czwartek, 26 kwietnia 2012

Hurtownia książek sponsorowana przez nieustający brak weny

Wena jak wiadomo na pstrym koniu jedzie. Stąd też kolejna hurtownia. Ma tę zaletę, ze można ją pisać na raty:).

"Karin, córka Monsa" to historia związku urodzonego pod złą gwiazdą króla Szwecji Eryka XIV (współczesny Zygmuntowi Augustowi), oraz Karin, kobiety niskiego stanu, początkowo kochanki, pod koniec panowania także morganatycznej małżonki. Książka ma specyficzny styl: staroświecki, przypominający dawne romanse rycerskie (wlaśnie za ten styl bywa czasem krytykowana, mi akurat się podobał). Treść również nie na czasie (miłość, poświęcenie, przeznaczenie), zahaczająca też o poważne tematy (choroba psychiczna). Polecam:).


Do bohaterki "Cóż za moich czasów", piętnastoletniej Kati Horvath nie mogłam nie poczuć sympatii. Tak jak ona jestem bowiem abnegatką ciuchową, z gatunku tych, które muszą się mocno pilnować, żeby im "sobota nie wystawała spod niedzieli". Kati wydarzyła się jeszcze gorsza historia. Z powodu nieumiejętnego zarządzania własnymi zasobami bieliźniarskimi, zmuszona była kiedyś pójść do szkoły w kalesonach swojego taty...
Kolejna staroświecka powieść, tylko tym razem skierowana do młodzieży. Nie mamy tu żadnych wampirów czystej krwi, jest za to Budapeszt u progu wojny, dorastanie skażone walką z niedostatkiem, pierwszą miłość, dorastanie do odpowiedzialnosci za własne czyny. A żeby nie było przesadnie koturnowo: także mnóstwo zabawnych sytuacji (niekoniecznie z bielizną w tle).


Pewnie wszyscy znają cykl o Mikołajku panów Sempe I Goscinnego. Książka Maryny Miklaszewskiej to nader udany pastisz tej serii, tyle, że przeniesiony w realia schyłkowego PRL. Nie odstaje dowcipem od oryginału, za to ma mnóstwo polskich smaczków. Dziwi mnie tylko jedno (jako niemal rówieśnicę PRL-owskiego Mikołajka) - co te 10 -latki takie rozpolitykowane? Zrobiło mi się niemal głupio, że sprawami publicznymi zainteresowałam się dopiero w wieku lat dwunastu i nigdy przenigdy nie przyszłoby mi do głowy wykonywanie napisów na murach solidarycą.



Jaka jest wasza reakcja, gdy znienacka po latach odzywa się ktoś z trzeciego garnituru znajomych? "Ma interes". Przypuszczalnie szuka pracy. Czterdzieści lat temu przyczyna mogła być bardziej finezyjna: dawnego znajomego mógł nasłać po prostu jego oficer prowadzący... Po przejrzeniu swojej teczki Marek Nowakowski stwierdził, że inwazja starych znajomych, która przeżył w latach siedemdziesiątych nie była spowodowana siła przyciągania jego osobowości, ani nawet pisarską sławą:).
Kolejna ciekawostka: kto był najbardziej wnikliwym czytelnikiem dzieła literackiego? Esbecki analityk, a dokładniej tropiciel myśli antysocjalistycznej. Z konieczności musiał się przegryźć przez książkę znacznie dokładniej niż np. współczesny maturzysta przygotowujący prezentację.
"Kryptonim 'Nowy'" to takie polskie "Życie na podsłuchu". Jeśli ktoś dotychczas nie zetknął się z tematem, to myślę, że warto.




"Niespokojny człowiek" to ostatni tom cyklu o Wallanderze. Ostatni, gdyż 60-letni policjant rozwiązując swoją sprawę przy okazji zmaga się z nieuleczalną chorobą o podłożu neurologicznym i wiemy, że z tej walki zwycięsko nie wyjdzie . Plus książki to właśnie te zmagania, godzenie się z życiem, podsumowania. Minus - sama zagadka. Nie będę zdradzać o co chodzi, ale nie lubię, gdy pisarz literatury popularnej za bardzo obsuwa się w ideologię bądź politykuje. Jeśli robi to tak umiejętnie jak Larsson, to jest to jeszcze do zniesienia, ale w przypadku Mankella miałam wrażenie, że czytam drętwą agitkę. W dodatku robi to po raz kolejny - już w "Chińczyku" zarzucano mu nadmiernie pozytywny stosunek do afrykańskich dyktatorów (mieszkając w Mozambiku musi z nimi przecież dobrze żyć).

"Voss" Patricka White'a. Są autorzy modni oraz tacy, którzy muszą wręcz żebrać o zainteresowanie czytelnika. Spójrzmy na Projekt Nobliści: Pamuk - 28 recenzji, Vargas Llosa - 42, White zaś - 3, a zaręczam - jest to ta sama półka. White nie tylko pisze pięknie, wgryza się w klimat epoki, do tego wszystkiego jeszcze mam wrażenie, że nie chodzi mu o zwykle czernienie papieru, a także o zachęcenie czytelnika do refleksji. Ingredinecje tego akurat dania to Australia połowy XIX wieku, szukanie własnej drogi życiowej i miłość.
Jeśli komuś wpadnie w ręce, zachęcam do spróbowania:).





Historia dwóch braci, potomków zubożałej rodziny ziemiańskiej. Starszy, przysłowiowy "mózg" i nadzieja całej rodziny, idzie do rosyjskiej szkoły, skutkiem czego po latach zostaje carskim prokuratorem. Młodszy zaś, uznawany przez rodzinę niemal za upośledzonego zostaje gospodarować na resztkach rodzinnego majątku. Po latach jednak okazuje się, że ich losy ułożyły się nieco inaczej, niżbyśmy się tego początkowo spodziewali.
Zacznijmy od wad; jest to książka z tezą: jednego z braci autorka skazuje na potępienie, także w tym duchowym sensie, i nieco na siłę doprowadza cały proces do końca. Oczywiście odwrotnie postępuje z drugim z bohaterów.
Mimo to w epizodach Rodziewiczówna wychodzi z tych ramek. Uroczy jest opis dzieciństwa rodzeństwa Barcikowskich. Środowisko Rosjan, do którego próbuje się wkupić starszy z braci, opisane jest tak plastycznie, że wielu czytelników miałoby ochotę samemu się do niego wkręcić. Do tego mamy jeszcze zręcznie wplecioną intrygę kryminalną oraz wiarygodnie opisane realia życia w zaborze rosyjskim. Nie wiem, czy w 1900, kiedy to książka została wydana, cenzura zdążyla juz zelżeć w porównaniu z czasami Prusa czy Kraszewskiego, ale widać, że autorka nie musiała chować się za półsłówkami i tematami zastępczymi. No i bardzo dobrze; mało który czytelnik jest teraz w stanie rozwiązywać literackie rebusy.




Zacofanemu w lekturze serdecznie dziękuję za pożyczenie książek:).

44 komentarze:

  1. Nie no, ja Ci nie żałuję, ale tak perły mojej biblioteki (od razu dodam, że Rodziewiczówna nie moja:D) w pięciu zdaniach skwitować??? No doprawdy:PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam nad podlinkowaniem Twoich pereł blogopisarstwa, jeśli się zgodzisz, to chętnie to uczynięPPPP

      Usuń
    2. E nie, bo wyjdzie, że się lansuję na cudzych blogach:)) A brak weny to jakiś wykręt jest, ja tam mówię, że mi się nie chce:P

      Usuń
    3. Ojtam, wielki mi lans;). Muszę jednak uważać z tymi linkami, bo jak zacznei chcieć mi się jeszcze mniej, to na blogu zostana tylko one:).

      Usuń
    4. Właściwie to funkcjonują już strony, które są wyłącznie zbiorami linków, więc bez stresu.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam jeszcze Patricka White'a. White ma trzy recenzje na blogu o noblistach, a Hamsun, który był bardzo dobrym pisarzem, tylko jedną... I gdzie tu sprawiedliwość? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koczowniczko: częściowym wyjaśnieniem jest fakt, że w nowych noblistów inwestuja w tej chwili wydawnictwa, innych sobie trzeba na własną ręke odkrywać.
      Hamsun to niestety jeden z tych autorów, których każdy ma jeszcze w planach. Nie ukrywam, że ja też. Od lat:(.

      Usuń
    2. Ciekawe stwierdzenie, że Hamsun dobry, bo mnie przede wszystkim zirytował niemal do pęknięcia (Głód) i znudził okropnie (Wiktoria):P

      Usuń
    3. "Wiktoria" i mnie znudziła, ale "Głód" ogromnie mi się podobał, ja zresztą mam słabość do takich niezaradnych marzycieli jak bohater "Głodu". I zauważ, jakim pięknym językiem posługiwał się Hamsun! Książka napisana w roku 1890 sprawia wrażenie napisanej jakby wczoraj :)
      PS. Ciekawa jestem, dlaczego zirytował Cię "Głód".

      Usuń
    4. Dlatego że ja mam alergię na takich niezaradnych marzycieli, co wolą umrzeć z głodu niż węgiel na stacji rozładowywać, żeby na bułkę zarobić:P Irytacja całkowicie odwróciła moją uwagę od języka:) No ale młody byłem i mogłem się na dziele nie poznać, ale powracać nie zamierzam, raczej.

      Usuń
    5. wolą umrzeć z głodu? Faktycznie- wariat:). {włączyły się moje chłopsko-robotnicze geny)

      Co do niedocenianych Noblistów na blogu wyzwaniowym- jest jeszcze Steinbeck, który gdyby nie ostatnie wznowienia, to pewnei skończylby na poziomie Hamsuna.

      Usuń
    6. Iza: mamy chyba podobny zestaw genów, po prostu mnie skręcało, jak on tak chodził i cierpiał: ani do roboty, ani ukraść, ani zabić i portfel zabrać:P Chociaż coś mi się kołacze, że jednak jakąś bułeczkę ukradł, hm.

      Usuń
    7. Zajrzałam na Merlina, a tam się okazuje, że to jakiś młody Nitsche, czyli typ, jakiego nie lubię najbardziej.
      Perspektywa przeczytania, która już sie przybliżyła, znowu się oddala;).

      Usuń
    8. "ani do roboty, ani ukraść, ani zabić"
      Ale przecież on szukał pracy, tylko, po pierwsze, nie do każdej pracy się nadawał, po drugie, nie chcieli go nigdzie przyjąć. Nie kradł, raczej oddawał wszystko innym ludziom. Poza tym miał zaburzenia psychiczne.
      "po prostu mnie skręcało, jak on tak chodził i cierpiał"
      A mnie skręcało, że taki biedny człowiek, z zaburzeniami psychicznymi, nie otrzymuje od państwa najmniejszego choćby zasiłku.

      Usuń
    9. Masz nade mną tę przewagę, że jesteś na bieżąco, a ja odgrzebuję strzępy wspomnień, ale czy on nie miał po prostu majaków z głodu? Po drugie, akcja rozgrywa się w epoce drapieżnego kapitalizmu i jakie to państwo miało mu zasiłki wypłacać? Co do argumentu, że nie do każdej pracy się nadawał - to jak się jest głodnym, to się zgadza i na zamiatanie ulic, a on chyba trzymał się kurczowo wyższych aspiracji.

      Usuń
  4. Czytając cały czas się zastanawiałam, jak Ci się udało trafić na tyle książek wartych polecenia (bo mnie te Twoje teksty zachęcają, a poprzednie hurtownie były bardziej różnorodne w ocenach), a tu na końcu rozwiązanie zagadki - to pozycje wybrane przez zwl :)
    I ja bardzo lubię te Twoje hurtownie - sama jakoś nie potrafię się ograniczyć w pisaniu (jak się już zbiorę, co wcale nie jest proste), ale czytać wolę teksty krótkie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak się rodzą legendy:)) Teraz pójdzie w świat, że zmuszam koleżanki blogerki do czytania Rodziewiczówny, matko kochana:(( Moje są Feher i Mikołajek, aczkolwiek Waltariego też lubię:))

      Usuń
    2. Viv,
      może łagodnieję na starość? Zresztą Mankella po głowie nie głaskałam:).
      ZWL,
      co takiego strasznego było w tym "Wrzosie"? (po 20 latach od lektury pamiętam raczej niewiele).

      Usuń
    3. Ja po dwudziestu paru pamiętam jeszcze mniej:P Okładka była ohydna i posępna, wypisz wymaluj jak te arcydzieła, co to je Chmielewska w "Romansie wszech czasów" oglądała. No i chyba ckliwe mocno.

      Usuń
    4. http://4.bp.blogspot.com/_OzIgDj1TzWY/TTYWQV0i1aI/AAAAAAAAAWQ/K0-uqfUvytU/s1600/Wrzos.jpg

      Usuń
    5. Czyli w zasadzie można powiedzieć, że nie czytałeś:).
      Recka misiaka: http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=105653 . Wygląda na to, że po prostu kniga nie dla każdego:).

      Usuń
    6. Kolega Misiak ma skłonności do przesady:)

      Usuń
    7. No akurat mi się wydaje, że posągowe heroiny wertujące pisemka religijne są nie w Twoim stylu, ale może się mylę. Na pewno to lepsze, niż te ściśnięte pośladki i "ubierane kurtki" u niektórych współczesnych autorek.

      Usuń
    8. Pisemka odpadają, natomiast posągowe heroiny jak najbardziej mi pasują, vide Stefcia Rudecka:)

      Usuń
    9. Anyway, w Barcikowskich na pierwszym planie byli faceci, w czasach pokoju trudniej z takiego zrobic posąg:).

      Usuń
  5. Najchętniej sięgnęłabym po M.Nowakowskiego. Bardzo podoba mi się "hurtownia" i nie zmieniaj niczego w tym względzie. Oczywiście jak wena przygalopuje, to owszem, ale jest dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą weną trzeba będzie coś zrobić, może notatki w trakcie czytania. Bo na razie pryska, gdy siadam do kompa, a wisi nad głową jeszcze parę zobowiązań recenzyjnych:(.

      Usuń
    2. Najlepsze do notatkowania są koperty po niezapłaconych rachunkach za prąd:)

      Usuń
    3. Niezapłaconych? Nie idź śladem Hamsuna!

      Usuń
    4. On też zapominał zapłacić za prąd? Zgroza, skaranie z tymi literatami:D

      Usuń
  6. Ales mnie rozwaliła tym Whitem i jeszcze wyrażeniem "czernienie papieru" ;))
    Też nie mam weny i jedyne co mi teraz wychodzi to pisanie skrótem albo teksty okołoksiązkowe bez śladu recenzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że sa spore szanse, że się z Whitem zaprzyjaźnicie, zresztą widziałam, że już go chyba obwąchiwałaś (u Nutinki chyba).
      Komentujący poniżej Marlow ciekawie napisał o inspiracjach White'a i samej książce:
      http://galeriakongo.blogspot.com/2012/04/voss-patrick-white.html

      A wena jaka jest każdy widzi, White'a potraktowałam po prostu per noga. Obiecuje poprawę przy następnym:).

      Usuń
  7. Mnie do White'a nie trzeba przekonywac ale faktem jest, że na niego nigdy nie było mody, a nie dośc że Nobla dostał już dawno to jeszcze i na dodatek nie żyje. Inna sprawa, że nie jest to literatura którą się czyta z zapartym tchem a raczej taka przez którą trzeba się przez przebijac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci nieżyjący autorzy to prawdziwa zakała. Podobnie, jak autorzy introwertycy i autorzy o charyźmie budyniu. Jak takiego promować?
      Ja się akurat jakoś specjalnei nei zmęczylam na "Vossie", ale etraz dochodze do wniosku, że trzeba było może czytać wolniej i bardziej smakować lekturę. Ale nic to.

      Cieszę się, że się odezwałeś, postaram się śledzic Twojego bloga.

      Usuń
    2. Blog Marlowa jest bardzo ciekawy, naprawdę warto zaglądać.

      Usuń
  8. Brak weny i recenzja (w pigułce) siedmiu książek- chciałabym taki brak weny. Mój brak weny- to brak recenzji. A jak mi się ostatnio nie chce pisac, oj jak bardzo. Czyżby to wpływ wiosny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weny do pisania brak zdecydowanie:). Co gorsza brak również weny do myślenia:).
      A U Ciebie w tym miesiącu i tak rządzą podróże, więc nie masz się czym stresować:).

      Usuń
  9. Niestety również odczuwam niedosyt po tak lakonicznych notkach.;) Ale cieszę się, że potwierdzasz moje podejrzenia co do White'a - też mam wrażenie, że to świetny pisarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu,
      poza przypadkiem White'a niespecjalnie warto pisac dużo wiecej (zwłaszcza, że trudno napisać np. o młodzieżówkach coś, co nei powtarza informacji zwl).
      Natomiast w przypadku pana noblisty - chyba musiałabym przeczytać jeszcze raz, przynajmniej wybrane fragmenty, żeby zebrać myśli. W każdym razie myślę, że możesz go wciągnąc w orbitę swoich zainteresowań:).

      Usuń
    2. Cóż, jakoś się pogodzę z Twoją skrótowością, rozumiem brak weny.;)

      Na orbicie moich zainteresowań White już jest, czeka tylko na wolny termin. Gdyby nie objętość, zarzuciłabym go na dyskusję klubową.

      Usuń
    3. No niestety, objętośc załatwia sprawę.

      Usuń