środa, 10 października 2012

"Ściągaczki z szuflady Pana Boga" - Józef Mackiewicz


Z rekomendowaniem komuś książek bywa czasem jak z wróżeniem z fusów. Rezultat jest mocno niepewny i zależny od plam na słońcu i humoru wróżącego. Przy moim pierwszym tekście o Józefie Mackiewiczu kilka osób pytało o najlepszą"książkę pierwszego kontaktu" z tym autorem.


Teoretycznie wydaje się, że dla blogerów książkowych z naszego "złotozakladkowego" segmentu najlepiej nadawałyby się "Ściągaczki z szuflady Pana Boga". W praktyce zaś dochodzę ostatnio do wniosku, że polecanie lektur jest zadaniem dla jakiejś ksiażkowej wróżki, nawet biblionetkowy algorytm nie radzi sobie najlepiej na tym polu (przynajmniej w moim przypadku).





Wracając do książki – jest ona trochę takim papierowym odpowiednikiem menu degustacyjnego w restauracji.


Jest tam kilka charakterystycznych dla autora motywów, choćby dwa opowiadania z Wileńszczyzny z czasów pierwszej okupacji sowieckiej (1939-'41), o dziwo, koncentrujące się jednak na dramatach rodzinnych, zupełnie nie związanych z tragedią zbiorowości ("Morderstwo nad rzeką Waką", "Marceli Swat"). "Ballada o nowym sterniku" rozgrywająca się na barce pływajcej po Prypeci, scenerią mocno przypomina międzywojenne reportaże autora publikowane w wileńskim Słowie.


W "Morderstwie..." i "Balladzie... " uderza wrażliwość autora na przyrodę. Opisy przyrody jako atut ksiązki a nie najgorsza piła? Niewiarygodne, ale możliwe. Autor kilkoma akapitami tak mi obrzydził litewskie przedwiośnie, że wezmę pod uwagę jego ostrzeżenia przy ewentualnych planach turystycznych. Wydaje się jeszcze bardziej ponure i depresyjne niż polskie.


W kilka opowiadaiach autor eksploruje literackie drogi, którymi ostatecznie nie poszedł.


Zabawne i groteskowe "Przygody małego diabełka" zarówno z litery jak i z ducha pasowałyby jako aneks do "Listów starego diabła do młodego" C.S. Lewisa.


"16-go między trzecią a siódmą" oraz "Fotograf", rozgrywają się na pograniczu jawy i snu, a duszną atmosferą przywodzą na myśl choćby Kafkę.


"Kamienica nad morzem" to sugestywna historia o miłości i stracie, z gatunku tych, gdzie pozornie nic się nie dzieje, tylko to morze i te falePPP. W rzeczywistości zaś  utwór aż kipi od emocji.


Są wreszcie trzy historie rodzinne (z napomknień w "Drogiej pani..."* wywnioskowałam, że w znacznym stopniu są one autentyczne). "Kuzyn z nieprzyjacielskich huzarów" to typowa polska historia z czasów I Wojny Światowej: o dwóch braciach stryjecznych spotykających się po przeciwnych stronach barykady.


W “Faux pas ciotki Pafci” życie prowadzi bohaterów o krok dalej – członkowie jednej rodziny wręcz wybierają sobie narodowość (Polaka, Litwina, bądź też bolszewickiego internacjonała). “Ślizgawka” traktuje o meandrach wychowania patriotycznego w środowisku wielokulturowym. Jeśli to sformułowanie brzmi mętnie postaram się nieco skonkretyzować – spróbujcie sobi np. wyobrazić młodą niemiecką guwernantkę w domu, gdzie dzieci uczy się “Roty”. Dwa ostatnio wspomniane opowiadania to także przy okazji urocze i nostalgiczne wspomnienia z lat dzieciństwa w czasach, które nie wrócą, a takie są zawsze w cenie.


Za opowiadaniami ciągnie się opinia, że nie są one “typowo mackiewiczowskie”, to znaczy , że brak tu zupełnie polityki i pulicystycznego zaangażowania. A że sprawy publiczne były pewnei największą pasją autora – tu mamy raczej dystans i powściągliwość.


Żeby już zakończyć – zapraszam do tego stołu z przekąskami, mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie:).

* "Droga Pani..." to zbiór publicystyki powojennej Józefa Mackiewicza i jjego żony Barbary Toporskiej

11 komentarzy:

  1. Jak ktoś mi rekomenduję książkę, to najczęściej mam już wobec niej od początku lekko zawyżone oczekiwania - łatwiej mi więc potem przeżyć rozczarowanie... Ale z drugiej strony to pobudza ciekawość i rozszerza horyzonty, a to jest dla mnie ważniejsze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstęp jest taki, gdyz ostatnio okazało się, że nawet własnemu mężowi nei potrafię polecić (choć to pewnie najtrudniejsze). Albo bo raczej, że zupełnei inaczej odbieramy te same teksty.
      To co tu próbowac z molami znanymi tylko z wirtualu?

      Usuń
  2. Licytowałam i przegrałam:( Sama nie pamiętam, co skłoniło mnie do wpisania książki na listę. "Gdzieś to czytałam albo mi się śniło..." - chyba bezmiłość Wańkowiczowa daje o sobie znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak Ci chłop podpadł?
      A propos: teraz podczytuję sobie "Obławę" Siedleckiej i jest cały rozdział o MW, wielu emigrantów miało o nim słabą opinię po jego decyzji powrotu.
      Mackiewicz przynajmniej nabrał tej niechęci przed wojna jeszcze.
      Co do "Ściągaczek" to wydaje mi się, że akurat Ty możesz spokojnie obstawiać inne tytuły.

      Usuń
    2. A to nie tylko Mackiewicz nie lubił Wańkowicza przed wojną. Arkady Fiedler chyba też go nie lubił. Właśnie sobie wypożyczyłam przedwojenne wspomnienia Fiedlera i pierwsze, co mi wpadło w oczy to kawałek o MW, niezbyt pochlebny w tonie. Znali się, razem popłynęli w pierwszy rejs "Batorym" i wraz z damami ze statku poszli "zwiedzać" jakiś burdel, a dokładnie oglądać scenki lesbijskie, które panienki lekkich obyczajów pokazywały za pieniądze. Jak przeczytam całość, to przepiszę ten fragment.

      Usuń
    3. Alicja, może oni wszyscy troszkę mu zazdrościli popularności w środ czytelników i obrotności na niwie biznesowej?

      No prosze, Batory jednak zapewnieł wszechstronna obsługę).

      Usuń
  3. Jak ktoś mnie mocno zachęca do lektury, a nie współpracuje z żadnym wydawnictwem, to może przeczytam, może nie (zależy od treści, gatunki, wielości tych pozytywnych zachęt)- ale oczywiście robię to na własne ryzyko, bo przecież nie musi mi się spodobać to co koleżance z sąsiedniego bloga. Ale jeśli ktoś napisze, że książki nie powinno się czytać, bo niesie szkodliwe treści -to niemal pewne, że przeczytam. To trochę jak z zakazanymi filmami, im bardziej ktoś woła, aby nie oglądać, tym większa chęć, aby się przekonać, dlaczego. I tym samym chcąc zniechęcić do czytania,czy oglądania robi się reklamę czasami zupełnie przeciętnej książki-filmu :) Natura ludzka jednak jest przekorna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze zależy jakie to treści. Ostatnio czytałam recenzję niepozornej książczyny z Włóczykijki, która podobno jest wręcz nafaszerowana opisami seksu standardowego i nie. Jakoś mnie to nie zachęciło, chociaż recenzentka podkreślała, ze książka nafaszerowana szkodliwymi treściami.

      Usuń
    2. Racja, racja, zależy jakie treści. Opis seksu standardowego - znaczy "po bożemu"? - dziwnie brzmi, ale cokolwiek to nie znaczy - to również nie byłabym zainteresowana.

      Usuń
    3. Guciamal- jak chcesz, to dam linka, ale dziwnie mi się wydaje, że nawet na link Ci po nic:).

      Usuń