Marcel Pagnol, Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki, tłum. Paweł Prokop, Małgorzata Paszke, Wydawnictwo Esprit 2010.
W tej chwili dużą popularnością cieszy się francuska literatura vintage dla dzieci.
Wielki powrót przezywa Mikołajek, do którego porównywana jest niemal każda książka dla dzieci, gdzie bohaterami są małe urwisy (płci obojga). Popularne były wprowadzoen na polski rynek przez Znak "Jaśki".
Książka Pagnola , mimo, że skierowana do dorosłych, to kolejne ogniwo tego łańcucha - niewiele różni się od "Jaśków". Ot, ma trochę wolniejsze tempo narracji. Na tyle jednak wolne, że raczej nie będę książki testować na dzieciach.
Oparta jest na wspomnieniach autora z dzieciństwa - co nie bez znaczenia - spędzonego w Prowansji na początku XX wieku. Teraz dzieciństwo spędzone w czasach, gdy ludzie mieli czas jest uważane za "prawdziwe". To dzisiejsze, oddychające spaliną i wypenione w znacznej części przez wizyty u alergologa - to koszmar, z którego czowiek chętnie by się obudził.
Jak się ma "Chwała..." do innych współczesnych trendów?
Nieźle zgadza się ze slow life (na co zwrócil moją uwagę niezawodny zacofany w lekturze). Bohaterowie wciąż obżerają się pysznym, zdrowym i nieprzemysłowym jedzeniem.
Nieco gorzej z nurtem "toksyczna rodzina". Bohater jest zupełnie nie na czasie, gdyż sprawia wrażenie, że swoich rodziców szanuje i lubi. Nawet jeśli jest to pisane przez doroslego, to jednak zgrzyt. Powinien chociaż trochę rozliczyć ich za rodzicielskie błędy - niestety: wychodzi z niego sofciarstwo i sentymentalizmPPP.
Do tego kwestia pacyfizmu i zwierząt. Starsi bohaterowie non stop latają po polach z bronia palną, młodsi zaś poluja bez jej użycia. Następnie konsumuja niezliczone drozdy, kwiczoły i kuropatwy , które przez całą książkę skwierczą podpiekane na ruszcie. Czyżby nie słyszeli w ogóle o wegetarianiźmie?
Tak czy inaczej polecam książkę zarówno łowcom trendów, jak i tych, którzy są nimi ciężko zmęczeni. Satysfakcja gwarantowana.