wtorek, 28 grudnia 2010

"Król afer" - John Grisham


Zazwyczaj nie piszę o książkach niedoczytanych, ale tym razem zrobię wyjątek, zwłaszcza, że uzasadnienie będzie nieco dłuższe niż "ciężko mi się czyta S-F" czy też- "bo druk był za mały".
To moje drugie spotkanie z Grishamem, pierwszym była "Firma"- historia żółtodzioba zatrudniającego się w elitarnej firmie prawniczej (zajmującej się dodatkowo przekrętami), który na koniec robi w konia wszystkich dziadków-partnerów i ucieka z grubszą kasą na jakąś tropikalną wyspę ("Firmę" czytałam tak dawno, że proszę nie traktować tego jako spoilera;)).
Zaletą książki było natomiast niewątpliwie lekkie pióro i poczucie humoru.
W "Królu afer" mamy jakby podobny schemat, ale niestety w którymś momencie nastąpił zgrzyt, który sprawił, że odłożyłam książkę.
Fabuła w skrócie- Carter Clay miał objąć posadę w kancelarii swojego Papy, jednak ten nierozważnie zajął się kreatywną księgowością i musiał ostatecznie odejść z zawodu, Carter natomiast został na lodzie i musiał zatrudnić się jako obrońca z urzędu.
Po 5 latach kiepsko płatnej pracy, mimo rozgoryczenia stara się jednak trzymać swoich zasad- odrzuca np. ofertę pracy od ojca swojej dziewczyny- nie chcąc się wikłać w układy pachnące nepotyzmem.
Zasady jednak idą się bujać, gdy przy okazji obrony jednego ze swoich klientów z urzędu (Murzyna, który zastrzelił na ulicy przypadkowego człowieka), trafia na trop grubszej afery z firmąfarmaceutyczną w tle.
Jej przedstawiciel składa mu ofertę, aby pomógł zatuszować aferę, a jednocześnie sam nieźle zarobił. Oferowane wynagrodzenie- 15 mln dolarów to sumaastronomiczna dla Claya, więc niezwłocznie się na nią zgadza (tyle jeśli chodzi o demonstrowane wcześniej ZASADY- po prostu przyszły teść oferował za mało:).
Po niej jednak przychodzą kolejne deale, z tego samego źródła, równie dobrze płatne. Bohater jednak nie zastanawia się , dlaczego to właśnie on został szczęśliwcem, którego ktoś obdarowuje kolejnymi górami pieniędzy, czy może coś tu śmierdzi, albo ktoś szykuje dla niego mało wdzięczną rolę kozła ofiarnego- nie, zamiast tego zajmuje się radosną konsumpcją i wydawaniem swojej świeżej fortuny (domy, jachty, odrzutowce...ech, jest tyle sposobów wydawania kasy).
Porzuciłam więc ksiażkę ze względu na bohatera, niekonsekwentnie skonstruowanego i, jak dla mnie, nieciekawego. Historia zresztą z góry widać, że jest zaprojektowana tak, że Clay na koniec poniesie karę za swoją głupotę, więc zdecydowałam się nie męczyć przez kilkaset stron, czekając aż do tego dojdzie. Niespecjalnie interesuje mnie międlenie akcji dla samego międlenia. A samo rozkoszowanie się lekkim stylem Grishama i subtelnościami amerykańskiego sytemu prawnego to dla mnie za mało.
Nie chcę zniechęcać, to dobre czytadło, fani Grishama pewnie chętnie po nie sięgną.
Tym którzy jednak jeszcze nie zapoznali się z tym autorem, radzę zaczęcie znajomości od bardziej znanych jego pozycji (choćby "Firmy").

5 komentarzy:

  1. Ja zaczęłam od 'Komory' i bardzo polubiłam jego książki

    OdpowiedzUsuń
  2. Viconia, postaram się zapamiętać ten tytuł:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam :)
    Jeszcze "Ława przysięgłych" mi się bardzo podobała

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś nie mogę się do niego zmusić...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ola, na Twoim miejscu też raczej nie czytałabym thrillerów prawniczych:).

    OdpowiedzUsuń