środa, 6 lutego 2013

Pożoga - Zofia Kossak-Szczucka

Jest pewien zwrot, który jest w stanie wywołać atak paniki nawet u najbardziej zaprawionych w bojach blogerów książkowych. Na jego dźwięk natychmiast gasimy komputery, wyłaczamy telefon i zaczynamy unikać listonosza. 
Polski debiut. Lektura wysokiego ryzyka. Także prawnego, gdyż zdarza się ostatnio, iż skrytykowani debiutanci straszą pozwami.
Pojawiają się głosy, że bezpieczniej stawiać w tej sytuacji na "autorów starej szkoły", zweryfikowanych przez upływ czasu i lata doświadczeń czytelniczych, wlasnych i cudzych. "Pożoga" Zofi Kossak wydawała się tutaj pewniakiem. Niestety - nie wzięłam pod uwagę, że nawet najlepszy pisarz kiedyś debiutuje.
Mistrzyni stylizacji pisze tutaj tak, jak wydawało mi się, że będzie pisać Rodziewiczówna - podniośle i z wykorzystaniem wszelkich możliwych kalek językowych. Sama zaś Rodziewiczówna z tego samego okresu (lata 20-ste: "Niedobitowski z przygranicznego bastionu") to gejzer ironii i sarkazmu. U Kossak-Szczuckiej straszą zaś lniane główki dzieci, westchnienia, achy i ochy. Tyle, jeśli chodzi o czytelnicze stereotypy.
Mimo wszystko warto jednak przebrnąć przez stylistyczne skamieliny, forma formą, ale liczy się przede wszystkim treść, a ta momentami frapuje i skłania do myślenia.
Zofia Kossak była żoną administratora jednego z  wołyńskich majątków należących do Józefa Potockiego - Nowosielicy.
Na Wołyniu spędziła większą część swojego życia (jako dziecko przeniosła się wraz z rodzicami z Lubelszczyzny), tamteż była świadkiem wybuchu rewolucji październikowej i dwóch burzliwych lat, które nastąpiły potem, kiedy to Ukraina wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk: bolszewickich, niemieckich, a także ukraińskich spod kilku sztandarów.
Autorka stara się możliwie wiernie oddać przebieg wydarzeń, nie wybiega do przodu, nie umieszcza w tle informacji, którcych wówczas nei miała (na przykład na temat przebiegu frontów).
Jest to zapis końca świata, ale nie taki, jak byśmy się spodziewali. Moja oczekiwania w stosunku do  tej książki zostały ukształtowane przez skojarzenia z Rzezią Wołyńską (1943). Tymczasem Szczucka pisze, że (przynajmniej początkowo), wydarzenia na Wołyniu były przede wszystkim zamachem na własność. Wcale nie miały też charakteru nacjonalistycznego (czyli w tym przypadku antypolskiego, a także, do pewnego stopnia antyżydowskiego). Dość powiedzieć, że słowo "pogrom" początkowo odnosiło się przede wszystkim do rabunkowych napadów na polskie dwory.
Jednak stopniowo sprawy zaczęły się wymykać spod kontroli, stopniowo rozkręcała się spirala przemocy.
Wiele tu także goryczy w stosunku do wojsk Piłsudskiego, którzy nie przyszli w porę z pomocą swoim rodakom.
Czy warto przeczytać tę książkę? Mimo zgryźliwego wstępu uważam, że tak. Polski rynek jest od 20 lat zalewany różnymi sentymentalnymi książczynami, ludzi którzy dawne kresy wschodnie oglądali co najwyżej na jakimś szkoleniu partyjnym. A tu przynajmniej mamy nie jakaś cienką podróbę, a oryginał. 


15 komentarzy:

  1. Fakt, język jest trochę irytujący zwłaszcza na początku, potem idzie przywyknąć a i tak moich zdaniem na tym tle daleko jej jeszcze do Rodziewiczówny, że o Mniszkównie nie wspomnę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mniszkówną nie chciałam jej obrażać:).
      Co zaś do Rodziewiczówny - może na starość się wyrobiła?

      Usuń
  2. To moja ulubiona książka Kossak-Szczuckiej. Znowu ją sobie wypożyczyłam i chcę poczytać. Może też opiszę, jeszcze nie wiem...
    Jak ona pięknie umiała pisać o rzeczach naprawdę okrutnych. No i, rzeczywiście, ORYGINAŁ, a nie podróbka! Masz świętą rację!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, a byłam przekonana, ze to u Ciebie czytałam peany. Ale to mogło być jeszcze w innym wcieleniu (elektoronicznym).
    Opisy, jak opisy, ale treść też ciekawa:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, mogłaś czytać peany na temat "Pożogi" u mnie, bo wcześniej prowadziłam bloga "Ala czyta i pisze", i to nawet pod nazwiskiem. Ale to było na onecie i nikt prawie tam nie zaglądał. No, raz zajrzał pewien popularny autor współczesny, którego nową książkę zjechałam.
      I jakoś to mnie zrażało, że tak piszę zupełnie w próżnię, więc pochowałam nieboszczyka z onetu, potem byłam cicho, a teraz sobie tu cichutko przędę.
      Ale co mi szkodzi raz jeszcze napisać peany?;)

      Usuń
    2. No to się zgadza, byłam parę razy na tym starym blogu, przez fejsa. a potem wszystko pufff... poszło w powietrze:). Tu chyba na całkowity brak ruchu nie narzekasz:).

      Usuń
    3. Miło, że pamiętasz. Jak byłam na FB, to miałam Twój blog zalajkowany i zaglądałam. A potem starałam się odszukać Ciebie po tym oryginalnym tytule bloga (umieram z ciekawości, skąd się wzięły "filety").
      A, dodam jeszcze, że wczoraj wieczorem wzięłam do ręki "Pożogę", czytałam pół nocy i nadal uważam, że mnie ta lektura satysfakcjonuje;)

      Usuń
    4. Alu, jak widać, nikt w internecie nie ginie:).
      Filety to po prostu fraza zapamiętana z dzieciństwa, chyba nic konkretnego nie znaczyła. Za to pasowała mi do ksywy - Izydor:).
      Może powtórżę "Pożogę" za jakiś czas, mam własną, na półce jeszcze postoi, a za parę lat moge ją odebrać inaczej.

      Usuń
    5. No, skończyłam lekturę, znów popłakałam się nad losem koni arabskich ze Sławuty i znów pean napisałam. Dałam link do Ciebie i nawet działa (co jest rzadkością u mnie, jakoś wciąż nie mogę opanować tej sztuki, a już takie "Tu" i link to już w ogóle ponad moje umiejętności).
      Chciałam też dać te moje wrażenia z Pożogi na "Wojnę i lit", ale patrzę, że Ty dałaś, więc poczekam nieco.

      Usuń
    6. To się robi prawie automatem, mogę pokazać.
      widziałam, podziwiam tempo publikacji i rozmach notki:).

      Usuń
    7. Chętnie bym skorzystała z krótkiego kursu, jak się robi "tu". Mnie te linki raz wychodzą, raz nie wychodzą. Tak, że jakbyś mogła, to objaśnij, please!
      Tempo ostatnich publikacji wynika z faktu, że kiepsko się czuję, od tygodnia prawie z domu nie wychylam nosa. Z rozrywek mam do wyboru robienie swetra na drutach, czytanie lub pisanie. Z dzierganiem jakoś nie wychodzi (robię sweter w poprzek i utknęłam w połowie pleców), więc zostaje czytanie i amatorskiej grafomanii uprawianie;)

      Usuń
    8. 1. ustaw widok na nowy post
      2. skopiuj link (ctrl+c)
      3. zaznacz tekst, pod który ma być link podpięty
      4. kliknij w przycisk link na pasku narzędzi
      5. wklej link w okienko, ktore sie pokaże ctrl+ v

      Usuń
    9. Dzięki! Zapisałam, będę ćwiczyć!

      Usuń
  4. Od razu widzę, że to książka nie dla mnie. Nie moja bajka, właściwie po przeczytaniu Twojej recenzji stwierdzam, że nie ma w niej nic, co choćby w najmniejszym stopniu mogłoby mnie zainteresować.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amen:).
      Zajrzałam na Twojego bloga,obiecuję przyjrzeć się instrukcjom:).
      Pozdrowienia:).

      Usuń