
Jakie są wasze pierwsze skojarzenia, jeśli chodzi o Gustawa Herlinga Grudzińskiego? "Inny świat"? Paryska "Kultura" z którą współpracę zakończył u kresu jej istnienia na tle różnic politycznych? Człowiek niezłomny,
pryncypialny i niezależny, ostatecznie o czymś świadczy, że przez wiele lat grał w jednej drużynie ze Zbigniewem Herbertem?
Ciąg skojarzeń prowadził mnie w stronę konstatacji, że Herling- Grudziński był człowiekiem o wrażliwości
konserwatywnej, gdy tymczasem
niespodzianka- był wieloletnim członkiem emigracyjnego PPS (być może zresztą jedno drugiego nie wyklucza, być może to wynalazek ostatnich czasów, że poglądy muszą być poupychane w ciasnych szufladkach opatrzonych etykietami i wszystko musi się w nich mieścić).
Miałam również wrażenie w trakcie lektury Dziennika, że pisarz jest raczej agnostykiem, tymczasem sprawa nie jest taka prosta, skoro urodził się w zasymilowanej rodzinie żydowskiej, ciągle wyznającej jednak judaizm (w tamtych czasach
najwyraźniej nie był to standard). Bardzo jestem ciekawa jak w ciągu swojego życia
zagospodarował to dziedzictwo, być może kiedyś znajdę na ten temat informacje.
Co na pewno mogę powiedzieć o autorze dziennika, który informacje o sobie dawkuje skąpo,
przynajmniej te o charakterze osobistym- był uosobieniem zdrowego rozsądku, prezentował własne, odrębne
zdanie na każdy temat i nie dawał sobie zamydlić oczu.
I dlatego lektura "Dziennika..." byłą dla mnie taką przyjemnością.
Dziennik nie ma charakteru osobistego, takich informacji trzeba szukać ze świecą a następnie powiększać przez lupę:). Większość wpisów to mini eseje- zazwyczaj sprowokowane lekturami bądź bieżącymi wydarzeniami. Herling lubi wyciągnąć jakiś cytat, rozebrać go na czynniki pierwsze, a następnie wypunktować cytowanemu nieścisłości bądź brak logiki.
Tematyka? Najwięcej miejsca zajmują rozważania o charakterze społecznym/socjolologicznym z odchyleniem w stronę politologii (raczej rzadko bieżącej polityki, wydarzenia są czesto komentowane z kilkuletnim dystansem), szczególnie o wszelkiej maści systemach totalitarnych, nie tylko o sowieckim, którego doświadczył na własnej skórze, dość często autor przywołuje też włoski faszyzm. wyjątkowo często Herling odwołuje się do historii, szuka dla wydarzeń ich starszych odpowiedników. Szuka analogii. Po zabójstwie księdza Popiełuszki przywołuje
zabó jstwo Mateottiego (lata 20-te /Włochy). Dla antysemickich aberracji systemu
komunistycznego szuka precedensów w czasach
średniowiecza i renesansu. Zmagania Solidarności i komunistów przed wprowadzeniem stanu wojennego przypominają mi sytuację w
Czechosłowacji '68, itd.
Autor sam w końcu przyznaje, że "historia spuszczona z łańcucha" jest jego obsesją, z którą powinien nieco
przystopować. Niesłusznie. Może była ona męcząca dla niego samego, ale dzięki temu czytelnik ma sporo materiału, do snucia analogii do czasów dzisiejszych. Tylko ostrzegam, ta zabawa wciąga:).
Szczególne miejsce w Dzienniku zajmuje Rosja (uczestnicy WYZWANIA ROSYJSKIEGO spokojnie mogą sięgnąć po Herlinga i
zmontowac z jego wpisów całkiem zgrabną syntezę- i to bez czytania całości). Jak zawsze- często prezentuje inne zdanie niż cytowani przez niego politycy, politolodzy i sowietolodzy. Szczególnie mocno protestuje przeciwko traktowanie Rosjan jako stada
zsowietyzowanych baranów (a często tak właśnie byli postrzegani nawet przez liberalnych naukowców).
Dość często zdarza
sie autorowi polemizować z polskimi politykami aktywnymi w tamtych czasach (zaliczam do nich również
opozycjonistów). Warto poczytać, gdy znamy ich już o 25 lat dłużej i niestety o 25 lat lepiej. Warto poczytać (i czasem
pozazdrościć autorowi
przenikliwości). Moim absolutnym faworytem w tej kategorii są zaskakujące rozważania gen. Jaruzelskiego o własnym potencjalnym pogrzebie (pisane z pozycji dyktatora). Zaciekawionych odsyłam do źródeł:).
Tematyka
politologiczna i historyczna o dziwo odesłała na dalszy plan rozważania na temat literatury pięknej, ale i tych tu nie brakuje. I to nie tylko na temat klasyki i
poważniejszych autorów (Orwell, Stendhal, Kafka, Dostojewski ,
Calvino). Znalazłam też wzmiankę o Kenie
Follecie a także o kinie gangsterskim (w którym, jak się okazuje, też można znaleźć głębsze treści).
Wszystko, co powyżej napisałam nie wyczerpuje treści książki. Sporo jest notek
wspomnieniowych,
krajoznawczych, wojennych, dotyczących twórczości własnej bądź też poświęconych
przyjaciołom.
Autor jest zresztą zmuszony (z racji wieku coraz częściej), towarzyszyć im w ostatniej drodze.
Książka przeznaczona raczej do niespiesznej lektury, nie ma tam wodolejstwa, więc potrzeba czasu, aby przyswoić prezentowane treści.
Chętnie sięgnę po inne części "Dziennika". A przede wszystkim żałuję, że podobnej klasy klasy komentator
rzeczywistości nie jest aktywny w dzisiejszych czasach:(.