poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Dzieci wieku" - J.I.Kraszewski


Od czasu, kiedy jestem świadomą konsumentka mediów było już tych pokoleń kilka: yuppies, pokolenie X, pokolenie Y (czy też Millenials). Nie wspomnę już o tym, że co jakiś czas wraca jak bumerang hasło - stracone pokolenie (ciekawe, czy stracone są wszystkie roczniki, czy tylko co drugi). Ta skłonność do przylepiania etykietek grupom ludzi to nic nowego. Pod koniec XIX wieku dorośli (i bardzo dorośli - jak Kraszewski) drżeli na samą myśl o "dzieciach wieku" - złowrogim pokoleniu ludzi "bez serc i bez ducha", zapatrzonych w wartości materialne i dość swobodnie traktującym swoje życie osobiste. Czy naprawdę to pokolenie aż tak mocno różniło się od poprzednich i kolejnych, czy po prostu stary pisarz "zapomniał, jak cielęciem był", trudno stwierdzić. 
Książka jest jednak pewnym fenomenem. Niemal wszyscy bohaterowie są negatywni, JIK na początku nieco łaskawiej traktuje starsze pokolenie, ale gdy uświadamiamy sobie, że to z tych jabłoni pospadały te liczne zgniłe jabłuszka, nasza sympatia pryska. Pisarz nie tylko konstruuje intrygę z licznych fabularnych zakrętasów, ale także pozwala nam lepiej poznać bohaterów nie tylko za pomocą odautorskich opisów. Zżywamy się z nimi po prostu uczestnicząc w ich życiu i słuchając rozmów.
Czyli jednak pewien postęp w technice pisarskiej jest.
Całość wciąga niczym serial z segmentu przeznaczonego dla generacji X. Widać zresztą, że JIK z łatwością by książkę na taki serial przerobił, natłok wydarzeń pod koniec pokazuje wyraźnie, ze pisarz niechętnie się zatrzymuje i pobawiłby się "dziećmi wieku" przez kolejne kilkaset stron. 
Powieść, mimo, że w tej chwili kompletnie zapomniana, musiała się w momencie swojego powstania cieszyć swoja popularnością. Za życia JIK-a była wydana aż 3 razy (a powstała pod koniec jego życia) i doczekała się tłumaczeń na rosyjski i węgierski. Kto wie, może to było takie pozytywistyczne "39 i pół".
Zachęcam do odkurzenia tego szacownego zabytku literatury polskiej:).

Zdjęcie stąd.


17 komentarzy:

  1. muszę to przeczytać zatem

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Olu,
    pozbieram co tam mam w domu i jak ruszą roztopy, podrzucę Pani. Albo niech się chociaż ten wygwizdów uspokoi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sami negatywni bohaterowie? Toż to prawdziwe wyzwanie. Przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu,
      powodzenia:). Bedę wygladać wrażeń:).

      Usuń
  4. Zapomniałaś o pokoleniu JPII :P I tego akurat w kolekcji JIKa nie mam :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stan na dziś jest taki, że podobno tego pokolenia nie ma;).
      Taka kolekcja i czegoś nie masz?

      Usuń
    2. Przypadkiem pominąłem taki drobiazg:P

      Usuń
    3. To moze być jakiś biały kruk, mój egz. jest z nalapką z antykwariatu z ceną powyżej 30 zł.
      Jak na JIK-a to majątek:).

      Usuń
    4. To nic dziwnego, że tego nie mam, nie płaciłem za JIKa więcej niż piątkę :D

      Usuń
    5. Jeśli Ola w końcu nei będzie chciała, to chętnei uzupełnię Twoją kolekcję.

      Usuń
    6. Dzięki, chętnie, chociaż JIKa mam na stulecia :)

      Usuń
  5. W powieściach z założenia satyrycznych i demaskatorskich JIKa chyba w ogóle krucho z pozytywnymi, sympatycznymi bohaterami, na przykład w pamiętnym "Dzienniku Serafiny".

    OdpowiedzUsuń
  6. Serafina była mimowolnie symopatyczna, albo chociaż zabawna. Podobnie zreszta Panicz Adaś. Tu jest zdecydowanei bardziej ponuro.

    OdpowiedzUsuń
  7. Niemal sami negatywni bohaterowie? A hrabianki Emma i Iza? Przecież to takie dobre dziewczęta, czule opiekujące się sparaliżowanym ojcem :)
    Mnie ta książka podobała się o wiele bardziej niż inne powieści naszego "mistrza". Stawiam ją obok "Zaklętej księżniczki" i "Szalonej". Zgadzam się z Tobą, że w technice pisarskiej JIK-a nastąpił postęp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, do Emmy nie ma się jak przyczepić. Ale Iza? Jej predylekcja do Walka stawia ją w conajmniej dziwnym świetle:).
      Dr. Mylius też jest w miarę OK, no chyba, że do oceny postaci wciągniemy skutki jego działań:).

      Usuń
    2. Iza chciała za wszelką cenę wyjść za mąż - i w sumie ją rozumiem.
      Doktor jest OK, ale wychował Walerka na obiboka i darmozjada. Na przykładzie doktora i Walerka Kraszewski zapewne chciał pokazać, że wychowanie zbyt pobłażliwe wyrządza dziecku szkodę.
      Ojciec hrabianek mógłby być uznany za dobrego, gdyby nie ożenił się ze złą Francuzką, która zrobiła jego córkom piekło :)

      Usuń
    3. Drążąc temat Izy - jakoś łatwo przyjęłam opinię o niej dra Waltera - że wykorzysta Walka na ile się da, a potem kopnie go w 4 litery.
      Emma nie byłaby chyba do tego zdolna, Iza - jak najbardziej.

      Usuń