"Zielonego Domu" lepiej nie zaczynać bez lektury choćby jednej recenzji, gdyż bez przygotowania łatwo zesłać książkę do lamusa na wieczne nieczytanie. Początek bowiem nie jest łatwy- pierwsze 100 stron to nie tylko misz- masz wątków (początkowo zupełnie niepowiązanych). Vargas Llosa (w momencie pisania "Domu" dwudziestoparolatek), z wyraźną lubością testuje na czytelnikach różne zakręcone techniki narracyjne- np. "strumień gadki"- tym różniący się od strumienia świadomości, że składający się z zapisanych jak leci dialogów z nielicznymi opisami (a że Latynosi wszyscy jak leci cierpią na słowotok, to jest co zapisywać).
Autor wyraźnie świetnie się bawi, natomiast od czytelnika wymagają te jego zabawy sporego zaangażowania. W tym szaleństwie zresztą jest metoda. Nie wiadomo kiedy znajdujemy się nagle na łódce płynącej przez amazońską dżunglę bądź w burdelu w nadmorskiej Piurze. Dość rzadko zdarza mi się, żeby książkowy świat wciągnął mnie tak mocno.
Czytanie "Zielonego domu" przypomina trochę sytuację, gdy wchodzimy w nowe środowisko, bądź poznajemy nowych ludzi-początkowo wyrabiamy sobie o nich zdanie na podstawie strzępów informacji, potem obraz staje się coraz pełniejszy.
Tu jest podobnie- bohaterowie pojawiają się na chwilę, początkowo wydają się zupełnie niepowiązani, jest ich zresztą bardzo wielu (żeby skomplikować sprawę niektórzy występują pod różnymi imionami), nie ma bohatera głównego, a do tego epizody są rozrzucone w czasie. W miarę lektury oczywiście ujawniają się powiązania między nimi (w końcu okazuje się wręcz, że wszyscy Peruwiańczycy to jedna rodzina rodzina;). Ujawnienie najważniejszych szczegółów, będących kluczem do zrozumienia sytuacji bądź tajemnic bohaterów autor zostawia sobie jednak na koniec.
Specyficzna narracja, polegająca na obserwacji z zewnątrz sprawia, że chociaż bohaterowie przeżywają prawdziwe dramaty (miłość, zdrada, porzucenie, choroby), ulegają one jakiemuś pomniejszeniu. Sprzyja temu także rozciągnięcie akcji w czasie. Cóż z tego, ze np. jedna z bohaterek przeżywa najpierw Wielką Miłość, potem Prawdziwą Dojrzałą Miłość, skoro w perspektywie 30 lat to wszystko szlag trafia i jest tylko wspomnieniem.
To spojrzenie z oddalenie sprawia, że "Zielony dom" to nie tyle zbiór indywidualnych historii , ale raczej portret narodu. To ostatnie określenie zresztą jest nie do końca ścisłe. Peru to kraj 4 krotnie większy od Polski a do tego tak zróżnicowany krajobrazowo i kulturowo (a zapewne i etnicznie, Indianie z dżungli niewiele mają wspólnego z tymi andyjskimi), że siłą rzeczy Vargas Llosa portretuje tylko wycinek tego społeczeństwa.
Zresztą, żeby wiele lat później, zapewne też po to, żeby dopełnić ten portret, autor wysłał jednego z bohaterów "Domu"- policjanta Litumę (który zresztą pojawia się jeszcze w kilku innych jego książkach) na placówkę w Andach ("Lituma w Andach", również polecam:).
Napisałam już tyle, a ciągle nie było próby streszczenia- i chyba nie dam rady tego zrobić. Po pierwsze- psułoby to całą albo chociaż część frajdy z samodzielnego układania puzzli z tego zestawu. Napiszę tylko tyle, że tytułowy Zielony Dom jest burdelem, a akcja rozgrywa się w dżungli i nadmorskim miasteczku Piura (a zwłaszcza w jej dzielnicach - Ścierwiarni i Szmaciarni- duży plus dla tłumacza* za spolszczenie tych nazw- niezwykle klimatyczne, nieprawdaż?).
A o co chodzi w tym całym szaleństwie (oraz natłoku wątków i postaci)? Wydaje mi się, że o kreację innej rzeczywistości. Niektórzy piszą, że Vargas Llosa skręca w stronę realizmu magicznego- nie zgodzę się z tym, natomiast jego świat jest oryginalny i wyjątkowy. I uważam, że warto go poznać.
*legendarny Carlos Marrodan Casas
I wystarczy mi to, co napisałaś. Im mniej opowiadania o treści książki, tym dla mnie lepiej :) Mnie już i tak zachęciłaś. Najważniejsze są dla mnie Twoja ocen fabuły i emocje jakie miałaś w trakcie lektury.
OdpowiedzUsuńTwoją recenzję przeczytałam z zapartym tchem. Jestem pod dużym wrażeniem.
OdpowiedzUsuńNiestety, "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki", jedyna książka Llosy, jaką dotychczas przeczytałam, nie wywołała mojego zachwytu, a jest powieścią dość łatwą w odbiorze, w każdym razie tak wygląda na tle "Zielonego Domu". Poczekam, aż ucichnie postnoblowski szum wokół Llosy, co pozwoli mi bardziej obiektywnie zweryfikować swój brak entuzjazmu. :)
Kornwalia, cieszę się, że zachęciłam, tyle, że raczej nie rekomendowałabym "Domu" jako pierwszej ksiązki MVL, chyba, że masz ochotę na skok na głęboka wodę:). No ale do odważnych świat należy:).
OdpowiedzUsuńZ cylku o Litumie obydwie pozostałe - "Kto zabił Palomina Molero" i "Lituma w Andach" są pisane w mniej rozbuchany sposób. O Palomino napisze po Sylwestrze zresztą.
Lirael,
Naprawdę mi miło:).
Llosa jest autorem bardzo zróżnicowanym tematycznie. Przeczytanie jednej nie przesądza o odbiorze kolejnych. I działa to w 2 strony, 10 lat temu zachwyciłam się "Rozmową w katedrze", potem nastąpiła seria mniejszych lub większych wpadek, w końcu rozstanie.:)
Wróciłam do tego autora jakieś 2 lata temu, bez jakichś olbrzymich zachwytów, ale to jednak solidna firma.
Faktem jest, że raczej omijam te wszystkie niegrzeczne dziewczynki, smutne dziwki, machochy- uwodzicielki i całą tę manażeżerię:)
MVL to dość ciężki typ :) kreuje faktycznie specyficzną rzeczywistość. Ja poznałam Go przez "Zeszyty don Rigoberta", przegryzałam się przez nie dość długo, ale po pewnym czasie dostrzegłam szereg zalet. Dopisuję "Zielony Dom" do mojej listy :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę wieki temu i bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńMyślę, że MVL warto zacząć od "Ciotki Julii i skryby" albo "Pantaleona i Wizytantek". "Pochwała macochy" też na początek będzie świetna. Ale to moje b. subiektywne odczucia;)
a czytałaś już "miasto i psy"? dostałam pod choinkę od szefa, wypadałoby zatem przeczytać, ale nie wiem czy się nie wykończę...:)
OdpowiedzUsuńTajemnica- w jednym zdaniu udało Ci się streścić całą twórczość MVL;)
OdpowiedzUsuńczytanki.anki- w sumie wszystko jedno od czego się zacznie, byle się nie zniechęcić na dzień dobry:)
Ola, czytałam kiedyś, dość mi się podobało. Na pewno nie jest tak eksperymentalna jak Zielony Dom, bo czytało mi się zupełnie normalnie.
Natomiast nie wiem, czy tematyka Ci podejdzie, bo to o szkole wojskowej.
Śmiem twierdzić, że w świetle Nobla takie np. "Szelmostwa..." mogą rozczarować;) Gdybym znajomość z MVL zaczęła od "Litumy..." i "Kto zabił...", raczej bym się zniechęciła, akurat te dwie powieści najmniej lubię. Ale całkowicie zgadzam się co do "Miasta i psów" - czyta się znakomicie;)
OdpowiedzUsuńPewnie kazdy czytelnik mógłby sobie stworzyć właśny ranking książek MVL, i pewnie każdy miałby innych faworytów.
OdpowiedzUsuńAle to w sumie dobrze, świadczy o tym, że nie jest to autor jednej ksiązki, i jest z czego wybierać:).
Święte słowa;)
OdpowiedzUsuńA jak Twój ranking twórczości MVL by wyglądał?
Na czele Rozmowa w Katedrze, bezapelacyjnie.
OdpowiedzUsuńDalej Zielony dom, Miasto i psy, Lituma w Andach.
Kto Zabił Palomino Molero- takie sobie, choć dobrze sie sprawdza w kategorii kryminał.
Gdzieś w środku stawki- Pantaleon, Szczeniaki i Ciotka Julia- trudno powiedzieć dokładnie na jakim miejscu, bo czytane dawno temu.
Raczej na nie- Alejandro Mayta.
Gdzieś w ogonie pochwała macochy- nie podszedł mi nurt frywolny:)
Innych nie czytałam bądź porzuciłam, ale może wrócę np do Wojny końca świata.
"Rozmowa..." - tak, zdecydowanie na czele;)
OdpowiedzUsuń"Macocha" bardzo mi się podobała, "Lituma" mnie dla odmiany znużył, ale chcę do niego wrócić.
Tak czy owak, pisarz wysokiej klasy;)