piątek, 30 grudnia 2011

Hurtownia książek - noworoczne porządki:).


"Czas aniołów" - Iris Murdoch oferuje nam jak zwykle wyrafinowane kobiety, ciamajdowatych facetów, w tle kilku prostaczków. W warstwie powierzchniowej to dramat rodzinny chwilami ocierający się o perwersję. Na drugim planie mamy filozofię: temat śmierci Boga (nie wiem, czy to ulubiony temat Iris, czy tylko ja mam takie szczęście, już raz musiałam zmierzyć się z tym tematem przy okazji "Przypadkowego człowieka"), nieco dziwne rozważania a aniołach (dla autorki anioły i demony to w zasadzie jedno) i temat kryzysu kapłańskiego. I dzięki temu ostatniemu motywowi książka ostro skręca - od rzekomej śmierci Boga, do zupełnie namacalnej śmierci człowieka. Najpierw duchowej, potem też fizycznej. W sumie - książka robi spore wrażenie.


"Loteria" - Shirley Jackson reklamowana jest jako opowieści z dreszczykiem. Autorka podobno interesuje się parapsychologią i magią. Na szczęście opowiadania dość mocno trzymają się ziemi. "Niesamowitość" dość często towarzyszy osuwaniu się bohaterów w szaleństwo. Czasem autorka po prostu eksploruje ciemne strony ludzkiego postępowania (rasizm, konformizm- czy jest w nim coś nadnaturalnego?). Jeśli nawet opowiadania wam się nie spodobają, KONIECZNIE przeczytajcie ostatnie. Dosłownie wbija w fotel.






"Fractured" Karin Slaughter to trzecia część jej cyklu kryminalnego Georgia. Autorkę lubię za sprawne operowanie piórem i takie budowanie historii, że nie rzucam jej książek w połowie (w przeciwieństwie do np. Kathy Reichs i Tess Gerritsen, niby działaja na tym samym poletku co pani Slaughter, ale jakoś nie jestem w stanie przebrnąc przez ich dzieła).
Natomiast niektóre z opisanych przez nią zbrodni są (jak dla mnie) zbyt pomysłowe. Dlatego też nie zostałam wielką fanką jej cyklu "Hrabstwo Grant". Tutaj na szczęście wyobraźnia autorki przeżywała chwilowy zastój, gdyż udało mi się przeczytać książkę bez ataków mdłości.
Plus za postać detektywa -Willa Trenta, zmagającego się z ciężką forma dysgrafii i próbującego ukrywać swoją przypadłość w pracy, Dysgrafia będzie zresztą motywem przewodnim całej książki.

czwartek, 29 grudnia 2011

"Staropolska miłość" - J.I. Kraszewski


Jak zwykle u JIK-a tytuł jest nieco mylący. Sugeruje bowiem, że autor cofnie sie co najmniej do XVII wieku (jakie czasy uważano w 1850 za "staropolskie"?), tymczasem dostajemy kolejną historyjkę z czasów Króla Stasia. Przymiotnik "staropolski" odnosi się zaś do jakości uczucia łączącego głównych bohaterów - czystego, bezinteresownego, ponad własnym egoizmem, a nie jakieś podbarwione erotyzmem świństwa jak w roku 1750, czy (tfu, tfu) w ociekającym seksem wieku XIX.
Jak łatwo sie domyśleć po tym wstępie, dwójka bohaterów jest wyjątkową parą nudziarzy. Główny bohater (i narrator), gdyby nie jego wielka miłość, byłby pewnie zwykłym facetem, za to jego wybranka już od najwcześniejszych lat nadawała się tylko i wyłącznie do klasztoru.
Niestety los i wola jej ojca skazała ją na życie niezgodne z powołaniem, a jej adoratorowi przydzieliła na całe życie mało wdzięczną role (jaką - do sprawdzenia w książce).
Przed przerobieniem książki na łańcuchy choinkowe uchroniło ją wylącznie zakończenie, gdzie JIK dał upust swojej pasji do komplikowania fabuły, oraz wstęp, który traktuje o trudnościach, jakich przysparza rekonstrukcja przeszłości na podstawie źródeł pisanych. Jakoś mi się to skojarzyło z (wciąż aktywną) dyskusją na temat powojennych lat Magdaleny Samozwaniec. Każdy badacz (czy profesjonalista, czy amator), dochodzi w którymś momencie do ściany, gdzie zostaje mu już tylko posiłkowanie sie wyobraźnią.

środa, 28 grudnia 2011

"Wigilie polskie - Adam Mickiewicz", Barbara Wachowicz


"Wigilie polskie" zapowiadały się początkowo równie atrakcyjnie jak wycieczka zakładowa do Huty Katowice. Na początek bowiem Autorka zasypuje nas wspomnieniami ze swoich Wigilii lat dziecinnych, a chwilę później serwuje nam krótka historię kolędy polskiej. We wspomnienia, choć pełne uroku, ciężko mi było się wczuć, kolęd natomiast lepiej słuchać (a jeszcze lepiej śpiewać), niż je czytać. Choć i w tej dziedzinie trafiły się ciekawostki, jak ptasie kolędy Stanisława Herakliusza Lubomirskiego (czasy Sobieskiego), bożonarodzeniowe hymny Kochanowskiego (okazały się zbyt monumentalne, żeby zawędrować pod strzechy - ostatecznie kto chciałby śpiewać monumentalną kolędę?), jak również fakt, że większość aktualnie najpopularniejszych pieśni bożonarodzeniowych na początku XIX wieku uważana była za ... niepoważną i nie była zalecana w liturgii.
Wszystko się zmieniło, gdy dobrnęłam wreszcie do części mickiewiczowskiej. Wigilia dla naszego wieszcza była szczególną datą, gdyż, jak może niektórzy pamiętają, był on łaskaw tego dnia przyjść na świat, w dodatku rodzice nadali mu imię Adama (imieniny 24/12), więc poeta do końca życia był skazany na łączenie uroczystości.
Często zdarzało się zatem, że 24/12 był nie tylko okazją dla jego rodziny i znajomych nie tylko do świętowania wigilii Narodzenia Pańskiego, ale także fetowania samego Adama.
Z większości tych spotkań, przynajmniej od czasów studenckich, zachował się bogaty materiał wspomnieniowy. Barbara Wachowicz miała więc sporo okazji, aby zaprosić nas na spacer śladami Adama Mickiewicza... od Wigilii do Wigilii.
Wiele z tych spotkań trafiło na karty literatury w tym najsłynniejsze: wigilia 1823 (w "celi Konrada"), utrwalona na kartach trzeciej części "Dziadów" oraz feta na cześć Mickiewicza z 1840, której echa znajdziemy u Słowackiego w "Beniowskim".
Najciekawsze było jednak samo życie Mickiewicza - charyzmatycznego młodego człowieka chronionego przed życiowymi przykrościami przez jego talent poetycki (i ludzi, którzy potrafili go docenić). Jak już nawet wyrok za konspirację - to dzięki solidarnej postawie kolegów - z rekordowo niskim wyrokiem. Zesłanie - nie na Syberii, a na Krymie, zresztą dzięki wsparciu rosyjskich arystokratów (również wielbicieli jego poezji) dość szybko zakończone. Z łatwością odnajdywał się w wyższych sferach (których przychylność miała jednak swoje granice, żaden z wysoko ustosunkowanych nie chciał wydać za niego swojej córki). Fanek miał pewnie nie mniej niż współczesny celebryta, w dodatku wiele z nich okazywało swój zachwyt w sposób czynny. Nawet to, że nie spieszył się do Powstania Listopadowego jakoś mu wybaczono, wielu uważało, że szkoda by było, gdyby taki talent padł od zabłąkanej kuli.
A do tego w regularnych odstępach czasu wypluwał kolejne arcydzieło.
I nagle ta złota passa się skończyła. Nie wiadomo, czy przyczyniły się do tego troski rodzinne, czy może toksyczna fascynacja Towiańskim, w każdym razie "wiek męski- wiek klęski" stał się faktem i wieszcz używał pióra co najwyżej do napisania kolejnego artykułu bądź wykładu.
Ciekawe, czy jest jakieś wyjaśnienia, dlaczego tak a nie inaczej potoczyły się losy wieszcza na drogach literatury?
"Wigilie Polskie" maję jednak także trzecie dno. Zza historii pewnego poety wyłania się los całego pokolenia, pierwszego wychowanego (a często i urodzonego) pod zaborami, pierwszego z licznych "straconych pokoleń". Brak własnego państwa dramatycznie ograniczył ich możliwości życiowe. Próby niezależnej aktywności często kończyły się zesłaniem, przedwczesną śmiercią, konfiskatami, przymusową emigracją. Jeśli kariera, to raczej za granica (Domeyko).
Nie mogę wyjść z podziwu, że po ponad stu latach takiej obróbki, nad Wisłą jeszcze ktokolwiek mówi po polsku.

Polecam tę nietypową świąteczną lekturę.

P.S. Książkę upolowałam na finta.pl. Tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, zachęcam do rejestracji (link) i buszowania w morzu książek.

czwartek, 15 grudnia 2011

Lady Agatha w dwóch odsłonach


Jakiś czas temu udało mi się (w końcu) przeczytać dwie pozycje o życiu Królowej Zbrodni. Pierwszą z nich jest "Autobiografia", drugą natomiast "Sekretne zapiska Agathy Christie" Johna Currana.
"Autobiografia" to wspomnienia autorki, spisywane przez dwie dekady (wydane zostały w połowie lat 60-tych). Bardzo szczegółowe są zapiski dotyczące dzieciństwa i młodości, człowiek ma wrażenie, że próbuje ona utrwalić każdy najmniejszy strzęp dawnego świata. Chwilami wydawało mi się przez to, że książka jest zbyt szczegółowa.
Okres po drugiej wojnie światowej zamyka za to w jednym rozdziale.
Czy są to zapiski szczere? Moim zdaniem tak. Pisarka przyznaje się do własnych wad, otwarcie pisze także o depresji, która dopadła ja po śmierci matki. Książkę można czytać jako powieść obyczajową i/lub dokument historyczny nawet bez znajomości twórczości kryminalnej autorki. Jak zwykle atutem jest jej lekkie pióro i zmysłobserwacyjny.

"Sekretne zapiski...." mimo luksusowego wydania okazały się natomiast ciężką przeprawą. Są to bowiem notatki na kolanie, często oderwane, jednozdaniowe listy bohaterów, pomysły w punktach (notatki zawierały także listy zakupów i ćwiczenia kaligraficzne córki, ale to John Curran nam już darował). Czapki z głów, że Curran potrafił je odcyfrować, a nawet zaprezentować w miarę strawnej dla czytelnika formie. Jednak nawet w Paryżu nie zrobią z owsa ryżu. "Zapiski..." w przeciwieństwie do "Autobiografii" to pozycja li i jedynie dla zagorzałych fanów Agathy Christie, tych, którzy czuliby się na siłach, żeby z marszu wziąć udział w "Wielkiej Grze" na temat jej twórczości.
Z książki dowiemy się jaki styl pracy miała Agatha, nie jest to natomiast kompletne kompendium jej twórczości (widziałam recenzje, gdzie czytelnicy właśnie na to narzekali).

Czego dowiedziałam się o Lady Agacie po lekturze obydwu opasłych tomów? Poniżej garść zaskakujących ciekawostek. Uwaga: postanowiłam nie robić podziału na źródło informacji. Także dlatego, że niektóre się powtarzają:).

  • Agatha Miller nie była "dziecięciem pieszczonym" (określenie JIK-a), rodzice niespecjalnie dbali też o jej edukację. Matka na przykład uważała, że córka nie powinna uczyć się czytać przed ósmym rokiem życia- nic dziwnego, że przyszła pisarka w końcu nauczyła się czytać sama. Także rozwijanie tzw. kreatywności w domu Millerów raczej leżało i kwiczało. Wynikało to pewnie głównie z faktu, że matka wytraciła parę na starsze rodzeństwo Agathy. Za zdolną uważana była najstarsza Margaret, jej młodszej siostrze natomiast przyklejono etykietkę ... "powolnej".
  • Pisarka była introwertyczką, nienawidziła publicznych wystąpień.
  • Przez większa część życia była osobą dość konwencjonalną, "wyluzowało" ją chyba dopiero drugie małżeństwo z Maxem Mallowanem. Zresztą młodszym od niej o półtora dekady.
  • Pisanie kryminałów było przypadkowym wyborem, który przyjął się na czytelniczym rynku. Autorka próbowała także innych form i gatunków, próbując wypromować np. ... sztukę o kazirodztwie. Nie spotkała się ona jednak z zainteresowaniem wydawców i producentów. Sama autorka przyznaje, że kilkadziesiąt lat później sztuka trafiłaby w swój czas (a w XXI wieku to już na pewno).
  • Ceniła autorów także bynajmniej niekryminalnych, w tym Muriel Spark i Grahama Greene'a (to tak, jak ja:)).
  • Nie ukrywała, że czuje się literackim rzemieślnikiem. Zresztą - gdy na dobre wkraczała na rynek, była już samotna matką, a umiejętność taśmowego produkowania kryminałów - jej jedynym kapitałem.
  • Być może tez z tego powodu długo hołdowała zasadzie: "Ciasto-pieniądz". Nie brała np. udziału w literackich zabawach Klubu Detektywów (skupiającego najbardziej znanych wówczas autorów kryminałów), stwierdzając, że czas i wysiłek, jaki włoży w zbiorczo napisaną książkę woli poświęcić dziełom własnym.
  • Metoda pisarska: książki zazwyczaj powstawały wokół jednego kluczowego detalu, np. dotyczącego scenerii. Wiele nowatorskich pomysłów (choćby dotyczących nietypowego rozwiązania zagadek) rodziło się często w trakcie licznych przeróbek i zmian koncepcji.
  • Autorka starała się pisać tylko o tym, co zna. Zdarzyło się np. zdyskwalifikować pomysł uczynienia jednym z bohaterów członka rządu, gdyż uznała, że nie wie zbyt wiele o ministrach.
To by było na tyle, zainteresowanych odsyłam do obydwu książek;)

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Na rozgrzewkę... ogłoszenia parafialne


1. Dotarła do mnie książka z wymianki zorganizowanej przez Sabinkę. Jeśli ktoś nie bierze udziału bojąc się, że dostanie książki nie do końca w swoim guście - niesłusznie. Tu można zobaczyć, co ja dostałam. Prosto z listy moich poszukiwanek. Bardzo dziękuję ofiarodawczyni - Cappucince. A wszystkich zapraszam do wymiany walentynkowej. Szczegóły na blogu wymiankowym. P.S. na zdjęciu zakładka autorstwa Cappuccinki.

2. Zachęcam do rejestrowania się na finta.pl - serwisie wymiany książek. Książek coraz więcej, użytkowników przybywa, warto wykorzystać ten moment, póki da się upolować jakieś smaczne książkowe kąski. Jeśli są chętni na zwiedzanie serwisu, zapraszam TĘDY.


3. Wyzwań literackich w blogosferze dostatek. Dziś chciałam szczególnie zaprosić do kolejnej edycji wyzwania świątecznego, oraz do nowego interdyscyplinarnego wyzwania "Pod skrzydłami aniołów". Mile widziane również świeże siły na pokładzie H.M.S. Kraszewski. Do dwusetnej rocznicy urodzin mistrza już tylko 8 miesięcy, a my musimy przeczytać jeszcze 120 książek. Pomożecie?