...co reklamowane.
Tess Gerritsen reklamowana jest jako mistrzyni thrillera medycznego. Pierwsze skojarzenie to probówki, wirusy, przeszczepy. Czyżby?
Nabyłam kiedyś w pakiecie dwie książki Gerritsen. "Chirurg" ma jeszcze (dość luźne) związki z medycyną, chociaż niekoniecznie takie, jak można się było spodziewać. W Bostonie giną kolejne młode kobiety, przy okazji ktoś dokonuje na nich dośc makabrycznego zabiegu medycznego. Okoliczności kolejnych zabójstw przypominają inną serię sprzed kilku lat, których sprawca został jednak zastrzelony przez ostatnią ofiarę- lekarkę Catherine Cordell.
Czyli klasyczny thriller seryjno-morderczy, złożony z gotowych elementów. Główny wątek jest przyzwoicie poprowadzony, zdarzają się elementy komizmu (niestety czasem niezamierzonego, mnie rozśmieszyły np. opisy mrrrocznej przeszłości mordercy, która, jeśli chodzi o psychologiczne prawdopodobieństwo, jest raczej wytworem inwencji własnej autorki, a nie efektem studiowania przez nią literatury fachowej), ale zupełnym kuriozum jest wątek romantyczny (tak, tak). Po prostu full wypas Harlekin. Piękna ofiara gwałtu i przystojny policjant nie ograniczają się np. do wzajemnej fascynacji stopnia umiarkowanego (na tyle, żeby nieco skomplikowac śledztwo), ale na ostatnich stronach przy dźwiekach Mendelssohna raźno zmierzają przed oblicze pastora.
To kuriozum znalazło swoje wyjaśnienie we wcześniejszej książce Gerritsen- "Telefon po północy". Mój egzemplarz pochodził z wydawnictwa Mira, która jest brandem firmy Harlequin stworzonym na potrzeby "ambitniejszej" (hmmm) literatury. I rzeczywiście, ta książka okazała się świetnie pasować do profilu wydawnictwa- to komedia romantyczna z licznymi elementami zabili go i uciekł.
Historia zaczyna się w momencie, gdy Sarah Fontaine odbiera o północy telefon od pracownika Departamentu stanu Nicka O'Hary z informacją o śmierci swojego nowo -poślubionego męża- Geoffreya. Kolejny telefon, nieco enigmatyczny jest już od samego Geoffreya, Sarah niezwłocznie rusza do Europy na jego spotkanie, jej śladem rusza również Nick O'Hara. Para kursuje po całęj Europie, czasem razem, czasem osobno, depczą im po piętach płatni mordercy, Mossad i CIA. Trup ściele się gęsto a miłość kwitnie ;). Bohaterowie przypominają parę przedszkolaków- ich sukcesy "wywiadowcze" są dziełem przypadku, lub zaćmienia umysłu innych bohaterów, które okazuje się być typową reakcją na pojawienie się pary głównych protagonistów.
Całosć czyta się szybko i bezboleśnie, wskazana jest jednak lektura na kacu lub w stanie ciężkiego niewyspania, kiedy inna lektura jest absolutnie niemożliwa, inaczej szkoda czasu.
No i ostatnia sprawa- w przypadku tej książki związki z medycyną są zerowe, nie należy się więc kierować przy wyborze lektury skojarzeniami z nazwiskiem autorki, lepiej zwracać uwagę na nazwę wydawnictwa.
P.S. "Telefon..." został wylosowany dla mnie w stosikowym losowaniu.
Tess Gerritsen reklamowana jest jako mistrzyni thrillera medycznego. Pierwsze skojarzenie to probówki, wirusy, przeszczepy. Czyżby?
Nabyłam kiedyś w pakiecie dwie książki Gerritsen. "Chirurg" ma jeszcze (dość luźne) związki z medycyną, chociaż niekoniecznie takie, jak można się było spodziewać. W Bostonie giną kolejne młode kobiety, przy okazji ktoś dokonuje na nich dośc makabrycznego zabiegu medycznego. Okoliczności kolejnych zabójstw przypominają inną serię sprzed kilku lat, których sprawca został jednak zastrzelony przez ostatnią ofiarę- lekarkę Catherine Cordell.
Czyli klasyczny thriller seryjno-morderczy, złożony z gotowych elementów. Główny wątek jest przyzwoicie poprowadzony, zdarzają się elementy komizmu (niestety czasem niezamierzonego, mnie rozśmieszyły np. opisy mrrrocznej przeszłości mordercy, która, jeśli chodzi o psychologiczne prawdopodobieństwo, jest raczej wytworem inwencji własnej autorki, a nie efektem studiowania przez nią literatury fachowej), ale zupełnym kuriozum jest wątek romantyczny (tak, tak). Po prostu full wypas Harlekin. Piękna ofiara gwałtu i przystojny policjant nie ograniczają się np. do wzajemnej fascynacji stopnia umiarkowanego (na tyle, żeby nieco skomplikowac śledztwo), ale na ostatnich stronach przy dźwiekach Mendelssohna raźno zmierzają przed oblicze pastora.
To kuriozum znalazło swoje wyjaśnienie we wcześniejszej książce Gerritsen- "Telefon po północy". Mój egzemplarz pochodził z wydawnictwa Mira, która jest brandem firmy Harlequin stworzonym na potrzeby "ambitniejszej" (hmmm) literatury. I rzeczywiście, ta książka okazała się świetnie pasować do profilu wydawnictwa- to komedia romantyczna z licznymi elementami zabili go i uciekł.
Historia zaczyna się w momencie, gdy Sarah Fontaine odbiera o północy telefon od pracownika Departamentu stanu Nicka O'Hary z informacją o śmierci swojego nowo -poślubionego męża- Geoffreya. Kolejny telefon, nieco enigmatyczny jest już od samego Geoffreya, Sarah niezwłocznie rusza do Europy na jego spotkanie, jej śladem rusza również Nick O'Hara. Para kursuje po całęj Europie, czasem razem, czasem osobno, depczą im po piętach płatni mordercy, Mossad i CIA. Trup ściele się gęsto a miłość kwitnie ;). Bohaterowie przypominają parę przedszkolaków- ich sukcesy "wywiadowcze" są dziełem przypadku, lub zaćmienia umysłu innych bohaterów, które okazuje się być typową reakcją na pojawienie się pary głównych protagonistów.
Całosć czyta się szybko i bezboleśnie, wskazana jest jednak lektura na kacu lub w stanie ciężkiego niewyspania, kiedy inna lektura jest absolutnie niemożliwa, inaczej szkoda czasu.
No i ostatnia sprawa- w przypadku tej książki związki z medycyną są zerowe, nie należy się więc kierować przy wyborze lektury skojarzeniami z nazwiskiem autorki, lepiej zwracać uwagę na nazwę wydawnictwa.
P.S. "Telefon..." został wylosowany dla mnie w stosikowym losowaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz