piątek, 21 października 2011

"Historia urody" - Georges Vigarello


Gdy dostałam propozycję zrecenzowania "Historii urody" rzuciłam się na nią jak pies na świeżą porcję kiełbasy. Jakiej kobiety nie zainteresuje taki temat? Początkowo jednak wszystko wskazywało na to, że połamię sobie na tym daniu zęby. Książka nie jest bowiem prostą historią ubioru, bądź pielęgnowania urody. Autor omawia kolejne epoki (poczynając od renesansu), zaczynając od roli ciała (a ta nie brała się z powietrza, zazwyczaj była wypadkową koncepcji dotyczących człowieka w świecie, kulturowych tabu, roli nauki no i oczywiście stosunków społecznych), poprzez szczegóły (w każdej epoce inne części ciała uważane były za atrakcyjne), kończąc na tym, jak manifestowało się to nie tylko w stroju, ale także w literaturze i sztuce. Książka jest niezwykle erudycyjna, omówione są w niej setki dzieł, nie mówiąc już o literaturze fachowej, a w nowszych epokach - nawet prasie i reklamie. Mimo, że nie znajdziemy w niej ilustracji, same opisy są dokładne, wyczerpujące i świetnie ilustrują tezy autora.
Po początkowym oszołomieniu nadmiarem treści znalazłam swój sposób czytania tej książki, koncentrując się interesujących mnie zagadnieniach, inne traktując bardziej pobieżnie.
Przyznam szczerze, że najbardziej zainteresował mnie wiek dwudziesty z kultem pielęgnacji urody, który zaczął pełnić rolę opium dla ludu jak również związki urody z ... faszyzmem.
Moim zdaniem "Historia..." słabo nadaje się do czytania "jednym ciągiem", może wówczas przytłoczyć, ale zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Może ona wzbogacić naszą wiedzę i nadać nowy kontekst dotychczasowym zainteresowaniom. Buszujący po muzeach całego świata miłośnicy sztuki z chęcią zagłębią się w rozdziały o wieku XVI i XVII. Z kolei dwa następne wieki będą szczególną gratką dla fanów klasycznej literatury (wiele miejsca poświęcono tu np. Zoli i Flaubertowi).
Część współczesna zainteresuje każdego, kto chciałby zajrzeć pod podszewskę popkultury.
Dlatego też polecam, choć z zastrzeżeniem- łatwo nie będzie:).

17 komentarzy:

  1. No ale bez ilustracji?? Zupełnie zupełnie? Wydawca skąpiec okropny:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Fffcale a fffcale. Niejaka clevera pisała, że co mogła to oglądała w necie, ja niestety nie jestem taka pilna:(.
    http://clevera.blox.pl/2011/10/Historia-urody-Georges-Vigarello.html

    OdpowiedzUsuń
  3. W dzisiejszych czasach pożałować na chociaż kilka obrazków - to naprawdę wbrew sztuce. Jakby atlas anatomiczny z samymi opisami - poczytaj, chirurgu, a w naturze zobaczysz u pierwszego przekrojonego pacjenta:P

    OdpowiedzUsuń
  4. A może to zamysła autura, który chce sie przeciwstawić kulturze zamienionej w obrazki?
    ciekawe jakie są zagraniczne wydania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Historykom sztuki powiedz to o tej kulturze obrazkowej. "Drodzy studenci, nie zobaczycie Mony Lizy, bo protestujemy przeciwko obrazkowości, ale za to dokładnie ją wam opiszę":P

    OdpowiedzUsuń
  6. Tu jest o tyle dobrze, że nie chodzi o artyzm, a o tendencje obowiązujące w danej epoce. napisałąm do jakiegoś francuskiego blogera, jeśli odpowie to się dowiemy czy to oszczędność czy perwersyjne pomysly autora:).

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny pomysł, niestety w amazonie nie ma wglądówek.

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka wydaje się być bardzo ciekawa. A w kwestii obrazków a raczej ich braku pozwolę dorzucić swoje trzy grosze. Jeśli w zagranicznych nie ma obrazków to widocznie autor nie wątpi w erudycję swoich czytelników i zakłada, że znają wszystkie dzieła, do których się odwołuje. Należy też zwrócić uwagę o jakich obrazach wspomina, bo jeśli faktycznie są to sztandarowe dzieła epoki, charakterystyczne dla niej, to umieszczanie reprodukcji można sobie darować. A jeśli jest to wybór naszego rodzimego wydawcy, to zapewne wszystko rozbija się o pieniądze.Wydanie z obrazkami musiało by być o wiele droższe i z założenia czytelnik by go nie kupił.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mo,
    wybrane do omówienia książki są różne. Początkowo ikonografia to głównie głośnie dzieła, potem dochodzi też prasa. Niewielu jest erudytów, którzy mieliby w małym palcu XIX wieczne katalogi mody:).Autor jest jednak na tyle sprawny w tych swoich opisach, ze można wiele rzeczy zostawić wyobraźni.

    Zwl- drażąc sprawę dalej- francuska wersja ma dokładnie tyle samo stron co polska, jesli są tam obrazki, to w liczbie co najwyżej trzechPPPP.

    OdpowiedzUsuń
  10. brak ilustracji jest tu zadziwiajacy, wietrzę jakieś oszczednosci...

    OdpowiedzUsuń
  11. Pani Olu, sprawa jest intrygująca i obiecuję ją zbadać:). Z ilustracjami byłaby to wymarzona ksiażka dla Pani:).

    OdpowiedzUsuń
  12. Jako buszująca po muzeach (nie tyle całego świata), co kawałka Europy z wielką chęcią będę delektować się taką pozycją. Już zaczynam buszować w poszukiwaniu książki. Podobnie jak clevera będę posiłkować się netem. Podobną przygodę przeżyłam z Gawędami o sztuce Bożeny Fabiani (było tam parę reprodukcji, ale zdecydowanie za mało, jak dla mnie).

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeśli obrazków nie ma też w oryginale, to znaczy, że wydawca francuski też brudny skąpiec, a nie że autor liczy na erudycję czytelnika:) Chyba że to taki skrypt dla studentów wydany na powielaczu:P

    OdpowiedzUsuń
  14. Łatwo już było czas na trudniejsze książki :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czy wzmianki o Flaubercie dotyczą "Pani Bovary"? Ciało w tym roku cieszy się wyjątkowym zainteresowaniem, widziałam w zapowiedziach wydawniczych tom I "Historii ciała" wydawnictwa słowo/obraz terytoria. Też wygląda na ciekawą rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  16. Guciamal,
    napisałam@:).
    Zwl- jest jeszcze taka możliwość, że autor wolał zeby jego erudycyjne popisy nie byly niczym zakłócone.Choć wątpię. Pewnie wszyscy skąpią, bo książki dość niszowe:(.
    Lirael,
    tak. Choć wyjątkowo długo i w detalach wałkuje Nanę. pani Bovary co najwyżej przemyka się w cieniu.
    Zapewne wszystkie książki tego autora na pokrewne tematy są ciekawe, z wyjątkiem może "Historii gwałtu":).

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzięki za maila, bardzo się ucieszyłam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń