poniedziałek, 6 czerwca 2011

Tupcio Chrupcio, nu pagadi!


Wszyscy kochaja Tupcia Chrupcia, zwłaszcza dzieci. Kolejne tomy nadciągają stadami przy okazji urodzin i świąt. Towarzyszą wyprawom do lekarza, wieczornemu usypianiu i podróżom. Ostatnio jednak zaczęłam patrzeć podejrzliwie i dyskretnie przesuwać "Tupcie" na wyższe półki. Dlaczego?
Otóż Tupcio Chrupcio teoretycznie jest grzeczną myszką. Dziwnym jednak trafem trudno dojść do takiego wniosku czytając książeczki o nim. A to ma zły dzień, a to nie chce myć zębów, a to pluje zupką. W tym szaleństwie jest jednak metoda- książeczki maja oswajać trudne momenty w życiu malucha.
Jak wygląda to jednak w praktyce?
"Dzieci, posprzątajcie zabawki!"
Odpowiedź (ewidentnie inspirowana "Tupcio Chrupcio kaprysi"): "Lubimy mieć bałagan, wtedy mamy wszystkie zabawki blisko"
"Nie lubię marchewki, ma brzydki kolor!" ("Tupcio Chrupcio- nie chcę jeść")
Pierwszą stronę "Tupcia Chrupcia. Dbam o zęby", która była naszpikowana ryzykonymi stwierdzeniami na temat szpinaku, brokułów, i innych "obrzydliwych warzyw" postanowiłam ocenzurować. Miłość do literatury ma swoje granice- wolę nie wysłuchiwać takich cytatów przy kolejnym obiedzie.
Książeczki "tupciopodobne" niby to mają pomagać dziecku oswajać otaczający go świat. Zastanawiam się jednak, czy tak naprawdę ich podstawową funkcją nie jest oswajanie rodziców z zachowaniami dzieci, a także z... własnymi reakcjami.
Mama Tupcia Chrupcia ostatecznie, mimo, że powierzchownie chwalona jak ta, która świetnie, permanentnie traci cierpliwość, ulega szantażom... Szczytem wszystkiego było dla mnie zostawienie zbuntowanego dziecka samego w parku (w "Tupcio Chrupcio kaprysi").
Wygląda więc, że mamy książeczki, które wzmacniają zarówno negatywne zachowania dzieci (a nawet uczą je nowych), jak i rodziców. Nie chcę krytykować tej serii, ale zanim wzbogacicie taką książeczką swoją biblioteczkę, najpierw chociaż ją przejrzyjcie (mają na tyle niedużo tekstu, że da się je nawet przeczytać przed zakupem). Żeby potem się nie okazało, że wyedukowane na Tupciu dziecko uzna, że robienie scen jest fajne, mycie zębów to strata czasu, a szpinak to trucizna.

6 komentarzy:

  1. Mam jedną książeczkę ,,Tupcia''. Szkoda tylko, że tak mało stron ale tak poza tym jest fajna.

    OdpowiedzUsuń
  2. No no, a wszędzie chwalą aż Tupcio puchnie z dumy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam właśnie rozkapryszonego Tupcia, bo tak jakoś pasował "pedagogicznie" i też na ten tekst Tupcia o bałaganie zwróciłam uwagę (całe szczęście - pierworodny nie wychwycił). I ta akcja w parku. Niby mama obok, ale co się dziecko spłakało, to jego. Reakcja mojego Jaśka na tę książeczkę? Kiedy tylko dochodziliśmy do etapu parku i pojawiały się te oczy w mroku, Janek zasłaniał je rączkami i ja też musiałam je zasłaniać - żeby się myszka nie bała :) A na pytanie zadane przez autorów na samym końcu, czy myszka będzie już teraz grzeczna, Janek z całą powagą trzylatka odparł "nie" :)
    Ale przeglądałam inne książeczki serii i były lepsze - zwłaszcza ta o przedszkolaku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Tupcia, podobnie jak mój trzyletni siostrzeniec:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Viv,
    trafiłaś w sedno, ta o kapryśnej myszce jest chyba najmniej udana. Najpierw seria różnych nieciekawych zachowań (niektóre same z siebie nadawałyby sie na oddzielną książkę, np. ta o niedzieleniu się zabawkami, i nagle - bach- niepowiązana z nimi akcja w parku).
    Przedszkole jest rzeczywiście lepsze (pozytywne w treści).
    Też OK jest 'Boże narodzenie". Inne chociaż biorą na tapetę jeden temat (np mycie/niemycie zębów) i pokazują z różnych stron.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cyrysia,
    jak już sie rozpisała i Viv i ja- są różne:).
    te nowsze wydania mają chyba więcej tekstu. A czy testowałaś Pana Kuleczkę?

    Agnes- postanowiam spuścić trocę powietrza z Tupciowego balona:).

    Kasandra - nie da sie ukryć, dzieci za tupciem szaleją. Zwłaszcza za tym kapryszącym.

    OdpowiedzUsuń