sobota, 21 stycznia 2012

Rozmowa w "Katedrze" - Mario Vargas Llosa


"Rozmowę..." czytałam wiele lat temu, chyba jako maturzystka i pamiętam, że zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Zapoczątkowała u mnie fazę na książki Peruwiańczyka, niestety, każda kolejna okazała się niewypałem, choć poddałam się się dopiero przy piątej ("Wojna końca świata"), przy której po prostu nie rozumiałam co czytam. Teraz z podziwem patrzę na blogerki z grupy wiekowej poniżej 20. roku życia, które spokojnie biorą na warsztat np. "Marzenie Celta" czy "Raj tuż za rogiem" i są nawet w stanie je ciekawie zinterpretować!
No nic, jeśli ktoś twierdzi, że młode pokolenie jest bezmyślne - chyba nie do końca ma rację:).

"Rozmowa...", jak przystało na 800-stronicową cegłę, jest książką wielowarstwową i wieloznaczną. To fresk opisujący wszystkie warstwy peruwiańskiego społeczeństwa: od grubych ryb i ludzi władzy, aż po kastę służących i najemnych robotników najniższej kategorii. Poza tym mamy tu sporo polityki. Pisarz, za młodu zafascynowany marksizmem, wykorzystał okazję, żeby rozliczyć się ze swoja czerwoną młodością. Na szczęście rozlicza się tylko przez jakieś 200 stron, inaczej chybabym "Rozmowy..." nie doczytała.
Kolejny temat to dyktatura i jej wpływ na ludzi - jednych zaraża okrucieństwem, innych biernością, wszystkich zmusza do kompromisów z własnym sumieniem. Słowem - nic nowego, zwłaszcza, że przypadkiem jestem tuz po lekturze "Święta Kozła" poświęconego wyłącznie tej tematyce.
Wreszcie kolejna warstwa - rodzinne tajemnice familii Zavala. Gdybym właśnie pochłaniała książkę Nory Roberts zapewne na to hasło dostałabym gęsiej skórki, ale litości, to przecież Mario Vargas Llosa, w dodatku w najlepszej swojej książce, więc nie będę się ekscytować byle czym...

Gdyż wbrew pozorom ta książka, po rozbiciu jej na komponenty sprawiająca mało porywające wrażenie, jako całość rzeczywiście jest najlepszą książką noblisty (przynajmniej porównując ją z tymi, które dotychczas przeczytałam). Tym razem pisarz nie tylko bawi się formą (Zielony Dom), czy konwencją (Szelmostwa). Porzucił nawet swoją niezaangażowaną pozę - zazwyczaj jego książki rzeczywiscie są ciekawe, natomiast czytelnik odnosi wrażenie, że pisarzowi wszystko zwisa. Owszem- pisze, rozwija pawi ogon pisarskiej techniki, czaruje opowiadanymi historiami, ale o co w zasadzie mu chodzi?
Tym razem nie ma takiego problemu. W "Rozmowie..." mamy do czynienie ze zjawiskiem wyjątkowym- Vargasem Llosą, któremu nie jest wszystko jedno.

Akcja książki koncentruje się na postaci Santiago Zavali, młodego człowieka z wielką przyszłością. Oprócz tego, że chłopak ma głowę na karku, jest synem ważnego oficjela w rzędzie generała Odrii. Jednak Santiago stara się własnymi rękami podkopać swoją przyszłość- idzie na kiepski uniwerek, bawi się w marksizm, wyciągnięty przez ojca z aresztu zrywa wszelkie kontakty z rodziną, rzuca studia i idzie do mało perspektywicznej pracy. Do tego uparcie odmawia pomocy materialnej, akcji, obligacji, a nawet należnego mu spadku. Dlaczego? Czy jest po prostu urodzonym nieudacznikiem czy jego postępowanie da się jakoś uzasadnić?

Okazją do rozrachunku z własnym życiem stanie się dla Santiago przypadkowe spotkanie dawnego szofera jego ojca- Ambrosia. Tytułowa rozmowa, jaką odbędą ze sobą w spelunie o szumnej nazwie "Katedra", przeprowadzi nas przez życie bohaterów. Niczym drobne strumyki będą ja zasilać inne "ważne rozmowy", nie tylko tych dwóch mężczyzn. W końcu zrobi się z tego prawdziwy potop, a czytelnik, któremu przewali się on nad głową, będzie miał okazji doznać głębokiego zanurzenia w kraj zwany Peru. Potop zresztą rozgałęzia się wyraźnie na dwa przeciwstawne nurty: bogatych i biednych; tych, którzy umieją się ustawić, i tych , którym to jakoś nie wychodzi; katów i ofiary. O dziwo, te nurty są przeciwstawne na każdym polu, także biznesowym, w dyktaturze nie istnieje coś takiego jak czyste pieniądze, są najwyżej odplamione.
Tym razem nie będzie to jednak katalog okrucieństw jak w "Święcie kozła", a nawarstwiające się krzywdy, które w ostatecznym rachunku łamią życie.
Pod koniec jedyne, co kołatało mi się w głowie, to zapamiętany z lat szkolnych wiersz Miłosza "Który skrzywdziłeś", moim zdaniem świetnie nadający się na puentę tej książki*.




*Poeci chyba jednak maja łatwiej - cztery strofki zamiast 800 stron

Źródło zdjęcia.

18 komentarzy:

  1. "Rozmowa w katedrze" jeszcze przede mną. Jakoś ostatnio nie przychodzi mi odpowiedni nastrój, żeby zabrać się za Llosę, choć zgromadziłam kilka jego książek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino,
      Ja mam tak z Pamukiem. PÓŁki mi pękają, a nie czytam:(.

      Usuń
  2. Książki Llosy kuszą mnie pięknymi okładkami. Poza Rajem tuż za rogiem nie czytałam jak dotąd nic więcej. Podobnie jak Karolina czekam na odpowiedni nastrój. Jednak skoro na tobie zrobiła tak dobre wrażenie wezmę ją na pierwszy ogień, jak już się odpowiednio nastroję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guciamal,
      jako zaprawiona w bojach na klasyce, ma nadzieję, że dasz radę. Tylko czy odpowiada ci ten lekko polityczny sos? (patrz komentarz Lirael)?

      Usuń
    2. Nie bardzo, ale może trafię na odpowiedni moment, w którym nawet politykę przełknę

      Usuń
    3. Niestety MVL wolał politykę niz sztukę:(. Zacofany wprawdzie donosi, że nawiązań artystycznych jest sporo w "Pochwale macochy" i "Zeszyteach don Rogoberta", ale one dla odmiany ociekają seksem.

      Usuń
  3. Mimo cudzysłowu nie wpadłabym na to, że "Katedra" to spelunka. :)
    Nie przepadam za wątkami politycznymi w książkach, a z Twojej recenzji wynika, że w tej powieści odgrywają bardzo ważną rolę. One przebłyskiwały nawet troszkę we frywolnych "Szelmostwach...", więc Llosa szczególnie je sobie upodobał. Co niestety zdecydowanie studzi moje zapały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lirael,
      pierwsze "marksistowskie" 200 stron ledwie zdzierżyłam. "Dyktaturowe" wątki lepiej wplataja sie w całość. Ale rzeczywiście, można tę książkę odczytać stricte politycznie, tak robili polscy czytelnicy w latach 70-tych.

      Usuń
    2. "Marksistowskie" 200 stron zdecydowanie bardziej zmniejsza moją motywację. :(

      Usuń
    3. No cóż, MVL gdzieś sie musiał rozliczyć z młodością:).

      Usuń
  4. Jesteś pierwszą osobą, która mówi,że książki Llosy okazały się niewypałem tym bardziej, że z wpisu domyślam się, że czytałaś Szelmostwa- dla mnie arcydzieło. Piszesz,że odnosisz wrażenie,że pisarzowi wszystko zwisa, otóż wrażenie Twe mylne, ale takie masz prawo. Llosa jest wybitnym pisarzem,który potrafi bawić się powieściową formą, to nie jest obojętność, to ironia i dystans do bohaterów i do kreowanego świata. "Rozmowy" to rzeczywiście książka, która jest przedstawiana jako najlepsza powieść noblisty. Ja jeszcze jej nie czytałam, bo chcę się jej poświęcić całkowicie,a póki co czas mi na to nie pozwala. Z drugiej strony,Złoty notes Lessing, innej mojej ukochanej noblistki, jest również przedstawiany jako opus magnum pisarki, a ja to przeczytałam i uważam,że nie umywa się do Piątego dziecka. dlatego podchodzę do takich rekomendacji z dystansem.
    Widzę, że jednak po złych doświadczeniach z prozą Llosy, nie poddajesz się i dajesz mu szansę :)A to dobrze, dobrze :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mag,
      niewypałem na tamtym etapie (kilkanaście lat temu). Teraz czytam z przyjemnością, ale czegoś mi zazwyczaj brakuje. Nie jest to żadna wielka wada, po prostu żadna z książek nie zostanie moją ulubioną książka dekady ("Katedra" też nie).
      Taki sztandarowy przykład Llosowego podejścia to "Raj tuż za rogiem". MVL zaserwowal dwie historie, siłą powstrzymał się od wyraźnej konkluzji, a wielu czytelnikow pyta: "no i co z tego?" (tutaj przyklad http://lubimyczytac.pl/ksiazka/75782/raj-tuz-za-rogiem).
      Zresztą dla mnei to neizaangażowanei to wada, dla kogoś innego może byc zaletą:).
      Pozdrowienia:).

      Usuń
    2. A planujesz teraz uzupełniać braki w Llosie? Bo ja chętnie przeczytam jego najlepszą książkę i jeśli jest szansa, że będzie to coś krótszego niż 800-stroniecowa Rozmowa w Katedrze, to grzecznie poczekam na werdykt - taka objętość mnie przeraża :)

      Usuń
    3. Viv,
      mi juz mało co zostało (4 większe ksiażki + ew. opowiadania). Tobie na czuja próbowałabym "sprzedać" Pantaleona i wizytantki.

      Usuń
  5. "Raju" nie czytałam, ale mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to Ty jesteś chyba bardziej na bieżąco z gorącymi nowościami MVL:).

      Usuń
  6. do mnie ten autor jakoś nie przemawia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo,
      czyżby przyklad negatywnej chemii między czytelnikiem a autorem?

      Usuń