Post szczególnie dedykowany Ralfowi:)
Podróże do Włoch i po Włoszech, do któregoś momentu były obowiązkiem szanującego się pisarza. Książka Iwaszkiewicza opatrzona jest kilkoma mottami, z których przytoczę to, które mi się najbardziej spodobało:
"Nie ma nic nudniejszego , niż czytanie opisów włoskich podróży- chyba produkowanie tych opisów- i tylko w ten sposób, autor może uczynić je znośnymi, jeśli o samych Włoszech postara się mówić jak najmniej" Heinrich Heine, 1829
Z Polaków bywali/pisali o Włoszech choćby Mickiewicz, Krasiński i Norwid. Jeśli chodzi o inne nacje, lista nie zmieściłaby mi się na stronie (wielu z nich pewnie leczyło tam suchoty). Słowem- jazda obowiązkowa. Jej program rozkładał się równo na część krajobrazową i zabytkową, często zresztą obydwie te części się przenikały.
Powszechność tych podróży trochę mnie zafrapowała, zwłaszcza, że współcześnie jakby niewiele z niej zostało. Kierunek obowiązkowych wypraw zmienił się na Daleki Wschód. Italia zostala celem wypraw kulinarnych (Jedz, módl się, kochaj- gdzie Włochom odpowiada część "jedz" (!- Iwaszkiewicz, nie mówiąc już o jego poprzednikach, mocno by się zdziwił) i miejscem inwestowania w nieruchomości (koniecznie w Toskanii), aby potem na jej terenie tłoczyć oliwę/produkować wino/pędzić grappę.
Iwaszkiewicz, ze swoją książką z 1975 był być może zatem jednym z ostatnich, którzy odwiedzali Italię idąc starymi tropami- kulturowymi. I to nie z przewodnikiem pod pachą tylko z dziełami Taine'a, Muratowa czy Berensona. W ostateczności z tomikiem wierszy Błoka.
Autor odwiedził Włochy 30 razy, na przestrzeni pół wieku, a jednocześnie starał się napisac coś oryginalnego. Książka podzielona jest na części dotyczące poszczególnych miast bądź regionów kraju. Każda ma swojego przewodniego bohatera, czasami dwóch- ludzi, którzy szczególnie odcisnęli się w pamięci Iwaszkiewicza i najmocniej kojarzą mu się z danym miejscem. Jedna z takich osób jest Sofia Loren, inny rozdział poświęcił Renie Jeleńskiej, jest też jeden szczególnie dedykowany jego starszej córce Marii.
O czym pisze- przede wszystkim o sztuce- malarstwo, rzeźba, architektura , poezja (swoja i cudza), sztuka komponowania ogrodów, muzyka (sporo miejsca poświęca swojemu kuznowi- Karolowi Szymanowskiemu, ale nie tylko. Każde miejsce niesie dla niego liczne skojarzenia- literackie bądź muzyczne.
"Wnętrze Świętego Marka jest dla mnie tak pełne literatury (...) zasłonięte przez wiersze Błoka i moje własne, że nie mogę miec do niego stosunku, jako do czegoś nowego" s.20
Krajobraz liczy się dla autora głównie wtedy, gdy stał się inspiracją do powstania jakiegoś dzieła, lub gdy w tle stoi jakaś historyczna kolegiata. Autor stara się nakreślić również zmiany, które zaszły na przestrzeni pół wieku we Włoszech, aczkolwiek koncentruje się na zmianach głównie krajobrazu.
Wiele miejsca poświeca również tropieniem włoskich inspiracji własnej twórczości. Natomiast niespecjalnie liczą się dla niego kuchnia (ma o niej raczej kiepskie nmiemanie w porównaniu z polską, oczywiście raczej nie w wydaniu baru mlecznego) czy poznawanie zwykłych ludzi.
To raczej podróż przez kulturę i poznawanie innych ludzi kultury. I tu jeszcze jeden cytat (z wizyty u sędziwego Benedetta Crocego):
" W zmurszałym pałacu neapolitańskim (...) staje mi się on symbolem starej, przemijającej, rozsypującej się kultury europejskiej. A mimo wszystko czuję się w swoim żywiole. Czybym i ja należał do tej epoki? Chyba tak, mój Jarosławie, i ten fakt trzeba zaakceptować".
We wstępie można się dowiedzieć, że autor takie podróżniczej publikacji pisze przede wszystkim o sobie. Czego zatem można dowiedzieć się między wierszami o Iwaszkiewiczu (poza tym, że był maniakalnym fanem kultury wysokiej i niebywałym estetą). O jego kontrowersyjnej biografii można sobie poczytać
TU. W tym kontekście zadziwiło mnie nieco takie wyznanie:
"Powstaje zagadnienie, czy twórczość nasza jest dostatecznie ofiarna, dostatecznie bezinteresowna, aby być odkupieniem tej potwornej masy zła, która nas uciska, brudzi i miażdży, niby judejscy żołnierze nieszczęsną Salome"Najwyraźniej pisarz uważał komunistów nie za żadne siły zła, albo chociaż postacie negatywne, ale za Stowarzyszebnie Pluszowych Misiów.
Był Iwaszkiewicz, jak mi się wydaje, nieustraszonym łowcą prestiżu. Zwłaszcza po wojnie zdawał się kolekcjonowac VIP-owskie znajomości, nagrody, konferencje i odczyty i w swojej książce poświęca tym zagadnieniom sporo miejsca. Stosunkowo często pojawiają się również rozważania na temat tego, czym jest wielkość, i czy on sam jest artystą wielkim. (Całkiem serio, nie wymyśliłam tego:).
Z kart książki, zwłaszcza początkowych, przebija też ogromnie znużenie życiem (nie może ono dziwić, skoro pisał je człowiek dobiegający 80-tki), na szczęście potem ta ciężka atmosfera się rozwiewa.
Mimo wszystko polecam tę książkę, zwłaszcza przed wyprawą do Włoch. Autor często przybliża mniej znane dzieła sztuki i miejsca, a znanym przydaje nowych znaczeń. Myślę, że ta pozycja ucieszyłaby również współczesnych miłośników ponadczasowego piękna, a takich przecież nie brakuje:).