wtorek, 23 października 2012

"Dajcie mi jednego z was" - Jacek Getner

Od wydawcy:
Na ulicach miast, w szkołach i restauracjach coraz częściej pojawiają się szaleńcy z bronią, którzy postanawiają ukarać społeczność w jakiej żyją, za mniej lub bardziej wymyślone krzywdy, jakich od niej doznali. Uderzają na oślep, skazując na śmierć wiele niewinnych osób, tylko dlatego, że należą do tej zbiorowości lub przypadkiem się wśród niej znaleźli. Główny bohater tej książki, Głos, jest inny. Starannie wybiera ze swojej przeszłości cztery osoby, które kiedyś go skrzywdziły. Jest wśród nich jego surowy dowódca z wojska oraz mężczyzna, który uwiódł jego żonę. Jest także bardzo bogaty biznesmen, który w nieuczciwy sposób przejął jego firmę, jak również przywódca sekty religijnej, który odebrał mu resztkę nadziei na lepsze życie. Owe cztery osoby stają przed dylematem. Czy próbować się oprzeć żądaniom Głosu? Czy może ulec im, skazując kogoś spośród siebie na śmierć i tym samym ocalić własne życie? Głos chce bowiem tylko egzekucji jednego z nich, lecz wybór ofiary pozostawia samym zainteresowanym.



Jakiś czas temu zgodziłam się wziąć do recenzji książkę Jacka Getnera "Dajcie mi jednego z was". Do dziś zastanawiam się, co mną kierowało, gdyż egzemplarze recenzenckie w tej chwili omijam szerokim łukiem.
Dość długo to trwało, zanim zajęłam się książką, w tym czasie mogłam sobie poczytać trochę opinii innych blogerów. Przypominały one nieco kulę śniegową- kolejni czytelnicy doklejali do swoich recenzji najciekawsze punkty pojawiające się w recenzjach bądź komentarzach u innych czytelników, a moje przerażenie rosło. Byłam już niemal gotowa odesłać autorowi książkę. Powstrzymała mnie jednak moja niechęć do kolejek na poczcie.
Niestety czy na szczęście?
Zacznę od rozłożenia na czynniki pierwsze tej kuli śniegowej (czyli dotychczasowych recenzji) żeby zobaczyć, co zgarnęła po drodze.
  • Literówki i błędy interpunkcyjne. No tak, jednym z powodów, dla których wzięłam tę książkę, był fakt, że autor nie jest nowicjuszem w branży literackiej. Przedstawił się jako scenarzysta dwóch polsatowskich seriali. Niestety - wpadł w pułapkę zastawioną na żółtodziobów.
  • Okładka. Ok, jest w jakiś sposób związana z treścią, ale tak offowa, że niemal się przestraszyłam wyciągając książkę z koperty.
  • Niebudzący sympatii bohaterowie. Rozwinę ten punkt przy pomocy pewnej historyjki. Otóż od kilku lat nie mam w domu telewizora. Ma go za to mój sąsiad i w godzinach, w którym w naszym budynku panuje względna cisza ogląda sobie na cały regulator "Sędzię Annę Marię Wesołowską". Otóż znaczna część ścieżki dialogowej to krzyki i przekleństwa. Nie miałam jakiegoś pogłębionego kontaktu z serialami Jacka Getnera ("Daleko od noszy" oraz "Malanowski i partnerzy"), ale wam wrażenie, że "Dajcie mi..." opisuje ten sam świat. Polskę brzydką i nieatrakcyjną, Polskę noir. I dotyczy to oczywiście nie tylko bohaterów, ale całego opisanego świata.
  • Niedociągnięcia fabularne. Nie wiem, czy opisane przez jedną z blogerek zachowanie bohaterów po uwięzieniu (zamiast kombinować, którego wyeliminować, grają w zapałki i gadają) to niedociągnięcie, czy nie. Da się jednak zauważyć, że autor stosuje pewne skróty fabularne. Mi nieco zgrzytała np. zbyt duża rola przypadku.
Czego natomiast w recenzjach nie znalazłam?
  • Książka mimo wszystko nieźle się czyta i sprawdza się jako wypełniacz czasu. Owszem - jest to zapewne drukowany odpowiednik "Sędzi Anny Marii  Wesołowskiej" czy innego serialu oglądanego po robocie z piwkiem w ręku. Ale taka nisza wszak tez jest potrzebna.
  • Mizoginizm. Nie wiem, czy to przypadek, że większość bohaterów miała nieciekawe doświadczenia z kobietami. A bohaterki też raczej nie są opisane z sympatią. Dlaczego ma to znaczenie? Większość książkowej blogosfery to kobiety. Nie ma się co dziwić, że nie zakochały się w książce od pierwszego wejrzenia.

28 komentarzy:

  1. Też miałam swego czasu przeczytać tę książkę, ale jakoś rozeszło się po kościach. Po Twojej opinii sądzę, że dobrze się stało, bo już sam fakt, że jest dużo literówek mnie odrzuca, a jak jeszcze w ogólnym zarysie książka nie prezentuje się zbyt ciekawie to mojego zachwytu by nie wzbudziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo,
      witam na moim blogu. Na zachwyty nie ma się co nastawiać, to raczej taka książka do autobusu. Ale skoro nei leży Ci etmatyka, to faktycznie dobrze sie stało.

      Usuń
    2. Iza, a ja na przykład w autobusie lubię czytać naprawdę dobre książki, bo inaczej dostaję szału. Jedno wiem - nigdy już nie sięgnę po żadną książkę przesłaną mi osobiście przez autora, mimo że nie mam złych doświadczeń :)

      Usuń
    3. Limonko,
      mi w autobusie "wchodzi" co najwyżej średnia pólka. Nie potrafię się koncentrowac np. na kunsztownych frazach Nabokova z czyimś łokciem w żołądku.
      A co do egzemplarzyr ecenzenckich- grunt to zakreślić swoje granice. Bo można w przeciwnym wypadku zostać ze stosem, który nei wiadomo z której strony ugryźć i wyrzutami sumienia.

      Usuń
  2. I jeszcze recenzenci porównują książkę do filmu "Piła" i do Big Brothera :)
    PS. Twój post przypomniał mi o tym, że i ja dostałam tę książkę. Tzn. przeczytałam ją już dawno, ale zapomniałam o napisaniu recenzji. Zachwytów większości blogerów nie podzielam. Według mnie to bardzo przeciętna książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piły nei znam , więc o tym zapomniałam:). I jeszcze do Murzynków Agaty Christie, ale to moim zdaniem trochę zdradza fabułę, więc pominęłam.
      Zgadza się - autor ma ambicje (choćby z tym Duerremantem wyjechał), ale to raczej półeczka trójkowa. Na szczęście nei niższa, bo by mi przyszło książkę odsylać.

      Usuń
  3. proszę nie oglądać tudzież nie słuchać sędzi Anny itd bo to z rzeczywistością, nawet Polski noir, nie ma nic a nic wspólnego, a scenarzystę zachęcam do wizyty w sądzie (nieamerykańskim)

    życie & podróże
    gotowanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Olu - nie oglądam, siłą rzeczy słysze trochę przez ścianę (wtedy, gdy zaczynają się jakieś baby wydzierać), a nie będę sąsiada pozbawiać jego ulubionej porcji rozrywki po fajrancie.

      Usuń
  4. Aż zajrzałam na strony pana Getnera - literacki człowiek-orkiestra, zdaje się:)
    "Sędzia Anna Maria Wesołowska" jako serial oglądany po robocie z piwkiem w ręku? Krzyki i przekleństwa dobiegające z telewizora (jak rozumiem, w trakcie rozprawy sądowej)? Zaciekawiłaś mnie bardziej niż twórczością Getnera; może się skuszę na mały seansik?:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Momarta. Znam mojego sąsiada, na pewno bez piwka się nie relaksuje.
      Żeby tylko seansik nie skończył się zgrzytaniem zębów, bo Ty chyba też, jak komentująca powyżej Ola, jesteś prawnikiem, a ona opinę ma o serialu nienajlepszą:.

      Usuń
    2. Moja uwaga wyżej ironiczna była... Raz czy dwa razy widziałam parę minut, ale to było dawno i wtedy nie krzyczeli, więc pomyślałam że może coś się zmieniło i o czymś nie wiem; a co więcej, że może coś powinnam wcielić w życie, bo inaczej moja robota nie ma sensu. Poza tym wiesz, zawsze warto być na czasie, a nuż też zostanę gwiazdą TV?:P

      Usuń
    3. Marta, załapałam chyba za późno.
      też kiedyś oglądałam i krzyczeli mało. Teraz mam za to wrażenie, że codziennie o tej samej godzinie, jak już sprawa się zbliża do końca, a odcinek do kulminacji, ktoś drze mordę zza sciany (z reguly osoba płci żeńskiej) i zaraz potem rozlega się słodki głosik Anny Marii. Może jak się ma tylko fonię i to bardzo przytłumioną, to to bardziej rzuca sią w uszy?
      W każdym razie na wakacjach widziałam kawałki takich pseudodokumentalnych seriali (min. Ukrytą prawdę na TVN) i krzyki, wyzwiska (zagłuszane wprawdzie) a także rękoczyny były na porządku dziennym. Może ta tendencja dopełzła i do serialu sądowego, nie wiem.

      Usuń
  5. Ja to jakieś pozytywne opinie o tej książce przeczytałam i nawet byłam zachęcona, a że Ciebie podglądam, na szczęście zdanie zmieniłam. W ciąży jestem, po co Groszka stresować. Telewizora na szczęście też nie posiadamy i nie zamierzamy, strata czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrycjo,
      książka stresuje znacznie mniej niż panikarskie fora ciążowe, ale mi na Twoim miejscu też by się nie chciało- zwłaszcza boksować się z literówkami:).

      Usuń
    2. To moja druga ciąża, po pierwszej, wszelkie fora wykreśliłam ze swojego życiorysu, jestem dzięki temu zdrowsza ;-)

      Usuń
    3. Patrycjo,
      słuszna decyzja. W kręgach książkowych jest jednak znacznie spokojniej:).

      Usuń
  6. A co będzie, jak sąsiad przeczyta tę recenzję?:)))
    Ale zgadzam się, sędzia Anna Maria też mnie drażni i chyba zabiłabym sąsiada, który by mnie katował jej programem.
    Cóż, widać lud lubi takie rozrywki. W czasie rewolucji francuskiej paryskie przekupki stały pod gilotyną, robiąc skarpety na drutach, a dzisiaj ludzie mają sędzię Annę Marię.
    Książki nie znam, ale po takiej zachęcie, nie wiem, czy przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alicja, pocieszam się, że nie wygląda na książkoholika. Sędzia Anna Maria to jeszcze nic. Przed kilkom alaty, gdy żyły jeszcze wszystkie sąsiadki w starszym wieku, mialam często M jak miłośc z każdej strony. Na pełny regulator, gdyż większość pań miała słaby słuch.

      Usuń
    2. Jeszcze gorszy od "M jak ..." jest serial-tasiemiec "Moda na sukces". Byłam kiedyś dość długo w szpitalu na rehabilitacji i wszystkie starsze panie pasjonowały się kolejnymi malżeństwami i rozwodami "Ridża" (nie wiem, jak się pisze to imię). Po dwóch tygodniach wszystko mi opowiedziały i prawie zaczęłam się wciągać. Moja Mama też to ogląda.
      A najlepsza była babcia mojej sąsiadki, prawie stuletnia starsza pani, która modliła się, by dożyć jeszcze, jak jedna z bohaterek "Mody na sukces" urodzi dziecko. Ta bohaterka spała jednocześnie z białym i Murzynem, więc by się wyjaśniło z kim ma to dziecko. I babcia się doczekała, dożyła szczęśliwego porodu.
      Jak widać, jest również jakaś potrzeba miłości w narodzie, nie tylko zbrodni:)

      Usuń
    3. Alicjo,
      coś w tym jest, mam wrażenie, że "Moda na sukces" jest szczególnie popularna w pokoleniu, które pamięta wojnę. Moi ś.p. dziadkowei etż byli fanami, a wydawało się, że są zupełnie nie serialowi.
      Może faktycznie ten tasiemiec zaspokaja jakieś ukryte potrzeby seniorów. Bo wśród nieco młodszych fanów spotyka się już raczej rzadko:).

      Usuń
    4. A poropos "Mody na sukces" to kiedyś szukłam w necie literackich par - musiałam ich mieć ponad 40, więc posiłkowałam się netem. I gdzieś na jaki forum znalzałam

      Brook i Ridż
      Brook i Thorn
      Brook i jakiś tam
      Brook i znowu jakiś tam
      Brook i kolejny (nie pamiętam tych imion, ale chyba miała ich kilku)
      Rozbawiło mnie to bardzo :)

      ale znam osoby (starsze babcie) które oglądają serial prawie od początku ;)

      Usuń
    5. Czytałam kiedyś w jakimś piśmie z programami telewizyjnymi wywiad z aktorem, który gra "Ridża" w "Modzie na sukces". Otóż, człowiek ten na pytanie, z kim jest aktualnie żonaty w serialu, odpowiedział, iż nie wie. To rola scenarzysty. On się stale żeni i rozwodzi, więc nie nadąża:)

      Usuń
  7. Nie zazdroszczę sąsiada, u mnie podobnie, tyle że zazwyczaj jest to głośna muzyka :) Książkę przeczytałem, ale jak dla mnie bez rewelacji, a może to ja spodziewałem się czegoś więcej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. A, z tymi kobietami to celne spostrzeżenie. Autor mógł podesłać książkę do przeczytaniu paru facetom-blogerom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnes,
      pytanie, czy są wśród naszych panów tacy, którzy lubią się lekko zeszmacic literacko:).

      Usuń
  9. Mniej więcej odczucia miałam podobne. I dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, pamiętam Twój esej na temat korekty:).

      Usuń
  10. Zadaję sobie to samo pytanie, dlaczego się pokusiłam na nią, skoro raczej nie robię takich rzeczy, ale strasznie byłam ciekawa, przyznaję. A teraz się boję, bo po tylu recenzjach, że wszędzie 'dajcie mi...', lodówkę strach otworzyć, połozyłam na dno stosu, żeby nabrało 'mocy prawnej'
    Zachęciło mnie to, co napisałaś.
    Pewnie do czytania ogółnie nie, ale do wypełnienia obowiązku wobec autora. Kto wie, może mi się spodoba. Najważniejsze, że juz nie mam fochowatego nastawienia

    OdpowiedzUsuń