piątek, 31 grudnia 2010
"Kto zabił Palomino Molero?"- Mario Vargas Llosa
"Kto zabił Palomino Molero?" przeczytałam tuż po zakończeniu "Zielonego Domu", aby przedłużyć nieco swoją literacką wycieczkę do Peru. Tytuł sugeruje kryminał, i tak właśnie jest, "Kto zabił.." jest typowym przedstawicielem tego gatunku, nie żadną wariacją ani wprawką na jego marginesie. Mamy trupa, detektywów (roztargnionego nowicjusza Litumę i jego mentora porucznika Silvę i całkiem solidne śledztwo. Niepoślednią rolę odgrywa też Taksówkarz- jednoosobowy wyraziciel woli ludu i opinii publicznej, a do tego przekaźnik plotek.
A że MVL to solidny fachura, wiec na niecałych 150 stronach machnął od niechcenia portret nadmorskiego peruwiańskiego miasteczka, okraszając to krytyką panujących w jego ojczyźnie stosunków społecznych (ale nie w tonie zbolało- męczeńskim, wprost przeciwnie, więc proszę się nie przerażać.
Miałam trochę problem z jakimś zakwalifikowaniem tej książki. Moim zdaniem leży ona gdzieś w połowie między Zielonym Domem, a babskimi kryminałami, takimi trochę na wesoło i napisanymi z nerwem. Kryminały z bohaterami męskimi jakoś mi nie pasowały, gdyż
a) czytam głównie te z krajów północnych, a tam jak wiadomo wieczna zima, depresja, alkoholizm i smęcenie
b) nawet jeśli wpadnie mi w ręce jakiś południowy kryminał- tamtejsi detektywi również są wypaleni i marzą tylko o przejściu na emeryturę, gdzie będą mogli kurować swoje wrzody.
Tymczasem Silva zachował jeszcze nieco radości życia, zresztą 70% energii zajmuje mu kombinowanie jak przelecieć szacowną Donnę Adrianę., śledztwo, mimo, że jest w nie zaangażowany, odbębnia mimochodem.
Stosunkowo najbliżej "Palomina" byłaby "Czarna Lista" Marininej (zachowując oczywiście wszelkie proporcje).
Pora skończyć pisanie i zabrać się za szykowanie do Sylwestra- polecam mającym ochotę na spróbowanie twórczości tego noblisty w wersji light:).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytałam, czytałam. Ja uwielbiam Llosę:) to jego rubaszne poczucie humoru, tą atmosferę tajemnicy i lekkiej grozy. Zabiegi o don Adriane były uroczo-lubieżne czyli w najlepszym Llosowskim stylu, wogóle to zamiłowanie Llosy do "kobiet z zadem"... tylko kryminału to mało było w tym kryminale, w sumie od początku wiadomo było zakończenia, ale czy my tak naprawdę wiemy, kto tego nieszczęsnego Palomina w końcu zabił? Ot, cały wspaniały Llosa. Ja biorę sie niebawem za "Gawędziarza" :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńInteresujących lektur w nowym roku :-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńooo bardzo mi się podobała ta książka. Może dlatego, że miłosniczka kryminałów znalazła tu to co lubi ;)
OdpowiedzUsuńMam też kolejną częśc "Lituma w Andach", a po inne sięgnę nieco pozniej
Dobrego roku życze.
Mam nadzieję, że Sylwester był udany. Dużo dobrego w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńJak wspominałam, Llosę chwilowo zawieszam (brzmi to zaiste niepokojąco!), ale ten Palominowy wariant "light" zapisuję w pamięci. :)
Dziewczyny, przede wszystkim dziękuję za wszystkie życzenia, i równeiż ze swojej strony życzę jak najlepszego Nowego Roku.
OdpowiedzUsuńMooly- MVL umie opowiadać, i świetnie się tym bawi:) A w tak prowadzonym śledztwie, tylko Taksówkarz wie kto zabił ("za wszystkim stoją grube ryby").
Czytajodlewej- a ja czekam z niecierpliwością na recenzję "Wojny końca świata" w Twoim wykonaniu, ale pewnie nie jest ąłtwo przebrnąć przez milion stron polifonicznej narracji:).
Lirael- musi być równowaga w przyrodzie- Ty zawieszasz, ja odwieszam. Lekturę Llosy oczywiście:).
wiesz.. ciezko, tym bardziej ze ja teraz nie mam kompletnie do tego głowy, tzn bardziej chodzi mi o skupienie. Tak wiec bardzo mi powoli czytanie idzie...
OdpowiedzUsuń