środa, 16 stycznia 2013

Zofii Kossak podróże w czasie i przestrzeni ("Pątniczym szlakiem")


Wyprawa do Ziemi Świętej nie wymaga w tej chwili wielkich wyrzeczeń ani przygotowań organizacyjnych, tylko co najwyżej wzięcia tygodnia urlopu i zarezerwowania około 2,5- 3 tysięcy zł. Z tym ostatnim może być większy problem, ale nie oszukujmy się, nie jest to jakiś kosmos, tylko suma zbliżona do średniej krajowej (oczywiście, jeżeli wierzymy w te GUS-owskie wyliczanki).
 W wersji turbo da się nawet "zaliczyć" Izrael w jeden dzień (w ramach wycieczki fakultatywnej z jednego z egipskich kurortów). 
W 1933, kiedy w swoją podróż w kierunku bliskowschodnim wybrała się Zofia Kossak, było w sumie podobnie. Podróż trwała wprawdzie 5 tygodni (statkiem bądź pociągiem), ale skoro już człowiek ruszył się w tak odległe rejony, przy okazji zwiedzało się Egipt, kilka greckich wysp, Ateny, Stambuł... Dostępność cenowa? Chyba zbliżona. W skład ekipy pielgrzymkowej z lat 30-stych wchodziło także kilka zamożnych "farmerek". Różnica polegał chyba na tym, że po 5 tygodniowej wyprawie autorce udało się napisac całkiem opasłą książkę. Tygodniowy urlop wystarczy co najwyżej na kilka notek blogowych, a i to wtedy, gdy ktos jest naprawdę zdolny. 
Prawdziwa różnica w sztuce podróżowania objawi się nam, gdy w początkowych rozdziałach "Pątniczym szlakiem" przeczytamy sobie o średniowiecznych pielgrzymkach. Droga do Ziemi Świętej mogła zająć pielgrzymowi całe życie. Z jednej strony to atrakcyjna perspektywa - ruszasz w drogę i nie wracasz, nie przejmując się robotą i przyszłą emeryturą. Z drugiej: nawet, jeśli w średniowieczu istniałaby opcja emerytury rzadko kiedy byłaby w ogóle brana pod uwagę, gdyż życie pielgrzyma miało spore szanse zakończyć się przed czasem. 
Książka "Pątniczym szlakiem" jest pełna takich ciekawostek. Autorka, podróżując na trasie Rodos-Aleksandria-Kair-Izrael-Stambuł-Ateny zgrabnie miesza podróżnicze obserwacje, ciekawostki historyczne a także anegdoty i zabawne dialogi podsłuchane od współwycieczkowiczów. To całkiem przydatna lektura dla tych, którzy wybierają się w tamte rejony, bądź też kiedyś je odwiedzili. Przewodniki często przytłaczają nadmiarem informacji historycznych. Tutaj podane w rozsądnych ilościach i literackiej formie same wchodzą do głowy. Jasne, że dla wielu osób najważniejsza w miejscach kultu będzie ich historia biblijna, ale ich losy od średniowiecza po początek XIX wieku takze bywały fascynujące. 
Warto porównać jak przeobraziły się opisywane miejsca przez ostatnie 80 lat. Autorka podkreśla, że Ziemia Święta to miejsce, które potrafi się nie zmieniać przez tysiąclecia. To, że z jakiejś studni korzystał np. któryś biblijny patriarcha wcale nie musi byc legendą, gdyż kolejna studnia znajduje się np. 100 km dalej. I rzeczywiście - czytając opisy wiecznych zatargów między różnymi odłamami chrześcijan wokół Bazyliki Grobu Pańskiego, czujemy się niemal jak w czasach wspólczesnych. To co się zmieniło, poza tym, że przez te 80 lat wyrosło wokół nowoczesne społeczeństwo żydowskie, które wówczas sprowadzało się do kilku skupisk, nad Morzem Śródziemnym, to wypychanie chrześcijan (Palestyńczyków). W latach 30-stych np. w Betlejem byli oni większością. W tej chwili jest to miejscowość w 70-80% muzulmańska.
Jeśli natomiast chodzi o miejsca na świecie, w których zmienia się więcej - polecam migawki z Rodos pod panowaniem Mussoliniego i ze Stambułu czasów Atatürka. Znajdą się i takie miejsca, których już nie ma. Choćby POLSKO-rumuńskie przejście w Czerniowcach, po którego przekroczeniu wyprawa już czuje się, jakby była jedną nogą w domu. Tak się składa, że byłam kiedyś w Czerniowcach. W tej chwili to ciągle miasto nadgraniczne, tyle, że to już nie ta granica. (a po drugiej jej stronie, na rumuńskiej Bukowinie, ciągle mieszka polska mniejszość). Dojazd z centrum Polski z postojem na granicy w Medyce zajmuje w tej chwili jakieś 1-1,5 dnia. Z jednej strony świat się skurczył i turystyczne destynacje są teraz łatwiej dostępne, za to wiele miejsc zapada się jakby w czarną dziurę. Do Czerniowiec dalej niż do Kairu? Na to wygląda.

Łyżka dziegciu w tej beczce miodu? Otóż trudno powiedzieć o autorce, że jest otwarta na inne kultury. Owszem, jeśli śą to kulury martwe (Bizancjum), bądż odległe (buddyzm), to usłyszymy o nich jakieś ciepłe słowo. O tych bliższych nam zarówno w czasie, jak i w przestrzeni - już niekoniecznie. 
Ale mimo to - i tak polecam:).

Źródła zdjęć: niedziela.pl, archiwum Allegro oraz czestochowa.pl. to ostatnie niespecjalnei a propos, ale mi się spodobało:).

środa, 9 stycznia 2013

I Ty zostaniesz emerytem: Jonathan Franzen i Muriel Spark oswajają ze starością

"Korekty" Jonathana Franzena to powieść obyczajowa o starzejącej się parze i trójce ich bardzo pokręconych dzieci. Trzydziesto- i czterdziestolatki przeżywają problemy znane dotychczas nastolatkom - nienawiść do siebie, eksperymenty erotyczne i narkotyczne, tworzenie sztucznych problemów. Zaczęłam podejrzewać, że książka jest o tym, że okres dojrzewania w XXI wieku przesunął się o jakieś 20 lat w stosunku do tego, który znamy z podręczników psychologii.
Na drugim biegunie mamy starzejących się rodziców, w tym chorego na parkinsonizm ojca. Niestety - manewr z wycofaniem dorosłych dzieci do roli nastolatków, sprawia, że to wcale nie jest książka o radzeniu sobie z chorobą i nieuchronnym odejściem bliskich, a raczej zapis wierzgania starych koni i bicia głowa w mur w wykonaniu siwowłosych seniorów.
Plusem jest stworzenie spójnego świata. Drugo- i trzecioplanowe postaci przewijają się w tle indywidualnych historii wszystkich członków rodziny.
Wyczuwa się też autorskie poczucie humoru, aczkolwiek mam wrażenie (nie znając oryginału), że część z niego zagubiła się w tłumaczeniu.
Największym minusem, przynajmniej dla mnie, była autorska skłonność do turpizmu. Gdzie tylko się da, autor dodaje do potrawy nieco sosu z ekskrementów i/lub płynów ustrojowych. Ja oczywiście rozumiem, że starość nie radość i człowiek musi wtedy czasem skorzystać z basenu bądź kaczki. Nie dziwi mnie także, że młodość nie wesele i czasem można poczuć potrzebę, żeby ostro się zeszmacić. Na każdy temat można jednak napisać z wyczuciem, tu go chyba jednak zabrakło.


Wybrane cytaty z książki w biblionetce.
Recenzja autorstwa młodej pisarki.

O tym, że można inaczej, przekonuje Muriel Spark w swoim "Memento mori". Opisanie przez nią staruszkowie także cierpią na liczne dolegliwości, ale dzięki temu, że autorka nie opisuje ich w każdym szczególe, można się skupić na fabule i docenić choćby jej zmysł obserwacji, dzięki któremu świetnie uchwyciła charakterystyczne detale zachowań seniorów. Jednocześnie udało jej się pokazać starość jako fenomen i swoistą tajemnicę, a nie nader nieestetyczny i budzący odrazę proces, który trwa zbyt długo. Zarówno dla młodszych bohaterów jak i dla czytelników. Pewnie zresztą taki jest właśnie cel tego ćwiczenia. w przypadku "Korekt". Wmówienie w odbiorców odrazy do starości.

W pojedynku Młody i Modny Autor Amerykański contra Nieżyjąca i Niezbyt Modna Autorka Brytyjska, wygrywa ta druga. Kiedyś muszę zorganizować kolejną rundę w wykonaniu którejś z nowych amerykańskich gwiazd powieściopisarstwa i jakiegoś zakurzonego Brytola/Brytyjki. Ciekawe, czy wynik będzie dokladnie taki sam:).

źródło obrazków: 1. lubimyczytac.pl; 2.bookboxoxford.wordpress.com

.

czwartek, 3 stycznia 2013

"Przygody Pana Marka Hińczy" - J.I. Kraszewski

Kolejną JIK-ową lekturę zainspirowała oczywiście lista zakazanych pozycji literatury młodzieżowej z lat 50-tych. Na jednej z końcowych pozycji znalazły się właśnie "Przygody Pana Marka Hińczy". Jako, że dotychczas żyłam w przekonaniu, iż Kraszewski był autorem politycznie bezpiecznym i jedną z nielicznych dozwolonych alternatyw do powieśći produkcyjnych i "Krótkiego kursu historii WKP(b)", postanowiłam niezwłocznie zbadać sprawę, co takiego nieprawomyślnego jest w tej konkretnej książce.
Niestety sprawa nie jest dla mnie jasna.
"Przygody.. " to kolejna powieść łotrzykowska, której bohater niebezpiecznie przypomina Nikodema Dyzmę. Poprzednia przeze mnie przeczytana - "Kawał literata", traktująca o pewnym prawie analfabecie, który zrobił karierę na niwie poetyckiej, była nawet bardziej pomysłowa.
Tutaj mamy ograny schemat "od zera do milionera" drogą na skróty, delikatną satyrę na czasy stanisławowskie, krytykę szlacheckich wad (co w latach 50-tych powinno być bardzo na czasie).
Całość nawet przyjemnie się czyta, ale widać, że autora jednak nieco ograniczają jego dydaktyczno-satyryczne zapędy.
Dlaczego właśnie ta książka wpadła pod cenzorskie nożyczki?
Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to fakt,  że mogła podejrzanie przypominać drogę życiową któregoś z partyjnych dygnitarzy. Zagadka ciągle niewyjaśniona, ale wszelkie teorie sa mile widziane:).

środa, 2 stycznia 2013

Podaj dalej: rozstrzygnięcie


"W odbiciu" Jakuba Małeckiego wędruje do Immory, natomiast "Tort weselny" (po rezygnacji Książkozaura) do Pani Oli. Obydwie zwyciężczynie bardzo proszę o przesłanie adresów wysyłki:).