Ok, nie ma pewnie większego sensu pisać o doktorze Sacksie. Popularności mu od mojej notki na blogu nie przybędzie, kto miał czytać, ten czytał, kolejni czytelnicy zawsze strumyczkiem napłyną, zwłaszcza, że od czasu do czasu co ciekawsze neurologiczne przypadki trafiają do tego czy innego hollywoodzkiego filmu (poza Przebudzeniami niektóre historie trafiły np. do Memento lub Incepcji). Jeśli ktoś o Olivierze Sacksie nie słyszał - to neurolog z żyłką popularyzatora i zwolennik podejścia humanistycznego do pacjentów, czyli - "leczymy nie chorobę, lecz pacjenta". Zasada, która wyjątkowo często sprawdza się właśnie w neurologii, gdzie trzeba działać często na pograniczu ducha i materii, a wszelkie ingerencje mają wplyw na psychikę pacjenta.
No to lecimy.
Przebudzenia - to książka tsunami, masa obserwacji, zalew przemyśleń i wniosków i chyba najważniejsze doświadczenie w praktyce dr. Sacksa. Przez kilka lat po pierwszej wojnie światowej przez świat przetoczyła się epidemia śpiączkowego zapalenia mózgu. U niektórych pacjentów po latach od przebycia choroby rozwijał zespół objawów z elemantami choroby Parkinsona i katatonii. Po 40 latach wielu z nich jeszcze żyło, wegetując w specjalistycznych ośrodkach. Gdy pod koniec lat 60-tych pojawił się "cudowny lek" - syntetyczna dopamina, w jednym z nich (występującym w Przebudzeniach jako Mount Carmel) podjęto próbę "wybudzenia" kilkudziesięciu pacjentów jednocześnie. Skutki długofalowo były różne, często z przyczyn pozamedycznych. O
zdrowie potrafili zawalczyć pacjenci o najsilniejszych osobowościach, którzy potrafili oszukać swoją chorobę i nauczyć się funkjinować w warunkach, gdy własne synapsy odmawiają im posłuszeństwa lub ci, którzy mieli dla kogo żyć (np. dzieci). Ale zdarzał się też, że toksyczny wpływ rodziny wpychał człowieka na nowo w nieświadomość.
"Przebudzeń" nie czyta się łatwo, przypadki opisane przez Sacksa są wręcz przeładowane szczegółami. Z kolei trzeba się przez większość z nich przedrzeć, żeby czytać uogólnienia i wnioski doktora (i formułować sobie własne). No ale po stokroć warto. Choćby po to, żeby zamknąć z ulgą książkę i docenić własne zdrowie (choćby było czasem niedostateczne).
Mężczyzna, który pomylił żonę z kapeluszem - jeśli chodzi o formę jest dużo łatwiejsza niż Przebudzenia, to taki zbiór ciekawostek na temat objawów pojawiających się po różnej maści uszkodzeniach mózgu. Jak bardzo zależy nasze postrzeganie świata od działania centralnej jednostki sterującej? Czy deficyty i dysfunkcje wpływają na człowieczeństwo pacjentów? Czy można żyć a jednocześnie nie mieć duszy (cokolwiek by to znaczyło)? Zaprawszam do wyprawy w gąszcz neuronów, tylko proszę uważać, żeby nie zarwać przy okazji nocy.
Muzykofilia - czyli opowieści o muzyce i mózgu. Muzyka musi byc chyba ubocznym hobby autora, zresztą pochodzi ze srodowiska, gdzie niemal wszyscy od dzieciństwa uczą się grać. Książka jest mniej odjechana niż dwie wzmiankowane powyżej, niektóre opisywane zjawiska są dość banalne, np. chwytliwe melodie czy też różne aspekty muzykalności. Ale już muzyczne halucynacje czy też porządkująca rola muzyki przy różnych schorzeniach psycho-neurologicznych - zaciekawiają. Wygląda na to, że na wypadek zachorowania warto nauczyć się grać na jakimś instrumencie. A jeszcze lepiej nauczyć się komponować.Ot -takie dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne.
Przebudzenia - Olivier Sacks, Poznań 2011 (Zysk i s-ka)
Muzykofilia. Opowieści o muzyce i mózgu - Olivier Sacks, Poznań 2008 (Zysk i s-ka)
o matko, ciężka lektura:)
OdpowiedzUsuńTa pierwsza może tak, reszta to light. Ostatnio nie miałam cierpliwości do ksiązek o niczym.
UsuńMuzykoterapia czeka na swoją kolej. Czeka cierpliwie.
OdpowiedzUsuńNo to zachęcam:).
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPowiastki fajne, no i lepiej być przygotowanym, gdy zamiast szumu w uszach usłyszymy jakieś namolne szlagiery.
UsuńW polskich warunkach chyba nierealne - za dużo maja papierologii, żeby jeszcze się zastanawiać, co pacjentom w duszy gra.
O filmie też jest, in. o tym, że De Niro tak się wczuł, że Sacks zaczał się o niego martwić.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPer saldo nie ma się co tak lekarzy czepiać. Ta robota wypala, a rutyna roboty lekarza pierwszego konatktu po prostu ogłupia (opinia mojej kuzynki - lekarza rodzinengo). Mam nadzieję, że sama trafię na niewypalonego megyka, gdy będe potrzebować całościowego podejścia do mojej osoby:).
Usuń"Przebudzenia" czytam jakoś tak.. od dłuższego czasu ;) Zabijają mnie przypisy, bo tak poza tym treść naprawdę interesująca. Aż mnie zachęciłaś do kontynuacji ;)
OdpowiedzUsuńJak wymiękasz przy przypadkach , to możesz przeskoczyć dalej i potem ew. wrócić. Przypisy przejrzałam sobie hurtem już po wszystkim, poukrywane są tam czasem dodatkowe ciekawe przypadki, więc szkoda by było przegapić.
UsuńJa do tej pory zabrałam się tylko za Wyspę daltonistów czy coś w tym stylu i szczerze mówiąc bardzo mnie rozczarowała. Może dlatego, że temat mnie niespecjalnie fascynował, chciałam tylko przeczytać coś tego słynnego Sacksa, a ten tytuł akurat dostałam. Mimo to zamierzam spróbować jeszcze raz właśnie z "Mężczyzną, który pomylił swoją żonę..." (skoro przystępna) albo "Muzykofilią" (bo ciekawy temat). Może tym razem pójdzie lepiej :)
OdpowiedzUsuńKsiążkozaurze,
Usuńjeśli z Mężczyzną w kapeluszu nie zaskoczy, to już nic nie zaskoczy, bo mim zdaniem to taki samograj, każdego może zainteresowac.
W takim razie spróbuję od tego zacząć :)
UsuńO "Muzykofilii" słyszałam dużo dobrego i cieszę się, że te pozytywne opinie potwierdzasz. Filmowe "Przebudzenia" na mnie zrobiły duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńLirael,
Usuńa Muzykofilia jest IMO i tak najsłabsza z trójki powyżej. Film mnie trochę kusi, a trochę się boje, że De Niro zagrał zbyt realistycznie:). Btw - o samym filmie też jest oddzielny rozdział w "Przebudzeniach".. Możesz zajrzeć, jak Ci wpadnie w ręce.
Muszę zapoznać się z jego książkami, znam tylko Mężczyznę, który pomylił swoją żonę z kapeluszem.
OdpowiedzUsuń