poniedziałek, 1 sierpnia 2011
Monografia grzechów i...książkowe "Filety"!
"Monografia grzechów. Z dziennika 1978-1989", Krystyny Kofty. Publikacja tej książki była wynikiem nieudanej próby napisania powieści o czasach późnego PRL. Autorka zauważyła, że pamięć zarówno jej, jak i innych świadków tamtych lat zaczyna sie rozmywać, że naginają tamtą rzeczywistość do współczesnych schematów. Stąd recykling wydawniczy autentycznych okruchów pamięci - dzienników autorki. To książka dla podglądaczy, można w detalach poznać jej życie, także to baaaardzo prywatne. Ci, którzy nie czytają tabloidów, ale mimo to nie stronią od ploteczek, znajdą tu sporo ciekawego materiału. Do tego sporo rozważań na temat właśnie książek powstających (już wiem, że nie sięgnę po żadną, może poza "Wiórami") i przeczytanych a także polityki (siłą rzeczy to rozważania mocno zwietrzałe). W tle warszawka. Znani pisarze (z reguły zupełnie innymi żonami niż w tej chwili), wykładowcy akademiccy, dzieci prominentów... taka sobie kronika towarzyska sprzed 20-30 lat.
To także portret kobiety, kóra stara się żyć jak najmniej PRL-owo - czytać dobre książki, rozmawiać z ciekawymi ludźmi. To także portret związku z drugim człowiekiem. Małżeństwo Koftów to układ sią rzeczy dynamiczny, będący wypadkową wielu zmiennych. Jednak błędem byłoby ocenianie go po pozorach (to na marginesie dyskusji z poprzedniego posta o Magdalenie Samozwaniec i jej mężu).
"Filety a la Zander czyli Eksponaty z lamusa historii" to książka ustrzelona w Dedalusie za kilka groszy. Uznałam, że ze względu na tytuł mojego bloga, muszę ją chociaż przejrzeć. I słusznie mi się wydawało. Ten zbiór zabawnych historycznych ciekawostek i smakowitości (autor szczególnie koncentruje się na historii Francji i ... żywotach świętych), uprzyjemniały mi czas min. w komunikacji miejskiej. Książka ma jedną wadę - jest za krótka.
Etykiety:
dzienniki,
eseje,
H.C. zander,
historyczne,
Krystyna Kofta,
Polska,
Szwajcaria
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przeczytałam kiedyś tej autorki "Chwała czarownicom" i wspominam jak najgorzej, dlatego więcej nie sięgnę. Chociaż PRL kusi, bo to mój czuły punkt.:)
OdpowiedzUsuńCzytałam akurat ,,Wióry,, Kofty i muszę przyznać, że ta książka mnie zaskoczyła.
OdpowiedzUsuńByła na prawdę dobra i ciekawa.
Nawet, gdzieś tam na swoim blogu parę słów o niej skrobnęłam :)
Niestety inne pozycję Kofty już mi nie zasmakowały :(
Druga pozycją natomiast bardzo mnie zaciekawiła :)
Będąc w bibliotece rozejrzę się za nią :)
Ta pozycja jednak mnie zainteresował i chętnie dowiem się o niej czegoś więcej.
OdpowiedzUsuńCo do pani Kofty nie mam zdania, nie znam, nie czytałam, nie bedę się deklarować, że przeczytam, ze względów wiadomych, ale druga pozycja zainteresowała mnie w kontekscie planowanego bliższego kontaktu z Francją (literaturą, kulturą i sztuką). No i chcę wreszcie zacząć łowy w Dedalusie, czekałam do wypłaty :)
OdpowiedzUsuńJa tylko w kwestii długowieczności pani Kofty. Literóweczka :) A komentarz wywal, bo niepotrzebny :D
OdpowiedzUsuńFilety brzmią zachęcajaco:)
OdpowiedzUsuńKofty nie lubię, ale filety mi przypominają jak siostra w sklepie wypatrzyła T-shirt z ...nazwą swojej własnej firmy :D Oczywiście, kupiła ją i teraz dumnie nosi, ciągle ją namawiam, żeby sobie z tyłu walnęła jeszcze e-mail ;)
OdpowiedzUsuńKsiążkowcu,
OdpowiedzUsuńprzeglądałam glównie pod kątem przydatności do "Płaszcza zabójcy". PRL-owskie tropy ciekawe, ale im bliżej 1989, tym mniej mi się podobało, klimaty typu "GW" się zaczęły.
Biedronko,
namierzyłam tę notkę:). Nie będę deklarować, że już od razu rzucam się na poszukiwania, ale jak wpadnie mi w ręce to przeczytam:).
Guciamal,
OdpowiedzUsuńnawet bym Ci przesłała, ale mój egzemplarz zamierzam podarować pewnemu koneserowi. Jak uda mi się namierzyć Filety przy kolejnej wizycie w Dedalusie, to może zainwestuję w kilka egzemplarzy. W podobnym klimacie są "Wzloty i upadki królów Francji" Ludwika Stommy- takie lekkie i dowcipne eseje.
Bazylu-
OdpowiedzUsuńdzięki. Bardzo perfidna literówka:).
Ola-
będzie możliwość zapoznania się z Filetami, jak się wreszcie spotkamy, bo uznałam, że są bardzo w stylu R.:).
Kornwalia-
mam się rozglądać za gadżetami z twoim nickiem:)? W wersji angielskiej nie powinno być problemu:).
Nie, wolę być cudownie anonimowa ;)
OdpowiedzUsuńGdy byłam kilka tygodni temu w Krakowie, to codziennie odwiedzałam siedzibę dedalusa i zaopatrzyłam się tam w takie perełki za bezcen, że głowa mała!
OdpowiedzUsuńKrótkość ksiażek to zazwyczaj ich największa wada;P
Scathach, bardzo tam są zacne skiążki, bardzo. Zwłaszcza w porównaniu z innymi przybytkami taniej ksiązki:).
OdpowiedzUsuń