wtorek, 12 lipca 2011
"Historie rodzinne" - William Wharton
Geneza tej książki jest dość skomplikowana. 40-letni Wharton, potomek licznej i rozgałęzionej rodziny, zaczął spisywać wspomnienia dotyczące swoich wujów i stryjów (a miał ich łącznie około kilkunastu). 30 lat później w jego życiu wydarzył się cud. Średnio popularny na rodzinnej ziemi (czyli USA) autor stał się nagle bożyszczem literackim w odległym kraju, o którym wcześniej pewnie nawet nie słyszał - Polsce. Gigantyczne nakłady, spore honoraria, wznowienia wszystkich książek- nowszych, starszych. Wreszcie pokazało się dno i w szufladzie, a polscy czytelnicy wołali "jeszcze".
Wyciągnął zatem swoje rodzinne wspomnienia, dopisał komentarze (dotyczące zarówno dalszych losów swoich krewnych , jak i wpływu jaki wywarli na kształtowanie się jego postawy życiowej) i pędem dostarczył wydawcy.
Czytelnik dostaje zatem produkt kombinowany. Autentyczne historie często bywają ciekawe (a równie często nic z nich nie wynika). Późniejsze komentarze nie zawsze mają związek z treścią, mam wrażenie, że pewne skojarzenia istnieją tylko w głowie autora (postawą jednego wuja- troskliwego męża się zachwyca, a innego potępia jako pantoflarza).
Merytorycznie jest to książka wyłącznie dla zagorzałych fanów pisarza. Aczkolwiek nie odradzam. czyta się nieźle, a krótkie rozdziały świetnie będą sprawdzały się na plaży:).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wharton cały czas mi się obija o uszy, ale o nim nie słyszałam, nie wiedziałam nawet, że stał się popularny w Polsce.
OdpowiedzUsuńMuszę coś z jego książek przeczytać :)
Kiedyś, bardzo dawno temu Wharton mnie fascynował. Bardzo podobało mi się "Rubio". Jednak fascynacja szybko minęła, jego książki zlewają się w całość, jest monotematyczny, a co za tym idzie na dłuższa metę staje się nudny. Wharton podobnie jak Coelho to pisarze skończeni, ich literatura jest jak wyrób czekoladopodobny.
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie znam tego autora, więc trochę sie boję, gdyż nie wiem czego mogę sie po nim spodziewać.
OdpowiedzUsuńKilka lat temu zaczytywałam się w jego książkach. Nawet Rzeszów odwiedził - rzeczywiście były tłumy. Ostatnia pozycja chyba dalej nieznaną mi będzie.
OdpowiedzUsuńMoja fascynacja Wortonem chyba powoli umiera...z wiekiem zainteresowania literackie się zmieniają :-)
OdpowiedzUsuńNo to sobie jeszcze poleży, bo nie załapałem się na to w czasach licealnej fascynacji:P
OdpowiedzUsuńPan Wharton nawet osobiście był w moim mieście i do dzisiaj nie mogę w to uwierzyć, oglądając zdjęcia z tej eskapady (nosił skarpety do sandałów :DDD bardzo utożsamiał się z krajem dla którego pisał! :D) Co do Whartona... "Ptasiek", "Al" i "Niezawionione śmierci". Reszty nie trawię.
OdpowiedzUsuńCzytałam Whartona "Tato" i niestety nie dobrnęłam do końca
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tego autora, ale przyjaciółka mi o nim wspominała. Może warto spróbować ;)
OdpowiedzUsuńA czytaliście "Franky Furbo" ?
OdpowiedzUsuńZaczytana w chmurach/cyrysia/Bujaczek- mi najbardziej podobał się Tato (czytałam też w Księżycową jasną noc i Spóźnionych kochanków). Tyle, że nie wiem, czy rekomendować, bo czytałam to jako nastolatka, trudno powiedzieć, czy teraz by mi sie spodobało.
OdpowiedzUsuńDr Kohoutek- wyrób literaturopodobny świetnei pasuje do historii rodzinnych, toż to jest po prostu szkolna rozprawka, tyle, że bardzo długa.
OdpowiedzUsuńKsiążkowcu- naprawdę niewiele tracisz.:)
Zacofany- wszyscy licealiści to jedna rodzina:). Ja równeiż fascynowałam się WW w tym wieku:).
Pisany-inaczej- święte słowa:)
OdpowiedzUsuńDomi- nie jestem pewna, czy czytałam Ptaśka, ale chyba nie... Na pozostałę neistety się nie załapałam. Jak zostały wydane, moje miłość do WW była już tylko wspomnieniem.
Tośka- Tato podobał mi się najbardziej, no ale to było tak dawno temu...
Agnesto - nie, jeśli rekomendujesz, to może kiedyś sie rozejrzę za tą książką?
Przyznam ze wstydem, że nigdy nic jego autorstwa nie czytałam, a swego czasu był niewątpliwie "modny"
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak udało Ci się to zrobić:).
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam bardzo dużo książek Whartona. "Ptasiek" mnie zaciekawił, "Tato" niezwykle poruszył, "Stado" przeraziło, "Dom na Sekwanie" całkowicie rozczarował.
OdpowiedzUsuńAle prawdziwym arcydziełem okazała się powieść "Spóźnieni kochankowie", która choć niektórym wydają się kiczowata to mnie do głębi poruszyła.
O "Historiach rodzinnych" słyszałam, ale nie miałam okazji po nie sięgnąć.
Claudette,
OdpowiedzUsuńWażne jest, co książka "robi" z czytelnikiem, zarzuty , że kicz, czy , ze książka wtórna tracą rację bytu, jesli mimo to poryusza w człowieku jakąś czuła strunę. Mimo wszystko jednak uważam, że "Historiom rodzinnym" trudno będzie jakoś wpłynąć na czytelnika, to jednak niższa liga, niż ksiązki, które wymieniłaś.
Az wstyd się przyznać, że nie czytałam jeszcze nic Whartona, mimo, że mam na półce chyba z 10 jego książek. Mój małżonek jest zafascynowany "Spóźnionymi kochankami" i cały czas mnie do nich namawia. Ale wiadomo jak jest: zawsze coś innego mi się napatoczy do czytania :)
OdpowiedzUsuńHmmmm, nie przeczytać żadnego Whartona mając 10 na półce, to jak skończyć teraz gimnazjum, i zachować dziewictwo. Ja niezmiennie polecam "Tatę", temat IMO ważny.
OdpowiedzUsuńJa należę/ a może należałam do zagorzałych fanek Whorthona, mam na półce i przeczytałam (poza dwoma) wszystkie jego książki. Czytałam je będąc "nieco starszą nastolatką" a ich lektura była dla mnie samą przyjemnością. Może najmniej podobali mi się Spóźnieni kochankowie. Tato i Wieści czytałam wielokrotnie (Wieści są moją lekturą Bożonarodzeniową). Napisałam, że być może to czas przeszły, jeśli chodzi o pozostałe książki WW, bo 1) gusta się zmieniają 2) jakoś nie ciągnie mnie, aby przeczytać powtórnie którąś z jego książek poza dwoma tutaj wymienionymi. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to literatura niewysokich lotów, ale ja miałam do niego słabość. Staram się nigdy nie pisać o czymś, że jest kiczem, albo rewelacją. Raczej piszę, że mnie się nie podobało, lub wręcz przeciwnie, że mnie zachwyciło. Macie rację, ważne aby książka nas czymś poruszyła, miała w sobie to coś, co chociażby tylko my dostrzeżemy. Pozdrawiam guciamal
OdpowiedzUsuńWhartona lubię dla relaksu. Jest lekkostrawny i wciągający. W zasadzie polecam. Koniecznie trzeba spróbować i przekonać się na własnej skórze...
OdpowiedzUsuńGuciamal- nie wiem, czy tak znowu niewysokich lotów, Wharton pewnie nie jest najlepszy w przetwarzaniu rzeczywistości, ciągle pisze o sobie, ale jeśli któraś książka czytelnikowi przypasuje, to jakie to ma znaczenie?
OdpowiedzUsuńAczkolwiek przy "Historiach rodzinnych" mam wrażenie, że się nie wysilił:).
kaja_kicia- uprzedzenia należy przełamywać, także te literackie:).Patrz nasz projekt "Kraszewski", który nei jest niczym innym jak przełamywaneim uprzedzeń:).
Masz jak zwykle rację- Historie rodzinne przypadną do gustu jedynie zagorzałym fanom twórczości WW. A po Tatę zapewne sięgnę jeszcze nie raz (jest to bliska mi powieść także z powodów zbieżności pewnych zdarzeń i postaci) Pozdrawiam guciamal
OdpowiedzUsuńByłam naocznym świadkiem tej rozbuchanej mody na Whartona, koleżanka mnie wciągała, zaczynając od Ptaśka (skądinąd świetnego), mam nawet autograf na jednej książce, ach, stało się w kolejce do empiku...
OdpowiedzUsuń