wtorek, 24 maja 2011

"Marie jego życia" - Barbara Wachowicz


Oj, nie miał Noblista szczęścia do kobiet. Jako 20-parolatek ze zubożałej szlacheckiej rodziny mógł co najwyżej pomarzyć o założeniu własnej. Jako 30-latek zaczął sobie już wprawdzie wyrabiać markę w literackim świecie, jednak i to nie wystarczało wybrednym rodzicom posażnych panien (zerwane zaręczyny z Marią Kellerówną). W drugiej połowie życia miał odwrotny problem - był tak sławny, że ściągało to amatorki wygrzewania się w blasku tej sławy (druga żona- Maria Romanowska) lub kobiety zakochane bardziej w jego twórczości, niż w nim samym (Maria Radziejowska). Jeśli już udało mu się stworzyć udany, pełnowymiarowy związek (pierwsza żona- Maria Szetkiewiczówna), do akcji wkraczały tzw. czynniki obiektywne, tutaj w postaci gruźlicy, która kilka lat po ślubie pozbawiła życia partnerkę noblisty.
W miarę ustabilizowane życie mógł zacząc wieść pisarz gdzieś ok 60-tki, z zaprzyjaźnioną z nim od lat daleką kuzynką, Marią Babską.
Z takim życiorysem mógłby spokojnie konkurować z Mickiem Jaggerem, tyle, że Sienkiewicz Jaggerem nie był. Co więcej, nie był nawet XIX-wiecznym odpowiednikiem Jaggera, tylko normalnym facetem, który owszem, może popełniał błędy, ale niekoniecznie takie, za które trzeba było aż tak drogo płacić.
"Marie jego życia" traktują o prywatnym i uczuciowym życiu Sienkiewicza. Oparte są na listach, pamiętnikach a także wspomnieniach rodziny Sienkiewicza, a także jego wszystkich miłości. Książkę czyta się jednym tchem, to jedna z nielicznych lektur ostatnio, które przemierzałam, wykorzystując dosłownie każdą wolną chwilę.
To zasługa nie tylko gawędziarskiego stylu autorki, ale także faktu, że niedawna lektura "Rodziny Połanieckich" zostawiła mnie w wieloma pytaniami o biograficzny kontekst książki (a wiele pytań doszło dzięki dyskusji z innymi czytelnikami). Spieszę się zatem podzielić "kodem Połanieckich".
Już w trakcie małżeństwa z Marią z Szetkiewiczów, Sienkiewicz planował napisać "Kronikę szczęścia", zapewne miała to być powieść obyczajowa o miłości i życiu rodzinnym. Śmierć żony w naturalny sposób położyła kres tym planom. Pomysł ekshumował ok. 10 lat później, równolegle do starań o Marię Romanowską- bogatą, rozpieszczoną 20-latkę, przybraną córkę małżeństwa Wołodkowiczów. W pierwszej części "Połanieckich" centralną postacią jest wzorowana na pierwszej żonie Marynia, tak w drugiej najwięcej miejsca poświęca romansowi młodego poety - Ignacego Zawiłowskiego z rozpieszczoną (choć niebogatą) Linetą Castelli. Obydwie historie- prawdziwa i fikcyjna, wykazują znaczne podobieństwa. W obydwu przypadkach motorem napędowym związku były nie osoby zainteresowane, a otoczenie (w książce ciotka, w rzeczywistości przybrana matka). Podobna była również dynamika - początkowa fascynacja kobiet "artystyczną" duszą twórcy wypaliła się, i pozostało tylko ewakuowanie się ze związku, utrudnione dbałością o opinię publiczną. Fikcyjna Lineta ostatecznie zdradziła narzeczonego, prawdziwa Maria, mimo wahań i zerwania narzeczeństwa, poszła jednak ze swoim wybrankiem do ołtarza, tyle, że po miesiącu zmieniła zdanie.
Nie wydaje się, aby sam motyw zerwania narzeczeństwa był zaczerpnięty ze starej historii z Marią Kellerówną - porządną 19-latką wychowywaną niemal na zakonnicę. Zwłaszcza, ze w tamtym przypadku negatywną rolę odegrał ojciec, nie matka bądź ciotka.

Książkę bardzo polecam, można się z niej sporo dowiedzieć nie tylko o życiu uczuciowym pisarza, ale także o prywatnych kontekstach jego twórczości. kto na przykład wie, kim naprawdę był powieściowy Zagłoba?

60 komentarzy:

  1. Z racji mojej lekkiej awersji do Sienkiewicza pewnie bym po nią nie sięgnęła :<

    OdpowiedzUsuń
  2. A czym Ci Sienkiewicz podpadł:)?

    OdpowiedzUsuń
  3. Izuś, tak się cieszę z tego posta! No i kto powie, że to literatura dla ramoli? Zazdroszczę lawendowej wersji, ale w końcu treść tu najważniejsza. Wiesz, byłam wczoraj na spotkaniu autorskim z p. Gutowską-Adamczyk. Dwukrotny jej ambit to było przeczytanie polskich klasyków, bo bez tego ani rusz. Coś w tym jest.:):):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Polska klasyka jest jakimś lekiem na poczucie wykorzenienia. Skądś się wzięliśmy, mamy jakieś dziedzictwo, a nie tylko jesteśmy stadem homo post-sovieticusów. [przepraszam za ew. błędy w odmianie, ale niestety nie znam łaciny:(]

    OdpowiedzUsuń
  5. To smutne, że Sienkiewicz, podobnie jak Mick Jagger, nie czuł się usatysfakcjonowany, pomimo pokaźnego stadka tak zróżnicowanych Marii.
    Książkę Wachowicz postaram się przeczytać, choć biorąc pod uwagę mój nowy projekt "Kraszewski", stanie się to przypuszczalnie za 20 lat. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tego rodzaju książki czyta się "na jednym wydechu"

    OdpowiedzUsuń
  7. Lirael,
    Choć próbował...i próbował:)
    Kraszewski zdążyl zamienić sie w projekt?:)
    Pisanyinaczej,
    u mnie rzeczywiście tak było:).

    OdpowiedzUsuń
  8. Zamiast odnosić się do samej recenzji, a z racji imienia powinnam ;) odniosę się do komentarza, a właściwie twojej odpowiedzi na komentarz: "Polska klasyka jest jakimś lekiem na poczucie wykorzenienia." - Ech, piękne, piękne słowa, Izo i bardzo cię za nie lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. @Iza: a czy jest w książce jakoś porządnie wyjaśnione, czemuż to Romanowskiej-Wołodkowiczównie przestał się podobać mąż? Czy też wszystko jest zrzucone na teściową?:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niedopisanie - to taka próba uchwycenia myśli, która mi się kołacze po głowie od jakiegoś czasu:).

    zacofany.w.lekturze-
    Cała akcja "Sienkiewicz" była pomysłem mamy -wielbicielki "Bez dogmatu". Liczyła na love story by proxy, bo jej samej przecież nie wypadało. Potem było dokładnei jak w Połanieckich- znudziło się jej, córka była bezwolna. W zasadzie do małżeństwa miało nie dojść, ale doszło z matką na ogonie.
    Jeśli był jakiś problem fizyczny, to był on efektem miliona innych problemów w tym układzie. Nie ma wzmianki, czy doszło do konsumpcji czy nie.
    Był cytat z listu (z pamięci), że nei było tu ani miłości, ani poczucia obowiązku, ale no comment, do czego ten obowiązek miał się odnosić, mógł do całokształtu.
    W kazdym razie ew. brak kunsumpcji mógł być tylko wisienką na torcie.
    Jest jakiś milion cytatów z listów przed ślubem, i po rozstaniu też (przekonywał ją w dość sympatycznym tonie), więc ew. teorie autorki nie są wyssane z palca.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Iza: love story by proxy? A gdzie Twoje dziedzictwo, no gdzie?:D Śliczne określenie, trzeba zapamiętać:) Chyba muszę poczekać na jakąś rewizjonistyczną biografię Sienkiewicza:)

    OdpowiedzUsuń
  12. zacofany.w.lekturze- no jak to gdzie moje dziedzictwo? teraz już by się nikt nie bawił w takie wyrafinowane gierki:).

    OdpowiedzUsuń
  13. @Iza: mnie chodziło o ten haniebny:) angielski zwrot. Pomyśl chwilę i spróbuj napisać to samo tak, jakby to zrobił Sienkiewicz albo Orzeszkowa:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nieuregulowany prawnie, krótkotrwały, świadomy i dobrowolny związem między dwoma osobami (płci dowolnej), niemający na celu utworzenia podstawowej komórki społęcznej, na podstawie pełnomocnictwa.
    Może być?

    A propos: co do dalszych losów Romanowskiej- wyszłą kolejny raz za mąz, wyjechała do Szwajcarii, mialą syna, po czym się rozwiodła. Zawsze byłą osobą zamkniętą i wycofaną.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Iza: cudnie, tylko czy naprawdę Twoim zdaniem Orzeszkowa pisałaby o podstawowej komórce społecznej?:P

    OdpowiedzUsuń
  16. Gdyby przejrzeć jej artykuły o kwestii kobiecej, to kto wie?:)

    OdpowiedzUsuń
  17. @Iza: zastrzeliłaś mnie, poddaję się:))

    OdpowiedzUsuń
  18. U Zawistowskiego jest tak: "(...) pan Zagłoba, obok literackich — posiadał też autentycznych, żywych antenatów. Jednym z nich był podobno kalifornijski przyjaciel pisarza — kpt. Ralf (Rudolf) Piotrowski, zarówno wyglądem, sposobem bycia, powiedzeniami, jak i dowcipami doskonale pasujący do swej późniejszej literackiej wersji. Drugiego „żywego” Zagłobę znajdowano w osobie teścia Sienkiewicza — Kazimierza Szetkiewicza, gawędziarza i facecjonisty „wysokiej klasy”." Chyba, że to było pytanie retoryczne - to ja przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. "Projekt Kraszewski" to oczywiście żart, aż tak daleko moje ambicje nie sięgają.:) Ale na jednej powieści na pewno się nie skończy.
    Wracając do Sienkiewicza, to o ile pamiętam, Wachowicz jest jego ogromną wielbicielką. Zastanawiam się, czy ona przypadkiem z przeogromnej sympatii ociupinę go nie wybiela? Tyle tych Marii i z prawie każdą coś nie tak? Pisarz - człek wrażliwy i podówczas już dojrzały - nie czuł, że te wielbicielki tylko jego sławą są zainteresowane?
    Zastanawiam się, czy lektury książki Wachowicz nie byłoby warto uzupełnić o jakąś mniej nasączoną emocjami biografię pisarza - w każdym razie mam na to dużą ochotę. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj Izo :)

    Cieszę się, że napisałaś ta temat tej książki pani Wachowicz. Jest godna przypomnienia, bo niestety bardzo mało osób o niej wie (oprócz moli książkowych, oczywiście).
    Ja na pewno się skuszę, we właściwym czasie, bo Sienkiewicza bardzo lubię i chętnie poznam jego losy głębiej.

    Pozdrawiam
    Elina

    OdpowiedzUsuń
  22. Bazyl - Zagłoba noszący imię Ralf i będący Kalifornijczykiem przeszedł moje najśmielsze pojęcie:).

    Lirael- czy ja wiem? błędem do uniknięcia była ta historia z unieważnionym małżeństwem (nr 3), dlatego przy Marii nr 4, kobiety z problemami psychologicznymi, był bardzo ostrożny i to była raczej taka luźna, korespondencyjna relacja. Moim zdaniem na siłę dodana do książki.
    Dziś omal Bruehla nie kupiłam po Twoich zachwytach:).

    Elino,
    wyznaję ze wstydem, że miesiąc temu Pani Wachowicz też była mi znana jedynie z publikacji prasowych. Ale planuję teraz systematycznie nadrabiać braki:). Również pozdrawiam:).

    OdpowiedzUsuń
  23. Wspaniała recenzja i dziękuję za przypomnienie. Byłam swego czasu (lat temu ...) na spotkaniu autorskim z panią Wachowicz, na którym opowiadała w tak pasjonujący sposób sposób o tych Marysieńkach, że sama nie wiem dlaczego nie zakupiłam tej ksiązki. Jeśli napisana jest choć w połowie tak ciekawie, jak pani Barbara o nie opowioadała to koniecznie muszę przeczytać.
    Guciamal- coś mam kłopoty z logowaniem

    OdpowiedzUsuń
  24. Zacofany.w.lekturze-
    never give up:).
    Guciamal- myślę, że może być to równie barwna opowieśc co ta wysłuchana na żywo. Nie przeczytałam na raz, gdyż po prostu padłam ze zmęczenia, a zapowiadało się, że tak własnie zrobię:).

    OdpowiedzUsuń
  25. @Iza: znowu po angielsku! ja tu widzę niekonsekwencję, polskich klasyków promować i równocześnie komciować w lengłydżu:D

    OdpowiedzUsuń
  26. Postanowiłam dolac oliwy do ogniaPPPP.

    OdpowiedzUsuń
  27. @Iza: Mnie w to graj, ale pomyśl o pani Wachowicz, cóż ona by pomyślała na widok tego językowego rozpasania:D

    OdpowiedzUsuń
  28. Myślisz, że dyskryminowałaby tych spośród swoich czytelników, kórzy pasjami posługują się ponglish?

    OdpowiedzUsuń
  29. @Iza: myślę, że posunęłaby się do metod wyrafinowanej perswazji, aby im to wyperswadować:D Może musiałabyś się nauczyć "Quo vadis" na pamięć?

    OdpowiedzUsuń
  30. Iza, Twoje ostatnie lektury psują mi humor ;P Już nie chcę nowości. Koniecznie musisz dopasować się do blogowych tendencji - sabotujesz wydawniczy rynek nowinek. I to zbyt skutecznie! No naprawdę, tak nie można!

    OdpowiedzUsuń
  31. Tak ostatnio Tołstoja przerabiam, że zaczęłam się zastanawiać nad jakimś rodzimym pisarzem

    OdpowiedzUsuń
  32. Iza, mnie w ogóle naszedł smak na klasykę. Pięknie napisałaś o polskiej lit., pięknie!

    OdpowiedzUsuń
  33. Zacofany.w.lekturze-
    okrutna to kara, chyba przestanę używać wyspiarskich makaronizmów, przynajmniej w tych postach, co do których istnieje prawdopodobieństwo, że do nich zajrzysz.
    Już chyba łatwiej byłoby mi przyswoić międzynarodowe standardy rachunkowości, powinny być nieco krótsze niż "Quo vadis".

    Maiooffko,
    myślę, że wystarczy mnie przeciągnąć przez pole pokrzyw, żebym nabrała rozumu i nawróciła sie na paranormale:). Choć niektórzy miłośnicy "Quo vadis" rzuciliby mnie pewnie na pożarcie lwom.
    A tak serio- Marie są względną nowością, ostatnie wydanie z 2008:).
    Także wilk syty i owca cała:).

    OdpowiedzUsuń
  34. Bsmietanko,
    na razie pozostaję obojętna na wdzięki XIX-wiecznych Rosjan, choć stoją w szeregu na półkach moich rodziców. Może dam najwyżej szansę jakimś krótszym utworom:).

    OdpowiedzUsuń
  35. Kornwalio - na klasykę jako taką, czy na klasykę SF;)?

    Dzięki za miłe słowa:).

    OdpowiedzUsuń
  36. @Iza: to ja bym wolał "Quo vadis" niż te standardy:) I jeszcze wystrzelę zatrutą strzałę: pierwsze wydanie "Marii": 1972 rok.

    OdpowiedzUsuń
  37. Strzała chybiła celu. Sama miałam egzemplarz z 25 letnią p. Wachowicz na okładce;).
    Zresztą bardzo wiele tak zwanych nowości, to wznowienia, albo mocno spóźnione tłumaczenia (np. po kilkudziesięciu latach).

    OdpowiedzUsuń
  38. @Iza: wszyscy wiemy, jak to funkcjonuje. I lepiej późno niż wcale:) Ja tam wciąż dziwię się komentarzom, że jak przeczytałem książkę z 1972 roku, to strasznie się poświęciłem i trzeba mi współczuć:) Dla niektórych literatura zaczyna się (i kończy) na Zmierzchu:P

    OdpowiedzUsuń
  39. Zmierzch jest już passe.
    Tak powiedziała mi ostatnio 15-letnia i już była fanka "Zmierzchu":). Ma zresztą rację, bo w taniej książce leżą tego stosy:).

    OdpowiedzUsuń
  40. @Iza: to widzę, że jestem zacofany, w moim ulubionym hipermarkecie nadal tego cały regał w standardowej cenie:) Widać ich spece od księgarstwa też są do tyłu z bieżącymi trendami:P
    A co w takim razie jest en vogue/na fali/trendi?

    OdpowiedzUsuń
  41. Dla mnie książki Wachowicz to lektury (z przebrzmiałej) młodości. Ile by teraz wznowień nie było :) Chociaż niedawno (względnie) zakupiłam "Kamyk na szańcu" o Aleksandrze Kamińskim i nie jestem pewna, ale to jest bodajże coś w miarę świeżego. Nie pamiętam tego tytułu z bibliotek przynajmniej, a dość uparcie wówczas autorów "zaliczałam" ;)

    PS. Pole pokrzyw to prawie jak spa ;p

    OdpowiedzUsuń
  42. Jesli chodzi o książki wśród raczej nieczytających, to chyba nic. Rynek czeka na kolejne objawienie:).

    OdpowiedzUsuń
  43. W takim razie niech czeka, ten rynek. Ja sobie poczytam starodruk z 1956 roku:)

    OdpowiedzUsuń
  44. Maioofko,
    pokrzywy na spa się nie nadają, bo za tanie, spa musi być drogie:).
    Jeśli chodzi o panią BW - wydaje mi się, że może szykować się rzecz o Chopinie, jeśli nie będzie miała problemów z wydawcą.
    Też mam tendencję do "zaliczania" autorów, ale staram się z tym walczyć, bo łatwo wtedy zaliczyć raz na zawsze i nigdy do takiego zarżniętego autora nie wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  45. zacofany.w.lekturze
    Nie zapytam, czy Kraszewski czy Zola, bo znowu zadryfujemy nie wiadomo dokąd:).

    OdpowiedzUsuń
  46. @Iza: nie lubisz dryfować?:P W zasadzie to Balzac, ale jakoś tak nic mi się nie chceeeeeee... Leniwie czytam Herriota, ale też z 1977, więc się liczy za niemal inkunabuł:D Kraszewski mi jakoś nie wchodził, ale ja próbowałem historycznych powieści, żadna pensjonarska mi w rękę nie wpadła, niestety:)

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie wpadła w ręce? A zaglądałeś na pewien serwis wymiany, na którym "nic nie ma":)?

    OdpowiedzUsuń
  48. Naprawdę, będzie coś nowego? Ależ mnie ucieszyłaś teraz. Kojarzę krótki tekst o Chopinie w "Malwach..." bodajże, ale to był okruch zaledwie :)

    Zaliczanie autorów to był mój sposób na literaturę w szkole. Czasy przed internetem, mało kto czytał, więc człowiek poruszający się po omacku musiał sobie radzić, jak potrafił. A dojenie takiej sprawdzonej jałówki było bezpiecznym sposobem ;P

    PS. Pokrzywy drogie, bo hodowane na krystalicznych źródłach perrier i na każde tarzanie - nowe pole ;)

    OdpowiedzUsuń
  49. Ja mówiłem o czasach, gdy się czytało i czytało, a nie pięć książek miesięcznie z bólem:) Nie zaglądam do serwisu wymiany, mam zero punktów i jeszcze jestem zapożyczony:D A propos, słyszałaś o nowym serwisie wymiany?

    OdpowiedzUsuń
  50. Maioofko,
    szanse są, po roku chopinowskim mogło się zebrac nieco materiału link.
    W szkole czytaląm raczej lektury uzupełniające, potem lektury uzupełniające do lektur uzupełniających, itd.


    P.S. masz fantazję, pokrzywy perrierem podlewać.:)
    Ew. można pokrzywy z ekologicznie czystego Podlasia wywozić tam, gdzie pokrzyw nie ma i dopiero w tym miejscu życzyć sobie za nie jak za zboże.

    zacofany.w.lekturze
    mam na razie 160 nieprzeczytanych książek w domu, i na razie mówię pas (wiem, że dla Ciebie i Maioofki taka ilość jest śmieszna). zaglądałam na fintę, ale tam na razie króluje fantastyka.

    OdpowiedzUsuń
  51. Maiooffko,
    na warsztacie jest jednak co innego, Chopin pewnie czeka w kolejce.
    "Ponadto przez cały czas - od lutego do maja - praca nad albumem o polskich dworach związanych z wielkimi Polakami dla Wydawnictwa "Świat Książki" oraz nad V tomem "Wiernej rzeki harcerstwa" - "Gotowi do lotu"."

    OdpowiedzUsuń
  52. @Iza: to jesteś na bieżąco z serwisami internetowymi:) A 160 to faktycznie nic, dasz radę w pół roku:))

    OdpowiedzUsuń
  53. Też ciekawie. Do tej pory w temacie królowały chyba "Polskie gniazda rodzinne" Miliszkiewicza. I drogie to było. Może nowe wydanie nasyci trochę rynek i ceny opadną :) Bo moja patologiczna przypadłość nadal woła o kolejne tomy! :D

    OdpowiedzUsuń
  54. acofany.w.lekturze- przeceniasz moje możliwości o kilkaset %.
    Maioofko- pożądac ksiązek jeszcze nienapisanych- to już wyższa szkoła jazdy:).

    OdpowiedzUsuń
  55. Iza - na klasykę klasykę :) Teraz się za Golema zabrałam.

    OdpowiedzUsuń
  56. @Iza: póki jeszcze potrafisz się doliczyć, ile masz do przeczytania, to nie jest źle:) Ja się pogubiłem przy dwieście pięćdziesiątej książce:P

    OdpowiedzUsuń
  57. Kornwalia- zawsze mnie zaskoczysz swoimi lekturami:).

    Zacofany.w.lekturze- pozostaje mi zatem życzyć długiej emerytury we względnym komforcie zdrowotnym i finansowym:).

    OdpowiedzUsuń
  58. @Iza: zważywszy mój talent finansowy, zdany jestem na jałmużnę z ZUSu:P

    OdpowiedzUsuń
  59. Dziękuję za linka :) Teraz nie mam wyjścia - musze przeczytać... tylko :Rodzine Polanieckich" chyba wcześniej łyknę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiek,
      myślę, że kolejność czytania dowolna:). Jeśli przeczytasz najpierw "Marie", łatwiej Ci będzie śledzić smaczki w "Połanieckich":).

      Usuń