wtorek, 27 września 2011

"Ramułtowie" - J.I. Kraszewski

Oświadczam, że właśnie przedawkowałam. Na fali zachwytu nad "Bruehlem" zaordynowałam sobie jeszcze dwie krótsze książki JIK-a, o "Śniehotach" już pisałam, teraz, zanim na dłuższy czas porzucę najpłodniejszego polskiego pisarza, kilka słów o "Ramułtach".
Powieść powstała w latach 70-tych XIX wieku, akcja, co rzadkie, rozgrywa się w dużym mieście w Wielkopolsce (może nawet jest to Poznań). Tytułowi Ramułtowie to rodzeństwo. Najstarsza, 30-letnia wdowa Lelia, posiadaczka (już!) dwóch siwych włosów, usiłuje zapewnić sobie przyszłość przez kolejny mariaż. Sylwan, jej nieco zbyt poważny młodszy brat, to demokrata, działacz niepodległościowy i wzór wszelkich cnót. Najmłodszy Herman, ich brat przyrodni, ma tytuł hrabiowski, mnóstwo kasy i brak pomysłu na życie.
Treścią książki są ich perypetie życiowe i romansowe, jak również dojrzewanie Hermanka (trzeba przyznać, że rozwinie się w zaskakującym kierunku), podskórnym zaś jej nurtem: konflikt między demokratami a konserwatystami. Kraszewski o dziwo wcale nie jest zwolennikiem tych ostatnich. Sportretował ich w sposób tak bezlitosny, że na pierwszy rzut oka wcale nie widać tych okrzyczanych konserwatywnych zasad i religijności, lepiej rzuca się w oczy rozrywkowy tryb życia, obłuda i wyrachowanie. Za pewne były to dylematy typowe dla epoki. Opis jednego z trzecioplanowych bohaterów mocno przypomina charakterystykę Stiwy Obłońskiego z "Anny Kareniny" (chodziło o zmienienie poglądów w zależności od mody). Oczywiście - Kraszewski był prekursorem, Anna Karenina powstała kilka lat później.

Jak w "Milionie posagu" mieliśmy galerię typów wiejskich, tak w "Ramułtach" Kraszewski zapoznaje nas z przedstawicielami fauny miejskiej, ze szczególnym uwzględnieniem birbantów, utracjuszy, kawalerów (także z odzysku) i łowców posagów. Proszę zapamiętać tych kawalerów, gdyż teraz będzie co nieco o tropie literackim, który udało mi się wywęszyć.

W 1871, rok przed napisaniem "Ramułtów", Kraszewski, wówczas udziałowiec drukarni w Dreźnie prowadził pertraktacje w sprawie wydania debiutanckiej powieści młodego autora - Henryka Sienkiewicza. Niestety JIK sprzedawał właśnie drukarnię i nie zdążył wydać "Na marne", skończyło się zaledwie na pozytywnej recenzji.
Niemal dekadę później Sienkiewicz pisze pozytywną recenzję "Ramułtów":
"Pod względem artystycznego wykonania jest to jedna z przedniejszych powieści Kraszewskiego. Typy należące do kliki jak Marian Dołęga, Lubicz, Paprzyca, kreślone są ze znakomitym satyrycznym zacięciem i tą niezrównana wprawą, właściwą tylko Kraszewskiemu" [1]
Czy to przypadek, że bardzo podobne kółeczko kawalerów pojawia się w opublikowanej w latach 90-tych XIX wieku "Rodzinie Połanieckich"?

A żeby skończyć już te nawiązania i inspiracje: mamy w Ramułtach również "komediantkę", o dziwo, nieco bardziej pozbieraną niż ta Reymontowa.

I jeszcze jedno znalezisko - JIK jako protoplasta science fiction:
"-Więc serca i miłość się starzeją? (...) I gdyby to było prawdą (...) w jakim XXII wieku już by się wcale kochać nie umiano?
- Nie, droga pani- rzekł Sylwan- ale miłość wyrażałaby się- któż wie? - formułą algebraiczną lub frazesem z telegrafu..." [2]
Tym sposobem JIK przewidział sms-y:).



[1] Gazeta Polska, nr 34, 1881, za: "Ramułtowie", Kraków 1987, s. 193
[2] J.I. Kraszewski "Ramułtowie", Kraków 1987, s. 117

poniedziałek, 26 września 2011

Głosowanie - losowanie:)

Dziś poniedzialek, co oznacza rozpoczęcie kolejnego etapu konkursu "JIK-owa tytułomania". Uczestnicy przez cały tydzień w pocie czoła natężali swoje szare komórki, a efekty tych zmagań możecie przeczytać TUTAJ.

Szczególnie zapraszam sceptyków, którym już rozwierają sie szczęki, żeby sobie szeroko i od serca ziewnąć. Przeżyjecie niemałe zdziwienie. Autorzy prac konkursowych mocno skręcili w stronę absurdu, a jednocześnie wykazali się takim poczuciem humoru, że po lekturze będziecie mieli zagwarantowany udany początek tygodnia.

Zapraszamy również do głosowania i wyboru najciekawszych prac. Dla głosujących również przewidziana jest nagroda, także wchodząc na stronę "Projektu Kraszewski", połączycie przyjemne z pożytecznym.
Serdecznie zapraszam:).

czwartek, 22 września 2011

"Śniehotowie" - J.I.Kraszewski


Ojciec Józefa Ignacego Kraszewskiego Jan, podobnie jak jego syn, musiał być postacią nietuzinkową. Był urodzonym gawędziarzem i domową kopalnią wszelkiej maści legend i historyjek, głównie z czasów ostatnich lat panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Skąd je przynosił ? Głównie z pracy - wymagała ona częstych wyjazdów w teren i rozmów z ludźmi. Kraszewski senior musiał sobie robić częste przerwy na kawę (bądź inne napoje) i wysłuchiwać niezliczonych opowieści.
Wiele z nich zostało wykorzystanyvh literacko przez jego syna. Przykladem jest opisywana już przeze mnie "Czercza Mogiła". Wydaje mi się, choć nie mam na to twardych dowodów, że historia "Śniehotów" pochodzi z tego samego źródła.
Opowiastka to obyczajowa, choć osadzona w czasach stanisławowskich. Traktuje o dwóch skłóconych braciach z rodu Śniehotów: starszym - Janie, lokalnym Sinobrodym, który pochowawszy dwie żony i kilkoro dzieci, sposobi się do kolejnego mariażu. Młodszy z braci - Andrzej, zniknął wiele lat wcześniej. Pewnego dnia w okolicy pojawia się tajemniczy nieznajomy, który kupuje jedną z lokalnych posiadłości. Pytania konkursowe, na które odpowiedź nie wymaga specjalnego wysiłku - kim jest ta zagadkowa postać?

Powieść nie jest jakaś specjalnie odkrywcza (choć jest tam pewna obyczajowa nowinka, mianowicie - rozwód). Do tego jeszcze kończy się dobrze, miłość zwycięża, cnota cierpliwości i pokory zostaje nagrodzona, i tak dalej. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego czytało mi się ją całkiem nieźle. Kwestia przyzwyczajenia do JIK-a , czy co?

środa, 21 września 2011

"Brühl" - J.I. Kraszewski


"Ludzie nie powinni wiedzieć dwóch rzeczy: jak się robi politykę i jak się robi kiełbasę"[1]. Nie jest wykluczone, że zabierając się do pisania "Brühla" Kraszewski znał to powiedzenie Bismarcka i postanowił dać czytelnikowi krótki przewodnik po kuchni politycznej w formie literackiej. Opisuje początek kariery Henryka Brühla (1700-1763), wieloletniego pierwszego ministra Saksonii za panowania Augusta III.
Poznajemy go najpierw jako 20-letniego pazia, który zaprzyjaźnia się z sekretarzem Augusta II, tylko po to, aby niedługo potem wbić nóż w plecy staremu pijaczynie i samemu zająć jego miejsce. Dziesięć lat później Brühl bryluje już jako sekretarz do spraw akcyzy (czyli szef ówczesnego urzędu skarbowego). W mistrzowski sposób unika mielizn w czasie, gdy następuje zmiana na tronie, po czym dochodzi do decydującego starcia - z faworytem Kurfürsta, Józefem Sułkowskim (notabene, biologicznym synem Augusta II). W tym celu zbroi się po zęby, poczynając od zmiany religii, a raczej równoległego wyznawania dwóch na raz (co ułatwia mu zdobycie zaufania księżnej Józefy z Habsburgów- żony Augusta) aż po wybór żony - podwójnie trudny, gdyż kandydatka miała jednocześnie pełnić funkcję kochanki szefa (Kurfürsta).
Lektura jest świetna w opisie wszystkich sztuczek, podstępów i nieczystych zagrań. Nie zszokowały mnie, gdyż wiem, że częścią składową warsztatu skutecznego polityka są trudne sojusze, zgniłe kompromisy, czasem wyrzucenie za burtę zbędnego balastu w postaci do niedawna ulubionego kolegi. Mówi się, że cel uświęca środki, jednak w którymś momencie Brühl przesadził, z prywatnych pobudek działając na szkodę swojego państwa. Ludzie często zajmują się się polityką często z egoistycznych względów, jednak dobrze, aby działali przy okazji w interesie zbiorowości, którą reprezentują. Ci, którzy połączą skuteczność z dbałością o dobro wspólne (choćbyśmy nawet się upierali, że jest ono formą "większego egoizmu"), nawet, jeśli przy okazji zadbają o dobro własne czeka zaszczytny tytuł mężów stanu. Dziwnym trafem o Brühlu nikt tak nie mówi:).

Odniesienia do współczesności? Niestety jest ich więcej, niż byśmy chcieli. Działalność, jaką uprawiał Brühl szczególnie dobrze pasuje do ustrojów o niskim stopniu aktywności obywatelskiej. Należy do nich monarchia absolutna (nie wiem, czy w Saksonii występowała w czystej formie) i niestety należy do nich nasza kulawa demokracja, a to przez to, że ze względu na dziedzictwo rozbiorów i komunizmu, wciąż mamy mentalność postkolonialną i nie mamy tendencji do kontrolowania władzy. Stąd tabun Brühlów poczynając od szczebla gminnego i powiatowego. Na szczęście - żaden z nich nie ma talentu pierwowzoru:).

Ciekawostką był dla mnie scenki z początków dziennikarstwa, a mianowicie niepokorny pismak obowożony za swe paszkwile przeciw władzy po mieście na ośle. Sceneria od czasów saskich jednak bardzo się zmieniła:).


[1] To luźna parafraza, zresztą większość polskich tłumaczeń powiedzenia Bismarcka brzmi nieco inaczej niż oryginał. Dokładna treść po niemiecku tutaj (pozycja 5).

wtorek, 20 września 2011

Zwierzenia przy herbacie... o Agacie


Zwierzenia będą dotyczyły moich dotychczasowych doświadczeń z prozą Damy Imperium Brytyjskiego. Potraktujmy to jako wstęp do wyzwania "Na tropie Agaty":).

Pierwszy kontakt z twórczością pisarki miał miejsce w podstawówce (wówczas jeszcze ośmioletniej), przy okazji "Śmierci na Nilu". Kolejnym hitem okazało się "Zło czai się wszędzie". W siódmej czy ósmej klasie przyszła kolej na pierwszą "Agatę" po angielsku - padło na "Endless night"- "Ciemność i noc".
Przez lata przeczytałam większość kryminałów Lady Agaty. Próbowała mnie wprawdzie zniechęcić niejaka Miss Jane (nei mylić z Jane Marple), pracująca przez chwilę w moim liceum jako native speaker (czyli siła fachowa do konwersacji), twierdząc, że "Agatha Christie is not literature", ale przyjęłam jej twierdzenie wzruszeniem ramion. Podejrzewam dzisiaj, że alternatywną lekturą, którą próbowałaby mi wcisnąć, byłyby "Mdłości" Sartre'a.
Po jakimś czasie jednak na froncie Agatowym nastąpił przesyt. Mimo, że słabo zapamiętuję fabuły, przy kolejnym czytaniu już wiedziałam- w tej mordercą, będzie policjant, w tej dziecko, a w tej - chyba ta wredna ruda z czerwonymi paznokciami...
"Opowiedzcie, jak tam żyjecie"- wspomnienia z wypraw archeologicznych, pozwoliły mi poznać pisarkę z zupełnie innej strony, przede wszystkim jako humorystkę (bo to, że jest bystrą obserwatorkę rzeczywistości widać po lekturze pierwszego lepszego kryminału). Dlatego też moje plany czytelnicze, jeśli chodzi o to wyzwanie, to przede wszystkim "Autobiografia". Mam nadzieję, że niezbyt napięte ramy czasowe wyzwania, pozwolą mi zrealizować te zamierzenia:).



Źródło zdjęcia

poniedziałek, 19 września 2011

Książkowy Grochów




Grochów to warszawskie osiedle położone na prawym brzegu Wisły. Przez lata kojarzyło się raczej z pamięcią powstania listopadowego (na jego rubieżach znajduje się Olszynka Grochowska), później z pewną piosenką Muńka Staszczyka (Wyglądam przez okno, na oczach mam sen, a Grochów się budzi z przepicia- T.Love "Warszawa")). Post nie będzie poświęcony jednak zagadnieniom krajoznawczym (choć nie odmówię sobie wrzucenia zdjęcia Smoka Grochowskiego*), a książkowym:). Niewielu bowiem wiem, że Grochów jest prawdziwym zagłębiem taniej książki, i trudno na nim żyć tak, aby nie zostać przysypanym przez nadlatujące z każdej strony woluminy. Z reguły nie pierwszej młodości.


Najobfitszym źródłem jest antykwariat na Bazarku Szembeka (ul. Zamieniecka 90). Podobno mieści się w nim 70 tys. książek, część z braku miejsca na zewnątrz. Ceny - od kilku złotych. Obowiązuje nieustanna promocja na książki wystawione pod gołym niebem: ile uniesiesz za 20 zł (na zdjęciu nr 2 właśnie ktoś korzysta z promocji, widać odłożony solidny stosik książek, na zdjęciu nr 3 zbliżenie ekspozycji zewnętrznej, w tle infrastruktura bazarku).
Antykwariat ma również filię na allegro.

Przyznam, że sama korzystałam, tyle, że z opcją odbioru osobistego.
Książki podzielone są tematycznie, wg. kraju pochodzenia, najpopolarniejsze serie mają swoje oddzielne regały (min. Nike, KIK, czarna PIW, kieszonkowa wydawnictwa literackiego). Rozbudowany jest dział dziecięco- młodzieżowy i historyczny, cały regał zajmują dzienniki i wspomnienia. Książki obcojęzyczne to w sumie 3 regały (ustawiane podwójnie, łącznie z tymi do nauki). A zresztą co ja tu będę reklamować- zapraszam do odwiedzin i samodzielnego szperania.
Aktualizacja na 04/2013 - antykwariat przeniesiony na Kickiego 12.


Szmateksy są niezłym źródłem książek po angielsku. Poniżej namiary (czasem orientacyjne) tych, które odwiedziłam.
  • Waszyngtona 146 (Tomitex)- zmienne ceny i ilość książek (1-5 zł), zazwyczaj dostępne półki, dostawy średnio co 2 tygodnie. Aktualizacja na 04/2013: istnieje, ceny od 50 gr do 5 zł.
  • Grochowska 203 (na tyłach Uniwersamu Grochów)- ilość książek zmienna, dostawy co miesiąc, ceny ok 3 zł/sztukę. Aktualizacja na 04/2013: nie istnieje.
  • Grochowska 243/245 - 3 półki, książki rotują dość wolno, ceny ok 3 zł, 5 zł za "albumowe". Aktualizacja na 04/2013: nie istnieje.
  • Grochowska 231 (orientacyjnie, blisko przystanku tramwajowego "Kickiego")- kiedyś był to raj, 2 regały z 1 zł/sztukę. Niestety od dawana nie było dostawy:(. Aktualizacja na 04/2013: nie prowadzi już sprzedaży książek.
  • Zamieniecka 49 (orientacyjnie), cena 19 zł/kg, niestety od dawna nie było dostawy:(. Aktualizacja na 04/2013: nie istnieje.
  • Gdecka 1: szmateks w namiocie naprzeciwko bazaru Szembeka. Książki angielskie, francuskie, niemieckie i niderlandzkie, po 2 zł.
  • Grochowska 112: niewielki antykwariat, prowadzony przez firmę zajmującą się skupem surowców wtórnych. Ceny od 4 zł. 
I jeden adres w okolicach Grochowa:
  • Międzylesie, Żegańska 22c (uwaga, są 2 budynki z tym adresem, blok i pawilon handlowy), szmateks Dago. Co tydzień przyjeżdża wór z książkami (w poniedziałki). Od wtorku można w nim grzebać. Panie udostępniają na życzenie również wory archiwalne. Często trafiają się zestawy tematyczne, np. wór wampirzy bądź kryminalny. Ceny za standardową książkę - 3 zł. Albumy droższe, dziecięce tańsze. Acha - ostatnim razem byłam tam przed wakacjami, mam nadzieję, że system dostaw się nie zmienił. Byłam 10/2012: nie prowadzili sprzedaży książek, może przejściowo.
Wyprzedaże biblioteczne tak naprawdę nie są żadnymi wyprzedażami, można brać sobie książki za darmo. I to nie tylko starocie, ale i całkowite nowości (choć te nie stoją zazwyczaj dłużej niż kilka minut). Zaglądam do następujących bibliotek: na Majdańskiej 5, Grochowskiej 202 oraz Grochowskiej 279. 04/2013: aktualne.

Zapraszam na książkowe łowy:).




*detal architektoniczny z kamienicy na Zamienieckiej 65

Rusz głową z Kraszewskim - konkurs


Zapraszam do konkursu zorganizowanego przez Lirael na Projekcie Kraszewski. Nagroda atrakcyjna- dowolna nowa książka z księgarni internetowej (jest górny limit ceny, ale dostatecznei hojny, żeby można było poszaleć).
W zamian trzeba tylko trochę ruszyć głową:). Zgłoszenia do niedzieli 25 września, ale ja zapraszam do zajrzenia juz dziś:).

czwartek, 15 września 2011

Zbliża się five o'clock - zapraszamy na herbatę (z Agathą Christie)


Five o'clock tuż tuż, zsynchronizujmy zatem zegarki. Tea time, tea party time!


Zapraszamy Was na urodzinową herbatkę i to nie byle jaką, lecz u prawdziwej angielskiej Lady. W programie przewidziane są: ciasteczka, na których można połamać zęby, dużo ciętych ripost, stare koronki i... arszenik. Czy wiecie już, kto będzie naszą gospodynią?


Oto lista jej życiowych dokonań w telegraficznym skrócie: dwóch mężów, jedna córka, 90 powieści i sztuk teatralnych, dwa miliardy sprzedanych egzemplarzy książek, około 80 (co najmniej) adaptacji kinowych i telewizyjnych, nie mówiąc już o grach komputerowych.
O kim mowa? O Królowej Zbrodni - Agacie Christie, dzisiejszej jubilatce, bowiem mija właśnie 121 rocznica jej urodzin. Wprawdzie co jakiś czas pojawiają się pretendentki do tego zaszczytnego tytułu, ale jak wiadomo - "Królowa jest tylko jedna"*.


Agatha Christie króluje także na polskich blogach książkowych. Każdego tygodnia pojawia się co najmniej kilka recenzji tytułów z jej bogatego dorobku - i to całkiem spontanicznie, bez reklamy i rozmachu marketingowego roztaczanego wokół wszelkich nowości wydawniczych.


Celem tego bloga (wspomniana angielska herbatka jest jednocześnie jego zebraniem założycielskim) jest nadanie bardziej scentralizowanej formy temu oddolnemu ruchowi (kto wie, może kiedyś fani Christie wystawią własną reprezentację do Sejmu?), a przede wszystkim wspólna wymiana wrażeń z lektury. Będziemy nie tylko wspólnie czytać powieści Agathy, ale także dyskutować na tematy związane z jej twórczością (choćby o wyższości Poirota nad panną Marple, bądź odwrotnie) i życiem (omówimy kwestię jej tajemniczego zniknięcia oraz fascynację archeologią). Będziemy również dzielili się co bardziej smakowitymi cytatami z jej prozy.


Zapraszamy zarówno starych wyjadaczy, jak i tych, którzy przygodę z Królową Zbrodni mają dopiero przed sobą, a potrzebny jest im pretekst, żeby ją zacząć.

Wejście tędy:)










Tych, którzy ponad kryminały przedkładają inne obszary literatury, zapraszamy na forum Kobiecym piórem.
Jak pisze jego założycielka:
"...zapałałam chęcią bliższego poznania angielskiej literatury, ale wyłącznie jej strony kobiecej. Bez żadnych ideowych przesłanek. Okazuje się bowiem, iż wiele świetnych pisarek, cenionych i chętnie czytanych na świecie (czyli nie w Polsce, sic!), u nas przycupnęło sobie na półkach zapomnienia, i pod warstwą kurzu czeka na głośne nagrody (jak Doris Lessing), które odświeżą je w pamięci polskich wydawnictw i czytelników. Bądźmy zapobiegliwi i sami wytyczajmy ścieżki literackim modom! :)"
Zainteresowanych wytyczaniem nowych mód literackich zapraszam do Maioofki, a potem oczywiście na forum:).

"Milion posagu" - J.I.Kraszewski


Maria ma 16 lat i jest córką kochanki ostatniego króla Polski. Po wyjeździe matki za granicę jest zmuszona (wraz ze swoją ciotką- Scholastyką), zamieszkać w zabitej dechami wioseczce położonej nad Bugiem, należącej do dalekiego krewnego.
Cała trójka zmaga się z niedostatkiem, a niejasne pochodzenie Marii staje się przyczyna wielu docinków i sąsiedzkich intryg. Jedyną przyjazną dusza w okolicy jest Seweryn - niebogaty, pracowity i świetnie wykształcony dzierżawca jednej z okolicznych majętności.
Sytuacja zmieni się o 180 stopni, gdy obie kobiety nagle odziedziczą milionowy spadek (okazuje się, że królewska kochanka potrafiła jednak zabezpieczyć swój byt).
Atrakcyjną panną na wydaniu staje się nagle nie tylko Maria, ale i Scholastyka: ponad 40 letnia singielka o ciętym języku i złośliwym poczuciu humoru.
Obydwie będą musiały stawić czoło prawdziwemu najazdowi łowców posagów: w różnym wieku (od 25 do 60 lat) i o różnym statusie majątkowym. Oblężenie przeżyje nie tylko Maria ale i Scholastyka...
" ... na czele pan Teodor! z nieoszacowana matką ! z lubym ojcem! Maryniu(...) roześmiejże się przynajmniej! (...) po wtóre, pan Fabian, który co chwila chce ci grać do tańca i komponuje dwa razy na dzień siurpryzy z flotrowersem (...). Kochanie, cenić ich nie umiesz. O poruczniku nie wspomnę, bo ten należy do mnie wyłącznie, wczoraj zachwycał się moją ręką. A Kulikowicz, a Haslingi! Mamy doprawdy czym się bawić." [1]
Pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że większość z tabunu kokurentów to niedawni prześladowcy obydwu pań. Któż nie chciałby się schylić po milion... albo dwa.
"Milion posagu" to komedia sąsiedzka o wyraźnie satyrycznym zacięciu. Spokojnie dałaby się przerobić na sztukę teatralną w stylu Fredry. Kraszewski bezlitośnie pastwi się nad swoimi bohaterami, wytyka im wady i słabostki. Jest też świetnym obserwtorem i mistrzem trafnej charakterystyki postaci. Książka jest z gatunku raczej rozrywkowych, jedyny morał, jaki z niej wypływa, to fakt, że pieniądz rządzi światem... przynajmniej do czasu:).
Sprężyną intrygi jest tu ciotka Scholastyka, bohaterka niby to pozytywna, ale dzięki swej energii i szczypcie złośliwości - ani trochę nie nudna. Dzięki czemu meandrów nudy unika też "Milion posagu".
Polecam na długie zimowe wieczory:).

[1] J.I. Kraszewski, Milion posagu, Kraków 1976, s 162.

wtorek, 13 września 2011

"Człowiek, który pokochał Yngvego" - Tore Renberg


Sięgając po tę książkę spodziewałam się gejowskiej love story w tonacji nostalgicznej z dwoma pryszczatymi siedemnastolatkami w roli bohaterów. Jak to zwykle bywa, książka nieco rozminęła się z moimi przewidywaniami, nie tylko dlatego, że tylko jeden z bohaterów miał jakiekolwiek pryszcze.
Jest rok 1990. Jarle Klepp, licealista, mozolnie buduje swój image i pozycję w grupie. Jego najlepszym kumplem jest anarchista Helge. Ma dziewczynę (Kathrine), gra w punkowym zespole, a do tego ma poglądy, i to nie byle jakie, a postępowe.
Jak pisze sam bohater z perspektywy lat:
"...wydaje mi się, że pozjadałem wszystkie rozumy i uważam, że 80% moich rówieśników to niedorozwinięci, konserwatywni niedoinformowani debile. Jeżeli czemuś miałbym być przeciwny, to z pewnością EWG, nie lubię też chrześcijan (...), nienawidzę komercjalizmu, braków w wiedzy o ochronie środowiska, popularnej muzyki i kapitalizmu". [1]
Bunt Jarlego jak na dzisiejsze czasy wydaje się dość mainstreamowy (hasła o ochronie środowiska przechwyciła znienawidzona przez niego EWG/UE i są teraz nie tylko w programach szkolnych, ale i przedszkolnych), ale 20 lat temu był jak najbardziej IN.
W ten uporządkowany świat młodego człowieka, który wie czego chce wkracza nagle miłość, w dodatku taka, której sam nie rozumie i nie potrafi przyjąć do wiadomości (do "nowego" z równoległej klasy: "drętwiaka" Yngvego). I nagle: wszystko zaczyna się sypać. Wychodzą na wierzch rożne problemy bohatera (choćby niezabliźnione skutki rozpadu związku jego rodziców), opada maska (a raczej liczne maski), zapomnianej roli nie podpowie żaden sufler, gdyż chłopak znajdzie się nagle w zupełnie nowej dla siebie sytuacji.
Jeśli chcecie sprawdzić, czy jej podoła - zapraszam do zanurkowania w te historię.
Moim zdaniem to naprawdę dobra lektura. Autor nie tylko wiarygodnie uchwycił fenomen "burzy i naporu" okresu dojrzewania, ale nasycił książkę wieloma wiarygodnymi szczegółami (muzyka, moda, obserwacje społeczne), przez co historia Jarlego nie buja w obłokach, a jest naprawdę blisko życia. Tak się zkłada, że także blisko mojego życia, gdyż wprawdzie jestem kilka lat młodsza od bohatera ksiąki, ale w Polsce wszelkie trendy (zarówno te muzyczne, jak i dotyczące np. modnych używek), przyjmowały się nieco później. Dlatego też przy okazji mogłam sobie zafundować podróż sentymentalną.

Największym plusem książki były jednak dla mnie problemy, które autor wprowadził do niej za pośrednictwem postaci Yngvego (ze względu na to, że nie chcę zepsuć efektu zaskoczenia nie będę ich tu jednak szczegółowo omawiać). Myślę, że po lekturze innym okiem spojrzycie na klasowych drętwiaków z czasów własnej młodości.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Akcent i portalowi Czytanie (nie) szkodzi.

[1] "Człowiek, który pokochał Yngvego" - Tore Renberg, Warszawa 2011, s 15

sobota, 10 września 2011

"Śmierć na Nilu" - Agatha Christie


Jeśli nie wiadomo, co czytać, warto po raz kolejny sięgnąć po klasykę... kryminału. Już po pierwszych stronach "Śmierci na Nilu" poczułam, że wchodzę w stan głębokiego relaksu. Ponieważ czytałam te książkę po raz trzeci, trudno było mówić o śledzeniu wątku kryminalnego (niestety, bardzo dobrze pamiętam, kto zabił), zamiast tego potraktowałam ją jako historię obyczajową.
Linnet Ridgeway jest milionerką i celebrytką, jej twarz znają czytelnicy gazet w całej Europie. Pewnego dnia odzywa się do niej jej przyjaciółka z pensji - Jackie:
"-Jackie prześladował okrutny pech.(...) Ojciec odszedł do innej kobiety, zaś matka straciła cały majątek podczas krachu na nowojorskiej giełdzie. Jackie została bez grosza, nie mam pojęcia, jak radziła sobie przez ostatnie lata. [Linnet]
Joanna zajęta była polerowaniem (...) paznokci.(...)przechyliła głowę, żeby należycie ocenić swoje dzieło.
- Kochanie, to może być dość kłopotliwe- wycedziła.-Ilekroć moich przyjaciół zaczyna prześladować pech, natychmiast z nimi zrywam. Może to okrutne, ale oszczędza masę kłopotów na przyszłość. Tacy zawsze chcą pożyczać pieniądze albo biorą się do projektowania mody i trzeba pod przymusem kupować od nich potem koszmarne kreacje. Albo malują ręcznie klosze do lamp lub jedwabne szaliki." [1]
Hmmm, czyżby ktoś ze znajomych Agaty Christie zmuszał ją do kupna szalików? Przemądrzała Joanna ma jednak rację, od wizyty Jackie rozpocznie się seria niefortunnych zdarzeń, zakończona serią morderstw.
Zanim padnie pierwsza ofiara i do akcji będzie mógł wreszcie wkroczyć niezastąpiony Hercules Poirot, sporo dowiemy się o życiu brytyjskich klas uprzywilejowanych. Polecam:).

[1] "Śmierć na Nilu" - Agatha Christie, Warszawa 1977, s 9

piątek, 9 września 2011

"Wojtek z Armii Andersa" - Maryna Miklaszewska


Niemal każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu wychował się na "Czterech pancernych i psie". Czterech facetów z różnych warstw społecznych (a nawet zróżnicowanychnarodowościowo ), piękne kobiety (w mundurach), sympatyczny czworonóg i Rudy 102. Nikt wprawdzie nie mówił skąd to całe towarzystwo wracało i jak znaleźli się za Wołgą. Ale i tak historia "Pancernych", mimo, że zafałszowana, zawładnęła wyobraźnią, zwłaszcza młodszego pokolenia.
Maryna Miklaszewska i Maria Dłużewska postanowiły pójść tym tropem i napisać scenariusz serialu o Armii Andersa. Nie wiem, czy sugerowały się historią 'Pancernych" gdy pisały "Wojtka". ale jedno jest pewne- nic tak nie kształtuje zbiorowej wyobraźni jak film, a już zwłaszcza serial. Powtórzonypentylion razy w telewizji, zostaje w głowie oglądającego już na zawsze.
Niestety , TVP nie była zainteresowana jego produkcją (były pewnie bardziej priorytetowe cele, jak film fabularny o piciu taniego wina pod płotem, bądź jakaś przeróbka brazylijskiego serialu). Zamiast tego - mamy książkę.
"Wojtek z Armii Andersa" Maryny Miklaszewskiej opowiada o losach kilkorga ludzi, od momentu "amnestii" obywateli polskich więzionych na terenie ZSRR (Układ Sikorski- Majski w czerwcu '41), ich rozpaczliwej ewakuacji, poprzez Iran , Palestynę. Akcja urywa się po zamachu na gen. Sikorskiego (lipiec '43), potem mamy tylko dwa epizody: Monte Cassino i Londyn w maju '46.
Bohaterowie to prawdziwa galeria postaci, oprócz żołnierzy wywodzących się z różnych środowisk, znajdzie się tak ze mały chłopiec (wieczny uciekinier- Wojtuś), noszący to samo imię niedźwiedź i ...szalejący reporter, którego pierwowzorem był Melchior Wańkowicz.
A w tle - wielka historia a do tego tabun historycznych postaci. Jeśli z II Korpusem związane było jakiekolwiek nazwisko wymieniane w encyklopediach - możemy być pewni, że prędzej czy później jego właściciel przemknie przez karty książki. Sporo tam mało znanych epizodów- np. Parada Zwycięstwa w Londynie 8 maja 1946, w której wzięli przedstawiciele wszystkich armii koalicji antyhitlerowskiej ...poza Polakami.
Zresztą - w tym szaleństwie jest metoda. Kurs historii najnowszej, zarówno w LO jak i podstawówce przechodziłam już po '89, ale i tak jakoś dziwnym trafem koncentrował się on na armii gen. Berlinga i szlaku "Od Lenino do Berlina". Podejrzewam, ze w kolejnych rocznikach mogło nie być dużo lepiej.
W książce da się wyczuć jej "filmowe" pochodzenie, głównie w sprawnych dialogach ze sporą ilością dobrych tekstów. Charakterystyki bohaterów też są siłą rzeczy skrótowe a całość ma raczej charakter popularny. Zresztą- całe szczęście- gdyby do historii, która siłą rzeczy jest małooptymistyczna (Polska de facto przegrała II WŚ i żaden z bohaterów książki nie powrócił do Polski), dorzucić jeszcze jakąś ciężką psychologię- byłby to murowany przepis na zakalec. A tak- mamy danie pyszne i pożywne. Przynajmniej mi - bardzo smakowało:).
I jeszcze jeden temat - bibliografia. Mimo, że książka nie jest dziełem naukowym, lista źródeł obejmuje jakieś 100 pozycji. Jakiś czas temu pewien blogowy kolega narzekał na niską jakość literacką wszelką wspomnień, ale zbibliografii "Wojtka" udało mi się wynotować sporo książek, po które chętnie bym sięgnęła, i które nie powinny razić nieporadnością.
Na mojej liście lądują zatem: Beata Obertyńska, Ferdynand Goetel, Józef Czapski... no i Hanka Ordonówna z "Tułaczymi dziećmi".

Acha - w 2011 ukazała się książka o podobnym tytule „Niedźwiedź Wojtek. Niezwykły żołnierz Armii Andersa” Aileen Orr. Umieram z ciekawości, czym obydwie książki się rożnią:).

czwartek, 1 września 2011

Komu, komu....

Obniżyłam "ceny" swoich książek na finta.pl. Gdyby kogoś coś zainteresowało - zapraszam, wejście przez banner z lewej strony. Chętnie wymienię też książki poza portalem:).