No to wróciłam. Zazwyczaj po takim powrocie uderza mnie, że mieszkanie jakby się skurczyło, tym razem jednak rzuciło mi się w oczy co innego - książki. Może jeszcze nie skolonizowały wszystkich powierzchni płaskich, jak u niektórych rekordzistów, ale i tak wylewają się ze zbyt wielu półek. Zwłaszcza leżące w widocznym miejscu książki niezrecenzowane.
Choćby ta: "Co wciaga Twoje dziecko?" Małgorzaty Więczkowskiej. Tytuł wydaje się pewniakiem dla rodziców, dziadków i opiekunów. Niby omawia tylko wpływ mediów elektroniczych na dzieci, ale każdy, któ próbował kiedyś odkleić czwartoklasistę od jego smartfona, albo ten, który boi się, że jego przedszkolak, mimo troskliwej polityki zapobiegawczej i tak za kilka lat zamieni się w maszynę do klikania, będzie wdzięczny za jakieś wskazówki.
Mimo dość suchego stylu i raczej szczupłych rozmiarów książki, autorce udało sie przekazać sporo cennych rad - i to nie tylko ogólników (np., żeby "rozmawiać z dzieckiem"). W jednym z aneksów jest na przykład lista konkretnych tematów do tych rozmów na temat programów telewizyjnych i filmów, która moze być ciekawa także i dla dorosłego, jeśli się ostatnio przyzwyczaił do bezrefleksyjnego przeżuwania telewizyjnej papki, a do tego może zachęcić do tworzenia własnej listy pytań, zgodnej ze swoim światopoglądem i podejściem do życia.
Za tę część autorka ma u mnie dużego plusa, gdyż pitu-pitu z gatunku "jest źle, a będzie jeszcze gorzej", juz przestało na mnie robić na mnie wrażenie.
Ale to nie koniec wskazówek, dobrych rad i ciekawostek (choćby testów na uzależnienia od tego czy innego pudła). Także takich, które dowartościują niektóre mole książkowe i ich wykpiwany na szkolnych przerwach styl życia. No i może pozwolą spojrzeć nieco łaskawszym okiem na te tomiszcza ledwo mieszczące się na półkach:).
Zachęcam do sięgnięcia po książkę a sama udaję się w kierunku domowych porządków i szyykowania wyprawek.
Pozostańcie na linii:).
P.S. "Co wciaga Twoje dziecko?" mignęła mi w kiosku jako dodatek do tygodnika "Do Rzeczy".
Dokładnie wczoraj zastanawiałam się gdzie się podziewasz :) Cieszę się, że wróciłaś.
OdpowiedzUsuńKsiążka jawi się jak użyteczna, sama mam problem z wybiórczym uzależnieniem od różnych mediów, choć nie jest to tv. Walczę.
Świadomie nei walczyłam o dostęp do netu na wyjeżdzie, i może słusznie, bo teraz nawet chce mi się pisać:).
UsuńCo do książki - na razie słabo był tam ruszony temat internetu 2.0, który wciąga chyba najbardziej. Ale to względna nowość i nie za dużo na razie pewnie wymyślono remediów.
Ale podpowiedzi do analizy treści wszelkiej maści "kontentu" (bo nei tylko TV, bardzo mi się podobały.
Ja po powrocie z wakacji zawsze uważam, że mam w domu straszne hektary:) Książki przycupnięte w rogach, więc nie rzucają się w oczy.
OdpowiedzUsuńMoje dzieci - mimo prowadzenia szeroko zakrojonej akcji zapobiegawczej - nieuchronnie dążą w stronę maszyn do klikania. Naprawdę myślisz, że w tych czasach można tego uniknąć i że pani Więczkowska jest w stanie pomóc? (jeśli tak, byłabym gotowa nawet kupić "Do rzeczy":P)
Wydaje mi sie, że tak do końca podstawówki możemy sobie wmawiać, że jakoś moderujemy ten proces. Co będzie dalej, wolę nie myśleć.
UsuńJeśli Rze cośtam nie nada ci się nawet do wyścielenia kubła na śmieci, a zależy Ci na cenie, możesz sprawdzić dedalusa. Widziałam tam inne książki wydawnictwa M, więc i ta się może znajdzie.
Jak na razie tego typu tematyka niby mnie nie dotyczy, ale zapamiętam sobie ten tytuł. Kiedyś z pewnością mi się przyda:)
OdpowiedzUsuńNawet zdaniem moich maluchów telefon komórkowy jest ciekawsza zabawka niz grzechotka i chetniej wyciągaja po niego rączki... :-)
OdpowiedzUsuńFranca,
OdpowiedzUsuńza te x lat przydalaby sie pewnie aktualizacja.
Karolina,
Dzieci są cwane. Po co im w ogóle te zabawki???
za parę lat przeczytam:))
OdpowiedzUsuńUffff! Szczerze mówiąc, bałam się, że Ciebie coś wciągnęło, bo niepokoiło mnie to długie milczenie, ale odetchnęłam z ulgą, skoro to były tylko wciągajcie wakacyjne wojaże. :)
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie takie samo wrażenie po powrocie z wyjazdu. :) Z lekkim przerażeniem stwierdzam, że u nas powierzchni płaskich już właściwie nie ma, książki są wszędzie. :)
Ola,
OdpowiedzUsuńna razie rozkoszuj się tym stanem, jaki masz:).
Lirael,
Jak przychodzi co do czego, od wirtualu łatwiej się odkleić, bo to jednak tylko wirtual.
P.S. mam nadzieję, że zachowaliście chociaż odrobinę tych powierzchni płaskich na tzw. komunikację?
Już niedługo będziemy musieli ograniczyć się do komunikacji werbalnej - książki rozpełzły się wszędzie. :)
UsuńPodpowiadam - skolonizujcie powierzchnie wspólne, np suszarnię.
UsuńNiestety, w naszym bloku nie ma suszarni. :( Chyba pozostaje już tylko klatka schodowa i permanentny book crossing. :)
UsuńWczoraj widziałam taką scenkę. Kilkoro dzieci siedziało na płotku, dwoje miało komórki i wszystkie były niemożliwie wręcz skupione na tym, że tamta dwójka coś klikała, dotykała itd. Nie mieli żadnych zabawek ze sobą, wiek 6-9 lat. Tylko tak siedziały, pochylone, skupione na jednym. Matko jedyna, niedługo dzieci będą miały problem, żeby sobie wymyślić zabawę na podwórku. Mnie to na serio przeraża. W życiu bym własnego dzieciaka nie wysłała na dwór z komórką!
OdpowiedzUsuńTakie historyjki sprawiają, że czuję się strasznie stara.
UsuńPewnie dostają te smartfony na komunię i dalej jakoś leci.
ja natomiast widziałam ostatnio scenkę z 6-7 latkiem, który opowiadał swojej spanikowanej babci jakąs historyjkę z wiadrami krwi w tle. Gdzie te czasy, kiedy hitem w tej kategorii wiekowej były poczciwe smerfy?
W czwartek koleżanka opowiedziała mi o kinowej wersji smerfów, na którą wybrała się z pięcioletnim synkiem. Chłopiec dostał histerii, bo Gargamel jest podobno bardzo naturalistyczny, i musieli się ewakuować z kina. Trauma jest tak głęboka, że dziecko autentycznie przeraziło się, kiedy kilka dni później znalazło figurkę Gargamela w jajku-niespodziance, więc z tą poczciwością różnie bywa. :)
UsuńLirael,
Usuńw porównaniu z niektórymi kreskówkami dla chlopców Gargamel wydawał się lajtowy, ale masz rację, dla niektórych dzieci , zwłaszcza małych, to i to jest too much.
Niby my oglądaliśmy smerfy, ale tylko te odcinki, gdzie byly same (albo prawie same) smerfy, bo moja córka ma rozwiniętą wyobraźnię i się bała. Na te fabularne jakoś nie zgłosił nikt zapotrzebowania, więc nie idziemy.
Wybaczcie, że się wtrącę - przeczytałam o tej historyjce z wiadrami krwi w tle i zaraz mi się przypomniało (tak naprawdę pamięć o tych zabawach przetrwała głównie dzięki moim rodzicom), jak w tym wieku przechodziłam fazę zainteresowania śmiercią. ;) Zakopywałam w ogródku niektóre zabawki, bo jedna zabiła drugą, a trupa nie mogłam trzymać na półce. Rodzice często o tym opowiadają znajomym, chociaż podejrzewam, że pierwsze takie odkrycie grobu obok nowego stawu ich nie uszczęśliwiło. ;)
UsuńKasjeusz,
Usuńja mam w dalszej rodzinie chłopca, który maniakalnie odprawiał msze przez jakieś 2 lata jako przedszkolak, na dziwne zainteresowania dzieci sposobu nie znajdziesz.
natomiast rzecz jest chyba w równowadze. teraz tych bajek z wiadrami jest znacznie więcej, niż za czasów mojego dzieciństwa (a być może Twojego też), a do tego u dzieci działa odruch stadny - wszyscy to oglądają/widzieli, to ja tez muszę.
A jak napisala Lirael - poziomy wrażliwości na makabrę moga byc różne.
Podobno w tym filmie pełnometrażowym Gargamel występuje w wersji niekreskówkowej, gra go jakiś aktor, i właśnie to wzbudziło grozę pięciolatka. W ramach odczulania za jakiś czas koleżanka wybrała się z synkiem na "Potwory i spółkę" i tu już wbrew tytułowi było bezproblemowo, a wręcz radośnie. :)
UsuńPięciolatek, który zobaczył przed sobą kilkumetrowego obleśnego dziadygę miał prawo się przerazić:).
Usuń