
Andrew Greeley jest katolickim księdzem, po godzinach zajmującym się pisaniem bestsellerów. Niegdyś popularnych, w latach 80-tych połowa Polski była przykuta do radia, gdy w Jedynce czytano np. jego "Grzechy kardynalne".
"Irlandzkie złoto" nie ma jednak nic wspólnego ze stanem duchownym (choć w na trzecim planie pojawia się "probarszcz" George i dwóch "sakramenckich irlandzkich biskupów"). To nietypowa komedia romantyczna połączona z rozwiązywaniem historycznych zagadek.
Opowieść zaczyna się pod koniec lat 80-tych, gdy Dermot Coyne, Amerykanin irlandzkiego pochodzenia, postanawia odwiedzić kraj przodków, którzy jego dziadkowie opuścili w panice w czasie irlandzkiej wojny domowej, aby nigdy więcej tam nie powrócić.
Dermot z nudów próbuje dowiedzieć się, dlaczego tak się stało, szybko jednak nudzić się przestaje, gdyż rozgrzebując stare sprawy udaje mu się ściągnąć na siebie uwagę irlandzkiej służby bezpieczeństwa, brytyjskiego wywiadu, a do tego jeszcze bliżej nieokreślonego tajnego stowarzyszenia.
Stawka okazuje się wysoka, gdyż z losami jego dziadków związane są odpowiedzi na zagadkę śmierci Michaela Collinsa (irlandzkiego przywódcy zmarłego w nader podejrzanych okolicznościach w 1922) a także historia "irlandzkiego złota"- tajnego funduszu irlandzkich powstańców zaginionego mniej więcej w tamtym czasie.
Dermot ma jednak w swoim śledztwie mocnego sojusznika- Nualę McGrail, irlandzkaą boginkę z Connemary i przymierająca głodem studentkę w jednym. Między tym dwojgiem szybko zresztą zacznie się historia przewyższająca skomplikowaniem wszelkie zagadki z przeszłości.
Niespodziewanie fajna książka. Mamy tu sporo humoru, zwłaszcza językowego. Nie wiem jak to możliwe, ale mimo polskiego tłumaczenia autorowi i tłumaczce udało się zasymulować język Irlandczyków. Historia miłosna, mimo, że opowiedziana w lekkim tonie, zawiera akcenty niespodziewanie poważne. Żadne z bohaterów nie chce na przykład skrzywdzić lub wykorzystać drugiej osoby (co jak bliżej się przyjrzeć, jest standardem w typowym chick-lit).Jest też sama zagadka historyczna i spora porcja historii Irlandii. jakoś zaskakująco kojarzyła mi się ona z historią Polski. Kraj był przez wiele lat kolonizowany przez silniejszego sąsiada (na szczęście tylko jednego). Zdania o irlandzkiej anarchii, która sprawia, że Irlandczycy są niezdolni do samodzielnych rządów, i potrzebują pomocy silniejszego sąsiada, mocno przypominały mi argumenty zaborców, do dziś zresztą powracające.
Wisienką na torcie jest śmierć Michaela Collinsa - oczywiście w "wypadku". Podobnych "wypadków" w polskiej historii również nieco się znajdzie. Żeby nie szukać współczesnych analogii - choćby śmierć gen. Sikorskiego.
Ciekawe były również rozbieżności. Szeregi irlandzkich powstańców były mocno infiltrowane przez brytyjską agenturę. Na temat tego, kto z polskich bojowników o niepodległość brał pieniądze zza granicy polskie podręczniki na razie milczą:).
Kończąc już dygresję: z książki przebija wielka miłość autora do Irlandii, do jej ludzi, krajobrazów, języka, irlandzkiego poczucia humoru. A oprócz tego także dużo pozytywnej energii.
Polecam tę książkę, to kolejna dobra pozycja na chandrę:).
"Irlandzkie złoto" to pierwsza część cyklu, jedyna przetłumaczona na polski. Chętnie sięgnęłabym po kolejne, być może nawet po angielsku, a to dlatego, żeby porównać sobie niezwykły język, jakim posługuja się bohaterowie.