wtorek, 15 października 2013

Hity i kity z dziecięcej półki - Mikołajek i jego klony



“Ranyboskie Julek” - Jan Karp

Książka reklamowana jest jako (kolejny) polski Mikołajek. Tymczasem jak dla mnie idealnie wpasowuje sie w trend w książce dziecięcej, który można określić jako pochwałę brzydoty i to brzydoty blisko graniczącej z dziadostwem. Nie tylko opisany świat jest o kilka tonów bardziej szary od tego widzianego za oknem, a bohaterowie mogliby z powodzeniem zasilić obsadę Kiepskich. Także nafaszerowana kolokwializnami i niezręcznościami warstwa językowa nadąża za całością. I nie wiem, czy akurat w tym przypadku jest to wynik stylizacji.
P.S. Apel do Naszej Księgarni, która dotychczas znana mi była z nieposzlakowanej jakości swojej oferty: Uwolnijcie Karpie. Nie muszą pływać akurat w Waszym stawie.


Seria “Mikołajek” - Sempe i Goscinny

Przygody Mikołajka i innych chłopaków były hitem mojego dzieciństwa. Teraz czytam kolejne tomy moim dzieciom. Sama natomiast jestem jakby mniej zachwycona. Na forum szkolnym bohaterowie non stop i bez ustanku się tłuką. Mam wrażenie, że kilkakrotnie więcej niż jakiekolwiek dzieci znane mi z "reala". W domu zaś to nie rodzice wychowują Mikołajka, tylko raczej on ich (zwłaszcza ojca). Do tego bohaterowie przez wszystkie 8 tomów nie ewoluują i nie wyciagają wniosków z wlasnych błędów. Każda kolejna historyjka jest jak dzień świstaka – to samo i tak samo. Trudno się dziwić. Mikołajek powstał jako prasowy cykl satyryczny skierowany raczej do dorosłych niż do dzieci.
Jednak seria panów Sempego i Goscinnego okazała się u nas takim hitem, że brnę przez kolejne tomy, okraszając od czasu do czasu lekturę własnymi komentarzami.
Ten najgrubszy, 600 stronicowy tom wydany przez Znak, leży jednak ukryty na dnie szafy. Czasami, po godzinach, czytam go sobie sama w wannie:).


"Jaśki" – J.P. Arrou-Vignod

Kolejni kumple Mikołajka. Kolegów Mikołajek ma wielu, a ich populacja rośnie w zastraszającym tempie, kolejne klony zaś przyjmują kstałty coraz bardziej odległe od oryginału. Jaśki to kumple oldskulowi, z lat 60 tych. Nad Mikołajkiem mają tę przewagę, iż jest to normalna książka, a nie zbiór epizodów i ścinków, dzięki czemu najmłodsi bohaterowie jednak się zmieniają i dojrzewają (uff, a wydawało się, że dojrzewanie to proces zapomniany i przereklamowany). Rodzice Jaśków zaś dla odmiany nie przypominają dzieci we mgle i nawet czasem uda im się z sukcesem sterować swoimi pociechami. Chociaż trudno się dziwić, że w rodzinie z 6 dzieci można tylko z grubsza moderować proces wychowawczy.
Polecam dorosłym fanom Mikołajka czytającym swoim dzieciom. Dla młodych czytelników porównywalna przyjemność. Starsi zaś będa mogli oszczędzić swój zgryz, przez brak konieczności ciągłego nim zgrzytania.

"Mikołajek w szkole PRL" – Maryna Miklaszewska

Pisałam o tej książce jakiś czas temu jako o własnej lekturze. Czujni młodociani fani Mikołajka francuskiego wypatrzyli ją jednak na półce i zażądali wieczornej lektury. Ciężka sprawa – to w zasadzie jest ksiażka dla tych, którzy z grubsza pamiętają jeśli nie stan wojenny, to chociaż realia PRL. Ale w tym szaleństwie jest jednak metoda. Po pierwsze – podobno za mało jest w tej chwili książek przybliżającym historię dzieciom – no to ta przybliża aż za bardzo. Po drugie – dzięki konieczności wytłumaczenia pięcio- czy sześcioletniemu dziecku takich haseł jak “WRONa Orła nie pokona” czy też “Gdyby Urban nosil turban, to zamiast świni bylby Chomeini” rodzic ćwiczy swoje szare komórki, co jak wiadomo, jest koniecznym warunkiem zachowania sprawności umysłowej do późnej starości.

23 komentarze:

  1. O "Ranyboskie..." pierwsze słyszę, "Mikołajka" uwielbiam, przy "Jaśkach" dobrze się bawiłam, a tę ostatnią książeczkę gdzieś powinnam mieć u siebie. Muszę jej poszukać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ann RK - i tak trzymać. Znajomość z Julkiem odradzam:).

      Usuń
  2. Nigdy nie mogłem nabrać do nich przekonania mimo że cała seria stoi na półce. Sempe został dla mnie chyba na zawsze autorem ilustracji do "Historii pana Sommera", w której też się jakoś nie odnalazłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marlow,
      twój kompas literacki jest niezawodny. Ja zaczęłam kręcić nosem dopiero na starość:).

      Usuń
  3. Ja na razie znam tylko Mikołajka, więc nie będę się wymądrzać. Choć pierwszą częścią byłam zauroczna, to kolejne wydały mi się już mocno wtórne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżanno,
      możesz zacząć od dowolnej i będziesz miala podobne wrażenie - pierwsza fajna, kolejne wtórne. Tu nawet nie ma specjalnej chronologii.
      Lecą na jednym schemacie.
      Ale od czasu do czasu można sobie zaserwować:).

      Usuń
  4. Kiedyś Mikołajka czytałam, ale mało i bez szczególnego zachwytu (choć i nie krzywiłam się zbytnio). Kiedy próbowałam ostatnio poczytać coś dzieciom, uwiędłam, podobnie jak i Ty. A już to najnowsze coś (nie pamiętam tytułu, ale chyba z zielonym na okładce), to absolutna katastrofa.
    Jaśki tylko zaczęłam (jakieś 50-60 stron), ale wrażenia miałam podobne jak Ty - nie jest to może szał i objawienie, ale zdecydowanie bardziej strawne niż reszta.
    Hasło o uwolnieniu Karpia w przywołanym przez Ciebie kontekście brzmi zabójczo:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Momarto,
      w kntekście wojen autorsko- blogerskich drżę, że za chwilę na blogu pojawi mi się pan Karp.
      Z Mikołajków najgorsze są jednak te przeróbki wydane po wejściu na ekranu filmu. Nie tylko niezbyt mądre, ale jeszcze wykastrowane z resztek wdzięku.

      Usuń
    2. E, zerknęłam w notkę biograficzną o panu Karpie i wydaje się, że powinien posiadać umiejętności, które pozwolą mu zachować się stosownie do noszonego nazwiska, czyli co najwyżej wydąć pogardliwie usta i odpłynąć w inne rejony blogosfery!:P (i piszę to z życzliwością, żeby nie było, że złośliwie jak zwykle).
      Filmu o Mikołajku nie widziałam, ale mam wrażenie że nie bardzo jest czego żałować. Zwykle zaś to, co wydaje się w związku z unoszeniem się na ekranizacyjnej fali, nie jest zbyt wysokiej jakości, niestety.

      Usuń
    3. Momarto,
      mam nadzieję:).
      No i tak, jak myślałam- Karp to pseudonim:)

      Usuń
  5. Dzięki za wpis, możesz takie częściej, jak dla mnie :) Będę wiedziała, czego się wystrzegać. My mamy dwa tomy Mikołajka, ale na szczęście mnie do czytania nie gania, a sam prawie skończył jeden - bez większego szału jednak. A ja się jakoś jakoś uchowałam bez tej znajomości, ale ja to w ogóle dziwna jestem (J. Chmielewskiej tylko jedną książkę czytałam i to już za 'dorosłego' ) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maniaczytania,
      planuję jeszcze ze dwa takie wpisy, a potem się zobaczy - jeśli chodzi o literaturę dziecieca to jestem mocno zacofana w lekturze, a o niektórych w zasadzie nie wiadomo co napisać, np. o Grzegorzu Kasdepke.
      Ja się nie bardzo mogłam uchować. Matka mojej przyjaciółki z ławki pracowala w Naszej Księgarni, więc wszystkie hity miałam na talerzu. No i jeszcze Irena Kwiatkowska, która czytalą Mikołajka w radiu załatwiła u mnie sprawę.

      Usuń
  6. Na temat książeczek nie mogę się wypowiadać bo poznałam Mikołajka jedynie w radiowej wersji czytanej - wspaniale przez Irenę Kwiatkowską. Byłam już wtedy całkiem duża, jak na czytelnika tej literatury (moja córka była sporym dziecięciem). Odebrałam więc bohaterów z punktu widzenia dorosłego człowieka. Jakiś czas temu, przy okazji wizyty wnuczka i jego chęci oglądania dobranocek, tak się trafiło, że za każdym razem był to właśnie Mikołajek. I wcale nam się to nie podobało. Prawie wszyscy tam głównie wrzeszczą i właściwie nie budzą sympatii swoim zachowaniem. Jakoś wzorców do naśladowania w nich nie widać.

    OdpowiedzUsuń
  7. PKela,
    Mikołajek w wersji Goscinnego miał chyba być raczej dla dorosłych i mial chyba być takim nostalgicznym powrotem do prawdziwego dzieciństwa (niekoniecznie grzecznego).
    Myślę, że pojedyncze historyjki się bronią, ale tylko w oryginalnym wydaniu Goscinnego. Np historyjka o lekarzach, gdzie dzieci nakręcają panikę i opowiadają sobie straszne historie, bawi mnie do dziś.
    Gdy czytasz dużo na raz, zwłaszcza te "nieznane" ze Znaku, widać niedoróbki i kopiowanie pomysłów.

    Natomiast wersja okołofilmowa, juz nie Goscinnego http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3468,Najnowsze-przygody-Mikolajka obskubana z jego poczucia humoru, jest jak dla mnie żenująca. Ale znam tylko pojedyncze kawałki.
    Filmu nie znam, dobranocki też, ale jeśli idzie w tę samą stronę to książka, to mam złe przeczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja widziałam tylko filmiki emitowane przez TVP1 w ramach dobranocki (zanim zniknęła), to było w tym roku. Słusznie masz złe przeczucia.

      Usuń
  8. Mimo Twoich zastrzeżeń, które zresztą wydają mi się słuszne, oryginalny Mikołajek to fenomen. Wiem, że po jego przygody sięgają dzieci, które generalnie nie znoszą czytać i to mnie trochę dziwi, bo zgryźliwe poczucie humoru wskazywałoby raczej dorosłego czytelnika jako głównego adresata.
    O "Jaśkach" będę pamiętać, dzięki!
    PS
    Nabyłam "Tatę" Anne Goscinny i mam nadzieję, że mnie nie rozczaruje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lirael,
      ja jestem fanka od dzieciństwa, trochę inaczej patrzę na Mikołajki teraz, jak dzieci zaczęły wprowadzać niektóre elementy do zabaw. Na szczeście im minęło:).
      Zresztą i tak jestem do niego dużo przychylniej nastawiona niż ci dorośli, którzy nie mieli z nim do czynienia za młodu.
      A co do tego rozbudzania miłości do książek - coś w tym jest, bo mój synek uczył sie na Mikolajku czytać - praktycznie od zera. Pewnei wyczuł, że ajk sam o siebie nei zadba, to maka kiedyś zastrajkuje i koniec kolejnych odcinków.

      Usuń
  9. Jestem fanką "Mikołajka"... Nie sądziłam, że można odebrać te historyjki jako zbyt agresywne... Może rzeczywiście... Chociaż dla mnie to tylko śmiech, śmiech i jeszcze raz śmiech. A "najlepszy uczeń i pupilek naszej pani" to najcudowniejsze określenie! Podróbek, przeróbek i doróbek z założenia nie czytam, bo w końcu "król jest jeden" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kalina,
    ja też jestem fanką, a agresję zauważylam dopiero wtedy, jak dzieci zaczęły mi się bawic w Mikołajka. Na szczęście nie trwało to długo, a poza tym jest wystarczająco dużo okazji , żeby pouprawiać zapasy z bratem/siostrą bez pretekstów literackich.
    Zresztą sa tomy pod tym względem lepsze i gorsze, im więcej historyjek ze szkoły tym więcej tego "biliśmy się i było fajnie".
    Zresztą - ja tez jestem fanką od lat i to, że jako rodzic mam jakieś ale do Mikolajka, to zaskoczenie także dla mnie.
    P.S. Podróbki czesto są dzielami oryginalnymi, te etykiety "Mikołajkowe" to zazwyczaj inwencja wydawców. Szkoda, że w kólko taka sama.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wspaniała lektura ... w odpowiednim czasie (koło podstawówki) - nie wiele pamiętam, lecz zawsze podobała mi się postać , nieobliczalnie nienajedzonego Alcesta (jeśłi dobrze pamiętam pisownię).
    Pozdrawiam wakacyjnie, Pani Izo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspaniała lektura ... w odpowiednim czasie (koło podstawówki) - nie wiele pamiętam, lecz zawsze podobała mi się postać , nieobliczalnie nienajedzonego Alcesta (jeśłi dobrze pamiętam pisownię).
    Pozdrawiam wakacyjnie, Pani Izo.

    OdpowiedzUsuń