poniedziałek, 27 lutego 2012

"Dni powszednie państwa Kowalskich" - Maria Kuncewiczowa


Kowalscy to para jakich wiele w mieście stołecznym Warszawie. Obydwoje są "elementem napływowym". Paweł pochodzi z Krakowa, Irena zaś z Kazimierza nad Wisłą. Obydwoje przygnała do tego miasta (jakżeby inaczej) praca. Są jakiś rok po ślubie, niczego się jeszcze nie dorobili, wynajmują tylko nędzny pokoik w Śródmieściu u pani Sklepiczyńskiej. W końcu, wiedzeni potrzebą posiadania własnego kąta przeprowadzają się do małego mieszkanka na Żoliborzu (wówczas były to niemal przedmieścia). Jako, że rzecz dzieje się w latach 30-stych za mieszkankiem nie idzie kredyt hipoteczny, który spłacaliby pewnie do dziś:).
Ale to nie jedyne zmiany w ich życiu. Tak się składa, że obydwoje Kowalscy uwielbiają rozmawiać. Być może wynika to z tego, że są parą jeszcze dość świeżą, która wciąż nie działa na zasadzie autopilota i wykazuje pewną otwartość na drugiego człowieka;). Jedna z takich rozmów zostaje przypadkiem nie tylko podsłuchana, ale i wyemitowana w radiu. Odtąd za Kowalskimi snuje się niewidzialny cień. Każde wydarzenie z ich życia (wywiadówki, Boże Narodzenie, wizyta teściowej i ciotki feministki, domniemana kochanka Pawła, atak wyrostka u Ireny), zostaje detalicznie obgadane, czasem kończy się chwilą zadumy, czasem karczemna awanturą, a czasem... (tu spuszczamy zasłonę milczenia, jesteśmy ostatecznie w dość purytańskich latach 30-stych). No a rozmowy te może usłyszeć niemal online od razu pół Polski.
Po co w ogóle śledzić rozmowy przeciętniaków o ich zwyczajnym życiu?
"Wszyscy ukrywamy porażki, lęk, desperacką nadzieję jak sekretną chorobę. Noszac nędzę w sercu chodzimy jak pawie. Doznalem ulgi wejrzawszy - niewidzialny - w głąb życia państwa Kowalskich. Dlatego postanowilem spotkać ich jeszcze nie raz i rozplotkować przez radio podsłuchane rozmowy. Żeby ci, którzy rozpaczają nad własnym ubóstwem i ci, którzy małość swego życia uważają za haniebny wyjątek we wspaniałych dziejach ludzkości - żeby ci właśnie zostali pocieszeni".


"Kowalscy" to pierwsza polska powieść radiowa, jeszcze z czasów przedwojennych, na dużo jednak wyższym poziomie niż mocno telenowelowe produkcje PRL-owskie. (nie wyobrażam sobie wydanych w formie książkowej Matysiaków). Najbardziej skojarzyli mi się z felietonami rodzinnymi Talków, tyle, że tu chyba więcej jest ciepła, mniej natomiast satyry (co nie oznacza, że Marii Kuncewiczowej zbywa na poczuciu humoru).
Książka zdecydowanie nadaje się do podczytywania (w autobusie, poczekalni u dentysty, przy myciu zębów....). A jeśli ktoś chciałby zasymulować oryginalne warunki brzegowe - czyli radio, może pokusić się o głośne czytanie.

Przeczytane w ramach akcji:






Źródło zdjęcia okładki: allegro.

czwartek, 23 lutego 2012

"Wywiad z samą sobą. Apokalipsa"

Oriana Fallaci zawsze lubiła chodzić swoimi ścieżkami. W czasie Drugiej Wojny Światowej łączniczka włoskiego ruchu oporu, tuż po jej zakończeniu z impetem rozpoczęła karierę dziennikarską, koncentrując się początkowo na korespondencjach wojennych, potem przeprowadzaniu slynnych wywiadów, przy okazji których starała się wyprowadzić rozmówców z równowagi i przyłapać ich na kontrowersyjnych stwierdzeniach, a przy okazji także starała się wypromować własna osobę.
W 1993 zachorowała na raka. Po 11 września 2001 rozpoczęła swoją prywatną krucjatę przeciw islamowi (której efektem stały się książki "Wściekłość i duma" oraz "Siła rozumu"), przy okazji niestety zaniedbując leczenie, co zaowocowało gwałtownym i tym razem już nieuleczalnym nawrotem choroby. I taki jest właśnie punkt wyjścia "Wywiadu z samą sobą". Oriana Fallaci (ta sprzed lat, z czasów, gdy specjalizowała się w wywiadach), rozmawia ze swoją starszą i znękaną chorobą koleżanką, a rozmowa o zdrowiu dziennikarki szybko przenosi się na temat zdrowia Europy. Z tym ostatnim jest zresztą podobnie jak z Fallaci - wygląda na to, że nasz kontynent jest już w stanie agonalnym...
Przyczyna tego stanu według Dr. Oriany jest prosta - islam. Patrząc z polskiej perspektywy, gdzie muzułmanie stanowią może jakiś 1% ogółu mieszkańców, teza wydaje się wręcz egzotyczna. I tak jak można wziąć pod rozwagę niektóre ze stawianych przez autorkę tez na temat tej religii, tak całość jej diagnozy jest moim zdaniem przesadzona. Nawet, jeśli przyjmieny, że muzułmanie zmieniają oblicze Europy i mają negatywny wpływ na jej kulturę - to taka sytuacja, jest raczej skutkiem, a nie przyczyną. Muzułmanie może i wykorzystuja slabość Europy, ale przede wszystkom wypełniają lukę demograficzną, za która przeciez odpowiadają rdzenni Europejczycy!
Dużo ciekawsze wydały mi się jej obserwacje dotyczące Zachodu: zdrada elit, które postępują niekoniecznie zgodnie z interesem ludzi, których reprezenują, pogarda dla własnej tradycji (jej symbolem jest fakt, że włoską flagę można kupić wyłącznie w sklepie z militariami, a wywieszenie jest piętnowane jako nacjonalizm), ostentacyjny antyamerykanizm (zdaniem autorki Amerykanom należy się szacunek choćby ze względu na ponad 100 tys. ofiar w czasie wyzwalania Włoch), napiętnowanie ludzi myślących "niepoprawnie".
Kluczowa kwestia dla autorki jest jednak przyzwolenie dla ekspansji islamu: powodowane strachem, czasem motywacją finansową, najczęściej zaś: modą i ideologą.
Najbardziej jaskrawy przykład to popularne wśród włoskich (i nie tylko ) elit poparcie dla Palestyny (całkowicie pomijające wykorzystywane przez Palestyńczyków terrorystyczne metody) połączone z poglądami anty-izraelskimi. A od nich moze być juz tylko krok do antysemityzmu.
Nie chcę tutaj streszczać całej ksiażki. Oprócz diagnozy stanu Europy znajdziemy tu garść wspomnień z burzliwej przeszłości autorki, te być może są najciekawszym jej elementem. Jej pasja w prezentowaniu własnych poglądów początkowo wydaje się imponująca, potem zaczyna nużyć. Jednak mimo wszystko myslę, że warto zapoznac sie z panią Fallaci. Do wszystkiego co pisze doszła sama, nie prezentuje konglomeratu poglądów aktualnie modnych. Słowem - lektura jej ksiązki mże niejednokrotnie podnieśc ciśnienie, ale na pewno nie jest nudna.

wtorek, 14 lutego 2012

"Wyklęte pokolenia" - Janusz Rolicki


Odwiedzający tego bloga pewnie zauważyli, że mam pewną słabość do Kresów Wschodnich (czy w ogóle do Europy Wschodniej, ale to już inny temat). Po lekturze książki pana Rolickiego poczułam jednak wdzięczność do losu, iż moja rodzina z kresów nie pochodzi, na wschód ich kompletnie nie ciągnęło, a nawet, jak się tam w kompletnie nieodpowiednim momencie dziejowym zaplątał mój dziadek, to nie będąc ani oficerem, ani inteligentem nie przyciągnął uwagi NKWD. Gdyby stało się inaczej, zapewne nie oglądałabym wtedy tego świata.
"Wyklęte pokolenia" początkowo sprawiają wrażenie zupełnie zwykłej sagi rodzinnej. Śledzimy losy Jaremy Krzemieńskiego, właściciela ziemskiego z Dzikich Pól (okolice Bałty, okręg odeski), któremu mimo udziału w Powstaniu Styczniowym udaje się nieźle urządzić w rosyjskiej rzeczywistości, koleje jego dwóch małżeństw (z Rosjanką i Polką), dowiadujemy się też jak wyglądało życie ukraińskich i syberyjskich krezusów. Równolegle śledzimy losy jego dzieci i żony kilkadziesiąt lat później - od brawurowej ucieczki z Sowietów w 1922, aż po rok 1945.
Jednak ta saga jest nietypowa i to nie dlatego, że jej bohaterowie zostaną nieźle wyłomotani przez dziejowa zawieruchę. Już od początku towarzyszy im podskórny niepokój. Wszyscy boksują się ze swoją polskością, wyrzekają na zgubny wpływ romantycznych poetów, deprecjonują narodowe zrywy, podziwiają potęgę Rosji (zwłaszcza z wątpliwym urokiem ówczesnej Polski - czyli Priwisljenja). Jednak nie potrafią się zasymilować.
Drugie źródło niepokoju, to świadomość nadchodzących nadciągających ciężkich czasów. Carat mimo, że tłumił polskość zapewniał jednak pewne bezpieczeństwo materialne i porządek prawny. Rosnący w siłę komuniści/socjaliści - niekoniecznie. Jednak dość trudno jest sprzedać majątek i prysnąć na Zachód, jeśli na razie jakoś to wszystko funkcjonuje... Nie zdradzę tajemnicy (sugeruje ją już tytuł), że te wszystkie złe przeczucia spełnią się, aczkolwiek nie nastąpi to od razu. Polskiego "Przeminęło z wiatrem" nie będzie. Losy rodziny Krzemieńskich poruszają tym bardziej, że jest to historia prawdziwa - oparta na dziejach rodziny autora.
Wnioski z lektury nie są niestety optymistyczne. Niezależnie jak kombinujesz i jaki jest Twój stosunek do kraju w którym mieszkasz, jesteś na straconej pozycji mieszkając w tej części Europy. Mówicie, że od dawna nie było wojen, a nadciągający kryzys będzie li i jedynie ekonomiczny? Poprzednie, "wyklęte" pokolenia tak sobie właśnie powtarzały przed każdym kolejnym zakrętem dziejowym...


Ogloszenie last minute- zapraszam na moje aukcje charytatatywne na Allegro. Sporo książek do wzięcia i to w dobrych cenach!

czwartek, 9 lutego 2012

Stosik nietypowo

Zazwyczaj sławetne stosiki książkowe pokazują świeże nabytki, u mnie natomiast będą książki "wychodzące".
Sprzedaję je na Allegro w ramach aukcji charytatywnych.

Wiem, że może już robię się nudna, ale aukcje kończą się już za kilka dni.
Na razie udało się wylicytować ponad 60 zł, ale większość wystawionych książek wciąż jest dostępna za symboliczną złotówkę. Co oznacza, że prawie cały ten stos może być wasz za cenę... dwóch paczek papierosów:).

Zachęcam do licytowania, nawet kilku książek na raz. Koszt wysyłki będzie dostosowany do wagi paczki, także opłaca się polować na kilka książek jednocześnie.

Pełna lista tutaj .

Zapraszam. I obiecuję, że to ogłoszenie będzie już ostatnie:).

środa, 8 lutego 2012

"Forsowanie powieści rzeki" - Dubravka Ugresic

Intryguje was jak wygląda życie współczesnego pisarza w kraju post-socjalistycznym? Ze złudzeń odziera nas lektura blogów: zakupy, piwko ze znajomymi, wypad nad morze z narzeczoną, wywiadówka, problem z odpaleniem samochodu w mroźne dni... Czy czymś to się różni od waszego życia? Nie sądzę:). No chyba, że mówimy o autorach książek podróżniczych, ci jeszcze dodatkowo spędzają sporo czasu w samolotach:).
Nieco inaczej był zaledwie 30 lat temu. Pisarz, nawet ten, którego Muzy omijały, był istota wyższą, zadaniem której było edukować motłoch. Związane z tym były pewne nieprzyjemne obowiązki, polegające na spotkaniach autorskich w fabrykach i PGR-ach. Rekompensowało je za to względne bezpieczeństwo materialne (poecina, który wydał dwa tomiki był w stanie utrzymać z tego rodzinę) oraz creme de la creme - zloty pisarzy, będące połączeniem spa, popijawy oraz nawiązywania erotycznych znajomości.
Jedyny minus takiego życia polegał na tym, iż wyjawiało ono intelektualnie. O czym ma pisać człowiek żyjący od kongresu do kongresu a przerwach leczący ischias - chyba tylko o takim kongresie.
Tak też zrobiła Dubravka Ugresic - opisała zlot pisarzy w Zagrzebiu. Żeby nie było nudno, książka jest mocno satyryczna, groteskowa, liryczna, erudycyjna....
Nie wiem tylko, czy to satyryczne ujęcie nie sprawiło, że przez lata odrobinę się zestarzała. Pewnie dlatego wydanie sprzed 20 lat (kiedy to książka była niemal aktualna nowością) zeszło na pniu, a to nowe można bez problemu namierzyć w taniej ksiażce.



sobota, 4 lutego 2012

"Kwitnące floksy" - Hanna Muszyńska Hoffmanowa

Czy blogi książkowe nadają się do prognozowania trendów? Jest to trudne, ale jeśli odsiać z nich nowości wydawnicze, to i owo daje się zauważyć.
Mamy boom na siostry Kossak (artystki i bujne osobowości), za nimi wracają też do łask lata międzywojenne. Jeśli relaks - to najlepiej przy powieści młodzieżowej, ale nie byle jakiej, tylko takiej, która opisuje życie na pensji.
Do łask wracają listy, pamiętniki, autobiografie - wszystko, co pozwoli na chwilę złapać klimat dawnych lat.
Bo to właśnie chyba "łapanie klimatu" jest tu wspólnym mianownikiem. Klimatu czasów, gdy jeszcze nie wszystko było z plastiku, i gdy nikt nie słyszał o tipsach.
"Kwitnące floksy" sytuują się gdzieś na marginesie tego nurtu. Przez to, że nie traktują o artystycznej bohemie, nie mogą liczyć na natychmiastowy podbój, ale są prawdziwym rarytasem dla czytelników spragnionych lektury zabawnej, ciepłej i relaksującej.

"Floksy" to fabularyzowane losy rodzin Glogerów i Rzędzianów w XIX wieku. Glogerowie to śląsko-niemiecka rodzina osiadła za czasów Króla Stasia na Podlasiu, (jej najsłynniejszym przedstawicielem był etnograf Zygmunt Gloger) Rzędzianowie zaś byli niczym nie wyróżniającą się szlachtą zagrodową (czyli de facto chłopami z herbem), których jeden z przedstawicieli została niemal w całości inkorporowany do sienkiewiczowskiego "Potopu".
Rodzinne historie zostały opowiedziane wyłącznie z kobiecej perspektywy - najpierw Agnieszki Rzędzianki, starej panny (słowo singielka jakoś zupełnie nie pasuje do tej osoby na okladce, nieprawdaż?:)), z monstrualnym ego, podkochującą się w swoim pracodawcy - Wilhelmie Glogerze (nie na tyle jednak, aby uczyniło to wyłom w jej szlacheckich zasadach - ponieważ jego herb był 300 lat młodszy, uważała go za zwykłego łyka), a następnie jej ciotecznej wnuczki - Anki.
To świat dworków, kuracji ziołowych, faktycznego matriarchatu w patriarchalnym świecie , artystycznych kontaktów (wielokrotnie pojawi się na kartach książki Kraszewski). Z rzadka tylko spokój zakłócają jakieś wojny lub powstania. Jeśli jednak, jak główna bohaterka, żyje się prawie sto lat i siłą rzeczy co jakiś czas uczestniczy się w pogrzebach ludzi o jedno lub dwa pokolenia młodszych (75 lat i już umarł? Zawsze wiedziałam, że jest niedojdą!), można traktować te kataklizmy dziejowe w zupelnie innej perspektywie.
Lektura szczególnie polecana na siarczyste mrozy:).


Źródła zdjęć:
1. Humanitas.pl
2. swiatcebul.pl

piątek, 3 lutego 2012

Aukcje charytatywne - aktualizacja

Są już wystawione wszystkie książki. Więcej nie będzie... a za chwilę może być mniej.
Zachęcam do przeglądania, licytowania i podbijania TUTAJ.