środa, 26 marca 2014

"Jak ryba w wodzie" Mario Vargas Llosa

"Jak ryba w wodzie" to rozwijające się dwutorowo wspomnienia noblisty.
Po pierwsze - mamy rzetelną powtórkę z życiorysu od najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa do wyjazdu za granicę na studia doktoranckie w wieku lat dwudziestu kilku. Bardzo logicznie wyznaczona granica. Wtedy właśnie umarł Mario, narodził się Pisarz. Brzmi śmiesznie? Młody Vargas Llosa od wczesnych lat był przekonany, że osiągnąć coś w życiu można tylko wtedy, jeśli opuści się Peru i wyjedzie np. do Paryża, że TEN KRAJ podcina mu skrzydła, że rozwinąć będzie je mógł dopiero w jakimś  miejscu nieco wyższym cywilizacyjnie?
Brzmi znajomo?
W przypadku młodego MVL coś jednak było na rzeczy. Rzeczywiście, za granicą najwyraźniej wziął się do roboty, gdyż kolejne świetne książki zaczęły się sypać jak z rękawa (przed ukończeniem 30-tki powstały "Miasto i psy" i "Zielony dom", a jeśli ktoś kiedyś zaglądał, to wie, że musiały być raczej pracochłonne).
Z drugiej strony - jego prawdziwe życie w tym momencie jakby się skończyło. Czytając MVL-owe tomiszcza widzimy, że najlepsze powieści silnie bazują na wątkach autobiograficznych do momentu wyjazdu. Przetworzył w zasadzie wszystko - pobyt w szkole wojskowej, pracę w radiu, studencką fascynację komunizmem, małżeństwo ze starszą o kilkanaście lat krewną - ciotką Julią, pracę w radiu, dzieciństwo w nadmorskiej Piurze, wyprawy do amazońskiej dżungli, konflikt z ojcem, doświadczenie z czasów dyktatury wojskowej...
Udało mu się nawet wykorzystać fuchę w bibliotece klubu dla bogaczy w Limie, gdzie zaczytywał się klasyczną literaturą erotyczną.
Wyśniona Europa pojawia się jako tło zaledwie dwa razy i to raczej w słabszych książkach ("Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" i "Gawędziarz"). Może zresztą to i lepiej, że okazała się tak nudna, gdyby MVL żył z tą intensywnością do dziś, byłby co najwyżej autorem zbioru opowiadań. A tak na kolejnych ciepłych posadkach uniwersyteckich coś tam mu się jednak udało napisać. Inna sprawa, że paliwa wystarczyło mu do tak do lat 90-tych. Jego ostatnia opublikowana cegła - "Marzenie Celta", tak nieznośnie szeleści papierem, że chyba ją sobie położę na szafce nocnej na wypadek kłopotów z zasypianiem.
Reasumując - wspomnienia z młodości są nawet fajne, choć nie wiem, czy nieco nie podrasowane. Powiedzmy, że w Peru w latach 40-stych to była normalka, że 14-latki regularnie uczęszczały do burdelu i wystarczało im na to kieszonkowego...
Drugi wątek to polityczna działalność Mario - a dokładniej jego udział w wyborach prezydenckich w 1990. Tutaj niestety poległam. Przeczytałam jakieś 2 rozdziały, uznałam, że boski Mario trochę ściemnia. Choćby kreując się na człowieka znikąd, który po prostu chciał pomóc swojej ojczyźnie żżeranej przez korupcję i nepotyzm, tymczasem sam pochodzi z politycznej dynastii. Jego wuj - Llosa Bustamante, był prezydentem w drugiej połowie lat 40-stych. Zastanawiające było też to, że już na rok przed wyborami podróżował sobie MVL po świecie (w tym np. po Azji), nawiązując kontakty biznesowe. Jakoś tylko nie pisze, kto za to płacił...
MVL na politycznym mityngu
Drugą część raczej skanowałam wyszukując tylko co smaczniejsze kąski. Choćby historię o tym, jak to MVL - agnostyk, ale uznający katolickie tradycje Peru  (i dobrze żyjący z biskupami, z którymi zresztą łączyły go czasem więzy krwi - widać jaki z tego Maria outsider pełną gębą), przez cały czas kampanii był zasypywany pobożnymi publikacjami mającymi wspomóc jego nawrócenie. Podobno zgromadził całkiem spora kolekcję wydań "Drogi" autorstwa założyciela Opus Dei - św. Josemarii Escrivy. MVL jednak, najwyraźniej pamiętając co o Opus Dei pisał dan Brown, okazał się odporny na to kuszenie:).
Druga ciekawostka to swoiste seanse nienawiści, jakie urządzała mu konkurencja. Polegały one na czytaniu przez radio "Pochwały macochy" (poprzedzone ostrzeżeniami, że pomieszczenie powinna opuścić młodzież i osoby podatne na demoralizację), a następnie grupa ekspertów dywagowała na temat zdrowia psychicznego i moralnego autora. Pisarze, którzy chcecie się bawić w polityków - najpierw kilka razy się zastanówcie, bo w PL to też nie problem zebrać taką grupę ekspertów:).
Większość wspomnień "politycznych" tonie niestety w detalach - np. historii partii takiej czy innej. Uderza jednak to, że MVL - mocno zorientowany na zagranicę, musiał się właściwie uczyć swojego kraju na nowo!
Bez większych zastrzeżeń polecam połowę książki. Napisane z biglem wspomnienia zawsze są w cenie. A do pamiętnika z kampanii też zajrzyjcie, szczególnie, jeśli planujecie karierę polityczną, nawet na szczeblu lokalnym;).

Z ostatniej chwili: w nowej książce, El héroe discreto, Vargas Llosa wraca do Peru. Podobno też będzie niemal tak zabawnie jak w "Pantaleonie i wizytantkach". No mam nadzieję:).

żródła zdjęć:
1. lubimyczytać.pl
2. wikipedia (angielska)


14 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeskanuj, przeskanuj. IMO nie jest źle. Liczy się wszak jeszcze jakośc wykonania.

    Być może przyczyna jest bardziej prozaiczna - przypuszczalnie druga żona, podobno kobieta z temperamentem, obcięłąby mu uszy, gdyby zaczął wywlekać ich wspólne życie.

    Z drugiej strony - nie trzeba się nawet specjalnie odcinać, za granica pisze się inaczej. Porównaj sobie choćby publicystyke J. Mackiewicza przed- i powojenną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Jak będziesz oczywiście miała okazję do takich porównań:).

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. Llosa jest w moim mniemaniu bardzo nierównym pisarzem. Niektóre jego książki są fantastyczne, innych aż nie chce mi się czytać. Jego autobiografii jeszcze nie czytałam, coś czuję, że sporo w niej pozerstwa niegrzecznego Mario. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz chciałam się nie zgodzić i powiedzieć, że te słabsze są i tak dobre. Ale zajrzałam do Ciebie i faktycznie: "Listy do młodego pisarza" dla mnei były niezbyt strawne, a do fanów 'Macochy" też się nie zaliczam:).
      Co do autobiografi - sama juz nei wiem, na kogo on pozuje, czy bardziej na niegrzecznego, czy bardziej na młodocianego mądralę. Takie 2w1.

      Usuń
  4. To biografię na razie zostawiam, ale na półce mam Pochwałę macochy i już się cieszę, że się zgorszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buksy,
      to można powiedzieć, że ejsteś dobrze, nomen omen, wyposażona:).

      A biografię faktycznie chyba lepiej bliżej końca znajomości z MVL, niż poczatku.

      Usuń
  5. A w której przetwarza wyprawę do dżungli? Bo chętnie bym przeczytała. "Miasto i psy" bardzo mi się podobało, potem czytałam jeszcze "Wyzwanie" (?), a później zniechęcił mnie ten szał na blogach... Ale dżungla się jakoś wyróżnia na tym tle i jestem ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkozaurze - trochę w Zielonym domu (tu rzecz sie dzieje na pograniczu dżungli) i nieco więcej w Gawędziarzu.
      O tak, do dziś pamiętam ten szał sponsorowany przez Znak:).

      Usuń
    2. Dzięki :) Gawędziarza nawet mam w bibliotece, więc na pewno za jakiś czas sobie sięgnę :)

      Usuń
  6. Nie poczułam się zniechęcona do Llosy (nawiązując do pierwszego komentarza;)... Tym razem nie miałam wyczucia, bo na półce stoją już "Szelmostwa...". Intuicja mnie zawiodła, ale dzięki Twojej recenzji wiem na co warto rzucić okiem w przyszłości:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szelmostwa nie są złe, tylko to bardziej taka bajka czy gra literacka. ja wolę troch cięższy kaliber:).

      Usuń