piątek, 25 marca 2011

Między nami Nowojorczykami - Cathleen Schine



"Najpierw musisz uwierzyć w siebie, a potem o sobie zapomnieć"- mawiała Mila Borejko do swojej (przeżywającej męki dorastania) córki Idy.
To powiedzenie przypomniało mi się, gdy czytałam o pogubionych nowojorczykach, których łączy nie tylko to, że są mieszkańcami jednej ulicy, ale także, że żyją głównie dla siebie. A jednocześnie wykazują często pewien pozimo niedojrzałości, i to niezależnie od wieku (podobnie jak Ida B.) A że nie jest tak łatwo otworzyć się na innego człowieka, rolę "agentów zmian" przejmują psy, gdyż zajmując się czworonogiem, często trzeba "zapomnieć o sobie", ponieważ pies, w przeciwieństwie do dorosłego człowieka, niespecjalnie potrafi pójść na kompromisy. Zwierzaki budzą w swoich właścicielach pokłady altruizmu i wrażliwości, które pozwolą im z kolei jeśli nie zmienić swoje życie, to chociaż dowiedzieć się czegoś o sobie, aby następnie żyć bardziej świadomie.
Pisze się często, że książka jest portretem zbiorowości, ale tak naprawdę do jej powstania przyczyniły się (choć nieświadomie) właśnie czworonogi, choćby dając pretekst do interakcji.
"Między nami...", to typowa powieść obyczajowa, bez specjalnie pogłębionej psychologii. A jej celem jest dostarczenie relaksu i odstresowanie. Mocno przypomina twórczość coraz bardzie ostatnio popularnej Maeve Binchy.
Jeśli potrzebujecie takich doznań- spokojnie możecie sięgnąć po tę książkę. Odradzam natomiast jeśli akurat potrzebujecie mocniejszych wrażeń.

P.S. Książkę wygrałam u Maioofki. Jeszcze raz bardzo dziękuję:).

Zdjęcie ze strony wydawcy.

8 komentarzy:

  1. z chęcią bym pożyczyła:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam mieszane co do tej książki i się cały czas nad nią zastanawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bujaczek,
    to jest książka z nurtu "pokrzepiające czytadło", rzadko takie czytam, ale moim zdaniem sprawdza się w swojej roli.
    Pod warunkiem, ze trafi na odpowiedni moment.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie "zbawcze" działanie psów na ludzi miało tam miejsce może w dwóch przypadkach. A może nawet nie, bo projekcja uczuć z córki na zwierzę nie była zasługą tego ostatniego jak sądzę ;)
    I zaskoczyłaś mnie tą niedojrzałością bohaterów - dla mnie były to całkiem typowe amerykańskie postaci! Chyba mam o nich po prostu marne mniemanie :P

    Ale w konkluzji się zgadzamy - to książka na jeden raz, dla relaksu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może zbawcza rola to faktycznie dużo powiedziane (a te przykłady to może George...i Doris- w finale?), ale ogólnie bilans współżycia z czworonogami wychodził raczej na plus.
    Postaci są nie tyle typowo amerykańskie, co typowo nowojorskie, tu mi niedojrzałość emocjonalna (niezależna od wieku) pasuje nieco bardziej.
    Ale co ja tam w zasadzie wiem o Amerykanach:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, George w pewien sposób - choć w sumie psy go nie zmieniły w żaden sposób, a jedynie okazały się bardzo przydatne w ujawnieniu jego umiejętności ;) Zakończenie wątku Doris było jednym z najsłabszych elementów fabuły. Ona się nie zmieniła ani na jotę, tak myślę, a tylko poszła pewnie zatruwać życie komuś innemu :D

    Nie neguję Twojej oceny bohaterów jako niedojrzałych - możesz mieć zupełną rację tutaj. Sama nazwałam ten ich stan zagubienia dziwactwami, ale to pewnie ta allenowska neurotyczność nowojorczyków. Rach-ciach i już mamy ich zaszufladkowanych ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi się mocno skojarzyła z "Piątą Aleją" pani Bushnell:). Rozgryzlaś mnie, szufladkowanie to moja specjalność:).

    OdpowiedzUsuń