
Twórczość Janusza Krasińskiego, to żywy dowód na to, że niekoniecznie te książki są dobre, które zgarniają największe budżety reklamowe.
Urodzony w 1928 autor miał niezwykły życiorys: Szare Szeregi, Auschwitz, Dachau... Jakby tego było mało po powrocie do Polski w 1947 trafił na 9 lat do stalinowskiego więzienia (z absurdalnym zarzutem szpiegostwa na rzecz USA). Był świadkiem ostatniego,
zorganizowanego na dużą skalę, programu fizycznej
eksterminacji polskich elit, które obydwaj okupanci Polski
przeprowadzali od roku 1939. Po 1956 zajmował się już tylko (lub aż, rzecz względna) pisaniem.
Taki życiorys aż się prosił o literackie opracowanie. Cykl "Na stracenie", którego bohater, Szymon Bolesta pożyczył ramy życiorysu od autora, nie ma szczęścia do wydawców, ale zbiera pochwały wszystkich czytelników, którzy mają szczęście na niego trafić (dowód w
biblionetce).
Zaczęłam od tomów 3 i 4 ("Niemoc" i "Przed agonią"), opisujących lata '56-'84. Nie jest to zła kolejność jeśli chodzi o czytanie. Najcięższe tematy (śledztwo i więzienie stalinowskie), zostawiłam na koniec, i wygląda na to, że była to właściwa decyzja. Lepiej zwiedzać piekło zaczynając od "łatwiejszych" kręgów. Nieco natomiast utrudnia to pisanie recenzji:).
Obydwie książki to taki PRL w pigułce, w związku z czym trudno
byłoby omówić wszystkie poruszane w nich tematy.
Wiodącym motywem "Niemocy" była dla mnie pamięć. Bohater chce, aby nie zapomniano o zbrodniach, którym był świadkiem, próbuje dać świadectwo w formie literackiej.
"Pamięć to jest coś więcej niż nie zapomnieć zabrać ze sobą parasola. (...) to akt sprawiedliwości wobec pokoleń, narodów, wieczysty wyrok dla morderców, a dla ich ofiar to jakby nagrobny znicz"[1]
Początkowo wydaje się, że misję uda się zrealizować, odwilż w kulturze jednak szybko mija. Szymon Bolesta zapłaci wysoką cenę, także osobistą, za próbę przekazania prawdy, jednak jedyne co osiągnie to:
"Niemoc! Po wyjściu z więzienia odczuł ją już niejednokrotnie (...). Wszechobecny, wszechmocny paraliż dobrej woli. Oszczerstwo, donos, potwarz, blaga, oszustwo, destrukcja, bezpraw
ie i mord. Wszystko, wszystko w tym systemie było możliwe, tylko nie zwykły, zbożny czyn."[2]
Pamięć w systemie totalitarnym (czy tylko w takim?) bowiem nie jest potrzebna.
"
To chora narośl na naskórku wydarzeń, mazgajstwo niewolników. Natura w ogóle nie zna takiego pojęcia. Czy ktoś utrwala zbrodnie drapieżników co dzień popełniane na trawożernych?"[3]
"Co Ty chcesz ocalić, jaki śmieszny odcinek historii wszechbytu? Ułamek tego milionowego ułamka sekundy, w których zatrzepotali Hitler i Stalin? Myśl trzeba kierować w przyszłość, nie oglądać się za truchłem przeszłości".[4]
W "Niemocy" życie w państwie totalitarnym skutecznie
spacyfikuje bohatera i ograniczy jego aktywność. W kolejnym tomie, "Przed agonią" żyje już życiem typowego obywatela PRL, mierzy zamiary na możliwości. Wprawdzie wciąż zdarza mu się narazić kolejnym partyjnym działaczom (nie było o to trudno), ale
skutecznie dyscyplinuje go konieczność utrzymania rodziny (a środkiem
dyscyplinującym jest groźba eksmisji, ciągnąca się przez pół tomu, dla mnie to najlepszy symbol uroków PRL-u).
Dlatego też perspektywa, ż życia osobistego i
indywidualnych dylematów, przesuwa się na plan szerszy, bohater staje się świadkiem historii. Bardzo to przypomina
"Przygody człowieka myślącego" Marii Dąbrowskiej, z tą różnicą, że brak tu ściemy, która tak
przeszkadzała mi u MD. Jest za to dość wierny (
przynajmniej moim zdaniem) obraz życia w PRL-u, państwie, którego główna funkcją było maksymalne utrudnienie życia swoim obywatelom. Trudno zresztą nazwać ten twór państwem, skoro ani nie powstał z woli jego obywateli, ani, w najmniejszym choć stopniu, nie realizował ich celów (zamiast tego realizując cele wschodniego sąsiada).
Życie w ko
munistycznej Polsce sprawia wrażenie spłaszczonego. Odwagi wymaga najmniejszy przejaw buntu.
List 34, który był przejawem heroizmu jego
sygnatariuszy de facto dotyczy tak pozornie neutralnej sprawy jak... przydział papieru.
Wiodącym tematem "Przed agonią" jest dla mnie wolność słowa, nieprzypadkowo zajmuje tu sporo miejsca, skoro bohater, podobnie jak autor para się słowem pisanym.
Brak wolności wypowiedzi i brak prawa do informacji może nie jest równie zabójczy jak brak powietrza, ale również ekstremalnie dokuczliwy. nie chciałabym nagle obudzić się w świecie, w którym okazało się, że wolność słowa nagle... zniknęła.
W czasach PRL modne było hasło "Nigdy więcej wojny" (o jego genezie zresztą można także przeczytać w książce). Po lekturze mam
nieco skromniejsze marzenia- nigdy więcej PRL. Ani żadnego tworu PRL-o-podobnego.
Książka wbrew temu, co
dotychczas napisałam w tej notce, nie jest nudna ani sztywniacka, łatwo wyczuć tu sporo ironii a nawet nieco humoru (zwłaszcza w "Niemocy"), a jej nośnikiem są "
przedwojenni", w odróżnieniu od "powojennych" nie posługujący się na przykład nowomową. "
Przedwojenni" zresztą stopniowo znikają. [Na szczęście pojawiają się na kartach innych książek, mam wrażenie, że ich potomkami byli choćby Borejkowie.]
Więcej tu jednak materiału do wzruszeń. Mi np. stały łzy w oczach przy pogrzebie ks. Popiełuszki i scenie samobójstwa
Jerzego Krzysztonia.
Dla mnie ta książka niewątpliwie pociągnie za sobą kolejne lektury (może spróbuję nawet napocząć "Obłęd" Krzysztonia, to będzie wyzwanie) i zmieni spojrzenie choćby na... miejscowości wakacyjne. W Bieszczadach niesławny gen.
Świerczewski jest
wszechobecny, a kto w polskich Tatrach pomyśli o "
Ogniu"?
Mogłabym jeszcze pisać i pisać, zamiast tego - polecam. zapewniam, że nie będzie to czas zmarnowany.
Za inspirację dziękuję
Książkowcowi, na jej
blogu nieco więcej o dwóch pierwszych tomach tetralogii. Trochę mi zajęła realizacja komentarza "przeczytam na pewno":).
Zachęcam też do zapoznania się z tekstami
biblionetkowymi (link na początku notki).
[1] J. Krasiński, Niemoc, Warszawa 1999, s. 465
[2] tamże, s. 413
[3] tamże, s. 465
[4] tamże, s. 466