poniedziałek, 30 kwietnia 2012

"Kawał literata" - J.I.Kraszewski


Szybki rzut oka na blogowe statystyki nie może kłamać: "Kawał literata" to moja siedemnasta książka JIK-a przeczytana w ramach wyzwania.
Niestety przy takiej ilości czuję, że nie tylko przyjemność z lektury już nie taka, jak rok temu, ale i recenzje pewnie obniżają loty. Ile razy bowiem można np. zachwycać się warsztatem pisarza w obszarze stylizacji językowej (ach te makaronizmy w ośmiu językach!). W "Kawale.." znajdziemy nader współczesne wynalazki językowe. Czy "pewnissimo" nie jest przypadkiem z tej samej stajni co "luknąć"?
Coraz mniej mam ochotę także kolejny raz powtarzać argumentów o celnej charakterystyce postaci, miłej czytelnikowi złośliwości w wyciąganiu ich wad i słabostek a także o umiejętnym budowaniu klimatu epoki....

Na "Kawał literata" trafiłam w zasadzie przypadkiem. Zachęcona opisami nutty - innej uczestniczki wyzwania, chciałam spróbować jak Kraszewski radzi sobie z literaturą faktu. Pobieżny rzut oka na pierwsze strony książki sugerował, że będzie ona zbiorem szkiców z dziejów Akademii Bialskiej (pierwszej ze szkół, do której uczęszczał pisarz). Tymczasem ta powieść obyczajowa z czasów stanisławowskich miała być chyba wariacją na temat losów polskiego Dyla Sowizdrzała.

Ośmioletni Tomko Chełmowski, syn kalefaktora Akademii Bialskiej (woźnego, w którego zakres obowiązków wchodziła także egzekucja kar cielesnych na wychowankach szkoły) zostaje sierotą. Dyrekcja szkoły zamierza wysłać chłopca na wieś, aby tam rozwijał się w szlachetnej sztuce pasania gęsi, ostatecznie zwycięża jednak opcja zostawienia go w szkole jako paupra - ubogiego ucznia. Chłopiec wykorzystuje swoją szansę o tyle, że po ośmiu latach, jako ledwo piśmienny absolwent czwartej klasy rusza robić karierę w okolicznych dworach szlacheckich. Łączy przyjemne z pożytecznym uwodząc przy okazji szlacheckie córki przy pomocy swojego (wątpliwego) kunsztu poetyckiego, trudno się dziwić, ze z kolejnymi pracodawcami rozstaje się burzliwie. W końcu "spalony" na Podlasiu, rusza okazją do Warszawy. I nie będzie tam bynajmniej szlifować bruków. Bazując wyłącznie na swojej monstrualnej pewności siebie zahaczy nawet o królewski dwór.
W zasadzie Tomko to nie żaden sowizdrzał, a prototyp Nikodema Dyzmy. Po raz kolejny potwierdza się teza, że JIK to ojciec polskiej powieści, nie przypuszczałam tylko, że jego wpływy sięgały aż tak daleko w przyszłość:).
Na plus czasom stanisławowskim należy zapisać fakt, że nikt nie dopuścił Tomka do sfer gospodarczo - politycznych, pozostawiając mu buszowanie na niwie artystycznej (oraz oczywiście uwodzenie majętnych kobiet). Natomiast gdyby tak go przenieść w dzisiejsze czasy telewizyjnych show i marketingu politycznego - strach się bać:).
Polecam tym, którzy mieliby ochotę poznać Kraszewskiego w wydaniu komediowym:).

Źródło zdjęcia: allegro

17 komentarzy:

  1. Nie marudź, kto jak nie Ty wskaże tyle nawiązań i kontekstów? I Dyl się załapał, i Dyzma:D No i gratuluję wydajności na niwie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o obyczajówki to dotarłam do kresu:).
      Może jeszcze historycznego coś kiedyś skubnę, żeby sprawdzić, czy prawdą jest to, co piszą niektórzy zawistnicy, że JIK szedł na pasku austriackiej polityki historycznej:).
      A za gratulacje bardzo dziękuję i odbijam piłeczkę na Twoje poletko:.
      Może jakąś bajkę wypróbować na progeniturze?:)

      Usuń
    2. Z baśni to znam Kwiat paproci, znakomity i straszny, ale tak ze 6 lat trzeba mieć. JIK jakieś wierszyki dla dzieci chyba pisywał? Dziad i baba?

      Usuń
    3. Pisywał. O dziadzie i babie nawet pisał ktoś od nas:).
      Ja szukam czegoś w wersji papierowej, bo z wydruków nie będę się wygłupiać, ale na razie namierzylam tylko "Twardowskiego", który jest a) za gruby b)nie dla przedszkolaków. A sama nie chcę czytać, bo nie taki jest cel tego ćwiczenia:).

      Usuń
    4. Więcej nie znam. Kwiat paproci miał niezliczone wydania i jest w milionie zbiorków, ale dla przedszkolaka za trudny:) Książeczki o Franklinie będą OK:P

      Usuń
    5. W wersji skróconej testowaliśmy i nie spotkał się "Kwiat" z aplauzem. Kraszewski prekursorem także Franklina??????

      Usuń
    6. Być może jadał zupę żółwiową na elegantszych przyjęciach:P

      Usuń
    7. Czuję, że ostatnio żółw Ci podpadłPPPP

      Usuń
    8. Wyrośliśmy z żółwia, ale kiedyś zupa z Franklina była całkiem realna:P

      Usuń
    9. Z bajek jest jeszcze Głupi Maciuś, niedługi i z morałem. Ale dla małoletniego dziecięcia może niekoniecznie :)

      Usuń
    10. W kazdym razie - w bibliotekach Kraszewski dla dzieci poszedł chyba na makulature, bo nawet obejrzeć nie można i obwąchać:(.

      Usuń
  2. brzmi intersująco, ale jestem na dłuższym odwyku od Kraszewskiego:)
    muszę zapamiętać tytuł:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyczajowych mam dość na najbliższych kilka lat (choć jeszcze mam na tapecie jedna nowelkę), także rozumiem:).

      Usuń
  3. 17 Kraszewskich?! - pełen szacun! Kiedyś co prawda Stara baśń była jedną z moich ulubionych książek i na fali fascynacji sięgnąłem po następne pozycje cyklu ale szybko zrozumiałem zarzuty wobec pisarstwa Kraszewskiego. Królewskich synów, jeszcze jakoś przemęczyłem ale na Bruhlu i Waligórze odpadłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy ponad dwustu powieściach facet siłą rzeczy leciał schematami. Zresztą akurat "Bruehl" był nietypowy, nie wprowadzał np. dodatkowo bohaterów fikcyjnych.
      A Tobie może spodobałyby się zapiski z podróży? Sama jeszcze nie testowałam, ale recenzje mają obiecujace.

      Usuń
  4. Iza, jak ja ciebie doskonale rozumiem, właśnie zaczęłam czytac 17 pozycję i też ledwie dyszę. I jestem pełna podziwu dla recenzji. Lecisz wysoko, że okiem trudno dojrzec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guciamal,
      Dziękuję:).
      Trzebaby jakieś świeże siły zwerbować, bo widze, że cała stara gwardia odczuwa przesyt. A przecież Ty Serafinę czytasz, a ona jest teoretycznie całkiem fajna (oczywiście biorąc poprawkę na gusta i guściki). Jelsi tez idzie ciężko, to faktycznie pora na przerwę:).

      Usuń