piątek, 10 grudnia 2010

"Księżniczka z lodu"- Camilla Läckberg

Pierwsza część cyklu Camilli Läckberg, to nie jest po prostu połączenie kryminału z powieścią obyczajową, jak kolejne części ("Kaznodzieja" i "Kamieniarz"), tylko hybryda kryminału z chick litem (czyli książkami w stylu "Bridget Jones"). Bohaterką jest 35-letnia pisarka, Erika Falck, która po tragicznej śmierci rodziców wraca do rodzinnego miasteczka, żeby uporządkować zaległe sprawy i uporać się z żałobą.
Zamiast tego czekają ją kolejne niełatwe przejścia- jest świadkiem odnalezienia ciała swojej zmarłej przyjaciółki z dziecinnych lat- Alexandry. Jako znajoma rodziny zostaje najpierw zaangażowana w napisanie artykułu o zmarłej, gdy okazuje się, że śmierć Alex nie była naturalna, pośredniczy w kontaktach z policją, i tak, krok po kroku, coraz bardziej angażuje się w życie rodziny Alex i stopniowo poznaje jej skomplikowaną historię.
Powoli rodzi się w niej pomysł na nową książkę. Początkowo ma być to analiza psychologiczna dawnej przyjaciółki, jednak okazuje się, że być może za jej specyficznym charakterem i wyborami życiowymi, kryła się kryminalna tajemnica z przeszłości...
Na drugim planie rozgrywa się policyjne śledztwo, prowadzone przez mało doświadczonego, ale bystrego policjanta Patricka Hedstroema. W trakcie jednego z przesłuchań dwójka detektywów- profesjonalista i amatorka spotykają się i... wybucha wielka miłość, która będzie wlokła się przez kolejne tomy cyklu.

Jest to bardziej historia obyczajowa niż kryminał. Wątek życia prywatnego detektywów jest rozbudowany jak nigdzie (dużo bardziej niż w kolejnych tomach, gdzie autorka tylko kontynuuje rozpoczęte wątki) i wykazuje lekkie, ale nie przesadne, odchylenie "Bridgetowe"- mamy nawet scenę wyboru odpowiedniej bielizny przed randką.
Wątek kryminalny bardziej nastawiony jest na odgadnięcie tajemnicy z przeszłości, niż na faktyczne odkrycie , kto zabił (to okazuje się kwestią wtórną). Zagadka, chociaż ja akurat rozgryzłam ją za wcześnie, jest dobrze poprowadzona- metodą odkrywania kolejnych puzzli (trochę jak w 1. części Millenium), a nie systemem zastosowanym w kolejnych częściach- narrator mówi prawie wszystko, a czytelnik tylko czeka, kiedy wreszcie zorientuje się detektyw;).
Do tego mamy obraz małego miasteczka, rządzonego przez 2 czynniki- lokalnych potentatów finansowych i złotą maksymę małych miasteczek- "Co ludzie powiedzą".
Ciekawy jest wątek przemocy domowej (w rodzinie siostry Eriki), który będzie zresztą kontynuowany w kolejnych tomach.
Tradycyjnie polecam miłośnikom kryminałów w wersji soft. Zwolennikom seryjnych morderców i hektolitrów krwi,proponuję udać się pod inny adres:).

P.S. Czytam w trochę bezsensownej kolejności, ale w mojej bibliotece Camilla Läckberg to w tej chwili towar deficytowy i wydzielany spod lady wyłącznie wybrańcom, więc nie mam co wybrzydzać;)

12 komentarzy:

  1. Już mam to od jakiegoś czasu na liście do wypożyczenia z biblioteki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie policja w tej książce wydała się eufemistycznie mówiąc niezbyt bystra.

    Więc skoro już tutaj miałam syndrom "dlaczego nie zrobicie tego, dlaczego nie sprawdzicie tego, przecież to oczywiste", to może dobrze, że nie próbowałam nawet sięgać po kolejne części cyklu... Bo jako kryminał mi się "Księżniczka..." zdecydowanie nie sprawdziła, mimo mojej miłości do kryminałów "w wersji soft". :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejność jest jak najbardziej właściwa, to jest pierwszy tom serii.
    Mnie też "Księżniczka..." nie zachwyciła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie każda kolejna część podobała się bardziej od poprzedniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ysabell,
    w kolejnych tomie tego cyklu policja miewa fazy tępoty, ale z reguły wiadomo to już po fakcie, tutaj faktycznie śledczy przeszli samych siebie (wielka tajemnica była do rozpykania jakieś 100-150 stron wcześniej, niż podano rozwiązanie), ale może to przez fakt, że byli zajęci innymi sprawami.
    Lirael-
    no właśnie ja czytałam ni po kolei, ale w sumie jakoś bardzo to nie przeszkadza, bo w dalszych tomach wątki osobiste rozwijają sie do bólu przewidywalnie.
    Isabelle-
    może dlatego, że im dalej w las tym więcej kryminalu, a mniej "obyczaju"?
    Viconia,
    dobrze zaopatrzona biblioetka to skarb:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No dlatego moją tak lubię ;)
    Co prawda nie mają niektórych książek, które bym chciała przeczytać, ale jednak najczęściej co chcę to jest ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak, stała zmora bibliotek: książki wydzielane tylko wybrańcom z tajemnych zakamarków pań bibliotekarek... Uważam ten obyczaj za godny najwyższego potępienia. Biblioteka jest instytucją publiczną, panie tam pracujące pobierają pensje finansowane z publicznych pieniędzy, książki kupowane są za publiczne środki, a kumoterstwo, nepotyzm, kolesiostwo, układziki i znajomości kwitną w najlepsze. Łaski panie nikomu nie robią, wydając poszczególne tytuły: taki mają obowiązek i za to płaci się im pensję. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego w instytucji publicznej praktykowane są jakieś prywatne zmowy i umowy, opierające się na wyróżnianiu pewnego grona czytelników, związanych z paniami bibliotekarkami wszelkiej maści towarzyskimi układami, dostępem do książek poszukiwanych, nowych, atrakcyjnych, poza zwykłą drogą wypożyczania losowego, będącego przecież istotą funkcjonowania biblioteki publicznej. Denerwuje mnie to, ponieważ każdy zapisany do biblioteki czytelnik ma takie samo prawo do swobodnego korzystania z jej zasobów, jak inni i wszelkie kumoterstwo w tej kwestii jest po prostu nieetyczne i naganne. Wstyd mi za bibliotekarki, które parają się tym procederem i czynią ze swojego miejsca pracy prywatny folwark. Wstyd mi za wypożyczających, uczestniczących w takich działaniach. Z przykrością stwierdzam, że nie ma biblioteki wolnej od tej plagi. Takie wstrętne obyczaje rodem z minionego ustroju.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jabłuszko, to nie tak, po prostu trzeba się zapisać na listę oczekujących, dostępną absolutnie dla każdego czytelnika mojej biblioteki. Zresztą możliwość rezerwacji przydaje się niekoniecznie przy bestsellerach, a częściej przy książkach, które ktoś wypożyczył, a których potrzebuję.

    Mityczne "znajomości" to taki skrót myślowy, muszę chyba precyzyjniej się wyrażać i nie stroić sobie żartów w notkach, bo fakt, jak teraz to czytam, to brzmi to ostanie zdanie okropnie:(.

    OdpowiedzUsuń
  9. Izo: kolejkę z zapisami do książki rozumiem i nie o niej pisałam :) Taka kolejka w niczym nikomu nie uchybia, jest rozwiązaniem praktycznym i sprawiedliwym. Mój komentarz dotyczył dosłownie takich sytuacji, o których piszę. Są nagminne w większości bibliotek. Wiem z doświadczenia. Bibliotekarki nawet się z tym nie kryją.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wygląda na to, że będę miała szansę czytać w odpowiedniej kolejności ;) Tom 1 pożyczony już czeka na swoją kolejkę, a następne za jakiś czas mają do mnie dotrzeć. Ciekawa jestem, jak mi się ten cykl spodoba!

    Pierwsze słyszę o takich machlojach w bibliotekach. W żadnej z tych, których używam całe szczęście się to nie zdarzyło i nie zdarza. Co najwyżej funkcjonuje kolejka. A i to raczej rzadko, bo aż tylu czytających dookoła nie ma (nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać :P).

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie kolejka funkcjonuje az miło, pod ladą (nomen omen), gdzie zamówione książki sobie czekaja, z reguły pełno. Pewnie to dlatego, że biblioteka sprowadza sporo nowości.
    Co do machlojek -skoro zdarzają sie wszędzie, to pewnie też w bibliotekach (chociaż myślę, że to jednak margines), osobiście wprawdzie nie zauważyłam, ale to pewnie dlatego, że korzystam z nich tylko dla przyjemności.
    Gdybym musiała np. walczyć o jakieś podręczniki uniwersyteckie, pewnie miałabym więcej spostrzeżeń.

    Co do Księżniczki- jestem ciekawa Twoich wrażeń Engo:).

    OdpowiedzUsuń
  12. Książka bez rewelacji, autorka chce skrzętnie ukrywać mordercę, ale nie jest to tak sprytnie ukryte jak u Larssona. Taka trochę zrobiona na przymus.

    OdpowiedzUsuń