piątek, 6 maja 2011

"Rodzina Połanieckich" - Henryk Sienkiewicz


Stach Połaniecki postanowił się ożenić. A że był to człowiek przedsiębiorczy, przyzwyczajony do realizacji celów biznesowych, zakasał rękawy i zabrał się z energią także do tego celu prywatnego.
W czasie jednej ze swoich podróży służbowych (rzecz dotyczyła windykacji długów), spotkał pannę nieszpetną, a do tego prawdziwą szlachciankę, dobrą Polkę i katoliczkę - Marynię Pławicką. Prędko uznał, że to dobra kandydatka, gotowa zapewnić mu w przyszłości spokojne ognisko domowe i gromadkę spadkobierców, cóż z tego, skoro nie wziął pod uwagę uczuć panny (a dokładniej nie wziął pod uwagę tego, że jeśli przyłoży rękę do jej eksmisji z rodzinnego majątku, ta nie musi być do niego specjalnie przychylnie nastawiona). Tak to bywa, gdy miesza się biznes z uczuciem.
W bajkach (a w życiu czasem też) jednak bywa tak, że jeśli księżniczka jest łatwo dostępna, rycerze kręcą na nią nosem, wynajdując wyimaginowane wady, natomiast taka zamknięta w wieży błyskawicznie rośnie w cenę. Niemożność zdobycia Maryni doprowadziła więc do tego, że biznesmen Stach naprawdę poważnie się zakochał. Po sforsowaniu wielu przeszkód rodem z Jane Austen udało mu się w końcu doprowadzić swą wybrankę do ołtarza, tylko że...w tym momencie dochodzimy dopiero do połowy książki!
Dalej bowiem kończy się bajka, a zaczyna życie, i zanim historię Połanieckich będzie można chwilowo zakończyć sakramentalnym: "i żyli długo i (względnie) szczęśliwie", będą musieli zjeść razem przysłowiową beczkę soli, sporo nauczyć się o swoich charakterach, dotkną dna, a potem się od niego odbić.
"Rodzina Połanieckich" to wcale nie bajka, i wcale nie romans (no, może najwyżej w 40%), ale bardziej historia o dojrzewaniu (człowieka na oko już dojrzałego, zarówno jeśli chodzi o wiek (35+) jak i doświadczenie życiowe), miłości (ale nie tylko tej romantycznej), pracy nad związkiem.
Mam wrażenie, że Sienkiewicz zaplanował tę książkę jako rodzaj poradnika, a może nawet kursu przedmałżeńskiego, głównie dla facetów. Świadczy o tym mnogość bohaterów drugoplanowych, dokonujących różnych wyborów życiowych, a potem borykającymi się z ich skutkami. Niejednokrotnie czytając widziałam w tle grożącego paluszkiem mistrza Sienkiewicza grzmiącego: "Nie idźcie tą drogą!". Nie jest to jednak prosta historyjka dydaktyczna. Nawet najczarniejszy charakter ma szansę na rehabilitację, gdy okaże trochę serca i odkryje drzemiące w sobie pokłady dobra.
Czy ta historia jest nadal aktualna - jak najbardziej. W dziedzinie uczuć, emocji a także stosunków międzyludzkich , tak naprawdę zmienia się nie tak wiele, jak nam się wydaje.
Aby nie wpaść w patos Sienkiewicz doprawił swoje danie sporą dawką humoru.
homeopatyczna próbka: pan Pławicki (ojciec Maryni, alter ego imć Zagłoby):
"w grzecznościach, jakie prawił pani Emilii zawadzał aż o mitologię, co było nawet pod pewnym względem usprawiedliwione, patrzył na nią bowiem jak satyr".
Lektura warta poznania bądź przypomnienia, ze względu na słuszną objętość powinna się spodobać tym, którzy lubią godzinami leżeć na plaży, bądź wędkarzom. Zamiast czekać na wieeelką rybę wpatrując się w spławik, lepiej jednym okiem czytać "Połanieckich":).

52 komentarze:

  1. I pomyśleć, że ja odebrałem Połanieckich jako koszmarną ramotę zamiast odczytać klasyka na nowo:) A co do porad przedmałżeńskich to Sienkiewicz miał spore doświadczenie, co mu jednak nie przeszkodziło niemal na śmierć przestraszyć kolejną żonę w noc poślubną:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, Emancypantki były fajniejsze, a Sienkiewicz faktycznie moralizował a z się kurzyło, ale żeby zaraz ramota?:) I to koszmarna?:).
    skoro piszesz o doświadczeniu - kusiło mnie, żeby sprawdzić w źródłach, czy jego libido było tak rozbuchane jak libido Mickiewicza:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Miał tych żon chyba trzy. Ta wystraszona wpłynęła na powstanie Połanieckich: "W jego życiu prywatnym pojawiła się Maria Romanowska, przybrana córka odeskiego bogacza Wołodkowicza. Ślub odbył się 11 listopada 1893 roku, jednak w niedługim czasie (miesiąc) panna młoda opuściła męża. Sienkiewicz uzyskał papieskie potwierdzenie niezaistnienia sakramentu małżeństwa. W tym też czasie napisał powieść Rodzina Połanieckich (październik 1894)".

    OdpowiedzUsuń
  4. Oprócz romansu i poradnika jest w tej powieści nutka autobiograficzna. Sienkiewicz z hukiem (na całą Polskę, było nie było) zemścił się na swej pierwszej narzeczonej Marii Kellerównie i jej matce portretując je jako Linetę Castelli i jej ciotkę...
    Analogicznie w pisarzu Zawiłowskim można upatrywać młodego Sienkiewicza.

    OdpowiedzUsuń
  5. A Marynia to raczej pierwsza żona (też pobuszowałam sobie w Wikipedii), de domo Szetkiewiczówna, zresztą pewnie pierwowzór poowy żeńskich bohaterek Trylogii.

    Anek- Ci pisarze to pamiętliwe stwory:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Sienkiewicza uwielbiam przede wszystkim za "Potop". "Rodzina Połanieckich" jest w planach czytelniczych, ale przy mojej niechęci do bibliotek trochę pewnie potrwa zanim po nią sięgnę. A kusi, po Twojej recenzji jeszcze bardziej. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę zatem sięgnąć po kupiony kiedyś w szale dokładania do jakiegoś promocyjnego koszyka, "Żywot pisarza" Szczublewskiego :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Ysabell-
    chciałabym cierpieć na biblotekowstręt, odchudzilabym swoja domową kolejkę nieczytanych książek.
    Bazyl-
    jakbyś wywęszył jakies skandale, to daj znać:).

    OdpowiedzUsuń
  9. A wszystko opisała Barbara Wachowicz ("Marie jego życia"). Izuś, świetny pomysł, żeby zerknąć na półkę z Lawendową Damą. Może nawet popełnię notkę, bo i na spotkaniu byłam, i zakochana w tej pani jestem. Dzięki za przypomnienie! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Książkowcu- o własnie- takie "Marie..." świetnie się nadadzą na lekturę uzupełniającą. Bo nurkować w jakichś bardziej kompleksowych bigrafiach pewnie by mi się nie chciało:). Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  11. Taka wędkarska przygoda z "Rodziną Połanieckich" mogłaby się zakończyć chronicznym zezem. :)
    Nie jestem pewna, ale chyba o tej rejteradzie żony Sienkiewicza wspominała Samozwaniec w "Marii i Magdalenie".
    Lubię serial, ale podobają mi się w nim wszystkie kreacje aktorskie z wyjątkiem dwójki odtwórców ról głównych, co jednak stanowi pewien problem. :)
    Czytając książkę przeżywałam zwłaszcza wątek Litki (zawsze dziwiła mnie ta pisownia). Sienkiewicz - prekursorem "Lolity":)?
    Nie wiem, czy jeszcze wrócę do świata państwa Połanieckich. Moim zdaniem było w nim coś sztucznego i przesłodzonego. Jeśli kiedyś zatęsknię za Sienkiewiczem, to raczej sięgnę po Trylogię.

    OdpowiedzUsuń
  12. O właśnie, Połanieckich miałąm poczytać, ale mi z pamięci umknęło :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. uwielbiam Sienkiewicza!wstyd, ale w swojej biblioteczce nie mam egzemplarza "Rodziny..." Musze to koniecznie nadrobić. pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. @Lirael: też mam wrażenie, że to z Samozwaniec:P W "MiM" jest też scena, jak to się pan S. zachwycał cały wieczór Lilką, lekceważąc Madzię, nic więc dziwnego, że potem plotki rozsiewała:D

    OdpowiedzUsuń
  15. Lubię Sienkiewicza i jego poczucie humoru - szkoda, że jednak dość rzadko patrzy się na niego jako na pisarza dowcipnego, zwykle jednak pryzmat patetycznego pokrzepienia serc przyćmiewa wszystko inne ;) Co do libido jego czy też Mickiewicza... Czasem im współczuję - zagląda im się pod kołdrę niczym dzisiejszym celebrytom (nie żebym sama nie czytała o Mickiewiczu i kobietach jego życia ;))

    OdpowiedzUsuń
  16. Niby prawda, że w ten sposób czytam tylko swoje (i rodziców), ale z drugiej strony sporo kupuję żeby przeczytać, więc wydatki rosną. Każda strategia ma swoje plusy i minusy. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. ~ zacofany.w.lekturze
    Biorąc pod uwagę osobowość Samozwaniec to ona musiała przeżywać katusze w cieniu Lilki. Nieźle tego Sienkiewicza oszkalowała w ramach zemsty. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. co do dyskusji - czyli lepiej nie podpadać pisarzom
    fajny cytat :)

    OdpowiedzUsuń
  19. @Lirael: niekoniecznie oszkalowała, skoro małżeństwo unieważniono jako nieskonsumowane:) Już tam pewno różne stare ciotki plotkowały w szczegółach po kątach:P

    OdpowiedzUsuń
  20. ~ zacofany.w.lekturze
    U Książkowca właśnie pojawił się bardzo ciekawy tekst o Barbarze Wachowicz: podobno Sienkiewicz na pytanie, kogo kocha, niezmiennie odpowiadał: "Jeśli się kocham, to w języku polskim". O ile on w noc poślubną Maryni też tak wyznał, to brak konsumpcji nie dziwi. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. @Lirael: mam wrażenie, że tam nie o słowa poszło:P Z tych słów wynika, że żony miały mu skarpetki cerować, żeby mu po piętach nie wiało przy pracy:)

    OdpowiedzUsuń
  22. ~ zacofany.w.lekturze
    Chyba tak. Swoją drogą to ciekawe, czy Marie były dobierane według klucza onomastycznego, czy to czysty zbieg okoliczności. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. @LIrael: boję się snuć dalsze przypuszczenia, żeby nie kalać pamięci wieszcza:)

    OdpowiedzUsuń
  24. ~ zacofany.w.lekturze
    Ja rozumiem, że nie każdy może się pochwalić szesnastoma imionami jak Gawliński w "Baśce", ale ta monoimienniczość mnie zastanawia.

    OdpowiedzUsuń
  25. @Lirael: może w wielkości swojej i geniuszu nie chciał sobie zaprzątać głowy zmieniającymi się imionami żon? Można ten system stosować do służby, można i do żon:D

    OdpowiedzUsuń
  26. ~ zacofany.w.lekturze
    Faktycznie, to rozwiązanie ma wiele pragmatycznych plusów. Odpada na przykład problem ewentualnych imienniczych pomyłek, które bywają groźne w skutkach. :)

    OdpowiedzUsuń
  27. zacofany.w.lekturze8 maja 2011 15:17

    @Lirael: Tia...:D Ale może straciliśmy przez to jakichś kolejnych Połanieckich:P

    OdpowiedzUsuń
  28. ~ zacofany.w.lekturze
    :D Dziś są imieniny pana Stacha, więc proszę z szacunkiem! :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Pozwolę sobie jeszcze przytoczyć jeden cytat, za który drugiego Nobla Sienkiewicz powinien dostać:"Chcąc zachować anielski charakter, kobieta nie powinna się niczym zajmować." Wynika z tego, że nawet skarpetek Marynie cerować nie musiały.:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Uff, człowiek przez kilka dni nie obrabiał blogowego poletka- teraz wszelkie komentarze będą spóżnione:).
    Zwłaszcza, że niektórzy z komentatorów udali się ze swoim "stadkiem" w siną dal.

    @Lirael
    Co do sztucznośc świata Połanieckich- Sienkiewicz ma tendencje do edukowania swoich czytelników. Jeśli nie kształtuje postaw obywatelskich przy pomocy Trylogii, to chociaż doradza facetom jak przejść małżeńskie kryzysy. Mam wrażenie, że przez to musial z Maryni zrobić anioła, a Stach podchodził do swoich emocji i budowania światopoglądu w sposób tak zorganizowany, że aż trudno uwierzyć.
    Pewnei byliby bardziej ludzcy, gdyby im się ostatecznie nie udało:).

    OdpowiedzUsuń
  31. @ Lirael/Zacofany w lekturze- w kwestii małżeństwa nr. 2- pora na jakąś historyczna wiwisekcję, może napiszecie wspólnie:)?

    OdpowiedzUsuń
  32. @Iza: na podstawie jednej wzmianki Magdaleny Samozwaniec, która poczuła się obrażona, że to nie ją wieszcz głaskał po główce? Znana mi biografia pióra Majchrowskiego jakoś tak prześlizguje się po temacie tego drugiego małżeństwa, a przecież skandal to musiał być grzmiący:P

    OdpowiedzUsuń
  33. @ Niedopisanie-
    nam akurat nie chodzi o to, żeby oglądac pisarzowi brudnie gacie, ale myślę, że kilka historycznych ciekawostek może podsycić zainteresowanie twórczością.
    Cóż jest złego w szukaniu tropów prywatnych w książce?

    Przyznam, że trochę tu nie odrobiłam pracy domowej w kwestii "na której żonie Sienkiewicz wzorował postać Maryni", ale wydawała mi się ona tak podobna do żony nr 1 (jedyna różnica, to to, że oryginał mial w sobie wiele z sawantki, książkowa Mary zaś niekoniecznie), że nie drążyłam dalej:).

    Pełna zgoda co do humoru- choć jak dla mie w Polanieckich mogłoby go być trochę więcej:).
    Pozdrawiam:).

    OdpowiedzUsuń
  34. Zacofany.w.lekturze-
    myślę, że jeśli coś jest na rzeczy niebawem zabierze się za temat ekipa z Ha!artu i dorzuci jakiś rozdzialik do homobiografii. Może nie samego wieszcza, ale tej jego ziemianki.

    OdpowiedzUsuń
  35. Książkowiec-
    a nie wydaje Ci się, że jeśli Połanieccy powstali po śmierci Żony nr 1, to w tym zdaniu mogło być co nieco żalu za utraconą miłością (i zjawiska "mądry Polak po szkodzie"). Przecież nawet Stachowi P. zajęło jakieś 2 lata, żeby docenić swoją żonę, a w rzeczywistości, jeśli książka miała oparcie we własnych doświadczeniach (a miec mogła), mogło to zająć nieco dłużej?

    OdpowiedzUsuń
  36. @Iza: czekam niecierpliwie:P Ziemiance to raczej brak uświadomienia należy zarzucić niż co insze:P Speszyła się biedactwo, bóstwo w negliżu widząc:D

    OdpowiedzUsuń
  37. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  38. Zacofany.w.lekturze- ciekawe, jakie były jej dalsze losy. Czy przełamała swoje opory w kolejnym związku, czy też może stałą się koszmarem młodości jakiejś Natalii Rolleczek:).

    OdpowiedzUsuń
  39. @Iza: normalnie mnie zaintrygowałaś i aż chyba poszukam, co tam Majchrowski o tej damie napisał:)

    OdpowiedzUsuń
  40. :).
    czekam na wynik śledztwa:).

    OdpowiedzUsuń
  41. No tak, człowiek ciężko pracuje, a tu pióra lecą. Zazdroszczę Wam czasowości. Odbiję sobie na wakacjach.:)

    OdpowiedzUsuń
  42. Sina dal dopiero od jutra. :)
    Ukłony dla Książkowca za popularyzację hasła, które pozwala umotywować dolce far niente, podpierając się autorytetem noblisty. :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Miłe panie - Izo, Lirael - kłaniam się również:)

    OdpowiedzUsuń
  44. @Iza: przeprowadziłem pobieżne studia i podaję wyniki (za Majchrowskim, Pan Sienkiewicz, Wyd. Śląsk 1986):
    Panna Marynuszka miała mamusię, która lubiła sobie porządzić, przyszłego zięcia doprowadzając do szału;
    Narzeczona natomiast była jakąś bezwolną istotą, którą macocha kręciła jak chciała;
    W podróży poślubnej mamusia bombardowała młodych telegramami w obawie, że wieszcz pastwi się nad żoną. "W świetle listów pani Wołodkowiczowej wygląda, jakbym chwycił biedną Marynuszkę za nogi i ciągnął ją po wyboistym bruku" (to wkurzony mąż w liście);
    Potem autor robi się jakoś dziwnie dwuznaczny, teściowa dopada zakochanych na Sycylii, wlecze ich do Rzymu i zaczyna się jakaś podejrzana szopka (i tu jednak bym stawiał, że w plotce Madzi Samozwaniec coś musiało być na rzeczy): teściowa rozbija małżeństwo, Sienkiewicz coś pojękuje, że próbował doprowadzić do zgody, nie narzucał się itepe. Pisze też coś o jakiejś historii propagowanej przez "starą kobietę". Nader to mętne. W każdym razie w Rzymie S. zbiera sobie materiały do Quo vadis, a mamusia z córeczką zaczynają starania o unieważnienie małżeństwa.

    OdpowiedzUsuń
  45. Książkowcu-
    nie będziesz chyba marnować wakacji na komentowanie blogów?:)
    Zacofany.w.lekturze-
    no tak, toksyczna mamuśka wiele tu tłumaczy:). Świetny material na mroczną powieść psychologiczną:).

    OdpowiedzUsuń
  46. @Iza: szalenie ponoć toksyczna. Macocha na dodatek:) Ja bym raczej z tego zrobił powieść dla trzydziestolatek pt. "Mój pisarz, mamuśka i ja", w formie dzienniczka oczywiście:D

    OdpowiedzUsuń
  47. Tylko jakby to przesunąć we wspólczesność, to kto mógłby być odpowiednikiem Sienkiewicza?

    OdpowiedzUsuń
  48. @Iza: Nasuwają mi się różne kandydatury, ale nie chcę wyjść na politycznie niepoprawnego:P

    OdpowiedzUsuń
  49. Niepoprawne politycznie?
    Stasiuk- każdą teściową by rozpił, a potem sprzedał ukraińskiej mafii- czyli się nie nadaje.
    Pilch- związek pewnie też nie zostałby skonsumowany, ale za to para zdążyłaby się obfotografować w Vivie.
    Maks Cegielski- zanim mamuśka zdążyłaby się zaciągnąć oparami jego trawy, juz byłby w jakimś aśramie.
    Marek Krajewski- niebezpiecznie z takim zaczynać, bo gdyby mamuśka go wkurzyła, może zrealizować jakiś pomysł ze swoich książek.
    Sowem- dobrego kandydata na horyzoncie nei widać:).

    OdpowiedzUsuń
  50. Za to na przykład w przypadku takiego Dehnela (marzenie każdej teściowej, czyż nie?:P), Szczygielskiego czy Witkowskiego byłby przynajmniej porządny powód do unieważnienia małżeństwa:D

    OdpowiedzUsuń
  51. Hmmmm. Faktycznie zupełnie nie poszłam tym tropem:).

    OdpowiedzUsuń
  52. @W przeszłości też by było trudno o kandydata. Mickiewicz zaraz by sobie znalazł jakąś Ksawerę, Boy by namawiał na świadome macierzyństwo, Krasicki był biskupem... Do kitu:P

    OdpowiedzUsuń