją polskiego losu. W obozie pracy był zaledwie kilka miesięcy a i to nie na dalekiej północy. Wcześniej zaliczył areszt (gdzie poznał wielu ciekawych ludzi – Polaków i przy okazji uzupełnił edukację, gdyż w tryby sowieckiego systemu penitencjarnego trafił jako nastolatek) oraz poprawczak dla młodych kryminalistów, których traktowano o wiele lepiej niż "politycznych". W zasadzie byłą to taka "zawodówka" z internatem, którego nie można jednak dowolnei opuścić.
Dzięki temu miał jeszcze pewne rezerwy sił, żeby rejestrować także jaśniejsze strony rzeczywistości sowieckiej i śmiać się z jej absurdów (których, jak głosi znane przysłowie, biez wodki nie razbieriosz).


Po drugie – Topolski ma cechę rzadką u amatorów (jest wszak architektem, a nie zawodowym pisarzem) – potrafi przenosić się w czasie. W "Biez wodki" na powrót staje się 16-latkiem – beztroskim i naiwnym, jednak umiejącym się szybko przystosować. W "Bez dachu" – opisujących jego losy w armii Andersa, znów jest nieco postrzelonym, 20- letnim podoficerem, który zagłusza niepokój o rodzinę i kraj eskapadami po Włoszech i romansami – platonicznymi z Polkami i nieplatonicznymi z Włoszkami (ta różnica w prowadzeniu się u pań obu narodowości wynikała z tego, że Polki zazwyczaj otrzymywały żołd, Włoszki zaś musiały się jakoś ratować przed głodem i łatać dziury w domowym budżecie). Świetnie też łapie specyfikę obydwu etapów swojego życia: młodszy Topolski często się modli (co więcej - skutecznie, jest przekonany, iż korzystne koleje swojego losu zawdzięczał często interwencjom Sił Wyższych), starszy zaś... być może też, ale nic o tym nie wspomina.
Godna podziwu jest pamięć autora do szczegółów (chociaż przy drugiej cześci posiłkował się przy weryfikacji informacji  i spisywaniu wspomnień mocno już schorowany Topolski  posiłkował się pomocą żony). Młodość to okres chłonięcie wrażeń i widac, że pisarz tego czasu nie zmarnował, magazynując ich całkiem sporo, chociaż przyszło mu pobierać życiowe nauki w warunkach nieco specyficznych.
Kolejny atut to zupełnei nieamatorskie pióro. Zacofany w lekturze kiedyś wspominał, że czytanie wspomnień kombatantów przypomina często  piłowanie drewna - tutaj można odłożyć takie obawy do lamusa.
Podsumowując – wspomnienia Topolskiego to fajne książki o niefajnych czasach.
Wreszcie, ponieważ zbliżają się święta – myślę, że warto o nich pamiętać, jeśli szukacie prezentu z kategorii "dla faceta". Zresztą – to nie tylko moje zdanie. Robiąc research przed napisaniem tekstu widziałam, że polecają sobie Biez wodki/Bez dachu choćby użytkownicy portalu piwo.pl.

wtorek, 5 listopada 2013

The Radiant Way - Margaret Drabble


Jednozdaniowe streszczenie: historia przyjaźni trzech absolwentek Cambridge – od lat 50-tych do połowy 80-tych, zapowiada babskie czytadło, potencjalnie krzepiące i podnoszące na duchu, bo przecież przyjaźń, nawet ta na kartach książki, do tego waśnie powinna służyć. Albo chociaż dającą kopa historię sukcesu, gdyż wszystkie panie pochodziły z niezbyt wystrzałowych środowisk i trafiły na uczelnię w ramach programów stypendialnych.
Tymczasem nic z tego. Margaret Drabble dobitnie pokazuje, jaka jest wartość tych sukcesów (w najlepszym razie taka sobie), kto ją płaci (często obciachowe rodziny wykształconych panien, które latami nie mogą się doczekać na ich wizytę), wreszcie bezlitośnie obnaża kulisy przyjaźni bohaterek. Tyle, że jest to zrobione mimochodem i nienachalnie. Dokładnie tak, jak nienachalne są angielskie dowcipy.
W skali makro mamy genialny portret Wielkiej Brytanii z czasów szalejącego państwa opiekuńczego – przeróżnych programów mających uszcześliwiać takie czy inne grupy ludności i żerujących na nich grupach pasożytów (często właśnie wychowanków Cambridge, którzy niby to maja nieść kaganek oświaty, a tak naprawdę sprawnie ustawiają się do dojenia pieniędzy podatników). Powiem szczerze nie wiem, czy Autorka zdyskredytowała ten system mimochodem, po prostu opisując zjawiska, widziane na własne oczy, czy to zamierzona (delikatna) satyra, efekt jest w każdym razie niezwykle ciekawy.
Co jeszcze – książka jest naszpikowana po same uszy detalami, które mają oddać koloryt czasów (zwłaszcza lat 80-tych), dlatego powinna zainteresować miłośników literackich podróży w czasie.
No i wreszcie... Wielka Brytania sprzed lat mocno przypomina dzisiejszą Polskę.
Miałam parę fajnych cytatów z prasy, które by to ilustrowały, ale teraz taka moda, żeby dostęp do wszystkiego, co jest starsze niż 2 dni był płatny, więc ich nie będzie, musicie mi uwierzyć na słowo:).
Książkę w każdym razie polecam. Dostęp pewnie płatny, ale mam nadzieję, że nie rujnująco drogi.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozwiązanie konkursu:).


Widzę, że polecanie dobrych blogów to sama przyjemność, gdyż nieźle musiałam się nagimnastykować, żeby wygrzebać z komentarzy zgłoszenia do konkursu, a nie tylko czysto bezinteresowne rekomendacje.
Uczestnicy konkursu, którzy nie bronili się przed nagrodą to:


natanna
Maja Sieńkowska
monotema
Agnesto
izusr
inwentaryzacja krotochwil

 Polecone zaś blogi zaś przyprawiają o zawrót głowy. Na szczęście kilka już znam i do nich zaglądam/zaglądałam.
 


Reszta to kategoria: nieznane bądź niepoznane dostatecznie.


Uff. Przy tej iloci i różnorodności nie bardzo byłam w stanie wybrać jedna odpowiedź, więc nowy posiadacz pakietu smętów został wylosowany i jest nim:

 inwentaryzacja krotochwil

 Bardzo proszę o kontakt w celu podania adresu wysyłki:).