piątek, 25 marca 2011

Córka Agamemnona- Ismail Kadare


Minimum objętości, maksimum treści. Bohater książki Kadare, młody dziennikarz, zmierza na pochód pierwszomajowy. W ciągu godziny, którą zajmuje mu droga na trybunę honorową, zdąży dokonać rozrachunku swojego życia, pożegnać sie ze swoją utraconą miłością- Suzaną, a także załamać ręce nad losem swojego kraju, doprowadzonego do ruiny nie tyle materialnej, co moralnej. Obywateli "Kraju" doprowadzono do tego, że dobrowolnie są w stanie oddać wszystko, a i to niewiele, które im pozostało (czyli miłość i życie), za chwile także może zostać im odebrane.
Nie piszę, że historia ta dotyczy komunistycznej Albanii. Wydaje mi się to pozorne (dlatego przed chwilą użyłam sformułowania "Kraj" zamiast Albania). Im więcej czasu mija od lektury, tym bardziej ta historia wydaje mi się uniwersalna. Przede wszystkim przez rozmyte realia. Być może był to wynik historii powstania książki (była przemycana na Zachód we fragmentach, jako tłumaczenia przeciętnie znanego niemieckiego pisarza), ale może być to też celowy zabieg. Do tego liczne nawiązania do dziedzictwa europejskiej literatury (choćby do Dantego- motyw kręgów piekielnych), czy mitu o Ifigenii- złożonej bogom na ofiarę córce Agamemnona, czy przede wszystkim atmosfera- żywcem wzięta z "Procesu" Kafki. I zaledwie jedna historia XX-wieczna - przytoczone zostają losy syna Stalina.
Mam wrażenie, że zabieg ten miał nam uświadomić, ze tyranie są wieczne. Miały się nieźle w starożytnej Grecji, kwitły w zeszłym stuleciu, a i teraz mają się nieźle, przynajmniej w niektórych miejscach na świecie. I zawsze, jeśli tylko będą miały taką szansę, będą żądały od ludzi wszystkiego- odarcia się z godności, wielokrotnego zaparcia się swoich zasad, a na koniec na przykład także ofiary ze swojego dziecka.
"Córka Agamemnona" to także portret społeczeństwa po wielu latach życia w komunizmie. Spustoszonego i do cna wypalonego. Moralnie i psychicznie. Które nawet, gdyby tyrania znikła z dnia na dzień, przez pokolenia będzie musiało dochodzić do stanu względnej równowagi. Jeśli w naszym kraju skutki komunizmu w społecznej mentalności trwają do dziś, a co gorsza, zdają się mieć lepiej, niż wydawało się 20 lat temu, to co musi dziać się w Albanii.

Rzadko używam tego sformułowania, ale tym razem sobie pozwolę - moim zdaniem to lektura obowiązkowa.

Zdjęcie ze strony wydawcy.

Między nami Nowojorczykami - Cathleen Schine



"Najpierw musisz uwierzyć w siebie, a potem o sobie zapomnieć"- mawiała Mila Borejko do swojej (przeżywającej męki dorastania) córki Idy.
To powiedzenie przypomniało mi się, gdy czytałam o pogubionych nowojorczykach, których łączy nie tylko to, że są mieszkańcami jednej ulicy, ale także, że żyją głównie dla siebie. A jednocześnie wykazują często pewien pozimo niedojrzałości, i to niezależnie od wieku (podobnie jak Ida B.) A że nie jest tak łatwo otworzyć się na innego człowieka, rolę "agentów zmian" przejmują psy, gdyż zajmując się czworonogiem, często trzeba "zapomnieć o sobie", ponieważ pies, w przeciwieństwie do dorosłego człowieka, niespecjalnie potrafi pójść na kompromisy. Zwierzaki budzą w swoich właścicielach pokłady altruizmu i wrażliwości, które pozwolą im z kolei jeśli nie zmienić swoje życie, to chociaż dowiedzieć się czegoś o sobie, aby następnie żyć bardziej świadomie.
Pisze się często, że książka jest portretem zbiorowości, ale tak naprawdę do jej powstania przyczyniły się (choć nieświadomie) właśnie czworonogi, choćby dając pretekst do interakcji.
"Między nami...", to typowa powieść obyczajowa, bez specjalnie pogłębionej psychologii. A jej celem jest dostarczenie relaksu i odstresowanie. Mocno przypomina twórczość coraz bardzie ostatnio popularnej Maeve Binchy.
Jeśli potrzebujecie takich doznań- spokojnie możecie sięgnąć po tę książkę. Odradzam natomiast jeśli akurat potrzebujecie mocniejszych wrażeń.

P.S. Książkę wygrałam u Maioofki. Jeszcze raz bardzo dziękuję:).

Zdjęcie ze strony wydawcy.

wtorek, 22 marca 2011

Salon odrzuconych czyli stosik na opak

Salon odrzuconych... czyli kilka książek, o których szerzej nie napiszę. Z braku czasu bądź z braku materiału.


"Zły dotyk" (Acid Row) Minette Walters. Wrzucam w nawiasie oryginalny tytuł, gdyż gdybym miała się sugerować tytułem polskim w życiu bym nie sięgnęła po książkę. To moje trzecie spotkanie z tą autorką (wcześniej były nie tłumaczone na polski The Devil's Feather i Disordered Minds), jak zwykle jest to mocno osadzony w życiu codziennym thriller. Tym razem mamy dwa wątki- zamieszki "antypedofilskie", które przeradzają się w próbę samosądu i dramat rodzinny z molestowaniem dziecka w tle. Do tego dorzucony portret społeczności zamieszkującej tytułowy Acid Row (ja bym to przetłumaczyła jako np. jako Zaułek Dealerów:)).
Zazwyczaj lubię tę autorkę, jej powieści nie są tłuczone z jednego szablonu, i jest niezła w serwowaniu czytelnikowi fabularnych zaskoczeń, ale tym razem (moim zdaniem) lekko przesadziła z dawką pozytywnego przesłania w jednym z wątków, przez co przestałam wierzyć tę historię. Mimo wszystko jednak jest to autorka warta wypróbowania (przez miłośników gatunku oczywiście:).

"Burning Bright" Helen Dunmore (laureatki Orange Prize z 1996) z kolei naprawdę mi się podobało. Ma jednak pecha- nie zostało przetłumaczone na polski, a nie zwaliło mnie z nóg do tego stopnia, żeby napisać o nim więcej mimo to. Traktuje o przyjaźni 16-latki i starszej pani, obydwie zostały przypadkiem uwikłane w kontakty z "handlarzami żywym towarem". Niezwykła jest główna bohaterka - nastolatka Nadine- charakteryzuje ją teflonowa niewinność, której nic się nie ima. W żaden sposób nie byłam w stanie jej rozgryźć, choć miałam kilka pomysłów. Oprócz wątku współczesnego w tle mamy przedwojenną historię erotyczno-kryminalną rozgrywającą się w scenerii prestiżowego klubu dla kobiet, a wisienką na torcie jest wpleciona w to wszystko bajka o Królowej Śniegu. Całość nietypowa i ciekawa, a do tego z pozytywnym przesłaniem, jeśli ktoś się dokopie do tej książki (bywa na Allegro), to polecam:).

"Janice Gentle i seks"- Mavis Cheek- miałam ochotę na coś lekkiego i zostałam za to srodze ukarana. Tytułowa Janice Gentle to kompletnie niezaradna życiowo, oderwana od rzeczywistości 40-latka, która w prawdziwym życiu byłaby klientką opieki społecznej, u pani Cheek jest natomiast autorką bestsellerowych romansów. Pytanie skąd bierze do nich materiał pozostało bez odpowiedzi. Trudno uwierzyć w istnienie takiej postaci, więc i ja w nie nie uwierzyłam. Jeszcze mniej wiarygodne wydało mi się rozwinięcie jej losów. Jednym słowem- dla mnie była to porażka.

"Adwokat Diabła" - Morris West- Lata 50-te 20. wieku, umierający na raka ksiądz Blaise Meredith prowadzi wywiady do procesu beatyfikacyjnego zmarłego 15 lat wcześniej kalabryjskiego rolnika o dwuznacznej reputacji. Portret zamkniętej włoskiej społeczności rolniczej i historia wewnętrznej przemiany. Stonowana i wyważona, nawet mi się podobała, ale nie mam pomysłu jak tu się na jej temat rozpisać:).

poniedziałek, 21 marca 2011

"Emancypantki"- Bolesław Prus


Gdy zaczynałam "Emancypantki", zrobiły one na mnie doskonałe wrażenie. Taka energetyczna lektura, pełna barwnych bohaterek (i bohaterów), osadzona w klimatycznym miejscu, bo na prestiżowej warszawskiej pensji. Czytałam z zaciekawieniem o szkole, trzymanej żelazną ręka pani Latter, sympatycznych, rozbieganych wychowankach, uroczych damach klasowych, na czele z główną bohaterką - Madzią Brzeską, a w tle podglądałam scenki z Warszawy lat 70-tych XIX wieku. Stolica aż kipiała wówczas od wielkich idei- pozytywizmu, emancypacji kobiet, zainteresowaniem cieszyły się również nowe ruchy para-religijne, w tym spirytyzm (nader podobny do współczesnego nam New Age), który miał być trzecią drogą między religią chrześcijańską, a naukowym materializmem. Podziwiałam mistrzostwo Prusa w budowaniu postaci. Jest ich grubo powyżej dwudziestki, a każda niepowtarzalna, zarówno jeśli chodzi o charakter, postępowanie, jak i język. O tym jak trudne to zadanie dla pisarza, wiedzą czytelnicy niektórych modnych powieści.
Później przenosimy się na prowincję, gdzie energiczna Madzia w ciągu kilku miesięcy dokonuje znaczących przemeblowań w życiu swojego rodzinnego miasteczka. Do tego momentu "Emancypantki" dostarczały dawkę energii porównywalną z książkami Musierowicz albo np. ze Służącymi.
Od połowy jednak (czyli od tomu trzeciego), książka grzęźnie, a raczej grzęźnie główna bohaterka.
Na pierwszy rzut oka wpływ maja tu jej życiowe wybory, w tym przypadku wierność ideałom emancypacji kobiet.
Jeśli chodzi o ten kluczowy dla książki temat, to można się zastanawiać, ile tak naprawdę zmieniło się przez ostatnie 140 lat, ale dwa aspekty sytuacji kobiet są na pewno różne. Pierwszym jest ekonomiczne upośledzenie kobiet - w XIX wieku kobiety były pozbawione możliwości zarobkowania na poziomie choćby zbliżonym do zarobków mężczyzn z tej samej klasy społecznej.
Dobrze wykształcona kobieta, ze względu na brak dostępu do pewnych zawodów, jeśli wybierała samodzielność automatycznie spadała na drabinie społecznej... 2 klasy niżej.
Zmieniać tę sytuację zaczęła powoli dopiero Pierwsza Wojna Światowa.
Drugim aspektem jest postrzeganie kobiet, jako istot psychicznie niesamodzielnych, które bez mężczyzny/wsparcia rodziny nie są w stanie samodzielnie funkcjonować (niby anachronizm, choć uparcie powracający w książkach typu chick-lit).
Na pierwszy rzut oka fakt, że Madzia Brzeska staje na poważnym rozdrożu jest kombinacją dwóch czynników, o których wspomniałam powyżej (Prus solidaryzuje się z sytuacją kobiet, ale jest przeciwnikiem emancypacji- nie proponując równocześnie nic w zamian- cóż- znak czasów).

Moim zdaniem jednak bohaterka byłaby skazana na klęskę (a co najmniej na wiele przegranych bitew), nie tylko w dzisiejszych czasach, ale także w futurystycznym świecie "Seksmisji". A to wszystko przez fakt, że oprócz wielkiej dobroci i serca na dłoni, natura nie obdarzyła Madzi mechanizmami obronnymi (ani zmysłem praktycznym), które pozwalałyby jej chronić własne ja. I być może dlatego droga, do której wyboru ostatecznie się skłania (zakończenie książki jest otwarte), choć pozornie nieatrakcyjne, jest dla niej rozwiązaniem optymalnym.

Kończąc już te rozważania, które mogłyby obejść co najwyżej tych, którzy już czytali książkę - zachęcam do lektury "Emancypantek". To doskonała historia obyczajowa, w której jednak autor nie zniża się do łatwych rozwiązań rodem z romansu i nie ucieka od psychologii. To plastyczny portret XIX wiecznej Warszawy- która w porównaniu z dzisiejszą wydaje się miastem intelektualnego fermentu. Miłośnicy poważniejszych tematów również znajdą coś dla siebie- sporo tam na przykład rozważań o konflikcie nauki, religii i pseudoreligii, a także o szukaniu własnej drogi duchowej. Wreszcie - "Emancypantki" to przykład dobrej, literackiej roboty- choćby konstrukcja bohaterów jest najwyższej próby. Do tego nieudziwniony język sprawia, że książkę łatwo i szybko się czyta, przynajmniej w pierwszej, bardziej dynamicznej części.
Jednym słowem- polecam.

środa, 16 marca 2011

Zerwać pąki, zabić dzieci - Kenzaburō Ōe



Koniec Drugiej Wojny Światowej, Japonia. Piętnastu chłopców z poprawczaka zostaje ewakuowanych do zabitej dechami górskiej wioski. Ich dotychczasowi strażnicy powierzają ich pieczy miejscowych chłopów, a ci gorliwie spełniają swoje zadanie, pastwiąc się bez litości nad swoimi podopiecznymi. Niebawem wioskę opanowuje zaraza i tymczasowi nadzorcy znikają, zostawiając chłopców na pastwę losu. Ci, nie mogąc opuścić wioski, sami muszą walczyć o przetrwanie i zorganizować swoje życie. Mają jednak niewiele czasu, ich oprawcy kiedyś wrócą...

O czym jest ta książka według mnie? O tym, jak to jest być wykluczonym, wyrzuconym poza nawias społeczeństwa, wyjętym spod prawa. O tym, jak walczyć o swoją godność w sytuacji, gdy wszyscy wokół uważają cię za śmiecia.
Nastoletni bohaterowie trafili do poprawczaka często za błahe, przynajmniej z dzisiejszego punktu widzenia przewinienia (kontakty homoseksualne), jeden z nich został wręcz oddany na przechowanie, jak do internatu. Mimo to traktowani byli przez nadzorców z niezwykłym okrucieństwem, tym większym, że było ono całkowicie bezkarne. W chłopcach jednak obudziło się ( a może zawsze tam było), niezwykłe poczucie godności, które pozwoliło im nie poddać się (przynajmniej do czasu) w tej ekstremalnej sytuacji.
Porównuje się często tę książkę z "Władcą much" Goldinga (który opisuje podobną sytuację- bardzo młodych ludzi, którzy znaleźli się w odciętym od świata miejscu (bez dorosłych) i stworzyli tam własne społeczeństwo- przesycone jednak nienawiścią i tyranią, mimo, że były to teoretycznie tak zwane "dobre dzieci"). "Zerwać pąki, zabić dzieci" moim zdaniem opisuje odwrotną sytuację. Zaskakujące były u tych chłopców właśnie głęboko zakorzenione pokłady moralności i szlachetnych odruchów. Inną kwestią jest sprawa, na jak długo im wystarczyły.
Opisy łamania charakterów (nie zawsze bowiem oprawcy posługiwali się przysłowiowym kijem, czasem była to kombinacja kija i marchewki), przypomniały mi opisy tworzenia się społeczeństw totalitarnych. A historie niezłomnych postaw przypomniały mi niestety, jak kończyli inni niezłomni (np. w czasach stalinowskich). Bo niektóre sceny z książki Ōe, to moim zdaniem, zapis rodzenia się totalitaryzmu, tyle, że w skali mikro.
"Zerwać pąki..." to wielowymiarowa i warta przeczytania książka. Ostrzegam jednak, że cechą tej prozy jest naturalizm, sporo w niej fizjologicznych wręcz opisów, nie każdy musi się wśród nich odnaleźć.

Zdjęcie ze strony wydawnictwa.

sobota, 12 marca 2011

Wyniki konkursu

Do północy i tak się pewnie nikt nie zgłosi, więc nie zwlekając ogłaszam zwycięzcę już dziś.
Maszynka losująca ze strony RANDOM.ORG wybrała nr 11 a jest nim:

KAROLINA z bloga Książki z mojej półki

Skontaktuję sie z nową właścicielką zesatwu kryminałów w celu ustalenia szczegółow przesyłki, a wszystkim dziękuję za udział:).

piątek, 11 marca 2011

Konkursowe Last Minute

Przypominam, że tylko do jutra zbieram zgłoszenia w wygrywajce kryminalnej.
Wystarczy kliknąć na zdjęcie w lewej kolumnie bocznej i zostawić komentarz.
Paczka z książkami jest już spakowana, wystarczy, że wpiszę adres. I to może być właśnei TWÓJ adres.
Jeszcze raz zapraszam:).

czwartek, 10 marca 2011

"Daję poczytać" - zbiórka książek i filmów dla dzieci z domu dziecka

Serwis wymian książkowych podaj.net organizuje zbiórkę książek i filmów dla dzieci z Domu Dziecka nr 10 w Warszawie.
Szczegóły akcji TUTAJ.

Najbardziej poszukiwane są następujące kategorie książek:

- bajki i książeczki dla dzieci, głównie dla maluchów w wieku 5-11 lat – takich książek potrzeba najwięcej, bo dzieci w tym wieku stanowią większość
- książki młodzieżowe dla dzieci w wieku 11-16
- słowniki j. angielskiego oraz j. niemieckiego
- lektury szkolne dla klas 1-6 szkoły podstawowej
- encyklopedie różnego rodzaju dla dzieci młodszych oraz starszych
- ilustrowane albumy lub leksykony nt. przyrody, geografii, zwierząt itd.
- bajki na DVD i filmy typu kino familijne


Za oddane książki dostaniecie punkty, za które będziecie mogli pobrać inne, bardziej interesujące was książki z serwisu.
Jakie? Te zrecenzowane przez mnie książki pochodza właśnie z tego serwisu, a wiele (w tej chwili kilkadziesiąt) innych czeka na przeczytanie:).

W skrócie:
- żeby wziąć udział w akcji należy zarejestrować się w serwisie
- należy wystawić oddawaną pozycję w transakcji prywatnej dla użytkownika DomDziecka-nr10
- instrukcja i informacje na temat akcji TUTAJ
- no i najważniejsze- akcja trwa tylko do 24 marca!

Zapraszam do wzięcia udziału, jak również do reklamowania akcji na swoich blogach!

wtorek, 8 marca 2011

"Daisy Miller" - Henry James


Żeby zminimalizować swoje narzekania na jakość lektur, należałoby czytać wyłącznie klasykę. Znikłyby gdzieś narzekania, ze tu postaci nie pogłębione, psychologia szwankuje, a dzieje bohaterów wyssane z palca.
Postulat w moim przypadku jest nie do zrealizowania, choćby dlatego, że nie chciałabym być skazana wyłącznie na kryminały w wykonaniu Conan Doyle'a.
Po autorów z klasycznej półeczki jednak sięgam (a będę sięgać pewnie częściej), a jednym z tych, którzy jak dotąd mnie nie zawiedli jest Henry James.
Zbiór opowiadań "Daisy Miller" początkowo mnie nie porwał. Tytułowa historia, obojętnej na konwenanse Amerykanki Daisy, która "robiła co chciała" i zakochanego w niej rodaka, za bardzo przypominała mi "Portret damy". Znacznie bardziej oryginalny był "Wychowanek" traktujący o prywatnym nauczycielu uwikłanemu w skomplikowaną relację ze swoim uczniem i jego rodziną. "Łgarz" eksploatuje motyw małżeństwa z niewłaściwą osobą, które zmusza do kompromisów i zaprzeczenia wcześniejszym ideałom. "Bestia w dżungli" to opowieść o strachu przed życiem, który pęta tak bardzo, że człowiek może nigdy nie zacząć żyć naprawdę.
Największe wrażenie robią jednak opowiadania czytane jako całość. Wyłania się z nich świat rządzony przez pieniądze, a w przypadku braku tych ostatnich konieczne jest stwarzanie pozorów ich posiadania. Do lamusa odeszła również moralność, zamiast tego króluje znany nam z czasów współczesnych nieposzlakowany wizerunek, nawet, jeśli wszyscy zdają sobie sprawę, że może być podszyty zgnilizną.
Czy jednak "surferzy konwenansu" w ostatecznym rachunku wygrywają życie? Czy też może stają się żywymi (choć dobrze ubranymi) trupami?
Czy też może nie zmarnują swojego życia tylko ci, którzy mają odwagę kochać i/lub żyć pełną piersią, niezależnie od ceny, jaka przyjdzie im za to zapłacić?
Zachęcam do sprawdzenia, co ma na ten temat do powiedzenia, w swojej poruszającej książce Henry James.

Źródło zdjęcia

poniedziałek, 7 marca 2011

Klasyczne kryminały u Izydora - wygrywajka


Ostatnio udało mi się wygrać u Agi fajną książkę, i to w dodatku z zakładką.









Ponieważ chciałabym, żeby blogowa karuzela z nagrodami kręciła się dalej, zapraszam do swojego konkursu. A do wygrania jest to, co lubię czytać najbardziej (łatwo sprawdzić w kategoriach bloga), czyli kryminały. Zestaw dla poczatkujacych, czyli kryminały nieco starsze:
- "Sprawa fałszywego biskupa"- Earle Stanley Gardner (o autorze pisała ostatnio McAgnes TU, TU, TU i jeszcze TU). Książka raz czytana.
- "Śmiertelny wróg"- Ross McDonald (tego autora dla odmiany polecała Kreatywa.). Książka raz czytana.
- "Pomyłka Maigreta"- Georges Simenon- o dziwo, nie pisał o nim na blogach nawet pies z kulawą nogą, a szkoda, bo to autor wart poznania, mający raczej słabość do psychologii niż mordobicia. Książka nieco starsza, ale zadbana.

Cały zestaw wygląda tak:



Chętni do jego zgarnięcia proszeni są o zostawienie wiadomości w komentarzach. Użytkownicy niezalogowani proszeni są o zostawienie maila.
Byłoby mi również miło, gdybyście opublikowali informację o konkursie na swoich blogach, a to dlatego, że chciałabym, żeby dotarła ona do jak największej miłośników kryminałów:). Nie jest to jednak warunek konieczny.
Zgłoszenia przyjmuję do soboty 12/03. Losowanie w niedzielę, ale zastrzegam sobie możliwość opóźnienia, gdybym się nie wyrobiła.

czwartek, 3 marca 2011

"Ofiara losu" - Camilla Läckberg



Nic na to nie poradzę - zaczynam odczuwać znużenie tym cyklem (a mowa o cyklu Saga Kryminalna Camilli Läckberg). Możliwe zresztą, że sama autorka zaczyna trochę obniżać loty - "Ofiara Losu" wydawała mi się bowiem znacznie słabsza niż poprzednie części.
Znany z poprzednich części policjant Patrick Hedström (nie jestem w stanie zapamiętać jego stopnia służbowego) oraz jego nowa koleżanka, Hanna Kruse, prowadzą śledztwo w sprawie wypadku właścicielki lokalnego spożywczaka. Szybko okazuje się, że rzekomy wypadek został sfingowany i mamy do czynienia z morderstwem. Poszukiwania sprawcy idą jednak opornie, nie da się obciążyć winą byłego męża ofiary, choć nie akceptował on jej nowego związku (z kobietą). Do tego policja ma mniej czasu i środków, gdyż w sąsiednim miasteczku Tannum, zainstalowała się ekipa telewizyjna kręcąca reality show.
Śledztwo nie ruszy z miejsca nawet wtedy, gdy zostanie zamordowana kolejna osoba. Czyżby ktoś je celowo utrudniał?
Jeśli chodzi o wątek kryminalny - gdzieś do 1/3 objętości książki nic się nie dzieje, dalej akcja posuwa się niewiele szybciej. Akcja współczesna przeplatana jest historią dwójki dzieci, uwięzionych przez obcą kobietę, przypominającą bajkę o Jasiu i Małgosi. Ponieważ te wstawki są bardzo krótkie, całość jest dużo mniej klimatyczna niż "Kaznodzieja" czy "Kamieniarz".
Jeśli chodzi o warstwę obyczajową, która w tym cyklu odgrywa ważną rolę - autorka tym razem poszła na całość i zafundowała czytelnikom prawdziwego Harlekina w wykonaniu dwojga drugoplanowych bohaterów. W kolejnych częściach, żeby nie zwalniać tempa powinna zacząć serię rozwodów, bo już nie ma pola manewru jeśli chodzi o kolejne nowe związki:). Ale z tego co wiem, w kolejnej części- "Niemieckim bękarcie" przewidziana jest raczej wycieczka w przeszłość.
Polecam wyłącznie miłośnikom tego cyklu, którzy już tak się wciągnęli, że są w stanie przymknąć oko na wiele niedociągnięć:).

Poprzednie części cyklu:
Księżniczka z lodu
Kaznodzieja
Kamieniarz

Zdjęcie ze strony wydawcy.

środa, 2 marca 2011

Lektor - Bernhard Schlink



Nie bardzo chce mi się pisać o "Lektorze", bo w czasie, jaki minął od jego przeczytania zdążyły się pojawić pierwsze oznaki wiosny, przez co niespecjalnie jestem w nastroju do pisania o tym ciężkim (jeśli chodzi o tematykę) utworze.

W skrócie przypomnę treść książki (choć przez to, że została sfilmowana, pewnie każdy zna tę historię). Hamburg, rok 1958. Michael Berg, 15-latek, nawiązuje romans z 36-letnią Hanną. Ich spotkania zawierają jeden nietypowy element- wspólne czytanie książek, przy czym "lektorem" jest zawsze Michael. Gdy po ok. roku ich związek zaczyna zmierzać do nieuchronnego końca, Hanna niespodziewanie znika.
Michael spotyka ją 7 lat później- na ławie oskarżonych w procesie przeciwko kilku funkcjonariuszom SS. Hanna zachowuje się w jego trakcie bardzo nietypowo - nie broni się, a nawet przyjmuje na siebie odpowiedzialność. Jakie fakty stoją za tym straceńczym zachowaniem? Jaka byłą tajemnica Hanny, która zaciążyła nie tylko nad jej związkiem z Michaelem, ale i nad całym jej życiem?

Powieść opisuje skomplikowaną sytuację o wielu aspektach, dostarcza więc sporo materiału do przemyśleń. Przypuszczalnie dla każdego innych.
Mnie zaciekawiło przedstawienie romansu ze starszą kobietą jako swoistej traumy- wydarzenia, które bardzo silnie (i w tym przypadku negatywnie) wpływa na dalsze życie bohatera i w znacznym stopniu utrudnia stworzenie kolejnego związku.
Zwróciłam również uwagę na pewien paradoks wymiaru sprawiedliwości (szczególnie aktualny przy rozliczaniu zbrodni i nadużyć systemów totalitarnych, ale myślę, że także w zwykłych sytuacjach), że największą odpowiedzialność ponosi nie najbardziej winny, ale ten...kto nie potrafi się bronić.
Zaciekawiła mnie również kwestia poczucia winy Niemców w kwestii zbrodni hilterowskich- tu przedstawiona ciekawie, gdyż z perspektywy człowieka urodzonego po wojnie.
Tę wielowymiarową książkę można odczytać na wiele sposobów, dlatego też polecam, ale najlepiej zanim na dobre nie zacznie się wiosna:). Bo wtedy kto będzie miał głowę do takich poważnych lektur?


***

I jeszcze organizacyjnie - udało mi sie trochę uporządkować etykiety, co ułatwi szukanie na blogu interesujących was tekstów. Niestety etykieta "Kraj" boleśnie obnażyła fakt, że omijam w swoich lekturach wszelkie zabite dechami i pachnace przyprawami prowincjonalne dziury (no chyba, że chodzi o peryferia Warszawy bądź Nowego Jorku). Pora się chyba zapisać do jakiegoś wyzwania, które to zmieni:).


Zdjęcia ze strony wydawcy.