O Kraszewskim można wiele powiedzieć, ale mistrzem
psychologii to on raczej nie jest. Stara się chłopina zniuansować
te swoje postaci, żeby nie były ZUPEŁNIE czarno-białe, ale z
czarnych udaje mu się zrobić co najwyżej ciemnoszare, zaś te i
tak pozytywne potrafi jeszcze dodatkowo przekąpać w wybielaczu i
ulepszyć aureolą. Póki zresztą dmie w tubę satyryczną, gdzie
siłą rzeczy tych czarno- szarych charakterów jest więcej, to
jeszcze ok, można się pośmiać z ludzkich przywar. Gorzej, gdy
książka skręca w stonę serio, lub co gorsza, uderza w tony
dydaktyczne.
“Klin klinem” reklamowana jest na okładce jako
pikantna historyjka o znudzonej mężatce, która skutecznie bajeruje
młodego sąsiada. Jego rodzina zaś postanawia wyleczyć chłopaka
metodą znaną od czasów paleolitycznych, tytułowym klinem (w postaci kresowej dziewicy, odrobinę starszej reinkarnacji Zosi Horeszkówny).
Pierwszy rozdział jest może rzeczywiście odrobinę
pikantny, a do tego nawet śmieszny, bo satyryczny. Zaloty pary
niedobranych kochanków, małżeńska kłótnia heroiny (Seweryny, nader przypominającej nieśmiertelną Serafinę). Dalej jednak
JIK uderza w tony serio. Nawet montowanie intrygi, które zazwyczaj
przychodzi mu bez trudu, tym razem nie ma jakoś werwy. A na koniec –
jednych do wybielacza a innym aureole. No dajcie spokój....
Mam wrażenie, że JIK, którego i tak wzywał
papież na dywanik ze względu na rzekomą niemoralność po prostu bał się w
tej historyjce pójść na całość:).
Zgadzam się, że nie był mistrzem psychologii. I lepiej mu wychodziły postacie złe. Postacie dobre są zdecydowanie zbyt wyidealizowane, trudno uwierzyć w te chodzące ideały. Znając upodobanie Kraszewskiego do mylących tytułów, mogę się założyć, że ta "nowella" jest bardzo długa :)
OdpowiedzUsuńPS. Blogger dzisiaj jakieś błędy robi, bo na swojej liście czytelniczej mam aż 7 takich samych recenzji tej noweli :)
Bloger źle współpracuje z moim mulącym czasami łączem.
UsuńTe chodzące ideały są przede wszystkim mdłe. Nowella zaś ma 200 stron, czyli więcej niż 2-tomowy Pan paweł" , co się żenił i ożenił:).
A to ciekawe, Kraszewski na dywaniku u papieża.. :) tego faktu nie znałam.
OdpowiedzUsuńPaideia,
Usuńwklejam od Krainy czytania, tekst tak długi, że mozna wzmiankę o audiencji przeoczyć.
NIe tylko na dywaniku, JIK uchodził w swoim czasie niemal za wolnomyśliciela. Po śmierci ultramontanie usiłowali nie dopuścić do jego pogrZebu na Skałce, kubek w kubek jak z Miłoszem:).
Pobyt w słonecznej Italii skutkuje przyjęciem w dniu 10 lipca na publicznej audiencji u papieża Piusa IX. Spotkanie to nie należy do przyjemnych, gdyż Kraszewski słyszy z ust Głowy Kościoła naganne zainspirowaną przez księży zmartwychwstańców. Duchowni poddają w wątpliwość moralność jego dzieł. W liście do Pauliny Wilkońskiej***, Kraszewski pisze:
Mowa ta, która trwała bardzo długo i była ostra dosyć, przejęła mnie boleśnie, tym bardziej, że była przy świadkach i upokarzała (…). Ani jednego słowa nie odpowiedziałem, bom nie śmiał dyskutować, a czułem, że to, co ojciec św. mówił, było mu podyktowane, i łatwo mi było domyśleć się, przez kogo… Widoczna była rachuba ojców naszych, aby tym strachem zmusić mnie do poddania się ich kierunkowi, lecz w rzeczach życia i postępowania mojego nie zwykłem z siebie zrzucać odpowiedzialności na drugich. Ale wieść zaraz gruchnęła po Rzymie, a żem ja pozostał milczący i niepokonany, wnet zwrócono się do mnie, chcąc się tłumaczyć. Krok uczyniony na próbę, czy się nie uda mnie opanować, nie udał się, i oto cała historia
Read more: http://krainaczytania.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?2#ixzz2nLtutMmL
Umiejętności psychologiczne JIKa faktycznie wątłe, ale liczą się dobre chęci, no i ten specyficzny moralizatorski klimacik. :) Aż nabrałam ochoty, żeby znowu coś jego autorstwa przeczytać. Za parę tygodni napiszę o moim wakacyjnym JIKu, był całkiem niezły.
OdpowiedzUsuńLirael,
Usuńczyżbyś została miłośniczką tego moralizowania? Chociaż w sumie się nie dziwię, akurat tego JIKa czytałam sobie dla odstresowania się i nie powiem, żeby nie spełnił swojej roli.
Czekam z niecioerpliwością na Twoją recenzję. No i umieram z ciekawości, ale pewnei będziesz stopniowac napięcie co do tytułu?
Za jego moralizowaniem na serio nie przepadam, ale to z przymrużeniem oka mnie bawi, choć o finezji i lekkości raczej nie ma mowy. :)
UsuńTo "Cześnikówny". :)
O, Cześnikówny, od Cześnikówien, a właściwie recenzji Śmietanki Literackiej, przeciez zaczął się cały projekt. Można powiedzieć, że wracasz do korzeni:).
UsuńJego pozytywni bohaterowie są po prostu papierowi. Zdecydowanie wolałam historyczne powieści, co mi przypomina, że Starosta warszawski czeka na półce :(
OdpowiedzUsuńJeśli pozytywnym bohaterem jest jakiś stary szlachciura, albo ciocia po rpzejściach, to jeszcze. Ale te niewinne panny na wydaniu są po prostu.... przezroczyste.
UsuńStarosta miał chyba całkiem dobre recenzje, także może Ci jeszcze kiedyś go z przyjemnością przeczytasz.
P.S. A ja jestem neipoprawna, znowu zaadoptowałam stos JIK-ów na bibliotecznej wyprzedaży.