piątek, 14 października 2011

"Na północ" - Elisabeth Bowen

Londyn, lata 30-ste. Cecylię i Emmelinę, mieszkające razem szwagierki, dzieli prawie wszystko. Ta pierwsza jest urodzoną party animal, mimo, że niedawno owdowiała bez problemu zawiera kolejne znajomości z mężczyznami. Przysparza tym nieustannych zmartwień swojej ciotce Lady Georginie, która obawia się, ż trzydziestolatce nie uda się po raz kolejny ustabilizować.
Odwrotnie Emmelina. Znacznie młodsza od Cecylii, poważna i zdystansowana, na pozór interesuje się tylko rozkręcaniem swojego biznesu - biura podróży.
Pojawienie się w ich egzystencji Marka Linkwatera (w życiu zawodowym - utalentowanego prawnika, w prywatnym zaś niezłej szui) doprowadzi do zamiany ról obydwu kobiet, zaczną postępować pozornie niezgodnie z własnym charakterem. A nie będzie to koniec komplikacji, gdyż na uczuciowej giełdzie sytuacja zmienia się w każdej chwili...
Książka jest dość nietypowo skonstruowana. Już z opisu widać, że będzie w przeważającej części dotyczyć uczuć. Tymczasem co najmniej do połowy czytamy o kolejnych (przyznam, że smakowitych) sytuacjach towarzyskich. To co najważniejsze jest ukryte gdzieś między słowami. (skojarzenie do tytułu pewnego filmu- nieprzypadkowe). W drugiej połowie intencje autorki zaczynają się krystalizować. Ale mimo, że zaczyna ona pisać o uczuciach, to "najważniejsze" wciąż umyka. To chyba pierwsza książka, którą czytałam, której akcja rozgrywa się w podświadomości bohatera, przy czym ta podświadomość wciąż zostaje w ukryciu.
Na początku książka spowodowała u mnie wzruszenie ramion. Co z tego, że jakaś panienka nie potrafiła poradzić sobie z uczuciem? Z drugiej strony - tę sytuację da się zuniwersalizować. Nie znamy siebie do końca i nigdy nie wiadomo, w jakiej sytuacji nasza podświadomość się uaktywni i postanowi podstawić nam nogę:).
Książka zdecydowanie dla wrażliwego czytelnika:). A ponieważ trudno mi określić, czy ja się do takich zaliczam, więc sama nie wiem, czy mi się podobało:).

Dla zastanawiających dodam, że Elisabeth Bowen bywa czasem porównywana do Henry Jamesa i Virginii Woolf. Otóż James jest przy niej mistrzem konkretu. Podobieństwa do Woolf musicie zbadać sami:).

Źródło zdjęcia

23 komentarze:

  1. A z którego roku jest to wydanie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię tę serię. Teraz już wiem, ze to Nike ze skrzydłem, ale dawniej - myślałam, ze to taki stworek z nochalem - zwłaszcza tak patrząc z daleka ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Stworek z Nochalem- ładne rzeczy:).
    BTW- dziękujemy za reklamę projektu Kraszewski u Pani Musierowicz:). Bo to chyba twoja sprawka?:).

    OdpowiedzUsuń
  4. Książki nie czytałam, więc troszkę nie na temat. Jakież dziwne bywają skojarzenia- wpatruję się w Nike i nijak nie mogę w niej dostrzec stworka z nochalem :( Agnesto ma wyobraźnię, albo ja nie mam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak będzie okazja poszukam podobieństw do V. Woolf :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Guciamal- tu chodzi chyba o dziecięcą wyobraźnię Agnesto:). Dzieci to inny gatunek, jeśli chodzi o takie spostrzeżenia.
    kasiu,
    ja powinnam zapoznać się z Woolf. Tylko kiedy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Film "Między słowami" wręcz uwielbiam. Choć Twoja recenzja nie jest szczególnie entuzjastyczna, proza pani Bowen zdecydowanie mnie zaintrygowała. Mam nadzieję, że uda mi się wyłowić jej powieść w odmętach szafy. :) I James, i Woolf we mnie wywołują dość pozytywne skojarzenia.
    Co do Nike to ja w dzieciństwie widziałam na tych okładkach szkockiego setera w szlafroku! :)
    P.S.
    Dziś "Na północ", ostatnio "Na polu chwały". What next? Stawiam na "Na południe od granicy, na zachód od słońca" Murakamiego, ewentualnie "Na wschód od Edenu" Steinbecka. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Sprostowanie: teriera, nie setera! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mary,
    polecam się na przyszłość:).

    Lirael,
    nie mogę się zdecydować, czy książka jest dla mnie, czy nie dla mnie, ale ma swoje zalety i na pewno znajdzie swojego amatora.
    RozumieM, że skrzydło to pysk teriera?
    Kolejny tytul chyba przelamie tę serię:(. Ale przyznam, że mnie podpuściłaś, zaraz sprawdzę, czy nie mam czegoś krótkiego. Może "Na jagody"?

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, to zdecydowanie pysk, nawet ucho klapnięte jest. :) "Na jagody" może być, byle nie "Na cmentarzu - na wulkanie". :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Polecam jeszcze krótszą formę Fisia i Lusia na wakacjach :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Przyznam, że mnie zaintrygowałaś. O książce nie słyszałam, ale może mi się spodoba? Zaryzykuję:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czas i miejsce akcji same w sobie są w stanie bez problemu skłonić mnie do tej lektury. I chociaż czytają Twoje słowa, pomyślałam podobnie jak Ty: "Co z tego, że jakaś panienka nie potrafiła poradzić sobie z uczuciem?", pewnie kolejne przeciętne romansidło z miłych tłem historycznym, to jednak jest w tej opinii coś, co mnie pociąga i intryguje. Cóż, na pewno zapamiętam :)
    A co do Twojego komentarza u mnie (dotyczącego Tristana i Izoldy) to i mnie, zaraz po przeczytaniu, wątek napoju miłosnego, i szczerze mówiąc cała historia, nie porywała, nie poruszała, nie wywoływała żadnych większych uczuć. Cóż, to wytłumaczenie sprawia, że napój miłosny nie jest tak negatywnie przeze mnie odbierany, ale jednak nadal nie mogę powiedzieć, że historia Tristana i Izoldy poruszyła jakąś wrażliwą strunę mojej czytelniczej duszy ;)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Ala

    OdpowiedzUsuń
  14. Ala,
    ale wtopa, nie ustawiłam sobie subskrypcji Twojego wątku i zapomniałam zajrzeć:(. Absolutnie nie jest to banalne romansidło, ciekawa jest choćby warstwa obyczajowa, no i zapomnij o opisach jakichkolwiek uniesień (czy to fizycznych czy uczuciowych), niezbędnym składniku każdego porządnego romansu:).

    OdpowiedzUsuń
  15. Lirael - mam zaczęte "Na stracenie" Krasińskiego, ale raczej nei wyrobię się z recenzją w pierwszej kolejności:).
    Guciamal- nie znam:).
    No i mam jeszcze jedną pozycję: KWIATY NA PODDASZU:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mery- nigdy nie wiadomo:). książka nie jest "dla każdego", ale ma swoje zalety:).

    OdpowiedzUsuń
  17. "Kwiaty na poddaszu" to jakiś biały kruk, chyba Padma kiedyś pisała o tej książce.
    Uprzejmie donoszę, że właśnie nabyłam na Allegro dwie pozycje pani Bowen: "Na południe' i "Dziewczynki"(KIK). :)
    Wyczytałam, że według "Last September" powstał niezły film.

    OdpowiedzUsuń
  18. Lirael,
    podobno biały jak śnieg- ja mam egzemplarz bez okładki:).
    "Na południe"?:) To chyba pomyłka freudowska, północ nie oznaczała dla bohaterów niczego dobrego:).

    OdpowiedzUsuń
  19. Iza,
    z Freudem coś jest na rzeczy, bo kiedy wspomniałaś, że skończyłaś czytać Bowen, moją pierwszą myślą było: może akurat "Na południe";)))
    Hasła: party animal, sytuacje towarzyskie działają na mnie motywująco, jak wyjdę z fazy węgierskiej (taki mam obecnie okres;), to ruszę na północ. Ciekawi mnie, co za miesiąc pomyślisz o tej powieści:)

    OdpowiedzUsuń
  20. To Freud lub wpływ Stachury: na południe wędrujmy milordzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. W grę wchodzi jeszcze tęsknota za ciepłym klimatem;)

    OdpowiedzUsuń