Kowalscy to para jakich wiele w mieście stołecznym Warszawie. Obydwoje są "elementem napływowym". Paweł pochodzi z Krakowa, Irena zaś z Kazimierza nad Wisłą. Obydwoje przygnała do tego miasta (jakżeby inaczej) praca. Są jakiś rok po ślubie, niczego się jeszcze nie dorobili, wynajmują tylko nędzny pokoik w Śródmieściu u pani Sklepiczyńskiej. W końcu, wiedzeni potrzebą posiadania własnego kąta przeprowadzają się do małego mieszkanka na Żoliborzu (wówczas były to niemal przedmieścia). Jako, że rzecz dzieje się w latach 30-stych za mieszkankiem nie idzie kredyt hipoteczny, który spłacaliby pewnie do dziś:).
Ale to nie jedyne zmiany w ich życiu. Tak się składa, że obydwoje Kowalscy uwielbiają rozmawiać. Być może wynika to z tego, że są parą jeszcze dość świeżą, która wciąż nie działa na zasadzie autopilota i wykazuje pewną otwartość na drugiego człowieka;). Jedna z takich rozmów zostaje przypadkiem nie tylko podsłuchana, ale i wyemitowana w radiu. Odtąd za Kowalskimi snuje się niewidzialny cień. Każde wydarzenie z ich życia (wywiadówki, Boże Narodzenie, wizyta teściowej i ciotki feministki, domniemana kochanka Pawła, atak wyrostka u Ireny), zostaje detalicznie obgadane, czasem kończy się chwilą zadumy, czasem karczemna awanturą, a czasem... (tu spuszczamy zasłonę milczenia, jesteśmy ostatecznie w dość purytańskich latach 30-stych). No a rozmowy te może usłyszeć niemal online od razu pół Polski.
Po co w ogóle śledzić rozmowy przeciętniaków o ich zwyczajnym życiu?
"Wszyscy ukrywamy porażki, lęk, desperacką nadzieję jak sekretną chorobę. Noszac nędzę w sercu chodzimy jak pawie. Doznalem ulgi wejrzawszy - niewidzialny - w głąb życia państwa Kowalskich. Dlatego postanowilem spotkać ich jeszcze nie raz i rozplotkować przez radio podsłuchane rozmowy. Żeby ci, którzy rozpaczają nad własnym ubóstwem i ci, którzy małość swego życia uważają za haniebny wyjątek we wspaniałych dziejach ludzkości - żeby ci właśnie zostali pocieszeni".
"Kowalscy" to pierwsza polska powieść radiowa, jeszcze z czasów przedwojennych, na dużo jednak wyższym poziomie niż mocno telenowelowe produkcje PRL-owskie. (nie wyobrażam sobie wydanych w formie książkowej Matysiaków). Najbardziej skojarzyli mi się z felietonami rodzinnymi Talków, tyle, że tu chyba więcej jest ciepła, mniej natomiast satyry (co nie oznacza, że Marii Kuncewiczowej zbywa na poczuciu humoru).
Książka zdecydowanie nadaje się do podczytywania (w autobusie, poczekalni u dentysty, przy myciu zębów....). A jeśli ktoś chciałby zasymulować oryginalne warunki brzegowe - czyli radio, może pokusić się o głośne czytanie.
Przeczytane w ramach akcji:
Źródło zdjęcia okładki: allegro.
Ale to nie jedyne zmiany w ich życiu. Tak się składa, że obydwoje Kowalscy uwielbiają rozmawiać. Być może wynika to z tego, że są parą jeszcze dość świeżą, która wciąż nie działa na zasadzie autopilota i wykazuje pewną otwartość na drugiego człowieka;). Jedna z takich rozmów zostaje przypadkiem nie tylko podsłuchana, ale i wyemitowana w radiu. Odtąd za Kowalskimi snuje się niewidzialny cień. Każde wydarzenie z ich życia (wywiadówki, Boże Narodzenie, wizyta teściowej i ciotki feministki, domniemana kochanka Pawła, atak wyrostka u Ireny), zostaje detalicznie obgadane, czasem kończy się chwilą zadumy, czasem karczemna awanturą, a czasem... (tu spuszczamy zasłonę milczenia, jesteśmy ostatecznie w dość purytańskich latach 30-stych). No a rozmowy te może usłyszeć niemal online od razu pół Polski.
Po co w ogóle śledzić rozmowy przeciętniaków o ich zwyczajnym życiu?
"Wszyscy ukrywamy porażki, lęk, desperacką nadzieję jak sekretną chorobę. Noszac nędzę w sercu chodzimy jak pawie. Doznalem ulgi wejrzawszy - niewidzialny - w głąb życia państwa Kowalskich. Dlatego postanowilem spotkać ich jeszcze nie raz i rozplotkować przez radio podsłuchane rozmowy. Żeby ci, którzy rozpaczają nad własnym ubóstwem i ci, którzy małość swego życia uważają za haniebny wyjątek we wspaniałych dziejach ludzkości - żeby ci właśnie zostali pocieszeni".
"Kowalscy" to pierwsza polska powieść radiowa, jeszcze z czasów przedwojennych, na dużo jednak wyższym poziomie niż mocno telenowelowe produkcje PRL-owskie. (nie wyobrażam sobie wydanych w formie książkowej Matysiaków). Najbardziej skojarzyli mi się z felietonami rodzinnymi Talków, tyle, że tu chyba więcej jest ciepła, mniej natomiast satyry (co nie oznacza, że Marii Kuncewiczowej zbywa na poczuciu humoru).
Książka zdecydowanie nadaje się do podczytywania (w autobusie, poczekalni u dentysty, przy myciu zębów....). A jeśli ktoś chciałby zasymulować oryginalne warunki brzegowe - czyli radio, może pokusić się o głośne czytanie.
Przeczytane w ramach akcji:
Źródło zdjęcia okładki: allegro.
ciekawe jak historia sie lubi powtarzać:)
OdpowiedzUsuńZmieniaja się tylko detale (pończochy nie z nylonu a a jedwabiu np.:)).
UsuńWłaśnie czytam. Po kawałeczku - w tramwaju, autobusie i przy myciu zębów;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Można powiedzieć, że podwójnie się zgrałyśmy:). Pozdrowienia:).
UsuńKuncewiczowa jak widać ma wiele oblicz, tzn. jej twórczość. Cieszę się, że Lirael nas tak zmotywowała do czytania.
OdpowiedzUsuńrzeczywiście, pomysł chwycił. nie ma dnia, żeby ktoś nie informowal, co przyniósł z biblioteki:).
UsuńSwietna propozycja :)
OdpowiedzUsuńKasiu,
Usuńciesze się, że tak uważasz:).
Ja jeszcze się nie zmierzyłam z MK. Muszę przypomnieć sobie "Cudzoziemkę", bo dawno temu bardzo mi się podobała, a w ramach wyzwania przeczytam chyba "Fantomy". Pewnie będzie dużo odkryć, bo Kowalskich też z chęcią bym zaliczyła.:)
OdpowiedzUsuńJa też nastawiałam się na "Fantomy", ale w bibliotece "wyszły". Na razie się nie skuszę, gdyż czytam inne dzieła pamiętnikopodobne. A Kowalskich polecam, najwyżej zaliczysz już po zakończeniu wyzwania:).
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, jaką objętość mieliby "Matysiakowie" wydani w wersji książkowej. :D Prawdopodobnie byliby sprzedawani w komplecie z wózkiem widłowym. :)
UsuńPlanuję przeczytać tę powieść. W marcu może nie dam rady, ale w przyszłości. Miałam obawy, że "Kowalscy..." się zestarzeli, ale z Twojej recenzji, która zresztą wprawiła mnie we wspaniały nastrój, wynika, że wcale nie.
Lirael,
UsuńJesli chodzi o Matysiaków - były próby wydawania ich w formie ksiązkowej: http://allegro.pl/matysiakowie-1-4-autografy-matysiaka-matysiakowej-i2157271345.html
Kowalscy natomiast natomiast myśle, że się nie zestarzeli, a że sceneria nieco odmienna i zwyczaje (dwumiesięczniak jest np. żywiony winogronami), to chyba nawet lepiej:).
"Matysiakowie" to też na pewno kopalnia obyczajowych smaczków. Ta edycja pochodzi z lat siedemdziesiątych. Aktualna przypuszczalnie miałaby liczbę tomów dorównującą skandynawskim sagom.
UsuńZastanawiam się, czy powieść radiowa miałaby szanse u współczesnych słuchaczy, ale wydaje mi się, że nie wzbudziłaby aplauzu.
Lirael,
Usuńteraz nie stety na topie są obrazki (czyli TV). Stare seriale święcą triumfy, o Matysiakach nikt już nie pamięta...
A ja muszę powiedzieć, że o Matysiakach dowiedziałam się bardzo niedawno, bo dopiero kilka lat temu. Nie słucham regularnie, ale jak mi się zdarzy, to bardzo lubię. Jestem wychowana na bajkach "słuchanych", z płyt gramofonowych i kaset magnetofonowych i nawet teraz do nich chętnie wracam :)
UsuńB. Nie wiedziałam, że jeszcze Matysiakowie są w eterze, może kiedyś na nich zapoluję:). Już kilka lat temu były projekty zakończenia serialu.
UsuńJa wprawdzie nie słuchałam bajek z kaset, ale czyhałam codzienie na radio dzieciom (a tam były kiedyś takie rarytasy jak Mikołajek w wykonaniu Ireny Kwiatkowskiej).
Pozdrowienia;).
Na Jedynce w sobotę są Matysiakowie, a w niedzielę "W Jezioranach". W zeszłym roku czy może jeszcze dalej Matysiakowie obchodzili dosyć hucznie pięćdziesiąt lat!
UsuńA Irenę Kwiatkowską jako Plastusia to mam na kasecie. Rewelacja.
Pozdrawiam również :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńW Jezioranach seniorem rodu musi być teraz Artur Barciś?
UsuńPostaram sie zapolowac na którys serial:). Mąż się będzie dziwnie patrzył, ale co mi tam:).
Nie słucham cyklicznie, ale jak trafiam, to akurat na rodzinę Jabłońskich, u których najstarszy jest Janusz Kłosiński (chyba) :))
UsuńPaństwo Kowalscy leżą już "rozpoczęci" na moim stoliczku, dlatego nie chciałabym w jakikolwiek sposób się sugerować czy nastawiać i Twoją opinię przeczytam sobie po skończonej lekturze, a jestem jej bardzo ciekawa. :) Wrócę tu więc za czas jakiś :))
OdpowiedzUsuńB.
Usuńbęde wyglądać notki:). Pozdrowienia:).
Przeczytałam i jestem zachwycona! Teksty, chociaż z lat 30. ubiegłego wieku - świeże i aktualne. Poza tym, że trafiłam na kilka słów, które wyszły już z użycia, to w żaden sposób nie odczułam, że książka się zestarzała. :)
Usuń'element napływowy' mnie rozbawił' :))
OdpowiedzUsuńBluedress- mam nadzieję, że nie obraziłam współczesnych imigrantów z innych stron PL:).
UsuńIza trzeba mieć poczucie humoru i dystans do siebie ;))
UsuńAno:).
UsuńChętnie słuchałam kiedyś Matysiaków. Lubiłam też słuchać czytanych w radio powieści. Pamiętam np. Anię z Zielonego Wzgórza w interpretacji Kolbergera (Gilbert) i Anny Romantowskiej (Ani). Od tamtego czasu, a były to chyba lata siedemdziesiąte/osiemdziesiąte zapałałam sympatią do pani Ani (ma ona u mnie duży kredyt zaufania). Pana Kolbergera lubiłam od zawsze. Nie wiem, jak inni, ale ja chętnie posłuchałabym czytanych powieści w radio. Słuchanie audiobooków to nie to samo- jest jeden lektor i nie każdemu Bozia dała talent, są tacy, którzy szkodzą czytanym dziełom.
OdpowiedzUsuńIza- i ty Brutusie masz jeszcze weryfikację obrazkową :(
Guciamal,
Usuńja nigdy nie miałam weryfikacji, podstępem mi ją chyba upchnęli, zaraz sprawdzę.
Kolbergera bardzo dobrze wspominam "Łuk triumfalny", czytany w Lecie z radiem chyba. no normalnie zakochac się można (w głosie):).