piątek, 1 kwietnia 2011
"Pantaelon i wizytantki" - Mario Vargas Llosa
Być może MVL jest noblistą. Być może poruszył w swoim "Pantaleonie..." poważne kwestie (choćby krytykę stosunków panujących w armii i zjawiska określanego w Polsce jako "dulszczyzna"). Mi jednak nie chciało się szukać tych głębszych treści, i czytając tę książkę świetnie się bawiłam, od czasu do czasu zaśmiewając się w głos (a zapewniam, że nie robię tego często). Szanowny Noblista Mario Vargas Llosa jest po prostu dotychczas nieujawnionym następcą Joanny Chmielewskiej (ostatecznie jest od niej te kilka wiosen młodszy), tyle, że nikt dotychczas nie doprowadził do jego zdemaskowania.
Krótki zarys fabularny, który pozwoli wam ocenić, czy również w waszym przypadku książka wykaże swe komiczne właściwości.
Kapitan Wojsk Lądowych Peru- Pantaleon Pantoja- jest geniuszem organizacji. Zapewne teraz zostałby zassany przez jakąs międzynarodową korporację, którą by zreorganizował od podstaw, realizując wyznaczone mu cele w dwustu procentach. W latach 70-tych w Peru stała przed nim otworem jedynie kariera w armii. Przełożeni szybko się na nim poznali, i szybko odesłali do organizowania kantyn, aprowizacji i transportu. A gdy amazońską część Peru opanowała plaga gwałtów, popełnianych często przez szeregowych żołnierzy, kapitan Pantoja został oddelegowany do stworzenia Służby Wizytantek, której zadaniem było ulżyć cielesnym potrzebom sfrustrowanych wojaków. Ze względu na publicity armii musiał jednak działać incognito, w tajemnicy nawet (a może przede wszystkim) przed własną rodziną. Jako mistrz organizacji Panta zabrał się do sprawy medodycznie. Za pomocą statystycznych wyliczeń ocenił zapotrzebowania, szybko dokonał rekrutacji Menadżera Wizytantek- Ciuciumamy, a przede wszystkim samych pracownic Służby. I biznes zaczął się kręcić. No cóż- zapraszam do sprawdzenia, czy Wizytankom udało się ostatecznie zdominować Armię Peru i czym skończyła się ta historia dla samego kapitana Pantoja.
"Bo my, z Małżonką, to za wesołą książkę dużo damy:)" napisał kiedyś kolega Zacofany w lekturze. Polecam zatem perypetie Służby Wizytantek uwadze jego i innych poszukujących zabawnej i odstresowującej lektury. Tylko raczej nie nadaje się do głośnego rodzinnego czytania, przynajmniej do czasu, kiedy progenitura nie osiągnie stosownego wieku (a wtedy już nie będzie i tak takimi rytuałami zainteresowana), gdyż narazilibyśmy się później na konieczność odpowiedzi an pytania w stylu- Tato, a co to znaczy "standardowa długość usługi"?
Zdjęcie ze strony wydawcy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Llosę znam tylko z recenzji i muszę przyznać, on na serio zadziwia już z tej perspektywy. Każdy pisze o nim rzeczy tak skrajne, że facet musi mieć nieprzebrane morze pomysłów, aby to wszystko umieścić w książkach :) Na pewno chapnę jakąś jego książkę.
OdpowiedzUsuńKornwalia- zdecydowanie masz rację- pomysłów mu nie brakuje:). Również odjechanych:).
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńTo napomknięcie o Chmielewskiej to cios poniżej pasa, teraz to już na pewno poszukam. No.
Cieszę się, że Tobie także Pantaleon przypadł do gustu, nie ma to jak książka, przy której ma się banana na twarzy. :)
OdpowiedzUsuńAgnes,
OdpowiedzUsuńmoja perfidia nei zna granic;).
Agatoris,
wbrew pozorem takie ksiązki nei są jakoś super częste, więc tym bardziej trzeba reklamować:).
Kolega Zacofany "Pantaleona" czytał. Początek faktycznie zabawny, ale potem chyba się trochę rozlazł ten utwór. W każdym razie nie pamiętam zakończenia:(
OdpowiedzUsuńNie tyle utwór się rozlazł, co biznes trafił na naturalne bariery wzrostu. W zasadzie mogłam domyśleć się, że czytałeś, no ale ten cytowany komentarz tak mi się skojarzył, że ośmieliłam się zacytować:).
OdpowiedzUsuńAleż cytuj, cytuj:) Poczułem się jak jakiś klasyk:P W tym klimacie jest też "Ciotka Julia i skryba", czeka na powtórkę już pewnie czwarty rok:D
OdpowiedzUsuńNie dość, że niektórzy czytają Twoje teksty, to jeszcze na pamięć się uczą. Fakt, zestresować się można.:)
OdpowiedzUsuń"Julię" pewnie też powtórzę, jak dopadnę w bibliotece, ostatnio mnie faza na Llosę dopadła.
A mnie jeszcze klasycy prozy iberoamerykańskiej czekają. Wydawało mi się, że mam pojęcie jakieś o tej prozie, bo kiedyś coś Marqueza czytałam, a teraz czytam różne pozycje z serii Salsa Muzy, ale ostatnio mnie siostra uświadomiła, że póki Llosy i Sabato nie poznam, to mi się właśnie tylko wydaje;)
OdpowiedzUsuńIza, mogę prosić Cię o kontakt na e-maila vivi22@poczta.onet.pl ? Nie mogę znaleźć do Ciebie e-maila więc w komentarzu proszę o kontakt.
OdpowiedzUsuń@Iza: Skoro niektórzy się uczą na pamięć, to pomyślę o organizacji konkursu recytatorskiego "Zacofany.w.lekturze - piewca zapomnianych staroci":)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem w trakcie tej lektury i muszę powiedzieć, że mam skrajne odczucia. Z jednej strony śmieję się do łez, a z drugiej strony przeraża mnie jak można wszystko sprowadzać do usługi, a kobiety traktować jako instrumenty.
OdpowiedzUsuńTak czy owak po lekturze będę miała coś więcej do powiedzenia na jej temat.
Viv -
OdpowiedzUsuńpoza dwoma noblistami też mam kolosalne braki w moich latynoamerykańskich lekturach. Na czele własnie z Sabato.
vivi-
napisałam.
zacofany- cierpię na przypadłość zwaną śmietnikową pamięcią- niestety chyba tego się nie leczy:(.
agnieszkapohl - traktowanie kobiet jak instrumenty, to nic nowego, i pornografia, i prostytucja na tym bazują.
Tutaj prostytutki zostały potraktowane trochę jak alkohol i papierosy- państwo niby potępia, ale na tym zarabia. Zresztą pomysł MVL był prekursorski, w niektórych krajach prostytucja jest teraz legalna i opodatkowana, to już bliskie realizacji wizji z książki.
Fakt, doczytaj do końca, trochę wyraźniej wtedy zajmuje stanowisko w kwestii choćby szacunku dla kobiet. I przez kogo są tak naprawdę uprzedmiotowione.
Wiem, że prostytucja i pornografia tak działają, ale właśnie to jest takie przerażające. I czytając takie książki dociera do człowieka cały ten mechanizm. A jednak jakoś nie mogę się z tym pogodzić, że kobieta to instrument. Być może zależy to od wychowania i zasad wpojonych.
OdpowiedzUsuńPoza tym M. V. Llosa porusza tematy, które w naszej mentalności są dość szokujące. Każdy wie, że prostytucja istnieje, a nawet bywa aprobowana jednak dla nas jest to szokujące.
W każdym razie przeczytam, bo Llosę uwielbiam.
Najbardziej przerażające jest w sumie to, że prostytucja to dla kobiet ze świata opisywanego przez MVL (czyli w tym przypadku peruwiańska prowincja ok 40 lat temu), to często jedyna forma zarabiania pieniędzy, utrzymania rodziny, itd.
OdpowiedzUsuńTe kobiety podchodzą do swojego zajęcia bardzo pragmatycznie, gdyż nie mają wyboru, alternatywą jest nędza.
To prawda, ale dla mnie to i tak straszne, bo za żadne pieniądze bym nie "pracowała" w taki sposób. Ale często właśnie kobiety dlatego się na to decydują, głównie dla pieniędzy, a rzadko dla przyjemności- dla mnie zresztą wątpliwej przyjemności.
OdpowiedzUsuńTa "przyjemność" to chyba mit stworzony przez ludzi ciągnących zyski z wykorzystywania kobiet.
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zawstydziłaś, że tak luźno podeszłam do tematu, ale zaczęłam już chyba nasiąkać tymi klimatami macho u Llosy, gdzie prostytucja jest akceptowaną częścią życia (bo nie jest to pierwsza książka zahaczająca o tę tematykę) i się trochę od tego zdystansowałam.
Mam nadzieję, że przez kilkadziesiąt lat jakoś się to zmieniło.
Zgadzam się. Llosa ma takie podejście do tematu, ale może właśnie dlatego zyskał taką popularność. Za każdym razem jak czytam jego książki, zawsze tak samo mnie szokuje właśnie to "luźne" podejście do tematu, ale to wynika z mentalności. W Madrycie czy Londynie nikogo nie rusza widok całującej się pary gejów, a już w Polsce tak.
OdpowiedzUsuńPonadto, Llosa mówi o rzeczach, o których nie często głośno się mówi i nie wszędzie się mówi. Może dlatego, że nie unika on trudnych tematów, tak bardzo stał się poczytny. Pewnie znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że jest bezwstydny, ale będą i tacy, którzy docenią w to jaki sposób opowiada o tematach tabu.
OdpowiedzUsuńNa marginesie podoba mi się bardzo blog i nasza dyskusja:)
OdpowiedzUsuńDziękuję:).
OdpowiedzUsuńDodam tylko, że czytam tę ksiązkę drugi raz, za pierszym razem (miałam wtedy chyba mniej niż 20 lat), mocno mnie zniesmaczyła, oburzyła i chyba jej nawet nie doczytałam.
Teraz, po wszystkich znanych z mediów historiach o handlu kobietami (czy dziećmi), zabieraniu paszportów, faszerowaniu narkotykami, historia wizytantek zaczyna wyglądać na "prostytucję z ludzką twarzą". Tu przynajmniej kobiety wchodziły w ten proceder z własnej woli (inna sprawa, że z powodów ekonomicznych).
Na pewno MVL jest też przeciw hipokryzji, udawania, że tematu prostytutek nie ma, a przy okazji korzystania z nich na potęgę. [końcowe rozdziały]
Pewnie chciał trochę zamieszać w tym peruwiańskim bagienku.
Właśnie taką moc mają pisarze:) Pisząc, mogą wyrazić swoją dezaprobatę do tego, co dzieje się w kraju, zanegować system polityczny, ale z drugiej strony autor pisze o rzeczach uniwersalnych, które możemy znaleźć wszędzie. Tak książka może zniesmaczy zarówno młodą osobę jak i staruszkę/ staruszka, dla których temat będzie ogromnie niesmaczny. Jedno jest pewne książka warta przeczytania.
OdpowiedzUsuńNiesmaczny celowo użyte dwa razy:) Jednak, mimo tych ciężkich tematów, powiem, że bardzo lubię MVL. Chociaż po każdej jego książce muszę odreagować czymś lżejszym.
OdpowiedzUsuńO myślę, że to dobra książka na zapoznanie sie z Llosą :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka,
OdpowiedzUsuńnic dodać, nic ująć:). Książki MVL sa na tyle dobre, że można je odbierać je na różnych poziomach:).
Pozdrawiam:).
Zaczytana- w- chmurach- jesli pasuje Ci etmatyka, to czemu nie:). Zresztą dyskusje pt "która książka Llosy jest najlepsza na początek?", toczą sie na blogach od dawna, bez rozstrzygnięcia:).
Chmielewska do mnie nie przemawia, a Llosa i owszem;)
OdpowiedzUsuńChoć do tej pory z umiarkowaną skutecznością. Chyba trafiłam na jego gorsze dziełka.
Chmielewska mnie jakoś mało śmieszy ostatnio, a Pantaleon owszem:).
OdpowiedzUsuńHmm, pozostaje próbowac dalej:).
Iza- Co racja, to racja. Każdy odbierze inaczej, ale dlatego te dyskusje są takie pasjonujące.
OdpowiedzUsuń