poniedziałek, 9 maja 2011
"Gawędziarz" - Mario Vargas Llosa
Tak to już jest, że zawsze, gdy pójdę do biblioteki, zawsze musi do mnie zamrugać z półki z prozą latynoamerykańską kolejna książka Mario Vargasa Llosy. Tym razem mrugał do mnie tak, że mało mu oko nie wypadło tom zatytułowany "Gawędziarz". Cóż było robić- zlitowałam się nad biedakiem, tyle, że przyszło mi potem srodze żałować tego impulsu.
"Gawędziarz" bowiem nie jest typową książką MVL - energetyczną prozą z zakręconą narracją, tylko dość tradycyjnym reportażem etnograficznym. A przynajmniej początkowo wygląda to na reportaż, gdyż im bliżej końca, tym bardziej ksiażka skręca w stronę fikcji.
Rzecz dotyczy jednego z amazońskich plemion - Macziguengów. MVL fascynował się nimi przez wiele lat, już od czasów studenckich (książka została napisana ok 30 lat później). Pierwszą przyczyną była ich niezwykła kultura. W ich etyce niezwykle ważne było utrzymanie harmonii ze światem, zwykłe zdenerwowanie mogło tę harmonię zaburzyć, więc Macziguengowie od zawsze wprawiali się w sztuce utrzymania spokoju. Z kiepskim dla siebie skutkiem - bezlitośnie wykorzystywali to zarówno kolonizatorzy jak i inne plemiona, spychając coraz głębiej w dżunglę. Innym unikalnym aspektem ich kultury była instytucja Gawędziarza - człowieka, którego jedyną funkcją w plamieniu było snucie opowieści, zupełnie oddzieloną od funkcji szamana czy czarownika. Zafascynowało to MVL, który najwyraźniej sam uważa się za Gawędziarza kultury Zachodu.
Drugim powód zainteresowania właśnie tym plemieniem był czysto prywatny- jego przyjaciel z lat studenckich - Saul Zuratas, był tak zafascynowany Macziguengami, że sam... stał się jednym z nich.
Te dwie przyczyny sprawiły, że MVL przez lata próbował literacko opracować temat Gawędziarza i jego plemienia. Pomysł jak podejść do tematu podsunęła mu dopiero wystawa zdjęć, którą zobaczył w dalekiej... Florencji.
Książka skonstruowana jest dwutorowo - z jednej strony pisarz przytacza swoją prywatną historię Macziguengów - rozmowy z Saulem w latach studenckich, kolejne wyprawy do dżungli (jedna z nich stała się bazą do napisania "Zielonego Domu"!), zarówno naukowe jak i reporterskie.
Część dokumentalna przepleciona jest opowieścią Gawędziarza- początkowo streszczającego maczigueńską mitologię, potem przechodzącego na tematy prywatne... w końcu zdradzającego swoją tożsamość.
Przyznam, że początkowo książka mnie nie porwała. Chciałam ją potraktować jako aneks do "Rio Anaconda" Cejrowskiego, lub innej "Blondynki w dżungli"- czyli po prostu kolejną pozycje dla szykujących się na wyprawę do Amazonii (także tych, którzy planują wyprawę palcem po mapie).
Jakieś 30 stron przed końcem MVL udowodnił, że zbyt wcześnie spisałam "Gawędziarza" na straty. Zza tego reportażu wyjrzał znowu pisarz pełną gębą, który ma coś do przekazania.
Co tym razem? Moim zdaniem obraca się tu wokół pozytywnych i negatywnych aspektów różnych kultur. Nie da się zmieniać tych negatywnych aspektów siłą i z pozycji autorytetu (jak robili to zdaniem MVL zarówno misjonarze, jak i wszelkiej maści naukowcy w stosunku do Indian).
Zmiany są możliwe tylko wówczas, gdy wniknie się w tę inną kulturę bardzo głęboko i przyjmie ją za swoją. Tyle, że niewielu jest w stanie to zrobić i niewielu się na to decyduje.
Nie wiem, czy polecać tę książkę. To pewniak dla tych, którzy interesują się egzotyczną Amazonią. Czy spodoba się komukolwiek innemu - to zależy od fazy Księżyca i położenia plam na słońcu - czyli jest wielką niewiadomą. Podobnie zresztą, jak było w przypadku "Raju tuż za rogiem".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Z tej lektury (to samo wydanie;) pamiętam tylko tyle, że się mocno dłużyła. Nic poza tym, niestety;(
OdpowiedzUsuńJeśli przeczytam, że ktoś określi Gawędziarza, jako książkę swojego życia, to się mocno zdziwę. Jedyne co zapamiętam, to pewnie historia Żydów opowiedziana w stylu maczigueńskim. Czyli faktycznie prawie nic:(.
OdpowiedzUsuńDla żartu sprawdziłam opinie w amazon.co.uk - tylko dwie, ale najwyższa ocena. Chyba się nie poznałyśmy na wybitności tej pozycji;)
OdpowiedzUsuńJa się zdecydowanie nie poznałam;).
OdpowiedzUsuńA ja to chyba czytałam - dawno temu - i kojarzę, że ostatecznie mi się podobało, choć wolno się czytało. Ale teraz to pamiętam tylko tytuł i że było tam trochę magicznie. To była chyba moja pierwsza dorosła książka z elementem magicznym i to mnie w niej chyba urzekło :)
OdpowiedzUsuńLubie książki Mario Vargas Llosa, ale na tą chyba się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię inne książki Llosy, ale czuję, że przez tę pozycję dosłownie musiałabym się przedzierać ;) Zupełnie mnie nie kręcą książki podróżnicze. Czasem daję się skusić i bywa nawet ciekawie, ale skoro sama przyznajesz, że nie ma co oczekiwać fajerwerków, chyba wolę poczytać inne rzeczy Llosy ;)
OdpowiedzUsuńNiedopisanie -
OdpowiedzUsuńmoże są tam jakieś delikatne fajerwerki, ale MVL tyle książek napisał, że tę można sobie zostawić na koniec:).
Viv-
ja zrobiłam inny numer- musiałam chyba czytać kiedyś pierwsze rozdziały, ale zupełnie zapomnialam, żebym miała książkę w ręku:). Ot - skleroza:).
Toska-
w przypadku MVL na szczęście jest z czego wybierać:).
ojej, brzmi mało zachęcająco...
OdpowiedzUsuńPani Olu,
OdpowiedzUsuńLepiej sobie Cejrowskiego poczytać:)
Ja właśnie od tego zaczęłam przygodę z prozą Llosy... Jak się pewnie domyślasz nie bardzo mi to wyszło, więc przerwałam lekturę i obiecałam sobie, że wypożyczę jakąś inną książkę.
OdpowiedzUsuńLlosy na półce u mnie "Rozmowa w katedrze. Nie wiem, kiedy zgłębiać zacznę.
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak widzę też seria zabytek - stara Salamandra, również moja ulubiona.
Może kiedyś po te książkę sięgnę, ale nie w pierwszej kolejności...
OdpowiedzUsuńZostała Ci jeszcze jakaś książka MVL, której nie czytałaś?
Lubie Llosę, ale tej książki nie jestem pewna. Coś czuję, że mogę przez nią nie przebrnąć.
OdpowiedzUsuńZaczytana-w-chmurach,
OdpowiedzUsuńjakoś zupełnie się nie dziwię:). ja zaczynałąm w liceum od "Rozmowy w "Katedrze"- z dobrym efektem.
Monotema-
"Rozmowa..." czeka u mnie na powtórkę. A że to własny egzemplarz, to jeszcze sobie trochę poczeka:).
Właśnie - wszędzie ten Znak i Znak:).
Karolina-
myślę, że to właściwa strategia:). Jeśli chodzi o drugie pytanie- zostało mi kilka nieczytanych i być może kilka powtórek. Zobaczymy.
Bujaczek-
nie jest trudna (nie ma np tej słynnej zakręconej narracji), ale nie wiadomo, czy tematyka Cię zainteresuje...
Ha, w końcu coś, co znam! ;)
OdpowiedzUsuńTo była bodajże pierwsza książka tego autora, którą miałam w ręku. Po jej lekturze stwierdziłam, że Llosa to bardzo 'sophisticated' twórca, dla wybrańców tylko. Czyli nie dla mnie. Na szczęście dostał jeszcze szansę i zgadzam się z Tobą, że ten tytuł wyróżnia się na tle jego prozy. Coś dla fanów pisarza. Choć nie jest to książka zła, to może wymęczyć czytelnika.
Maioofko,
OdpowiedzUsuńrzeczywiście, rzecz dla fanów- mnie przytrzymały przy tej książce wątki autobiograficzne. Na początek znajomości z MVL to rzeczywiście był ryzykowny wybór:).
Podaję swój adres monotema@wp.pl
OdpowiedzUsuńNie mam Ciebie w czytniku :-( albo znaleźć nie potrafię :-((
Z tą książką mam jedno dla mnie (wtedy) magiczne wspomnienie. Otóż będąc licalistką (chyba III klasa) miałam w zwyczaju siedzieć po nocach, słuchać radia i czytać (zwyczaj ten pozostał-jak tylko mogę prowadzę nocny tryb życia).Czytałam "Gawędziarza" (miałam szał na ibero absolutny), była noc zupełna i nagle zgasło światło wszędzie. Byłam sama w domu i troszkę się bałam (żadna jasność do pokoju nie dochodziła, bo mój pokój przedzielony ścianą działową nie posiadał okien), bałam się ale zapaliłam świeczkę i czytałam do świtu przy blasku świec. Teraz to się nie wydaje takie niesamowite ale pamiętam, że wtedy byłam w metafizycznej ekstazie hihi. Ale z książki nic nie pamiętam. Zupełnie!:))
OdpowiedzUsuńHistoria rzeczywiście przednia:). Nic nie pamiętasz zapewne dlatego, że jakieś maczigueńskie duchy się o to postarały;).
OdpowiedzUsuń