czwartek, 6 września 2012

"Sprawa pułkownika Miasojedowa" - Józef Mackiewicz

Ja wiedziałam , że tak będzie...
Rola blogera okazała się o wiele trudniejsza do pogodzenia z innymi rolami życiowymi. Stos nieopisanych książek rośnie, a tymczasem ja, gdy tylko siadam do komputera, czuję, jakby ktoś wypalił mi szare komórki miotaczem ognia...
Tymczasem przeczytać udało mi się nawet sporo, co gorsza, kilka książek zasługuje na więcej, niż tylko 3 zdania na krzyż w notce hurtowej.

O Józefie Mackiewiczu słyszałam już jakiś czas temu, ale słaba dostępność i zaporowe ceny zarówno nowych egzemplarzy jak i tych z Allegro spowodowały, że odkładałam lekturę "na świętego Nigdy".
W sukurs przyszła na szczęście biblioteka i lokalny antykwariat, skutkiem czego od trzech miesięcy mieszkam nie w Wawie, a nad Wilią i Prypecią. W praktyce oznacza to, że właśnie zaczęłam szóstą książkę autora. I już wiem, że nie zaoszczędziłam, bo to i owo pewnie dokupię, żeby czasem zajrzeć bez stresu, ponaglających maili z biblioteki i bez grafiku przekazywania sobie książek z mężem, któremu jak na złość Mackiewicz też się spodobał (a czasu na czytanie ma znacznie mniej niż ja) .
Tradycyjnie już lektura zapewniła mi nie do końca takie wrażenia, jakich oczekiwałam. Na przykład - chociaż autor jest zdecydowanym antykomunistą, to nie idą za tym inne atrybuty, które moglibyśmy mu w pakiecie przypisać. Daleko mu od konserwatyzmu, także obyczajowego. Zdarzył mu się nawet utwór, który spokojnie mógłby wziąć na warsztat pan Warlikowski. Nie zauważyłam w jego książkach również przejawów religijności.
Co jeszcze jest charakterystyczne - Mackiewicz niechętnie pakuje się z butami w życie wewnętrzne swoich bohaterów. Świadczą o nich ich słowa i czyny, natomiast pisarz nie montuje im czujników mających rejestrować najmniejsze drgnienia duszy. Zresztą być może ma to sens. Naco dzień myślimy przecież częściej o tym, co zjemy na obiad, niż o poważnych kwestiach, które póki nie dojrzeją, leżą sobie zahibernowane gdzieś na granicy świadomości i podświadomości.

Mackiewicz znany jest jako autor powiedzenia "tylko prawda jest ciekawa" i rzeczywiście - nawet w powieściach dba o realia i stara się opierać je na faktach. Mocno krytykował np. Odojewskiego, zawyimaginowane detale w "Zasypie wszystko, zawieje". Tu trochę jestem w kropce. Tę książkę Odojewskiego akurat bardzo lubię, a przy Mackiewiczu mam czasem wrażenie, że trzymanie się faktów jednak trochę ogranicza, najtrudniej czytało mi się właśnie dokumentalną "Sprawę pułkownika Miasojedowa".
W powieściach czy opowiadaniach tego pisarza sporo miejsca zajmuje tło historyczne czy społeczne. Tekst wyczyszczony z takich realiów to rzadkość.
Wreszcie - Mackiewicz ma talent do tworzenia zgrabnych fraz, w sam raz dla kolekcjonujących fiszki z cytatami. Tymi jednak zajmę się przy innej okazji. Przy moim obecnym tempie przepisywałabym te cytaty do grudniaPPP.
W powieściach Mackiewicz nie prezentuje jakoś szeroko swoich poglądów na różne tematy (a są one mocno charakterystyczne), tych należy szukać raczej w publicystyce, o której spróbuję napisać oddzielnie.

"Sprawa pułkownika Miasojedowa" to powieść osadzona w realiach rosyjskich traktująca o carskim oficerze niewinnie skazanym i straconym za szpiegostwo na rzecz Niemiec. Nietypowe jest to, iż proces odbył się w 1915. Kilka lat później pod tym zarzutem skazywano (również niewinnie) dziesiątki tysięcy osób, Miasojedow był tu niefortunnym prekursorem.
Książka jest długa i to się czuje. Ma ponad 600 stron, Miasojedowa aresztują gdzieś dopiero na 450, do tego momentu poznajemy w detalach jego życie od roku 1900. Kolejne posady, kolejne kobiety, niezbyt błyskotliwe próby zrobienia kariery w polityce. Mackiewicz pokazuje kolejne sytuacje i szczegóły, które zostaną wykorzystane kiedyś w procesie przeciw Miasojedowowi, długo jednak nie dowiemy się, co tak naprawdę doprowadziło do jego aresztowania.
A przyczyną, jak się okazało, była ludzka krzywda, fakt, że Miasojedow na swojej drodze mimowolnie złamał komuś życie.

Książka jest odtrutką na liczne mity, które wynosimy z lekcji wiedzy o społeczeństwie (czy jak się to teraz nazywa): mit niezawisłego sądownictwa, mit wolnej prasy (każde medium ma przecież swojego właściciela) czy wreszcie opinii publicznej, jako ostatecznej instancji do rozstrzygania o ważnych sprawach (jak się okazuje - łatwiej jest manipulować tłumem niż jednym człowiekiem).
Ostrzega przed angażowaniem się w politykę z powodów pragmatycznych (czyli dla kasy). Zawsze mogą się znaleźć silniejsi gracze za których potem będzie trzeba zbierać cięgi.
Wreszcie - zachęca do uważnego życia. Nigdy nie wiadomo w jakiej postaci wróci do nas zło, które posialiśmy.

Książkę warto było przeczytać, ale raczej słabo nadaje się na "utwór pierwszego kontaktu" z tym autorem. Istnieje spore ryzyko, że nie czytelnik nie przebrnie przez trudne początki i rzuci ją w kąt. Mi pomógł fakt, że zabrałam ją ze sobą na wakacje. Już od kilka lat na plażę zabieram raczej wymagające lektury, nad którymi normalnie trudno mi by było się skoncentrować.


Kolejne książki Mackiewicza spróbuję opisać w odzielnych notkach.

28 komentarzy:

  1. Czytam blogi książkowe od ponad pięciu lat i pierwszy raz spotykam się z recenzją Mackiewicza. Usłyszałam o nim od znajomej, która zachwalała go, jednak z jej słów wynikało, że to taki troszkę "prawicowy oszołom". Zapisałam sobie jednak nazwisko i postanowiłam, że "przy tak zwanej okazji" poczytam. Nie zabije mnie przecież ;)
    Twoja recenzja odgrzebała go z mojej pamięci i ... mam ogromną ochotę po niego sięgnąć. A piszesz mocno zachęcająco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu,
      myślę, że brak recenzji trochę to wina wydawcy. Zauważ, że recenzja Cata (jego brata) są (np ostatnio na Słowem Malowane, a będzie ich pewnie jeszcze więcej, gdyż Uniwersitas szykuje wznowienia. "Kontra" zaś ma taką politykę, że na wznowienia nie ma co liczyć.
      Mnie zresztą ten brak recenzji trochę zmobilizował do pisania
      Co do tej prawicowości - kluczowy dla Mackiewicza byl jego stosunek do komunizmu. Jeśli przyłapał na flircie z komunizmem jakąś osobę lub grupę osób, to był bezlitosny. Np. z hierarchami kościelnymi się nie patyczkował.
      Widzialam artykuł jego żony (bliskiej mu ideowo) ostro krytykujący prymasa Wyszyńskiego. W tej chwili nie do pomyślenia, prawda?

      Usuń
  2. Z tym miotaczem mam to samo. A najgorsze jest to, że siadam do kompa i nic, odchodzę, kładę się spać i wtedy układają mi się w głowie takie fajne, okrągłe zdania. Tylko wstać już mi się nie chce :)
    Co do meritum, to Twój wpis wzbudził we mnie wyrzuty sumienia z powodu nieczytania kupionych i kurzących się na półce książek brata Józefa, Stanisława, Catem zwanego. A to też ciekawa literatura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bazyl- kupić książkę oznacza w moim przypadku skazac ją na kurzenie się przez kilka lat. Od miesiąca wyłącznie biblioteczne i pożyczone na tapecie. Masakra.
      A Cat chyba był niezłym oryginałem. Być w latach 30-stych zwolenikiem monarchizmu, to prawie jak urwac się z choinki...

      Usuń
    2. A czy też tak masz, że widzisz coś w księgarni (bądź w sieci) i musisz, po prostu musisz kupić ją teraz, zaraz, już. Bo zaraz wykupią i nigdy nie wznowią. Bo pękniesz, jak nie będziesz ją mieć. Więc kupujesz. Przynosisz do domu. Głaszczesz, przeglądasz. I odkładasz na półkę, gdzie grzecznie i cichutko leży tych kilka lat? Ja zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy to nie jest jakaś jednostka chorobowa...

      Usuń
    3. "Jej mieć" miało być. Nie jestem gramatycznym kretynem, naprawdę, tylko za szybko piszę:(
      A "lokalny antykwariat" o którym piszesz, nie jest wcale taki lokalny. Ja już parę razy coś w nim kupiłam, a dzieli nas - bagatela - ponad 500 kilometrów:)

      Usuń
    4. Bazyl, mam tak samo, laptop otwarty, chwila czasu i nerwowe przebieranie palcami,mija godzinka, a tu nic, pustka, a przed snem w łóżeczku same piękne wpisy mi w głowie tworzą.

      Usuń
    5. @guciamal Może doczekamy jakiegoś zgrywacza myśli, wiesz, żeby nie trzeba się zwlekać z łóżka tylko z głowy prosto na pena albo i na blogspota :) A może po prostu trzeba zainwestować w mały notesik i trzymać pod ręką? Bo mrucząc do dyktafonu pewnie budziłbym Kitka :)

      Usuń
    6. Bazyl -też myślałam o takim wynalazku. Podono zresztą istnieją procesory mowy i komputery, którymi mozna sterować prostymi komandami wydawanymi myślłą, więc wszystko przed namiPPP

      Guciamal- ja się staram spisywac to co mi przyjdzie do głowy, ale juz po jakimś czasie i zawsze mam wrażenie, że mi wychodzi blado w porównaniu z oryginalnym projektem:).

      Momarta - mam podobna jednostkę chorobową. Jeśli nie przeczytam śiweżo kupionej książki od razu, to pop 2 tygodniach juz jest opatrzona i neiatrakcyjna+ wędruje do zamrażarki na kilka lat:).

      Usuń
    7. Jak już wypatrzycie taki dings to dajcie znać. Notesik na nic - nie wiem czemu, ale piszę w taki sposób, że sama siebie nie umiem rozczytać. Jest to chyba rodzaj szyfrogramu - coś co strzeże złotych myśli guciamal, a strzeże tak skutecznie, że przed nią samą :(

      Usuń
    8. Notatki to niegłupi pomysł, ale zastosowałam tylko raz - przy antologii opowiadań fantastycznych, inaczej bym się zapłakała przy recenzji, a tak stopniowo- jakoś dało radę.

      Może piszesz w czymś rodzaju transu?

      Usuń
  3. No no, znów wygrzebałaś coś interesującego :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino,
      cieszę się, że zabrzmiało to choć minimalnei interesująco, bo pisało mi się bardzo ciężko.

      Usuń
  4. Tak się cieszę, że zajęłaś się Mackiewiczem! Też mam w planach, ale te zaporowe ceny. Wynotowałam sobie np. "Ściągaczki z szuflady Pana Boga" i czekają na nieświadomego allegrowicza, który wystawi do licytacji za bezcen. Póki co czytam książki nagrodzonych "Mackiewiczem". Trudna, kamienista i pod górkę ta droga do prawdy. Gratuluję wyborów i czekam na recenzje:)))
    PS
    A blog kontra życie znam z autopsji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rękami i nogami podpisuję się pod słowami autorki mojego ulubionego bloga, zwłaszcza pod zdaniem: trudna, kamienista i pod górkę ta droga do prawdy":) Wyjęła mi z ust to, co chwiałam napisać po przeczytaniu Twojej recenzji.:)

      Też mam trudności z prowadzeniem bloga, jeśli to was pocieszy;) Czytam więcej książek niż piszę o nich.

      Usuń
    2. Bogusiu,
      mogłabym pożyczyć "Zwycięstwo prowokacji". Ponieważ jest moja, więc jeszcze nie czytałam, ale ze względu na ostrą krytykę Piłsudskiego powinno być Ci z nią po drodze.
      A w rozsądnych cenach jest tylko publicystyka, albo wydania z powielacza.
      Np. to nie wiem, czy Ci polecać:
      http://allegro.pl/droga-donikad-jozef-mackiewicz-i2614117918.html
      bo książka moim zdaniem super, ale nie wiadomo, jaka jakośc druku:(.
      P.S. "Ściągaczki" całkiem fajne, "niepolityczne' + dają niezł próbkę stylu autora.

      Usuń
    3. Beata,
      ciężko regularnie pisać, ale i ciężko zrezygnować. Zwłąszcza, jeśli jest jednak jakiś odzew na te posty, na których człowiekowi zależy:).
      Pozdrowienia:)

      Usuń
    4. Izuś, dzięki za podpowiedź. Zaczęłam licytować. Odświeżyłam sobie postać "Erratą do biografii". Będę pamiętać o twojej propozycji i jeśli nie zdobędę, przypomnę się. Ktoś w końcu poznał się na "naszym miłym wodzu"? Więcej takich.
      A teraz czytam Gabriela Maciejewskiego. Dziś coś napiszę, chociaż tomy wymagają - przynajmniej z mojej strony - dwukrotnego albo i więcej czytania. A czas wolny uciekł i gdzieś się schował. Pozdrawiam:)

      Usuń
    5. Ksiazkowcu,
      jak czas wróci, to pozdrów go ode mnie. Powodzenmia na licytacji, mam nadzieję, że konkurencja przyśnei snem głębokim:).

      Usuń
  5. Jako osoba mieszkająca na ulicy Józefa Mackiewicza czuję moralny obowiązek zapoznania się z jego twórczością. Co polecałabyś dla absolute beginnera?
    A propos niezliczoną liczbę razy w adresie mylono Mackiewicza z Mickiewiczem, więc teraz wpisuję pieczołowicie Józefa przed nazwiskiem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mylono, mylono. Czytając zajawkę o wpisie u Izy przeczytałam ..... Mickiewicza i pomyślałam sobie- że to jakiś przejaw sympatii do wieszcza, bo jakiś czas temu (nie tak dawny) był wpis na temat Mickiewicza.

      Usuń
    2. No, to wychodzi, że jestem literacko obyta, bo ja tylko się zdziwiłam, że "jak to Józef Mackiewicz? Przecież on jest Stanisław!"...
      A do prośby Lirael w sprawie mackiewiczowego laika się dołączam!

      Usuń
    3. Typ dla absolutnie początkujących to "Ściągaczki z szuflady Pana Boga". Bardzo różnorodne (niektóre nietypowe dla autora) i niepolityczne + nie-historyczne.
      A dla tych, którzy maja ochotę na ochotę na coś w klimacie lektur ostatniej klasy LO - "Droga donikąd".

      Usuń
  6. Dzięki! Tytuł pierwszej książki brzmi bardzo swojsko w kontekście początku roku szkolnego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A propos kłopotliwych adresów - Mackiewicz i tak nie sprawia tyle kłopotów co James Joyce.

      Usuń
  7. Zaglądałam w ceny, bo w bibliotece "niet", ceny rzeczywiście powalają. No cóż, nie kupię :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monotema,
      to akurat cegła, znając "Kontrę" to pewnie z 70-80 zł sobie zaśpiewali?
      No niestety jedyne, co ja mam do pożyczenia to publicystyka polityczna, więc chyba nie dla Ciebie:(.
      Ale na allegro czasem można coś ustrzelić.

      Usuń
  8. mam na audiobooku - ostatnie 55 minut zamierzam wyciąć i wysłać tym (p)osłom którzy mówią o "pomaganiu uchodźcom w ich krajach"...

    OdpowiedzUsuń