czwartek, 16 maja 2013

Francuskie dzieciństwo Marcela Pagnola (Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki)

 
Marcel Pagnol, Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki, tłum. Paweł Prokop, Małgorzata Paszke, Wydawnictwo Esprit 2010.

W tej chwili dużą popularnością cieszy się francuska literatura vintage dla dzieci. 
Wielki powrót przezywa Mikołajek, do którego porównywana jest niemal każda książka dla dzieci, gdzie bohaterami są małe urwisy (płci obojga). Popularne były wprowadzoen na polski rynek przez Znak "Jaśki". Książka Pagnola , mimo, że skierowana do dorosłych, to kolejne ogniwo tego łańcucha - niewiele różni się od "Jaśków". Ot, ma trochę wolniejsze tempo narracji. Na tyle jednak wolne, że raczej nie będę książki testować na dzieciach. 
Oparta jest na wspomnieniach autora z dzieciństwa - co nie bez znaczenia - spędzonego w Prowansji na początku XX wieku. Teraz dzieciństwo spędzone w czasach, gdy ludzie mieli czas jest uważane za "prawdziwe". To dzisiejsze, oddychające spaliną i wypenione w znacznej części przez wizyty u alergologa - to koszmar, z którego czowiek chętnie by się obudził.


Jak się ma "Chwała..." do innych współczesnych trendów? 
Nieźle zgadza się ze slow life (na co zwrócil moją uwagę niezawodny zacofany w lekturze). Bohaterowie wciąż obżerają się pysznym, zdrowym i nieprzemysłowym jedzeniem. 
Nieco gorzej z nurtem "toksyczna rodzina". Bohater jest zupełnie nie na czasie, gdyż sprawia wrażenie, że swoich rodziców szanuje i lubi. Nawet jeśli jest to pisane przez doroslego, to jednak zgrzyt. Powinien chociaż trochę rozliczyć ich za rodzicielskie błędy - niestety: wychodzi z niego sofciarstwo i sentymentalizmPPP. 

Do tego kwestia pacyfizmu i zwierząt. Starsi bohaterowie non stop latają po polach z bronia palną, młodsi zaś poluja bez jej użycia.  Następnie konsumuja niezliczone drozdy, kwiczoły i kuropatwy , które przez całą książkę skwierczą podpiekane na ruszcie. Czyżby nie słyszeli w ogóle o wegetarianiźmie?

Tak czy inaczej polecam książkę zarówno łowcom trendów, jak i tych, którzy są nimi ciężko zmęczeni. Satysfakcja gwarantowana.

poniedziałek, 6 maja 2013

JIK-owe bajeczki - nie tylko dla dzieci

Dwie bajki wyłuskane ze zbiorku "Baśnie największych pisarzy polskich". Notabene - całkiem przyjemny to zbiorek z udanymi, czarno-białymi ilustracjami Katarzyny Kariny Chmiel.

O królewnie czarodziejce to kolejna wariacja na temat prastarego motywu -  gonienia króliczka.
Otóż była sobie pewna królewna, po godzinach zajmująca się także sztukami magicznymi. Żeby mieć czas na rozwijanie swojego hobby i samorealizację postanowiła nigdy nie wychodzić za mąż. Sprawnie pozbywała się kolejnych kandydatów na mężczyznę życia, póki nie zjawił się ON - książę równie, a może nawet nieco bardziej biegły w magii, a do tego zdeterminowany. Królewna, nie doceniając początkowo przeciwnika, zgadza się na oddanie swojej ręki, gdy przejdzie on pomyślnie siedem prób...
Prób równie dobrze mogłoby być i 77. Bajka świetnie nadaje się do usypiania wyjątkowo opornych dzieci, tylko trzeba sobie najpierw przygotować ściągawkę z próbami, na które nie wpadł Kraszewski, na wypadek, gdyby te 7 nie wystarczyło.
Nie znaczy to wcale, że jest nudna - można ją tylko w nieskończoność wydłużać i wciąż tworzyć nowe warianty.

O Marzanie i Urodzie
Tytułowe Marzanna i Uroda to wpływowe wiedźmy, każda z nich rządzi własnym kawałkiem puszczy, ma swoich poddanych - leśne zwierzęta. Przy czym Marzanna jest typem władczyni totalitarnej, Urodzie zaś bliższe są ideały liberalne, nie żeby była od razu demokratką, ale czasem zdarza się jej pomyśleć nie tylko o własnych potrzebach zwłaszcza, jeśli przypadkiem miałoby to zaszkodzić jej odwiecznej rywalce - Marzannie. Obie panie bowiem serdecznie się nienawidzą.
Osią historii jest rywalizacja obydwu wiedźm o serce i duszę pewnego chłopca. Marzanna podstępem skłania jego rodziców do oddania go jej na wychowanie. Uroda zaś chce obronić dziecko - ucząc je rozumu.
Jednakowoż rozum okazuje się bronią obosieczną. Raz zdobyty - służy bowiem nie nauczycielowi, ale temu, kto rozum posiada.
Mam niejasne wrażenie, że autorzy kolejnych reform edukacji oraz telewizyjnych ramówek bardzo dobrze znają bajkę o dwóch wiedźmach, tylko wnioski z niej stosują na opak. Tak aby w procesie edukacji przypadkiem komuś nie przybyło pomyślunku...

Baśń jest przy okazji świetnym poradnikiem dla pracownika, zwłaszcza w czasach kryzysu. Tylko ostrzegam - nie będzie to raczej poradnik pozytywnego myślenia i działania, a raczej twórczego zastosowania lizusostwa i manipulowania szefem. Cóż - jakie czasy, takie środki:).