sobota, 16 lipca 2011

"Przygody człowieka myślącego" - Maria Dąbrowska


"Przygody..." zaczynają się jak typowa szlachecka saga rodzinna. Rok 1870. Konstanty Domont, dziedzic wielkopolskiego majątku Wrombczyn, sprowadza sobie z Warszawy żonę - piękną, choć nieposażną pannę. Niebawem rodzą się 2 córki, żona zapada na zdrowiu, umiera, dziedzic się rozpija...
Chwila moment, ta saga chyba pędzi zbyt szybko. Dwa rozdziały później córki nagle już ożenione, rodzą się kolejne dzieci. I tu dopiero akcja nieco zwalnia. Bo dopiero te dzieci - kuzynostwo Wochelscy i Tomyscy, będą właściwymi bohaterami książki. I na ich przykładzie Dąbrowska nakreśli nam losy polskiej inteligencji w pierwszej połowie dwudziestego wieku.
Proponuję teraz rozsiąść się wygodnie, bo nie będzie to przyjemna lektura. Podróż z Wochelskimi i Tomyskimi po bezdrożach polskiej historii przypominała mi jeśli nie wizytę Marsjan, to przynajmniej szkolną wymianę z Japonią. Totalny szok kulturowy.
Czego możemy dowiedzieć o warstwie inteligenckiej w przedwojennej Polsce?
Są nudziarzami. Nawet, jeśli wchodzą w wymyślne układy towarzysko-erotyczne: przynudzają. Nie wiem, jak to możliwe, ale właśnie tak jest.
Najwięksi nudziarze, o dziwo, zajmują się twórczością (pisaniem lub malarstwem, a czasem jednym i drugim). Do malarstwa trudno mi się odnieść, ale zastanawiam się, jak mozna było uprawiać kreatywny zawód nie mając wiele do powiedzenia na codzień? Albo, co gorsza, mając pustkę w środku?
Są bierni i wypaleni. Ich reakcją na wydarzenia dziejowe nie jest próba działania, ale kwękanie: ten źle, tamtem niedobrze, AK zorganizowane do niczego, polska armia to jakiś żart. Kontakt z takimi ludźmi np. w czasie wojny musiał skutecznie odbierać nadzieję. Jednym z alternatywnych tytułów dla tej książki miał brzmieć: "Myśląca trzcina" - nader adekwatnei do treści. Czy przypadkiem, jeśli inteligencja rościła sobie jakieś prawa do przewodniej roli w społeczeństwie, nie powinni raczej go inspirować i motywować?
Dość często rozmawiają używając cytatów z książek. OK - rozumiem, że wiele w życiu przeczytali, a teraz nie mają specjalnie co zrobić z tą wiedzą, więc pozostaje im wykorzystywanie jej do potyczek słownych.
Uderzyło mnie wykorzenienie: nie jest to jakimś specjalnym zarzutem. Można czerpać ze swojego dziedzictwa, można je odrzucić. Ale jeśli się je odrzuca, warto mieć coś w zamian. A tak, mam wrażenie, że jedynym łącznikiem z przeszłością, a także paradoksalnie - z rzeczywistością, są kolejne oddane gosposie.
Jako prawdziwi inteligenci Wochelscy i Tomyscy interesują się sprawami publicznymi. Jak na potomków szlachty ich zapatrywania mają wprawdzie nieco czerwone zabarwienie, no ale to akurat może nie jest takie dziwne, przynajmniej Dąbrowska nie kazała się swoim bohaterom zapisać do KPP. Namiętnie zwalczają (głównie piórem) zarówno narodowców jak i piłsudczyków. Przy czym są tak konsekwentni w swoich wyborach, że dla ich obrony są gotowi zrujnować nawet swoje życie prywatne (jedna z bohaterek ze wstrętem odrzuca rękę ukochanego, który jak na złość jest narodowcem).
Niektóre opinie, włożone w usta bohaterów budziły moją konsternację, jak choćby o "faszyście, który próbował odpokutować swoje winy walcząc z faszystami"- o zwolenniku ruchu narodowego rozstrzelanym przez Niemców, czy wielokrotnie powtarzana opinia o "Polsce, która za swoje grzechy została ukarana okupacją" (przy czym chodziło głownie o grzechy wobec polskiego ruchu robotniczego). Być może mam słabe wyczucie kontekstu i epoki, ale hasła te sprawiały mi wrażenie przeniesionych z czasów Gomułki.
Odwołuję się teraz do stereotypów, które zagnieździly się w mojej głowie, ale bohaterowie w ogóle nie przypominali mi inteligencji przedwojennej, a raczej PRL-owską (a idąc tym tropem , także tą post-PRL-owską, czyli całkiem wspólczesną). Jakoś brak było mi u nich rozmachu. Zamiast tego ostrożność, zabezpieczanie sobie bytu i poprzestawanie na małym. Także intelektualnie.
być może rozwiązanie zagadki tkwi w czasie, kiedy książka powstawała. Dąbrowska pisała i przerabiała ją do śmierci (w 1965), zresztą nie zakończyła ostatecznej redakcji, ostatnie rozdziały, często napisane wiele lat wcześniej, zostały wklejone w formie nie zrewidowanej przez autorkę. Zapewne musiała kombinować, co napisać, żeby dało się przemycić trochę przemilczanych zazwyczaj informacji (17 września, wywózki, mam wrażenie, że mignęła mi gdzieś nawet informacja o Katyniu), i może za tę cenę zrobiła z przedwojennej inteligencji stado nadętych kunktatorów. Być może zresztą tak sobie to tylko wyobrażam.
Drugim bohaterem książki (poza inteligentami) jest historia, cały pomysł książki zasadzał się zresztą na konfrontacji jednostki z historią. Dzieje Polski ulegają jednak w książce kondensacji. Akcja zaczyna się po Powstaniu Styczniowym, tyle, że ok 60% objętości zajmuje druga Wojna Światowa, a jedną czwartą - Powstanie Warszawskie. W tym miejscu bohaterowie dochodzą do ściany, zostały już tylko zgliszcza i brak nadziei. Jak dalej żyć, gdy przeżyło się koniec świata? Czy wtedy obowiązują jeszcze wcześniejsze zasady, czy nie ma to większego znaczenia?
"Przygody.." ze względu na poruszanie historycznych tematów tabu związanych z okupacją sowiecką, musiały być w swoim czasie hitem na rynku. Jednak punkt ciężkości jeśli chodzi o okrucieństwa wojny, przesunięty jest na na czesć dotyczącą okupacji niemieckiej. Autorkę można przyłapać na zaskakujących niekonsekwencjach. Jedna z bohaterek, która była świadkiem wywózki swoich krewnych na Wschód (i z której to wywózki już nie powrócili), po kilku latach z całą powagą tłumaczy nastoletniemu kuzynowi, że komuniści to ludzie, którzy chcą dobra całej ludzkości. Mam nadzieję, że wyjaśnieniem tak zaskakujących stwierdzeń jest fakt, że znajdowały się w części niepoddanej ostatecznej redakcji przez Dąbrowską, a nie wynikałyby z szaleństwa bohaterki:).
Jest jeszcze trzeci motyw przewodni - życie prywatne bohaterów, ale jak na książkę, która rozgrywa się na przestrzeni 70 lat jest go stosunkowo ...mało. wszystko przez to, że bohaterowie raczej wybrali sztukę lub powołanie (nauczycielstwo), więc na życie prywatne siłą rzeczy zostało mniej przestrzeni (a na rodzinne nie zostało go wcale). Największe wrażenie z tych wątków prywatnych zrobił na mnie opis żałoby jednej z bohaterek, oparty pewnie na osobistych przeżyciach Dąbrowskiej - majstersztyk.
Tyle jeśli chodzi o treść. Jak natomiast wypadają "Przygody człowieka myślącego' pod względem literackim?
Doskonale. Autorka nie tylko perfekcyjnie włada językiem, ale doskonale żongluje też symbolami, powtarzającymi się motywami (np. ciągła - na przestrzeni 70 lat - konieczność przedzierania się przez zielone granice - jak można życ w kraju, który jest permanentnie podzielony?). Świetnie operuje skrótem - akcję dopełniają sny bohaterów, najsilniejsze wrażenie robi taki dwustronicowy - o płonących dzieciach wyrzucanych przez okno - obrazujący tragedię warszawskiego getta.

I fundamentalne pytanie - czytać, czy nie czytać? Szczerze mówiąc - spodziewam się teraz lawiny komentarzy "to nie dla mnie". Na mnie książka zrobiła duże wrażenie, aczkolwiek myślę, że mogłaby być lepsza, gdyby autorka nie uwikłała się w grę z cenzurą (i autocenzurą). Brak wolności słowa to prawdziwa plaga, musiał być potwornie męczący dla twórców, a teraz męczy czytelników. Chociaż prawda zawsze gdzieś wycieknie bocznymi kanałami, a autorce niektórymi obserwacjami udało się wyprzedzić swoje czasy.

źródło zdjęcia:lubimyczytac.pl

16 komentarzy:

  1. Wyłamię się, bo "Przygody" mam w planach od dawna mimo niezbyt korzystnych opinii:) Ale najpierw porządna i smakowita lektura "Nocy i dni", nie wiem, jak zniosę panią Niechcicową po raz drugi:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż "Nocy i dni" jeszcze nie czytałam. Najwcześniej w planach w przyszłym roku, bo to spotkanie z Maryśką było prawie 2 miesiace temu, ale jeszcze się nie otrząsnęłam:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również mam przed sobą tę lekturę. Mam na szczęście inne doświadczenia z panią D. rozpoczęłam z nią znajomość od opowiadań, by następnie przejść do "Nocy i dni", których jestem fanką, podobnie jak np. Nad Niemnem, Orzeszkowej ;) Zdaję sobie jednak sprawę, że nie wszystkie wątki opisywane przez Marię D. mogą być strawne w dzisiejszych czasach, samo zresztą poznawanie tej persony poprzez jej dzienniki nasuwa wiele kontrowersyjnych skojarzeń, ale wydaje mi się, że nie do końca my, współcześni mamy prawo wypowiadać się o inteligencji przed wojennej, gdyż dzisiaj niestety inteligencji jak na lekarstwo a bida w kraju i ucisk jak była, tak jest. Niemniej, zawsze to podkreślam, o gustach się nie dyskutuje. Ja tam Maryśkę lubię, pomimo że miała zady i walety ;D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dobrze, że przypomniałaś Dąbrowską! "Noce i dnie" uwielbiam. "Dziennikom" poświęciłam kiedyś całe wakacje. A "Przygody człowieka..." jakoś odpuściłam, bo ciągle czytałam, że powieść nieudana. Grzech zaniedbania naprawiłam i już na allegro kupiłam.
    Co do poglądów, to zawsze było jej bardziej w lewo (co nie przeszkadza mi się zachwycać jej pisarstwem). Wynotowałam w raptularzu mnóstwo cytatów, np.: "Endecja wyrzuca wszystek jad, ślinę i gazy trujące przeciwko obecnemu rządowi"; "Jaki to rak na cudnym ciele Polski to endectwo" oraz "stare truchło Dmowski" - barwnie. Jest i o moim Podkarpaciu: "Opowiedziałam Mamusi o endecko-klerykalnej dulszczyźnie środowiska" - i tak, dzięki Bogu, jest do dzisiaj.
    Choć się w wielu miejscach nie zgadzałam, czytałam dziennik jako pamiętnik epoki. Styl pisarki znakomity, a ostatni tom żegnałam z żalem - smutny schyłek życia, samotny, bolący...
    Zatem, Izo, nie smęcisz. Jest dobrze:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Basiu,
    witam u mnie na blogu.
    Nie oceniam tutaj inteligencji ani przedwojennej, ani powojennej (Hitler i Stalin robili co mogli, żeby ich wyniszczyć, zreszta z sukcesami), tylko bohaterów tej konkretnej książki. Mam wrażenie, że przez czas w którym powstalą jest nieco zwichrowana. I nawet nie winię za to autorki, alternatywą było pewnie pisanei do szuflady, albo emigracja.
    Również pozdrawiam:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapewne... Dokładnie tak samo, jak w dzisiejszej Polszcze ;) Ale cóż, każdy ma takie czasy i takich artystów, na jakich zasługuje. Powiem ci jednak, że gdyby dzisiejsza lewica wyglądała tak, jak ta przedwojenna, pewnie więcej ludzi by w niej siedziało. Na całe szczęście, że dzieło to jedno a pisarz i jego prywatne beboki, to dwie różne sprawy. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Książkowcu,
    może i "Przygody" są nieudane (ostatecznie to historia nudnych ludzi, którzy maja nudne życie), ale jako portret epoki i pewnej mentalności bronią się nieźle, a nawet lepiej niż nieźle. MD wykazuje tu nawet zdolności profetyczne:). Jeśli poglądy MD na narodowców były takie jak cytujesz, to i tak dobrze, że w Przygodach co bardziej kontrowersyjne stwierdzenia włożyła w usta bohaterom dalszego planu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Barbaro,
    lewica teraz i 70+ lat temu to 2 zupełnie różne bajki. Już pomijam postkomunistyczne korzenie, ale teraz nikt nei zajmuje sie sprawami socjalnymi, tylko obyczajowymi:).
    W dzisiejszej Polsce jeśli ktoś sobie skrobie jakieś niepoprawne książki, to już chyba wyłacznie do szuflady, bo odbiorcy wolą McPapkę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Iza, nawet nie wiesz ile sprawiłaś mi radości i przyjemności jednym swoim zdaniem! Bardzo Ci dziękuję ! :o*

    OdpowiedzUsuń
  10. Sabinko,
    no to cieszę się:). Ale moim zdanem naprawdę wywołaąś sporo pozytywnego fermentu:).

    OdpowiedzUsuń
  11. :):):)
    Może dlatego, że ciepło mnie przyjęłyście w świecie moli :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie też Twoja recenzja zdecydowanie zachęciła do kontaktu z tą książką, choć nie wygląda mi na lekturę szczególnie przyjemną w odbiorze. Ciekawe, jak wyglądałaby książka w kształcie ostatecznym, gdyby nie cenzura i śmierć autorki.
    Ze zdumieniem przed chwilą wyczytałam, że istnieje jeszcze jedna edycja tej książki, w formie zbioru opowiadań, pod tytułem "A teraz wypijmy" w edycji T. Drewnowskiego z 1981 roku. Ciekawie byłoby porównać. Biorąc pod uwagę ambitne warianty tytułu, jakie rozważała Dąbrowska, nie byłaby chyba zachwycona wersją Drewnowskiego. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękna wyczerpująca recenzja. Chyba jednak skuszę się na tę pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja przypomnę sobie najpierw Noce i dnie- bardzo mi się podobała. Pania Niechcic musiałam znosić latami, powiem więcej kocham ją, bo należy do moich najbliższych krewnych, choć łatwo nie jest. Z latami złagodniała i czasami bywa całkiem znośna. A po tem kto wie, może zabiorę się za przygody. Czasami trzeba zadać sobie trochę trudu, aby przebrnąć przez lekturę, bo na końcu okazuje się, że było warto.
    Guciamal

    OdpowiedzUsuń
  15. Lirael,
    autorka wałkowała ją przez tyle lat, że gdyby żyła, zapewne dopiero nabierałaby ona ostatecznych kształtów. Nie dziwię się, że z odrzuconym materiałów dało się zmontować coś zupełnie różnego od oryginału:).
    Cyrysia,
    zdumiewasz mnie tą chęcią sięgnięcia po książkę:). Podobnie zresztą jak inni komentatorzy, spodziewałam się odwrotnych reakcji:).

    OdpowiedzUsuń
  16. Guciamal,
    już wiem, dlaczego sie boję "Nocy i dni" w wersji książkowej- może sie okazać, że Barbara N. to ja:). To dopiero pasztet:).

    OdpowiedzUsuń