środa, 18 lipca 2012

"Babunia" - Frederique Deghelt


Babcia Jeanne zawsze miała "dobrą rękę" do dzieci. Nic dziwnego, że wszystkie jej wnuki, także mała Jade, gorąco ją kochały. Po latach, naturalną koleją rzeczy, więzi midzy obydwoma kobietami mocno się rozluźniły. Jade wyjechała do Paryża, gdzie zajęła się wymarzoną i absorbującą pracą w wydawnictwie oraz swoim chłopakiem. Jednak o dziwo, to wlaśnie Jade pospieszy na ratunek babci, gdy jej córki postanowią ją umieścić w domu opieki.
Okaże się niebawem, że ten odruch serca odmieni na lepsze życie obydwu pań... W dodatku wyjdzie na jaw to, że maja wspólną pasję - miłość do książek.
Łatwo się domyślić, iż książka, przynajmniej w punkcie wyjścia jest "słuszna" i krzepiąca serca. Jakoś jednak mnie nie porwała ani nie pokrzepiła. Lektura była dla równie przyjemna jak jedzenie suchych trocin bez popitki. Wyjaśnienie tego fenomenu znalazłam u jednej z recenzentek Biblionetki. Autorka jest dziennikarką i taki jest podobno właśnie jej styl - nie literacki, a dziennikarski. No cóż - może to jest jakieś wyjaśnienie, ja stwierdzam w każdym razie, że mi jej sposób pisania zupełnie nie pasuje.
W dodatku ciągle pobrzmiewał mi jakiś fałszywy ton, coś, co nie pozwalało mi w tę historię uwierzyć. Cały czas sobie tłumaczyłam, ze przecież ludzie są różni, niektórzy są lepsi w odbudowywaniu osłabionych przez lata więzi niż np. ja i to nie jest powód, żeby czepiać się ksiażki. Cóż, okazało się, że intuicja mnie nie zawiodła. Fabuła pod koniec zawraca pod kątem 180 stopni, a cała historia okazuje się być zupełnie o czym innym, niż nam się przez cały czas wydawało. Dlatego też warto tę książkę doczytać do końca.

Trudno mi powiedzieć, czy polecam "Babunię". Oczywiście można zabijać czas czytadłem z ponadczasowym przesłaniem "śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Ale (tu zakończę moralizatorsko) może lepiej ten czas poświęcić na rozmowę z własną babcią czy inną wiekową krewną? Wiem, wiem, to nie takie proste, sama mam tu duże zaległości...

17 komentarzy:

  1. Za to ja chętnie sięgnęłabym po tę książkę, z tego względu, że niestety nie mam ani jednej babci, więc tylko tyle mi zostało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwuch - sięgaj, sięgaj. W sumie szkoda byłoby ją omijać, bo to nawet wartościowa pozycja.
      No i witam na blogu:).

      Usuń
  2. Jeżeli będzie okazja przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ty ją docenisz:). Pozdrowienia:).

      Usuń
  3. Wreszcie jakas inna opinia:)-, do tej pory czytalam same superlatywy i tez one skusily mnie na zakup tej ksiazki:-), ktora juz wlasnie do mnie leci. Zobaczymy, czy mnie podejdzie styl Deghelt. Niestety z moimi Babciami nie porozmawiam, jedna zmarla, gdy bylam dzieckiem, a z druga do konca nie znalazlam wspolnego jezyka, moze takze dlatego, ze nie bylam jej ulubiona wnuczka;). Pocieszam sie, ze przynajmniej sie staralam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imani,
      babcie są różne, a i czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, w którymś momencie ten kontakt może się załamać ze względów zdrowotnych na przykład. Ciekawa jestem, jak Ci się spodoba książka...
      Pozdrowienia
      I.

      Usuń
  4. A mnie dla odmiany ta książka bardzo się podobała, a styl autorki wcale nie był suchy, chwilami nawet poetycki/złożony. Najlepszy dowód na to, że każdy odbiera książkę inaczej. A jak pewnie sama wiesz czasami łatwiej przeczytać książkę niż z kimś porozmawiać, to akurat smutne, ale niestety prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jussi- zgadza się, styl nie był suchy. To po prostu przykład negatywnej chemii między książką a mną jako czytelnikiem:).
      Co do babć- słuszna uwaga:). Jeszcze ewentualnie łatwo jest o kontakt wirtualny, ale w 4 oczy albo telefoniczny? To już duży wysiłek:(.

      Usuń
  5. A "Babunia" tak za mną chodzi jako przyjemne czytadło właśnie. Może jednak spróbuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może spróbuj. Ma jeszcze jedną dużą zaletę - wątek książkowy. W ogóle żyłam w przekonaniu, że już "Babunię" czytałaś!

      Usuń
    2. Wzięłam w podróż do Bawarii, ale tak zajęłam się prawdziwym babciowaniem, że nie podołałam. Ale obiecuję, że przeczytam:)

      Usuń
    3. :). Wcale się nie dziwię:).

      Usuń
  6. oj, chyba nie dla mnie ta lektura... no chyba, że jest też o Paryżu przy okazji:)

    życie & podróże
    gotowanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paryż jest, ale większość akcji w 4 ścianach:).

      Usuń
  7. Ciekawa recenzja, książki nie znam, nie czytałam i nie wiem sama, czy mam na nią ochotę. Czas pokaże. Natomiast babcie miałam kochane i ciekawe i miałam to szczęście, że zdążyłam się nawet z jedną zaprzyjaźnić, a z drugą dużo rozmawiałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie żałuję, że za mao z babciami i dziadkami rozmawiałam, ale że trochę więcej ich nie ciągnęłam za język. Zwłaszcza, że niektóre historie wojenne i powojenne nadal mnie intrygują, ale już nie poznam szczegółów:(.

      Usuń
  8. Hej :) A ja trochę nie na temat: jak Twoje lipcowe wyzwanie Trójki? Został jeszcze tydzień. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń