czwartek, 13 grudnia 2012

"Rzym za Nerona" - J.I. Kraszewski

JIK-owy "Rzym za Nerona" był jednym z ostatnich kioskowych hitów lat póżnego PRL-u. Pamiętacie jeszcze te czasy, kiedy jeśli człowiek chciał sobie jakoś sensownie wypełnić biblioteczkę musiał mieć
znajomości w księgarni (lub, jeszcze lepiej, w wydawnictwie)? Ci, którzy mieli nieco bardziej minimalistyczne podejście i nie zależało im na hitach, takich jak "Przeminęło z wiatrem", mogli "meblować" półki zaopatrując się  w kioskach "Ruchu", gdzie było dostępnych kilka przykurzonych książeczek dziecięcych, reedycje przedwojennych książek kucharskich (nie do wykorzystania w czasach pustych półek) oraz JIK z wydawnictwa Novum.
Taką właśnie edycję przytaszczyłam do domu z biblioteki i dziś, gdy już jestem po lekturze, zastanawiam się, jakie były motywy wydania tej książki właśnie w tamtym czasie i w sporym, łatwo dostępnym nakładzie.
Najprawdopodobniej jednak ekonomiczne, gdyż "Rzym za Nerona" prezentuje treści nie będące na topie w postkomunistycznej Polsce, jest mianowicie... traktem religijnym, dość niebale przybranym w mocno prześwitujące szatki powieści.
Treść oscyluje nie tyle wokół perypetii dwójki bohaterów: Juliusza i Sabiny, ile raczej wokół ich drogi do nawrócenia na chrześcijaństwo.

Dwójka protagonistów miała ze sobą sporo wspólnego: obydwoje bogaci, choć starający się zachowywać wobec tego bogactwa postawę stoicką, obydwoje wychowani pod wpływem kultury helleńskiej. Nic dziwnego, że szybko się zaprzyjaźnili.
Gdy jednak w Rzymie zaczęła się szerzyć "chrześcijańska zaraza", zachowali się w sposób strasznie różny. Zdyscyplinowana intelektualnie Sabina uznała nową religię za logiczne dopełnienie nauk greckich filozofów i zaczęła wymykać się nocami na spotkania ze współwyznawcami w katakumbach. 
W tym samym czasie Juliusz, zamiast zadbać o swój duchowy rozwój, odkrywa,  że żywi do swojej przyjaciółki uczucia inne od platonicznych, jednocześnie zaś jej nocne
wyprawy doprowadzają do tego, że zaczyna się martwić o jej prowadzenie...
Niestety, w XIX wiecznej powieści o pierwszych chrześcijanach trudno spodziewać się większych niespodzianek. Prędzej  czy później wszyscy bohaterowie (poza Neronem) spotkają się na niebieskich pastwiskach.
Pozostaje jedynie otwarte pytanie, w jaki sposób na nie trafią - szybką ścieżka dla męczenników, bądź tą nieco wolniejszą - dla wyznawców.
Książka JIK-a, jak na dzieło okołoreligijne ma w sobie jednak pewną świeżość, niektóre tematy (np dlaczego chrześcijaństwo było atrakcyjne dla wykształconych Rzymian) były dla mnie zupełnie nowe, dlatego myślę, że spokojnie można ją polecić jako lekturę adwentową. Jeśli
ktoś oczywiście takowej poszukuje.

15 komentarzy:

  1. Hah, meblowałem biblioteczkę w kioskach, to dzieło też miałem, ale na tle Quo vadis to się marniutko prezentowało:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to przecież właśnie tania podróba Quo vadis jest:).
      Jak tam Twoje czytanie JIK-a? Coś będzie przed końcem świata?

      Usuń
    2. A JIK przypadkiem jak zwykle nie jest prekursorem? Mój JIK się czyta, nawet się przyjemnie rozkręcił, ale przed końcem świata chciałem upchnąć kilka innych zaległości, bo to tak głupio - świat się kończy, a ja mam czerwcowe książki niezrecenzowane:)

      Usuń
    3. No prekursorem. Ale jakoś mi nie pasuje powiedzieć, że Quo to podróba JIK-a.
      Ja przed końcem już chyba niczego nei upchnę, bo wyjeżdżam do wódPPPP

      Usuń
    4. Czemu głupio? Wszyscy się zaczytywali JIKiem, Żeromski nieustannie wręcz. Skoro nie będzie recenzji z JIKa, to może chociaż jakieś sprawozdanie z tych wód napisz:)

      Usuń
    5. To nie te wody, w których bywała Serafina, wiec może nie być o czym pisać:).

      Usuń
    6. E tam, sprawozdanie z wód zawsze mile widziane, a jeszcze z serwisem foto, ho ho:)

      Usuń
    7. Zobaczymy, co się da zrobić:).

      Usuń
  2. To może JIK bywał w tych wodach, albo chciał tam się znaleźć. Ja zamieszczę dzisiejszą recenzję JIK-a i też odpuszczam na ten rok. Na początku myślałam o dwunastu, przeczytałam osiemnaście, czuję się usprawiedliwiona. Choć do rekordzistek mi daleko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JIK na pewno dbakl o zdrowie, przypomina mi się, jak to zostawił żonę z niemowlakiem i ruszył "w polskę" (na wyprawę badawczą, a nie alkoholową, oczywiscie).
      18 to strasznie dużo. No i ja tam się nie czuję rekordzistką, prędej anek, która idzie i w ilośc i w jakość:).

      Usuń
    2. Skromność cechą dziewczęcia. A moje osiemnaście to też nie ten ciężar gatunkowy co u Ani.

      Usuń
  3. Uwielbiam czytać o Starożytnym Rzymie i ta książka pochłonęła mnie do reszty, choć do najłatwiejszych nie należy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prusie24, cieszę się:).
      A w księgarni bywam, choć jestem raczej fanką wersji stacjonarnej:).

      Usuń
  4. Mniemam - (więc jestem); fszystko jest mnie manijem...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałem, ale wstęp jest ciekawy. JIK był zodiakalną ,małpą'. Miał wtedy 50+; interesujące jest to porównanie z wierszy 09-10...

    OdpowiedzUsuń