poniedziałek, 25 marca 2013

Dni trawy - Philip Huff

To wcale nie jest ksiażka o narkotykach. Narkotyki pełnią tu tylko
rolę gwoździa do trumny młodego bohatera, którego głównym problemem jest choroba psychiczna: tląca sie od dzieciństwa, długo niemal nie zauważona zarówno przez rodzinę, jak i czytelników, wreszcie wybuchająca z wielką siłą w okolicach matury.
Książka jest napisana oszczędnie, bez epatowania drastycznymi szczegółami, pomysłowo skonstruowana (informacje, które czytelnik poznaje pod koniec zmieniają sens całości). Porusza wyobraźnię i emocje.
Była przebojem w Holandii, nie wiem w jakiej grupie wiekowej, ale całkiem nieźle nadawałaby się dla nastolatków. Nie prezentuje romantycznej wizji ćpania jak obecna na listach lektur "Dzieci z Dworca Zoo", a dodatkowo porusza tematy będace w PL jeszcze ciągle tabu.
Świadomość "chorób ducha" jest u nas bowiem ciągle słaba, a wizytami u specjalistów o nazwach zaczynających się na "psy", lepiej się nie chwalić lub profilaktycznie ich unikać.

No i jeszcze jednen temat, który nieodparcie nasuwa sie na myśl po przeczytaniu książki: legalizacja narkotyków. Choroba bohatera rozkręciła się po kilkuletnim flircie z marihuaną i nieco krótszej znajomości z grzybkami halucynogennymi. Obydwa produkty dostępne są legalnie w holenderskich coffee shopach. Konia z rzędem temu, kto zgadnie, czy mniejsza dostępność narkotyków w w tym przypadku coś by zmieniła. Ja uważam, że tak. Ale podkreślam:  tylko w tym przypadku i tego konkretnego bohatera.

Zachęcam do lektury.

13 komentarzy:

  1. Dzieci z dworca ZOO i romantyczna wizja ćpania?? Czytaliśmy chyba inne wydania:) Ja od tego "romantyzmu" złapałem taką fobię, że długie lata nawet środków przeciwbólowych unikałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu "Dzieci z dworca Zoo" też czułam się wstrząśnięta, przerażona i postanowiłam sobie, że "nigdy narkotyków". Ale pamiętam wiele innych książek, w których narkotyzowanie się i picie alkoholu pokazane było jako coś romantycznego, miłego, ciekawszego niż chodzenie do szkoły czy pracy.
      "Dni trawy" dopisuję do swojej listy książek do przeczytania :)

      Usuń
    2. Zwl: ok, romantyzm hardkorowy raczej, ale zaciekawiać książka zaciekawiała. Przynajmniej tak to po latach pamiętam.

      Koczowniczka - a pamiętasz tytuły? Bo ja z reguły tych książek ćpających autorów po prostu nei byłam w stanie czytać.

      Usuń
    3. Tytułów niestety nie pamiętam, bo ich nie zapisywałam. W latach szkoły średniej czytałam dużo badziewia, dopiero z czasem zaczęłam odrzucać słabo napisane, kłamliwe książki :)

      Usuń
    4. No ja nie wiem, czułem się wyłącznie sparaliżowany przerażeniem. Romantyczna wizja ćpania to jest w klasykach literatury hipisowskiej typu Próba kwasu w elektrycznej oranżadzie, a najgłupsza wizja ćpania była w takiej jednej grafomańskiej polskiej książce, którą skutecznie wyparłem:)

      Usuń
    5. ZWL - ćpanie jak ćpanie, ale będę się upierać, że miłość na krawędzi w MdZDZ romantyczna była.
      Polska książka autorstwa pewnej kobiety była chyba hitem równolegle z Christiane F w mojej podstawówce, na szczęście jakoś nikt mi nei pożyczyłPPP.

      Usuń
    6. Równolegle to się czytało Barbarę Rosiek, ale to siermiężne okropnie:P Jak się ma naście lat, to pewnie każda miłość się wydaje romantyczna, ale to nie oznacza, że za romantyczne uważa się branie narkotyków.

      Usuń
    7. Niestety - nei teleportuję się teraz w czasy 20 lat temu, żeby sprawdzić, czy wówczas byłam w stanie analitycznie oddzielić te 2 tematy. Pewnei tak srednio.

      Było to jeszcze cos słabszego niż Rosiek????

      Usuń
    8. No ba! Powstało na fali Brydżet Dżonsów, wydał Prószyński, a było o lasce, która non stop baluje, zapijając wódą tabletki nasenne, potem w klopie amfa, w kuchni hera, w pizzy LSD i tak w kółko. Na moje oko powinna się przekręcić po drugiej dawce, ale ona twardo z balangi na balangę, żywiutka jak skowronek. I do tego była jakaś strzelanina z mafią. Miodzio:D

      Usuń
    9. Brzmi to nieal jak "Sekretny dziennik Olgi J., lat 65 i 7/8":).

      Usuń
    10. I to dziennik z głębokich lat 70. dodajmy :P

      Usuń
  2. No teraz nie ma chyba jeszcze 90-ciu?
    Fakt, że w tej chwili pewnie więcej czasu zajmuje kobiecie odnowa biologiczna niż używanie tego, co jej psinka zaimportuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. To raczej nie jest lektura dla mnie.

    OdpowiedzUsuń