Roger Vadim (tak naprawdę Wadim Plemiannikow) urodził się w 1928 roku, w rodzinie rosyjsko- francuskiej. Ojciec był białym emigrantem (rzekomo także arystokratą i potomkiem Czyngis Chana), który jakoś potrafił wkręcić się do francuskiej służby dyplomatycznej, matka zaś - feministką z silnym dążeniem do niezależności. Przydało się ono, gdy papa Plemiannikow przedwcześnie opuścił ten padół, a jej przyszło zdobywać środki na utrzymanie dwójki dzieci. w sposób często oryginalny, prowadziła na przykład schronisko młodzieżowe w górach.
Młody Vadim dorastał w przekonaniu, że nic nie jest dane na zawsze, okazje trzeba łapać w lot, a poza tym ... raz się żyje. Łapał więc kolejne promocje zawodowe i życiowe. Gdy czyta się jego notkę w wikipedii nie wiadomo, która część jest bardziej rozbudowana: zawodowa czy prywatna (5 żon i 5 wielotetnich partnerek, zazwyczaj sławnych).
Potrafił też budować swoją legendę. Tekst o Czyngis Chanie sprzedał rodzicom Brigitte Bardot, gdy jako dwudziestoparoletni asystent reżysera chciał uzyskać ich zgodę na "legalne" spotkania z piętnastolatką, z która już wtedy zresztą ukradkiem sypiał.
Klejnotem w koronie jego legendy był jednak to, ze on, tymi ręcami odkrył i wylansował trzy megagwiazdy - Bardot, Deneuve i Fondę. Przesada, choć nie oznacza to, że nie próbował.
Co do Bardot - zgoda. Była adeptka baletu i okazjonalną modelką. Już jako żona Vadima zaczęła grać w filmach. Jej pierwszy wielki przebój (film Vadima) "I Bóg stworzył kobietę", de facto zakończył ich związek.
Catherine Deneuve - zaczęła spotykać się z Vadimem (wówczas 35-letnim), jako 17-latka. Pochodziła z filmowej rodziny - aktorką była już jej siostra (przedcześnie zmarła Francoise Dorleac) i matka. Ojciec zarabiał na życie jako producent filmowy. Owszem, zaczynała grać pod skrzydłami Vadima, tyle, że ich wspólne filmy zrobiły klapę.
Jane Fonda – nie wiadomo, czy córce
hollywoodzkiej legendy – Henry'ego Fondy, potrzebny był do
czegokolwiek europejski reżyser. Zwłaszcza, że własną pozycję
budowała krok po kroku i nie tylko na polu aktorskim, lecz i
politycznym.
Tak więc z tą legendą star-makera to lekka
przesada. Nie zmienia to faktu, ze z wszystkimi tymi trzema paniami był w dość długich związkach, z dwoma z nich miał dzieci (z Bardotką, wyprzedzając o kilkadziesiąt lat trendy, wychowali wspólnie jedynie psa). Towarzystwo brylujące w tej chwili na portalach pudelkopodobnych w kraju i za granicą może mu jedynie pozazdrościć wyników, wiedząc, że nigdy podobnych nawet nie osiągnie. Nie te czasy i nie takie gwiazdy.
Wracając do książki - czy warto brać się za lekturę?
Jak najbardziej: po pierwsze: przenosimy się do złotej ery kina, gdy królowaly tam kobiety z biglem, a nie jakaś tam wyłupiastooka Reese Witherspoon.
Po drugie Vadim (czy też jego ghostwriter) całkiem sprawnie posługuje się piórem i ma niezłą pamięć do szczegółów.
Po trzecie: szczerość - reżyser bynajmniej się nie wybiela i nie udaje np. monogamisty seryjnego. Fakt, nie mam w nim specjalnego poczucia winy, że może późniejsze problemy Bardotki z facetami to częściowo jego zasługa. Albo, że do rozwodu z Fondą przyczynił się fakt, że zmuszał ją do brania udziału w zamianie żon z Denisem Hopperem i udziałem w licznych wielokątach. Ale przynajmniej tych faktów nie ukrywa a wnioski można sobie wyciągnąć samemu.
Podsumowując - ja tam polecam. Lepsze to, niż czytanie o jakimś wymyślonym Greyu, a przynajmniej nie ma pentyliona niezdarnych opisów szczegółów anatomicznych.
Zdjęcie: amazon.de