sobota, 4 grudnia 2010
"Kair- historia pewnej kamienicy"-Alaa Al Aswany
Po serii mniejszych lub większych smętów, trafiła mi się książka do pochłonięcia na raz- czyli Kair. To historia kairskiej kamienicy, niegdyś ekskluzywnej, obecnie zamieszkałej przez mieszane towarzystwo- bogaczy z apartamentów na dole, i biedotę, zamieszkująca dawne komórki lokatorskie na dachu. Przy okazji to przegląd całego arabskiego społeczeństwa- podzielonego, gdzie karty są już raz na zawsze rozdane, drogi awansu zablokowane, a wszystkim rządzi kasa.
Niezależnie od stanu majątkowego mieszkańcy kamienicy mają swoje problemy. Zaki- przedsiębiorca i nieuleczalny kobieciarz- uświadamia sobie, że zostając w kraju i nie żeniąc się przypuszczalnie zmarnował swoje życie. Dziennikarzowi Hatimowi przychodzi płacić coraz wyższą cenę za swój homoseksualizm. Także Azzim, mafiozo i parlamentarzysta- nie ma lekko, żyje w stresie, że wykona jeden fałszywy ruch i może wszystko stracić.
Ich problemy jednak mogą zostać rozwiązane lub choćby złagodzone, gdyż nie należą do kasty finansowych pariasów. Inaczej jest z mieszkańcami blaszaków na dachu- ci muszą godzić się na gigantyczne kompromisy, i na różne się sprzedawać. Kończy się to zazwyczaj dramatem. jest jeszcze jedna droga wyjścia z upodlenia- wykorzystywana przez cwanych imamów potrzeba godności, kończy się zazwyczaj wejściem na szybką ścieżkę dżihadu i równie szybkie wejście do grona "męczenników".
Innej drogi dla urodzonych w Egipcie w niebogatych rodzinach niestety nie ma (no może być to jeszcze "awans" ścieżką ciężkich przestępstw, ale przecież nie dla każdego to ścieżka i trudno ją polecać).
Książka traktuje na poważne tematy (autor zresztą jest zaangażowany w ruch na rzecz demokratycznych przemian), ale jednocześnie napisana jest lekko , postacie są malownicze i wiarygodne, czyta się naprawdę z dużym zainteresowaniem. Jednocześnie widać, że była pisana na rynek egipski, objętość nie jest sztucznie napompowana skróconą historią Egiptu w ostatnich stu latach.
Jedna łyżka dziegciu- zdecydowanie negatywny wizerunek Koptów. Nie ma ani jednej postaci z tej grupy, która nie byłaby antypatyczna. W sytuacji , kiedy Koptowie są w Egipcie dyskryminowani, a często nawet prześladowani, szkoda, że również ta książka tak będzie kształtować ich wizerunek. (Tym bardziej w tej chwili doceniam turecką pisarkę Elif Safak, która zabrała się za zasypywanie dołów między Turkami a Ormianami w "Bękarcie za Stambułu"- a stosunki turecko ormiańskie też do łatwych nie należą.)
Mimo wszystko- zachęcam do przeczytania tej książki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przeczytałam tę książkę jednym tchem. Zaczęłam w samolocie, w drodze do Egiptu, a skończyłam przed odwiedzeniem święte góry Synaj.
OdpowiedzUsuńI wtedy, tam, w tym gorącym klimacie, mając na uwadze wcześniejsze odwiedzenie Kairu, wydała mi się ta powieść co najmniej objawieniem. Co więcej, miałam okazję podyskutować na jej temat z "miejscowymi". Wszyscy uważają ją za arcydzieło literatury ich kraju i co więcej każdy ją zna.
Koptowie zaś nie tylko nie pochwalają tego entuzjazmu "Kairem", ale przede wszystkim martwią się o swoją przyszłość w kraju, w którym wybudowaniu jednego ich kościoła towarzyszą protesty, skargi, rozboje. Każdy Arab w Egipcie mówi, że szanuje chrześcijan, poważa ich etc. Owszem, szanują, ale jedynie "białych", z Europy, najlepiej jeszcze nadzianych, którzy zostawią im sowity napiwek. O swoich lokalnych Koptach nie myślą jak o chrześcijanach, tylko jak o wrogach.
Myślę, że też tym samym myśleniem poszedł Al Aswany. Gdyby którykolwiek Kopt był dobry w tej książce, nie byłaby ona realistycznym obrazem egipskiego społeczeństwa.
Pozdrawiam :)
Całkiem dobry pomysł, żeby zabrać do Egiptu lekturę tematyczną:). Ja niestety (a może i stety) zwiedzałam Egipt na marginesie podróży do Izraela, więc nie przyszło mi to do głowy.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o szacunek do innowierców, to najlepiej zmierzyć go wlaśnie stosunkiem do tychże na własnym podwórku-czyli w tym przypadku Koptów.
I smutne jest to, ze nawet ludzie bardziej postępowi- w tym przypadku zwolennik demokracji Al Aswany, dmą w tę samą trąbkę co mniej wyrobiona część społeczeństwa.
W szacunek do turystów, których spotykają co dzień w sytuacjach urągających ich postrzeganiu świata (roznegliżowane kobiety i nie reagujący ne ten dyshonor mężczyźni), jakoś trudno mi uwierzyć, zastanawiałam się jak pracownicy przemysłu turystycznego, z reguły proste chłopaki ze wsi, radzą sobie z takim rozdwojeniem.
czytałam jakies 2 lata temu chyba,podobało mi się :)
OdpowiedzUsuńOoo, to chętnie zobaczę, co tam naskrobałaś o tej książce, bo wtedy już chyba prowadziąłś bloga? Jeśli znajdę:).
OdpowiedzUsuńwpisuje na listę do przeczytania!
OdpowiedzUsuńprowadzilam ale nie pamietam czy cos pisalam o niej
OdpowiedzUsuńCzytajodlewej- no właśnie nie:). widać, że dopiero się wkręcałaś w ten nałóg:).
OdpowiedzUsuńOla- zapisuj, myślę, że się nie rozczarujesz:).
Mnie się też ta lektura spodobała :-) Ostatnio kupiłam sobie nawet kolejną książkę tego autora - Chicago. Na razie czeka jeszcze na półce na swoją kolej, ale nie moge się już doczekać aż po nią sięgnę ;-)
OdpowiedzUsuńKarolina, w zasadzie gdyby nie Ty, to bym jej nie przeczytała:).
OdpowiedzUsuń