piątek, 29 lipca 2011
Rajski ptak w klatce, czyli Magdalena Samozwaniec
Pamiętacie "Marię i Magdalenę" czyli szalone siostry Kossak (Marię Pawlikowską-Jasnorzewską i Magdalenę Samozwaniec) - artystki, sawantki, czasami birbantki, niezmordowane kolekcjonerki męskich serc? Ich rodzinę - na czele z papą Wojciechem Kossakiem - świetnym malarzem i towarzyskim człowiekiem, do którego lgnęła cała śmietanka towarzyska Krakowa początku XX wieku? Ich znajomych, do których zaliczały się zapewne prawie wszystkie wielkie nazwiska polskiej kultury dwudziestolecia międzywojennego (a przynajmniej te, które były związane z Krakowem lub Warszawą). Ich gniazdo rodzinnę - Kossakówkę - wypełniona obrazami (nie tylko Kossaków) rezydencję w centrum Krakowa?
Cały ten malowniczy świat skończył się we wrześniu '39. Magdalena Samozwaniec zakończyła historię swojej rodziny właśnie na tej dacie.
Wspomnienia Zygmunta Niewidowskiego, drugiego męża Magdaleny Samozwaniec, są uzupełnieniem tej historii. Już na początku wojny Madzia zostaje sierotą, niedługo po jej zakończeniu umiera jej ukochana siostra - Lilka (Maria Pawlikowska-Jasnorzewska). Magdalena, niczym ostatni Murzynek u Agathy Christie, zostaje sama, może nie całkiem, zawsze w jej towarzystwie kręci się Zygmunt - młodszy od niej o prawie dwie dekady obrotny urzędnik, który świetnie daje sobie radę w każdym ustroju - czy to wojna, czy komuna. Nietypowa para szybko bierze ślub.
Co zostaje po wojnie z dawnego blasku - niewątpliwie Magdalena- dalej jest nieco szalona, miłośniczka fajnych ciuchów, wizyt u fryzjera, która za wszelką cenę stara się być szczęśliwa. (fanom "starej Chmielewskiej" podpowiadam, że mocno przypomina jej bohaterkę - Joannę, także ze względu na "wieczną młodość".
Ze stada przyjaciół artystów zostały zaledwie niedobitki, z którymi można pograć w brydża w Oborach, zamiast Kossakówki - kawalerka na warszawskiej Woli. Substytutem rautów stały się natomiast spotkania autorskie. Często dla nietypowej widowni:
"Wtem z dala, od strony budowy, dostrzegamy maszerującą w naszą stronę kompanię wojska. Rozpoznaliśmy mundury Ochotniczych Hufców Pracy. Junacy zbliżali się do nas (... z piosenką na ustach. w oczach Madzi zobaczyliśmy przerażenie.
- Boże święty, co ja zrobię?! Cały program diabli wzięli. Święty Antosiu!- proszę Cię, natchnij mnie, od czego by tu zacząć, by rozruszać to wojsko. przecież nie mogę się skompromitować. Antosiu kochany, dostaniesz 50 złotych, jeśli tylko wieczór się uda."
Zamiast wielkiej familii Kossaków Magdalenie zostaje jedynie towarzystwo Zygmunta, postaci wielce enigmatycznej i nie zawsze pozytywnej (przyznaje się choćby do licznych zdrad i np. faktu, że po ślubie ze stresu urwał się "w Polskę", a mam wrażenie, że to nie wyczerpuje katalogu błędów i wypaczeń). Mimo to pisarce jakoś udało się go jakoś ucywilizować. Książka, mimo wszystko, jest pomnikiem utraconej miłości. W dodatku świetnie się ja czyta. Charakteryzuje ją gawędziarski styl, niezwykle podobny do stylu żony, i dobra pamięć do szczegółów i anegdot.
W sumie, to sympatyczna i odprężająca lektura, świetnie nadająca się do walki z chandrą:).
Zapraszam do dyskusji o "Zalotnicy niebieskiej" - TUTAJ.
*"30 lat życia z Madzią", Zygmunt Niewidowski, Wrocław 1988, s.145
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytam wszystko, co dotyczy Kossaków - byli tematem mojej pracy licencjackiej (polecam "Dziedzictwo" Zofii Kossak - tej, którą kuzynki porównywały do przepoconej skarpetki, siebie mając za jedwabne pończochy ;)) "30 lat..." mi jeszcze w ręce nie wpadło, ale wpadnie ;)
OdpowiedzUsuńNiedopisanie- temat jak marzenie:). Mi pan Zygmunt wpadł w ręce w antykwariacie w zeszły weekend i już jestem po lekturze:).
OdpowiedzUsuńZanurkowałam w b-netce i "Dziedzictwo" sprawia bardzo pociągające wrażenie:).
Niech się już skończy ten niekorzystny biomet, bo przeczytałem "30 lat życia z miażdżycą" i się zastanawiałem, co u czorta ma to wspólnego z Samozwaniec :)
OdpowiedzUsuńSamozwaniec gdzieś pisała, że niby akceptuje (?) wyskoki męża, a nawet jego wieloletni związek z panią, która się opiekowała MS pod koniec jej życia. Ten związek chyba przetrwał po śmierci MS. Z książek o MS wynika, że Zygmunt tak intensywnie wspierał rodzinę Kossaków podczas wojny, że MS łaskawie zgodziła się za niego wyjść;). Para ciekawa, ale wiele wskazuje na to, że pan mąż o żonę dbał.
OdpowiedzUsuńBazyl,
OdpowiedzUsuńna miażdzycę prędzej czy później zaczyna cierpieć każdy polski emeryt, a Samozwaniec dożyła słusznego wieku, więc może jakiś nikły związek był?
Czytanki.anki
wytrzymała z nim te kilkadziesiąt lat, więc może były jakieś plusy tego układu?
Mnie intryguje , czym w zasadzie się ten pan zajmował, bo tu niby lata 50, ciężki stalinizm, a oni sobie żyja jak gdyby nigdy nic, przydziały na mieszkania dostają, itd.
Pan Zygmunt był b. obrotny - w czasie wojny prowadził chyba lombard, a po wojnie był kierownikiem administracyjnym (lub kimś podobnym) na Politechnice Warszawskiej.
OdpowiedzUsuńZnalazłam jeszcze link z ciekawą plotka na temat pana Z. (i nie tylko) http://members.chello.pl/a.szkoda/plotki5/broniarek_445/broniarek_445.html .
OdpowiedzUsuńHm, nikt o tym nie wspominał na kartach książki "Magdalena, córka Kossaka - Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec", ale to o niczym nie świadczy;). Tak czy owak, Zygmunta wspomina się tam raczej w kontekście mezaliansu;)
OdpowiedzUsuńTeraz dopiero zauważyłam, że książka ma tylko 145 stron. 30 lat pożycia małżeńskiego i tylko tyle?!;)))))
OdpowiedzUsuńJuż od dawna ta historia bardzo mnie intryguje, czas, żeby w końcu się w nią zagłębić.
OdpowiedzUsuńSam Zygmunt o Teresie- woda w ustach. Ale to się raczej kupy nie trzyma, chyba, żeby epizod miał miejsce na początku wojny.
OdpowiedzUsuńMoje wydanie (stare Ossolineum) ma 200 stron, standardowy format i czcionka, mało zdjęć.
Domi, zacznij od czasów przedwojennych:).
OdpowiedzUsuńJa zagłębiam się dalej- przywlokłam wczoraj z Dedalusa "Zalotnicę niebieską"- o Marii P-J.
On ponoć niezupełnie bezinteresownie za nią wyszedł. Czytałem to niegdyś i byłem rozczarowany poziomem:P Jest o nich świetna anegdota w dziennikach Brandysa z pobytu w Oborach. MS miała twarz pokrytą siateczką drobnych zmarszczek, a mąż, całują ją w policzek, mówił "Ach te moje wafelki". Brandysa zdumiała trafność przenośni u "tego prymitywa". Na to MS odpaliła pogardliwie: "Jego ojciec miał fabryczkę wafli pod Wadowicami". Znajdę to i pójdzie do Płaszcza:D
OdpowiedzUsuńMiała córkę kolaborantkę i inteligencką familię, musiała się jakoś zabezpieczyć na trudne czasy. Zastanawiam się, jak dobrze był tak naprawdę ZN ustawiony, jakos korci mnie zlusterowanie jego osoby. Myślisz, że jeszcze mu musiała dodatkowo zapłacić?????
OdpowiedzUsuń@ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńO MS też mówiono, że z miłości się za niego nie wydała;) Transakcja wymienna.
Za to że jej długi spłacał czy pieniądze pożyczał?;) Ten związek przetrwał 30 lat, to o czymś świadczy. Żadne z nich chyba nie było krezusem. Może bardziej majętni niż reszta społeczeństwa, ale bez przesady. Czy nie wystarczy, że było im ze sobą dobrze;)?
OdpowiedzUsuńCzytanki anki- ale co w zasadzie było przedmiotem transakcji, bo ja juz przestaję kumać:)?
OdpowiedzUsuńAniu,
OdpowiedzUsuńz książki wynika, że był tu układ bez większego uczucia na początku, który potem pozytywnie ewoluował:).
E, to takie moje określenie. Ale w sumie - ona wniosła nazwisko, on pieniądze. Z lektury wspomnień o MS pamiętam, że Zygmunt "był bardzo za Magdaleną".
OdpowiedzUsuńWidocznie inaczej widział to Zygmunt, a inaczej osoby mówiące w Córce Kossaka;)
OdpowiedzUsuńZ boku czasem lepiej widać).
OdpowiedzUsuń@Iza: pasożytował na niej ponoć dość ewidentnie:P
OdpowiedzUsuńTrochę za krótka jak na tyle lat pożycia małżeńskiego :-) Jednak bardzo mnie ciekawi, więc chętnie się za nią rozejrzę.
OdpowiedzUsuńAle dyskusja! Czas zatem siąść do czytania Samozwaniec. Może zdążę dołączyć. Ostatnio miałam trudne tematy, to coś weselszego w sam raz by się zdało.:)
OdpowiedzUsuńCzytając tę książkę parę lat temu odniosłam wrażenie, że to było małżeństwo z rozsądku, które przerodziło się w dość serdeczną przyjaźń. Nie zmienia to faktu, że autor nie zrobił na mnie szczególnie miłego wrażenia.
OdpowiedzUsuńKsiążkę wydano po jego śmierci, więc nie była raczej dyktowana chęcią kupczenia wspomnieniami.
"serdeczna przyjaźń"?? Brandys: "koszmarny Zygmuś - coś pośredniego między gangsterem a sutenerem". "Przez długie lata roztaczała przed przyjaciółmi mit o swoim szczęściu domowym i miłości Zygmunta". Zdaje się, że Zygmunt stał się piewcą tego mitu:P
OdpowiedzUsuńzacofany: ale kobiety lubia gansterów, przeciez taka Madzia umarłaby przedwcześnie z nudów z tzw dobrym mezem. Z poczciwym Starzewskim dlugo przeciez nie wytrzymala, to tez o czyms swiadczy ;)A Zygmus przynajmniej dosyc ozdobny był ;)
OdpowiedzUsuń@peek-a-boo: co innego nie nudzić się z mężem, nawet gangsterem, a co innego być upokarzaną we własnym domu przez kochankę męża. Chyba jednak pozostanę przy swojej interpretacji tego związku:)
OdpowiedzUsuńMagdalenę Samozwaniec znam jedynie z lektury Marii i Magdaleny, którą czytałam lata świetlne temu, ale musiała mi się spodobać na tyle, że chętnie bym do niej powróciła.
OdpowiedzUsuńLirael,
OdpowiedzUsuńksiążka ukazała się wręcz pośmiertnie:). A profity z działalności wydawniczej w PRL, nawet jak się komuś trafił bestseller.
Zacofany-w-l
może po prostu Brandys był na niego cięty? Czy myślisz, ze roztaczała ten mit, dlatego, ze była terroryzowana:)?
Peek-a-boo,
to fakt:). W sumie wady Zygmunta były w praktyce mniej ciężkie niż np. alkoholizm. Na zdjęciach w ksiażece jest już średnio ozdobny:).
Książkowcu,
OdpowiedzUsuńtrudne tematy? będę wyczekiwać z niecierpliwości ana teksty.
Guciamal,
jest jeszcze "Zalotnica niebieska, o Lilce, będę testować
Cyrysia,
jak widac z dyskusji szczupłość książki jest spowodowana tym, że autor sporo pominął:).
@Iza: nie sądzę:P Przez całe dzienniki on się w ten sposób wyrażał tylko o Zygmusiu i esbekach, którzy nękali Mikołajską, a to o czymś świadczy, moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńŻe niby Zygmuś na nią jeszcze dodatkowo donosił? Madzia chyba nie była szczególnie nieprawomyślna. Ale poczekaj do października, dalsze sensacje będą w "Płaszczu":D
OdpowiedzUsuń~ zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńW książce poznajemy tylko jego wersję opowieści. Odniosłam wrażenie, że łączyła ich taka właśnie ciepła zażyłość, no ale trudno, żeby Zygmunt sam siebie przedstawiał w nieciekawym świetle. :)
Głos Brandysa bardzo cenny, bo chyba obiektywny. Nie sądzę, żeby był w temat zaangażowany emocjonalnie. :)
~ Iza
Bardzo jestem ciekawa, jak Ci się spodoba "Zalotnica niebieska".
Proszę, ileż to wątpliwości zasiał pan Zygmunt. Powtórzę się - w "Magdalenie córce Kossaka" przytoczono opinie wielu osób, o Z. mówią różnie, ale nie tak negatywnie jak Brandys. Mowa jest natomiast o tym, że umiał zadbać o MS.
OdpowiedzUsuńPoza tym z Samozwaniec taki anioł nie był, nie róbmy z małżonka jakiegoś diabła. Ja bym powiedziała, że wart był Pac pałaca;)
Zacofany
OdpowiedzUsuńSensacje dopiero w pażdzierniku??? nie ma bata, idę do biblioteki, którego z Brandysów to dzienniki?
No i fakt, Madzie politykę miała raczej w nosie:).
Czytanki anki:
toteż własnie- powiedzenie o Pacu b. adekwatne:).
@Czytanki.Anki: nie zabija się kury znoszącej złote jaja, chociaż można jej robić brzydkie numery:P
OdpowiedzUsuń@Iza: nie przesadzaj, 10 tygodni wytrzymasz:P Mariana dzienniki:)
Zacofany,
OdpowiedzUsuńza 10 tygodni Madzię przykryje u mnie już kurz zapomnienia, trzeba kuć żelazo, póki gorące.
No to akurat będzie okazja do ekshumacji:P
OdpowiedzUsuńPołoży się ją na sąsiedniej kupce kostek koło JIK-owych.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie masz psa, który mógłby pożreć cenne szczątki:)
OdpowiedzUsuń@zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńNie wychodzi się za mąż za faceta o 20 lat młodszego;)
dokładnie, mam podobne odczucia. Jak zalotnica niebieska jest miłą rozrywkową lektura , a co najważniejsze na pewnym poziomie. Tak 30 lat z Madzią pierwsze strony walą niesmakiem. Owszem są plusy jest dużo kronikarskich informacji. Ale nie ma w niej miłości, nie ma tego czegoś co powinno przyciągać do lektury. Pal licho styl , ta książka nie ma duszy i tyle:-)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziuba
Z zainteresowaniem przeczytałem wpisy i zastanawiam się nad jednym. W temacie Madzi "siedzę" od kilku dobrych lat. Radzę wszystkim przeczytać wstęp do "Marii i Magdaleny" pióra pisarki, nim zaczną wylewać pomyje na Zygmunta. Oczywiście, aniołem nie był, ale o Magdalenę dbał. A to, że miał skoki na boki... nie jest to fajne, ale ludzkie (w odczuciu Magdaleny, o czym sama pisze). Robił to Wojciech Kossak, robił i Zygmunt. Lotek zdradzał Lilkę, podobnie jak Pawlikowski. Tak więc nie był to dla Samzowaniec szokiem. Dla chętnych polecam jeszcze rozdzialik, też pióra Madzi, czyli najbardziej zainteresowanej, w książce "Z pamiętnika niemłodej już mężatki".
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji, Brandys nie lubił Zygmunta z innych powodów, bardziej prywatnych... Ale tego w "Dziennikach" nie napisał... nie dziwię się :)
Witam,
OdpowiedzUsuńjako szarzy czytelnicy jesteśmy niestety skazani na źródła, które zostały wydane. Niestety nie mamy dostępu do informacji prywatnych i plotek krażących w zamkniętych kręgach towarzyskich.
Ze źródłami, które Pan wymienił postaram się zapoznać:). Pozdrawiam.
Szanowny Panie,
OdpowiedzUsuńjak słusznie zauważyła Iza, nie mając dostępu do rodzinnych archiwów, musimy opierać się na informacjach opublikowanych. A wersję Brandysa, rzecz jasna w bardziej oględny sposób, potwierdza część wspomnień z tomu "O Magdalenie Samozwaniec" pod red. Gracjany Miller-Zielińskiej. Przywoływane na obronę Zygmunta Niewidowskiego zdanie ze wstępu do "Marii i Magdaleny" brzmi: "W owym czasie mój dzisiejszy mąż, który nie miał najmniejszego zamiaru żenić się, wypił bardzo dużo wina, wódki i... oświadczył mi się. W Bytomiu, w Urzędzie Stanu Cywilnego wzięliśmy ślub. Młodzieniec ten uratował nie tylko kobietę, bliską czarnej melancholii, ale i... satyryka". Czytamy więc, że małżeństwo uratowało pisarkę od depresji i pozwoliło jej dalej tworzyć. Motywy kierujące narzeczonym pozostają niejasne, słowa o podjęciu decyzji po pijanemu złóżmy na karb poczucia humoru Magdaleny Samozwaniec i nie wysnuwajmy z nich za daleko idących wniosków. Należy też pamiętać, że napisała to w 1956 roku, a więc w żaden sposób to zdanie nie mówi nic o dalszym pożyciu małżonków.
Zgoda, że Kossak i mężowie obu Kossakówien miewali flamy i że córki i żony o tym wiedziały. Żaden jednak z panów nie sprowadził kochanki pod dach żony. Zapewne postępowanie Niewidowskiego tłumaczy nie brak wrodzonej dżentelmenerii, ale powojenne trudności mieszkaniowe:)
Dopóki nie ukaże się pełne i rzetelne wydanie listów Magdaleny Samozwaniec, które być może pozwoli nam poznać jej punkt widzenia, obie strony dyskusji będą zapewne trwać przy swoim zdaniu. Ja w każdym razie dziękuję Panu za głos w dyskusji.
--> zacofany.w.lekturze
OdpowiedzUsuńCzy jesteś pewien, że Niewidowski sprowadził kochankę pod dach żony? Bo z wspomnień Magdaleny wynikało, że ta pani była opiekunką tejże, a z czasem dopiero wywiązał się romans z panem domu.
Osobiście nie liczę na prawdę i tylko prawdę w listach Samozwaniec;)
Aniu, a czy to takie istotne, czy najpierw uwiódł, a potem sprowadził, czy odwrotnie? Nie wierzę, żeby dla jakiejkolwiek kobiety taki układ nie był upokarzający, bez względu na to, jak dobrą minę by robiła.
OdpowiedzUsuńA ja te listy bym poczytał jako kawał literatury, może faktycznie nie spodziewajmy się za wiele prawdy o życiu w nich:)
Oczywiście, że to istotne. Ktoś, kto z premedytacją sprowadza do domu tę trzecią osobę, to (dla mnie) wyjątkowa swołocz. Co innego, gdy romans staje się konsekwencją takiego wspólnego życia. Nie usprawiedliwiam bynajmniej takiego zachowania, ale różnicę widzę.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że Samozwaniec wspominała o tym trójkącie - niby z wyrozumiałością (w stylu: ona taka chora, więc nic dziwnego, że mąż "realizuje" się z inną kobietą), ale to było raczej udawanie. Chyba nie miała już siły, żeby coś z tym zrobić.
Mam wrażenie, że ze wszystkich półsłówek i aluzji wynika jednak, że sprowadził, ale być może to moja nadinterpretacja i krzywdzę człowieka. No i faktycznie, różnica jest, trochę mnie poniosło. Co do trójkąta: jedna z przyjaciółek wspominała, jak to do nowego domu Madzia kupowała wszystkiego po trzy sztuki i napomykała o "korzyściach" z takiego układu. Zbyt wiekowa i chora była, żeby zostać sama i bez opieki, więc układ trwał.
OdpowiedzUsuńMam już "30 lat z Madzią", ale chyba jeszcze trochę poczekam z lekturą, bo moja interpretacja mogłaby być zbyt swobodna:P
Może Madzia chciała zakosztować związku otwartego (sama chyba tak to nazwała) i z czasem się okazało, że to niezdrowy układ. Bywa.
OdpowiedzUsuńPewnie znowu nadinterpretowuję, ale raczej potrzebowała ciepła i czułości oraz wsparcia, w końcu nie został się jej nikt poza jakimś kuzynostwem.
OdpowiedzUsuńNa pewno. Ja jeszcze dorzucę: doraźnej, fizycznej pomocy.
OdpowiedzUsuńW chwili ślubu czułości i opieki, a fizycznej pomocy to dopiero jakieś 20 lat później.
OdpowiedzUsuńTo jak długo trwał ten trójkąt?
OdpowiedzUsuńA tego nie wiadomo, jakoś chyba nikt nie precyzował dat. Zakładam, że nie wszedł w życie zaraz po ślubie, przynajmniej nie tak otwarcie.
OdpowiedzUsuńTematem Magdaleny i jej siostry interesuję się już od kilku ładnych lat a więc książka Z. N. "30 lat życia z Madzią" nie jest mi obca. Z lektury odniosłam wrażenie, że nie był to związek oparty na miłości (co zresztą każdy już trafnie zauważył). Z tą przyjaźnią też bym nie przesadzała. Fakt, Zygmunt dał Madzi to, czego potrzebowała najbardziej - towarzystwa, osoby, która by mogła ją zawozić na różnego rodzaju odczyty, spotkania w gronie pisarzy itp itd, ale czy ktoś kto kogoś naprawdę lubi zachował by się tak jak Zygmunt, tj. sprowadził, a nawet jeśli nie sprowadził, tylko nawiązał miłosną relację w trakcie wspólnego mieszkania na oczach tej drugiej osoby, którą się lubi i szanuje? Wydaje mi się, że mógłby postarać się o większą dyskrecję. To, że ją zdradzał, jeszcze bym zrozumiała, związki oparte na tak dużej różnicy wieku są z góry skazane na niepowodzenie, jednak taka "szczerość" intencji i czynów budzi we mnie obrzydzenie.
OdpowiedzUsuńA Madzia? Pewnie bardzo to przeżywała, ale tak jak już ktoś o tym napisał, była zbyt słaba by walczyć i chciała mieć kogoś do towarzystwa, a jak wiadomo lubiła się otaczać ludźmi sporo młodszymi od siebie.
Intryguje mnie związek Madzi z Janem Starzewskim. Dlaczego właściwie im nie wyszło? Czy był aż tak nudny? Ze zdjęć, które pozostały uważam, że był przystojniejszy od Zygmunta, który wydaje mi się wyjątkowo nieciekawym typen o "zwalistej" i ciężkiej fizjonomii.
Co do Jana Starzzewskiego- MS jako 30-latka miała zupelnie inne pole manewru, niż po wojnie, gdy była osobą juz mocno leciwa a do tego z trudnością odnajdującą się w komunistycznej rzeczywistości.
UsuńHmmmm Przeczytalam wszystko co napisala MS, do wielu pozycji wracalam wielokrotnie, obraz zycia w Kossakowce przedstawiony tak cieplo i z ogromem milosci spowodowal,ze Magdalena Samozwaniec z kart swoich wspomnien jawila mi sie jako osoba w gruncie rzeczy zyczliwa swiatu, radosna, tolerancyjna itp.Z ogromnym uporem wyszukiwalam wiec informacji o corce MS. Dotarlam do nich z ogromnym trudem. Tzw. zasada przemilczania faktow niewygodnych dla rodziny obowiazywala w kanonach tzw. dobrego wychowania przedwojennego wiec nawet w wielu listach rodzinnych wzmianki o Teresie, corce MS sa bardzo enigmatyczne. Teresa wychowywana byla przez dziadkow Kossakow w Kossakowce. Przez obie siostry, Lilke i Magdalene pogardzana (prawdopodobnie z powodu braku uzdolnien artystycznych i podobienstwo do ojca). Magdalena szczerze jej nie cierpiala i nawet namawiala matke zeby nie zabierala dziecka na wczasy, a bylo to w czasie kiedy dziecko tego wyjazdu potrzebowalo. W listach rodzinnych znalazlam wzmianki o pociagu Teresy do alkocholu, a takze o tym ze Zygmunt (ktory trudnil sie pozyczaniem pieniedzy na lichwiarski procent i wykupywaniem w czasie wojny i po wojnie za grosze obrazow, bizuterii i antykow od ludzi bedacych w ciezkiej sytuacji finansowej) najpierw oswiadczyl sie MS o reke Teresy wlasnie! W swoich wspomnieniach o Magdalenie nie wymienia nawet jej imienia! MS dostala ataku histerii i obiecala mu, ze jesli ozeni sie z nia to taki uklad bedzie dla niego duzo bardziej korzystny! Podobno zrobila to aby odzyskac czesc majatku jaki zastawila w lombardzie Zygmunta (taka jest wersja autorki listu do ktorego dotarlam). Teresa byla oskarzona o kolaboracje z Niemcami w czasie wojny.Nie udalo mi sie ustalic, w ktorym roku Teresa wyjechala z kraju.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, choć przygnębiające informacje. Najprawdopodobniej problemy alkoholowe Teresy, domniemana kolaboracja i ogólnie rzecz biorąc rola czarnej owcy w znakomitej rodzinie wynikały z tego, jak dziewczynka była traktowana w dzieciństwie. Dzieci są niesamowicie wrażliwe na brak akceptacji, nawet jeśli nie jest wyrażana wprost. Znienawidzenie dziecka za brak uzdolnień artystycznych wywołuje u mnie dreszcze. :( Myślę też, że Madzia, przyzwyczajona do roli rodzinnego dzidziusia, na którym skupiała się uwaga rodziny, źle zniosła detronizację, kiedy pojawiła się Teresa, i to też mogło wpłynąć na niechęć do dziecka.
OdpowiedzUsuńWiadomości o Zygmuncie przygnębiające. :)
Lirael/Anonimowy- Teresa intryguje wielu. Nawet na tym blogu hasło "Teresa Starzewska" jest jednym z najbardzie popularnych haseł z wyszukiwarki.
UsuńCo do stosunku MS do córki - tu recenzja Chiery, któ¶a wykazała się chyba sporą wrażliwością czytelniczą http://chiara76.blox.pl/2010/08/Z-pamietnika-niemlodej-juz-mezatki-Magdalena.html
Jesli chodzi o Zygmunta- jego działalność wojenna nie zaskakuje:(.
Podobno wnoczka MS zyje w Paryzu i niedawno odkryla swoje polskie korzenie. Pisze o tym Koper w " Zyciu prywatnym wyzszych sfer..."
OdpowiedzUsuńPoprawiam poprzednią informację. Autor Sławpmir Koper napisał cztery książki ożyciu w Drugiej Rzeczpospolitej Polski. Nie pamiętam w której napisał o wnuczce MS, żyjącej we Francji. W każdym razie polecam do czytania wszystkie.
OdpowiedzUsuńAnonimowy - dziękuję za info:).
UsuńCo ja tu czytam? ...ze Salwomir Koper napisal??? Prosze panstwa, on splagiatowal!!! Jezeli spisywanie fragmentow cudzych ksiazek i wydawanie ich pod swoim nazwiskiem nazywa sie pisaniem to ja juz biore sie za Dziady i Kordiana - a co? Poprzeplatam i debiutancka epopeja gotowa ;)
OdpowiedzUsuńAnonimowy: dowody, poproszę;).
UsuńKochani,jestem po lekturze Waszych postow,a wszystko zaczelo sie od wpisania w google '' corka M.S''...Tematem Kossakow, M.S i M.Pawlikowskiej interesuje sie od wielu,wielu lat i wlasnie dzis skonczylam czytac ''30 lat z M.S''. Odczucia moje sa podobne do Waszych ,na temat Zygmunta zostalo wiele napisane...Jednak pod czas czytania ksiazki nie dziwil mnie opis ukladu malzenskiego,czytalam ze zrozumieniem potrzeb Madzi.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz dotarlo do mnie,jak wiele watpliwosci wzgledem Zygmusia mozna miec;)
Cala historia rodu Kossakow jest strasznie ciekawa, wciagajaca i ja czuje wieczny niedosyt . W lipcu lece do Krakowa i zamierzam odwiedzic Kossakowke ,a moze raczej to co z niej zostalo:(
Bardzo sie ucieszylam,ze nie jestem sama i jest tylu milosnikow naszej Madzi.W moim odczuciu byla czlowiekiem szczesliwym,potrafiacym czerpac z zycia,otwartym na ludzi i tolerancyjnym i jestem pewna ,ze pamiec o niej bedzie pielegnowac jeszcze wiele pokolen.
pozdrawiam ,ksiezniczka Anna,co spadla z konia
Anno,
Usuńto fakt, wiele osób szuka informacji o Teresie.
Tutaj 2 ciekawe linki z zaprzyjażnionego bloga: o Magdalenie i Zygmuncie z dzienników M. Brandysa i J. Wittlina.
http://plaszcz-zabojcy.blogspot.com/2011/10/odcinek-121-marian-brandys-1972-rok.html
http://plaszcz-zabojcy.blogspot.com/2012/03/odcinek-262-jerzy-wittlin-1983-rok.html
Obydwaj panowie raczej nie byli jego fanami:).ozdrowienia i dziękuję za zostawieni komentarza.
Drodzy Czytelnicy, podzielam opinie 'Anonimowego' - p. Koper splagiatowal swoja ksiazke, jak i inne pozostale. Jezeli chcecie dotrzec do wiarygodnych zrodel o Samozwaniec to prosze siegnac po ksiazki redagowane przez Rafala Podraze, ktory mial bezposredni dostep do wszystkich oryginalow (listow, zdjec, itd), a nie jak Koper-plagiator spisal i zeskanowal cudze materialy.
OdpowiedzUsuńTutaj: uwaga juz 30 kwietnia ukaze sie wznowione wydanie 'Magdaleny Corki Kosska' - zbior kilkudziesicu wspomnin o pisarce, wzbogacong o wspaniale archiwalne zdjecia z rodzinnego albumu.
A sam Koper to 'literatura' brukowa, jesli to wogole literatura mozna nazwac.
Drodzy dyskutanci,
OdpowiedzUsuńbardzo prosiłabym o niezamieszczaniu kolejnych informacji na temat kontrowersji wokół ksiażek pana Kopra.
Nie wykluczam, że kolejne posty będę kasować, inaczej zrobi się tu jakas anty-koprowa wyliczanka.
Po pierwsze: kolejne wypowiedzi odbiegają juz zbyt daleko od tematu zarówno notki, jak i dyskusji.
Po drugie: nie mogę się osobiście odnieść do tematu, gdyż książek tego autora nawet nie miałam w ręku.
Zainteresowani tematem kontrowersji wokół pana Kopra z łatwościa znajdą materiały za pomoca wyszukiwarki.
Wszystkim tutaj piszącym polecam "CÓRKĘ KOSSAKA". Wlaśnie skończyłam czytać. Rewelacja!!! Bardzo wiele nowych wiadomości, także o Teresie Starzewskiej. Rafał Podraza ponownie udowodnił, że słusznie jest nazywany "panem od Samozwaniec".
OdpowiedzUsuńAnonimowy: dziękujemy za reklamę:).
Usuń"Córa Kossaka" faktycznie jest dobra! Czy to jest wznowienie poprzedniej książki czy może jej kontynuacja? "Magdaleny, córki Kossaka" niestety nie zdobyłam.
UsuńWłaśnie zamówiłam książkę p. Podrazy "Magdalena córka Kossaka". Polecam również książkę Anny Nasiłowskiej pt. "Maria Pawlikowska - Jasnorzewska, czyli Lilka". Słuchajcie Magdalena Samozwaniec napisała "Na ustach grzechu" będące parodią Trędowatej. Czy ktoś z Was mógłby mi polecić jakieś ciekawe artykuły, recenzje dotyczące porównania tych utworów? Bądź jakieś teksty, opracowania dotyczące "Na ustach grzechu"? Byle nie streszczenia. Chcę pogłębić swoją wiedzę w tym zakresie, za pomoc będę wdzięczna.
OdpowiedzUsuńHej,
Usuńprzychodzi mi do głowy jedynei przeczytanie obydwu książek z notatnikiem w ręku. Zapytam jeszcze koleżanki, która głębiej siedzi w tematyce Kossakowskiej, czy kojarzy jakąs publikację.
Ew. możesz zapytać na Biblionetce: http://www.biblionetka.pl/.
"Marię i Magdalenę" czytałam około 20 lat temu, byłam zachwycona ... Teraz dopiero jestem po "Zalotnicy niebieskiej" i jestem trochę zniesmaczona. W MiM nie widziałam wtedy tej bałwochwalczej miłości i uwielbienia, nie rozumiem tego stawiania na piedestale a siebie umieszczania na takim dole... Zniechęciłam się do Lilki, która wyrzuciła z domu ciężarną służącą, nie rozumiem tego tolerowania flam i "czepiania" się cudzych mężów. Teraz jestem w trakcie "30 lat życia ..." i zdziwiłam się właśnie, że brak dziecka, o którym napomknięto w "Zalotnicy niebieskiej". Zaczęłam szukać w necie i trafiłam tutaj. Ale wcześniej przeczytałam fragment z książki "Magdalena córka Kossaka" gdzie było wspomnienie bodajże Glorii i niesmak niestety narasta...
OdpowiedzUsuńAnonimowy:
OdpowiedzUsuńWypowiedziami Glorii raczej bym się nie sugerowała, stosunki z bratanicą Madzia miała mocno napięte. Zdaje się, że głównie wchodziły w grę kwestie podziału mienia bo Kossakach. Wypowiedź też mnie zniesmaczyła, ale raczej wyciekającym z niej jadem.
Jeśli chodzi o bałwochwalcze uwielbienie dla Lilki, raczej mnie ono rozczula. Przede wszystkim ton książek o siostrze jak najlepiej świadczy o Madzi. Parę ciekawych informacji o ich wzajemnych stosunkach znalazłam też w córce Kossaka. Bodajże córka Iwaszkiewicza wspomina, że Lilka zawsze traktowała Madzię z góry, publicznie ją wyśmiewała. Co zresztą nie przeszkadzało jej (w chwilach lepszego humoru? nie chciałabym być zbyt złośliwa) darzyć siostry dużym uczuciem. Generalnie jednak, o ile stosunek Pawlikowskiej do Madzi ujawnia nierówny i trochę odpychający charakterek poetki, Samozwaniec ukazuje się tu w bardzo korzystnym świetle, zawsze lojalna i pełna oddania. Chyba tylko raz wymknęło jej się (nie pamiętam już, w Marii i Magdalenie czy w Zalotnicy), że Lilka była po prostu bardzo niezadowolona z jej kariery, chciała pozostać jedyną literacką gwiazdą w rodzinie.
Z Twoja opinią na temat Pawlikowskiej generalnie się zgadzam. Im więcej o niej czytam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że była obdarzoną dużym urokiem osobistym i talentem (oraz jeszcze większymi pretensjami), trochę małostkową egoistką i egocentryczką. Tym większy podziw należy się Madzi za niezmienne uczucie dla siostry...